W Polsce szykują się duże zmiany w związku z dyrektywą unijną „Women on boards”. Duże spółki giełdowe do końca czerwca 2026 r. muszą zmienić swoje władze tak, by przynajmniej 40 proc. członków rady nadzorczej było z niedoreprezentowanej płci. Ewentualnie, w zależności od ostatecznego rozwiązania legislacyjnego, musi to być 33 proc. członków zarządów i rad nadzorczych. Od tych poziomów Polskę dzieli przepaść. – Dziś pierwsze z tych kryteriów spełnia tylko 16, a drugie 24 spółek spośród 140 największych firm notowanych na polskiej giełdzie – mówi Aleksandra Włodarczyk, współzałożycielka 30% Club Poland.
Osiem krajów UE ma obowiązkowe parytety płci dla spółek giełdowych. Dziesięć, w tym Polska, ma jedynie łagodne zalecenia. Z kolei dziewięć krajów nie ma żadnych wymogów. – Największy i najszybszy wzrost udziału kobiet we władzach firm był w tych krajach, które wprowadziły parytety połączone z bolesnymi karami. Najostrzejsze sankcje są w Grecji i we Włoszech. Skoro na raczej konserwatywnym południu Europy regulacje radykalnie zwiększyły udział kobiet, to mamy nadzieję, że dyrektywa UE zmieni także sytuację w Polsce – mówi Monika Jezierska, partnerka EY Polska i członkini zarządu Fundacji Liderek Biznesu. Przypomina jednak, że uchwalenie dyrektywy zajęło dziesięć lat, bo państwa nie były w stanie się porozumieć. To nie jest optymistyczna prognoza co do jej wdrożenia w naszym kraju. Jedno jest pewne: czeka nas rewolucja kadrowa.
GPW wspiera inicjatywy na rzecz zwiększenia równowagi płci. – Motywacją dla spółek są postawy i oczekiwania akcjonariuszy. Firmy, które promują różnorodność w swoich organach decyzyjnych, są bardziej odporne na zmienne warunki rynkowe – podkreśla Izabela Olszewska z zarządu GPW.
Firmy z większą liczbą kobiet na stanowiskach zarządczych są też bardziej innowacyjne i osiągają lepsze wyniki finansowe. – Badania McKinsey & Company wykazały, że firmy, w których zarządy składają się z co najmniej trzech kobiet, osiągają o 41 proc. wyższą stopę zwrotu z kapitału oraz o 56 proc. lepsze wyniki operacyjne – wskazuje Nadia Kurtieva, ekspertka ds. zatrudnienia Konfederacji Lewiatan.
Walka ze stereotypami na rynku pracy. Dyrektywa unijna to nie wszystko
Dyrektywa może wywołać kadrową rewolucję, ale żeby zmiany miały charakter długofalowy, muszą sięgać głębiej. – Tradycyjny, oparty na wzorcach kulturowych podział na role kobiece i męskie sprawia, że od dziecka przyswajamy pewne schematy i począwszy od piaskownicy, zachowujemy się zgodnie z wpajanymi nam rolami – mówi Kazimierz Sedlak, dyrektor Sedlak & Sedlak. Dodaje, że coraz częściej zdajemy sobie sprawę, że nie jest to właściwe, ale trudno zmienić tradycję i wzorce kulturowe. Oczywiście zmiany następują, ale są powolne. – Tu bardzo dobrym przykładem zmian jest Polska, bo w ostatnich latach liczba kobiet kończących wyższe studia jest większa od liczby mężczyzn. Jest to bardzo dobrym wskaźnikiem równouprawnienia i wzrostu roli kobiet na rynku pracy – dodaje.