Informacja o mobilizacji ogłoszonej przez prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego przestraszyła część polskich przedsiębiorców, szczególnie tych, którzy korzystają ze wsparcia pracowników zza naszej wschodniej granicy. Wczytują się teraz w ukraińskie przepisy, by wiedzieć, czego mają się spodziewać. Zastanawiają się, czy będą się musieli rozstać z pracownikami, którzy zostaną wezwani do obrony swojej ojczyzny?
Z oficjalnych rejestrów ZUS wynika bowiem, że obecnie w Polsce jest już prawie milion takich pracowników. A licząc razem z zatrudnionymi w szarej strefie, może być ich nawet dwa razy więcej. W większości to mężczyźni, którzy mogą zostać objęci mobilizacją.
Srogie kary dla dezerterów
– Aktualna mobilizacja dotyczy około 300 tys. rezerwistów, którzy przewinęli się przez szeregi ukraińskiej armii od 2014 r., gdy rozpoczął się konflikt zbrojny wywołany przez Rosję – mówi Jurij Kariagin, przewodniczący Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników Ukraińskich. – Chodzi więc tylko o tych, którzy mają doświadczenie z bronią i służbą w armii.
Czytaj więcej
Każdy adwokat dostanie instruktaż, jak występować o wizę humanitarną dla obywatela kraju napadniętego przez Rosję.
Z informacji „Rzeczpospolitej” wynika, że od momentu eskalacji konfliktu przez Rosję rezerwiści byli już kilka tygodni zatrzymywani na granicy przez ukraińskie służby. Wcześniej nie było takich ograniczeń i spora grupa z tych 300 tys. rezerwistów jest obecnie zatrudniona w Polsce. Będą teraz musieli zdecydować, czy stawić się na wezwanie ukraińskiej armii. Jeśli tego nie zrobią, zostaną uznani za dezerterów, którym grozi wieloletnie więzienie. Pozostanie w Polsce może odciąć ich więc na stałe od ojczyzny.