Piotr Paduszyński: Kot jest potrzebny każdemu z nas

Skoro ustawodawca nie musi mieć respektu dla nikogo, łatwo mu wierzyć w swoją nieomylność.

Publikacja: 25.01.2022 10:08

Piotr Paduszyński: Kot jest potrzebny każdemu z nas

Foto: Adobe Stock

Każdy kij ma dwa końce i można nieźle oberwać tym, który mocno trzymamy. Wie to każdy. Tę mądrość praktyczną wynosimy z domu. Nakazuje nie cieszyć się chwilową przewagą, ale pamiętać, że każda sytuacja ma swoje dobre i złe strony.

Takim kijem jest m.in. faktyczne zwasalizowanie przez PiS Trybunału Konstytucyjnego, który stał się tworem całkowicie przewidywalnym, w którego autorytet i samodzielność nie wierzą chyba nawet politycy PiS poszukujący w nim konstytucyjnego wsparcia lub po prostu stempla dla swoich potrzeb. Ale kiedy kota nie ma, myszy harcują.

Teraz można wszystko

W Polsce nieobecnym kotem jest tenże strażnik konstytucji, a myszami większość parlamentarna, która teraz może działać na zasadzie hulaj dusza, piekła nie ma. Oczywiście wreszcie nie można powoływać się na rzekomy imposybilizm prawny, o którym jeszcze przed objęciem władzy niejednokrotnie wspominał Jarosław Kaczyński. Nie ukrywał zresztą, że stawia na demokrację instytucjonalną z rozbudowanymi mechanizmami kontroli, demokrację aktu wyborczego odradzającą się co parę lat, by wynikiem wyborów usprawiedliwiać wszystko i wszystkich, którym udało się akurat załapać na większościową listę wyborczą. Rzeczywiście teraz można wszystko. Można przepychać ustawy, które kiedy indziej nie miałyby żadnej szansy. Można to robić w tempie dowolnym, często z zaskoczenia lub nawet w dowolnym miejscu, można ignorować potrzebę przygotowania się obywateli do wejścia w życie tych przepisów, czy też nawet jednobrzmiące przepisy konstytucji, np. wysyłając na zieloną trawkę sędziów Sądu Najwyższego. Póki sondaże są niezłe, można wszystko, rzeczywiście, hulaj dusza...

Nie nakazy, tylko wskazówki

Patrzę na to z mojego poletka adwokata parającego się swoim zawodem już ponad ćwierć wieku, a od dwudziestu lat wychowującego kolejne aplikantki i aplikantów, którzy mają się nauczyć nie tylko stosowania prawa, ale i tego, jak nie zrobić sobie i swoim klientom krzywdy nie tylko przez błąd, ale czasem właśnie przez drogę na skróty lub poczucie, że można więcej, niżby wypadało. Jedną z materii, której się uczyłem jako aplikant, i której się uczą kolejne pokolenia aplikantów, są zasady etyki adwokackiej. Kiedyś patrzyłem na nie jako na zbiór nakazów i zakazów. Z biegiem lat i nabywaniem doświadczenia zacząłem je postrzegać jako zbiór wskazówek, jak postępować, aby po jakimś czasie nie znaleźć się w wysoce dyskomfortowej sytuacji dla siebie czy dla innych, by nie ryzykować utraty twarzy, pieniędzy czy klientów. Patrząc na zbiór zasad etyki adwokackiej, nie przyjmuję perspektywy możliwych kar i konieczności tłumaczenia się przed rzecznikiem lub sądem dyscyplinarnym. To jest gdzieś w tle, ale nie na pierwszym planie. Dla mnie jest to przede wszystkim zbiór dobrych praktyk i ostrzeżeń przed chodzeniem na skróty. Czy to oznacza, że rzeczników dyscyplinarnych i sądy dyscyplinarne adwokatury należałoby odesłać do lamusa? Skądże. Taki kot w domu się zawsze przyda, chociażby po to, żeby również mnie nie przyszła do głowy podstępna myśl, że może jednak nagnie się owe dobre praktyki do potrzeby tej jednej jedynej sprawy, albo potem zignoruje się zawarte w nich ostrzeżenia przy drugiej, która z pewnością przyjdzie, później trzeciej, czwartej i kolejnych... Uważanie, że jest się wolnym od pokusy takiego myślenia, złudzenia, że wszystko można, jest zwykłą arogancją, dlatego ów przysłowiowy kot jest potrzebny każdemu z nas.

Na zasady i ograniczenia dla ustawodawcy wynikające z orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego, jak i na samo istnienie niezależnego od parlamentu sądu konstytucyjnego warto patrzeć z podobnej perspektywy. Ich istnienie niekoniecznie musi oznaczać zewnętrzne hamulce dla ustawodawcy. Dotychczas większość orzeczeń Trybunału jednak konstatowała zgodność z konstytucją kontrolowanych ustaw. Istnienie niezależnego sądu konstytucyjnego to jednak stałe przypominanie, że zasady, których należy przestrzegać, nie powstały z niczego, że są dobrymi praktykami prowadzenia spraw publicznych, w tym ustawodawstwa. Że wcale nie jest tak, że wszystko można, że co prawda wiele można, ale lepiej robić to z ostrożna, bo w razie gdybyśmy nie byli ostrożni, to zawsze jest ktoś, kto może nas ustawić do pionu.

Dobra pora na rozgrywki

W ten właśnie sposób patrzę na prawne perypetie Polskiego Ładu, który wystrzelił jak noworoczne fajerwerki. Oczywiście termin vacatio legis przewidziany w ustawie z 20 lipca 2000 r. o ogłaszaniu aktów normatywnych i niektórych innych aktów prawnych został zachowany. Nie zmienia to jednak faktu zafundowania wszystkim kluczowych zmian w podatkach na ostatni dzwonek. Ustawę opublikowano 23 listopada 2021 r., czyli na mniej niż 40 dni przed jej wejściem w życie, w okresie, w którym księgowi, doradcy podatkowi, przedsiębiorcy domykają rok podatkowy, a ci, którzy nie muszą wtedy intensywniej pracować, szykują się do świąt Bożego Narodzenia i sylwestra.

Doświadczenia zawodowe moje i moich klientów nauczyły mnie, że jest to wygodny czas na rozgrywki biznesowe lub korporacyjne, a to dlatego, że druga strona może mieć wtedy problem z zasięgnięciem porady skoncentrowanych na innych sprawach doradców, prawników, księgowych.

Nie było czasu na larum

Oczywiste jest, że zmiany podatkowe powinny się zbiegać z początkiem roku, ale żeby ogłaszać rewolucję podatkową tuż przed końcem poprzedniego, na to bym nie wpadł. Jako przewodniczący komisji doskonalenia zawodowego Okręgowej Rady Adwokackiej w Łodzi wiem doskonale, jaki mieliśmy problem ze znalezieniem wykładowcy, który na szybko przeprowadzi szkolenia ze zmian przepisów podatkowych dla adwokatów naszej Izby, bo przecież jedynie część specjalizuje się w prawie podatkowym. A co ma powiedzieć przeciętny Kowalski? I to niezależnie od tego, czy jest przedsiębiorcą czy też jego pracownikiem, a nawet – jak się okazało na przykładzie nauczycieli – pracownikiem sektora publicznego.

Wprowadzanie tak daleko idących zmian demolujących budżety rodzinne na następny rok lub lata, a przynajmniej wprowadzających ogromną niepewność na ostatnią chwilę, w sposób w praktyce uniemożliwiający przeprowadzenie jakiejkolwiek sensownej i powszechnej akcji edukacyjnej świadczy jedynie o przedmiotowym traktowaniu podatników. Nie jak obywateli, z którymi należy prowadzić rozsądny dialog, otrzymując i analizując informację zwrotną inną niż sondaż, ale jak stado, które ma zaufać przewodnikowi, że zrobi dla niego wszystko co dobre, i że wszystko co zrobi, będzie dobre i mądre. A przecież tak nie zawsze jest, i to często mimo najszczerszych chęci oraz wysiłku owego przewodnika. To, że wyskoczą takie kwiatki jak obniżenie wypłat dla nauczycieli, świadczeń emerytalnych czy jeszcze inne, które są dopiero przed nami, to – wobec skali zmian – było oczywiste dla każdego praktyka. Gdyby przyjęto dłuższy okres między opublikowaniem ustawy a jej wejściem w życie, byłoby więcej czasu, aby przynajmniej ci, którzy będą ją stosować, się jej nauczyli, przetestowali na sucho jej możliwe skutki. A wtedy byłby jeszcze czas na larum, a dla ustawodawcy na wprowadzenie niezbędnych korekt i poprawek, tak by przynajmniej na starcie uniknąć kompromitacji takiej, jaką zafundował sobie PiS, doprowadzając do zmniejszenia wypłat dla nauczycieli czy emerytów.

I to jest właśnie ten drugi koniec kija. Skoro ustawodawca nie musi mieć respektu przed kimkolwiek, to łatwiej o nieostrożność, błąd czy wiarę w cuda lub równą jej wiarę we własną nieomylność. A wtedy dużo łatwiej o kompromitację, od której zaczął się ów rzekomy ład. Co będzie dalej? Zobaczymy.

W każdym razie, patrząc na to, co PiS zrobił z Trybunałem Konstytucyjnym, warto czasem sobie zanucić refren starej piosenki Lady Pank:

Każdy kij ma dwa końce, więc się w duchu śmiej

Każdy kij ma dwa końce, więc się w duchu śmiej

W duchu śmiej

Tym, którzy nie pamiętają, przypomnę, że ukazała się ona w wydanej w 1988 r. drugiej części albumu „O dwóch takich, co ukradli księżyc".

Autor jest adwokatem

Każdy kij ma dwa końce i można nieźle oberwać tym, który mocno trzymamy. Wie to każdy. Tę mądrość praktyczną wynosimy z domu. Nakazuje nie cieszyć się chwilową przewagą, ale pamiętać, że każda sytuacja ma swoje dobre i złe strony.

Takim kijem jest m.in. faktyczne zwasalizowanie przez PiS Trybunału Konstytucyjnego, który stał się tworem całkowicie przewidywalnym, w którego autorytet i samodzielność nie wierzą chyba nawet politycy PiS poszukujący w nim konstytucyjnego wsparcia lub po prostu stempla dla swoich potrzeb. Ale kiedy kota nie ma, myszy harcują.

Pozostało 93% artykułu
Rzecz o prawie
Małecki: Czy Łukasz Ż. może odpowiadać za usiłowanie zabójstwa?
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa