„Rzeczpospolita” ustaliła, co kryje się za złożeniem przez prezesa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia wniosku o odwołanie pierwszej wiceprezes Małgorzaty Motylow. Pretekstem ma być jej „niesubordynacja”, czyli to, że w styczniu 2022 r. bez zgody prezesa poszła na posiedzenie sejmowej komisji, która badała bulwersujący wyjazd delegacji NIK na Białoruś. Prezes Banaś wymierzył jej za to naganę. Teraz, po wyborach, chce to wykorzystać do jej odwołania.
Pięć osób z NIK, w tym społeczny doradca prezesa, jego syn Jakub, w grudniu 2021 r. udało się do Mińska na rozmowy ze swoim białoruskim odpowiednikiem – najwyższym organem kontroli, instytucją podlegającą bezpośrednio Aleksandrowi Łukaszence. Miało chodzić o kontrolę w Puszczy Białowieskiej dotyczącą m.in. „dzikiej fauny i flory”.
Tajemnicza wyprawa NIK na Białoruś
Wyjazd, na który zgodę wydał sam Marian Banaś (nie informując zastępców), wywołał falę krytyki i zarzuty o działanie „sprzeczne z interesami państwa polskiego” i „legitymizację dyktatora”. Sprawę chciała wyjaśnić Komisja ds. Kontroli Państwowej, której NIK podlega. Prezes pytania kwitował hasłami o „politycznej nagonce”.
Czytaj więcej
Spotkanie prezesa NIK z marszałkiem Hołownią było nie tylko kurtuazją. Banaś miał przynieść listę „swoich ludzi” i wniosek o odwołanie wiceprezes Izby.
Na posiedzenie przybyli także zaproszeni przez posłów wiceprezesi NIK: Małgorzata Motylow i Tadeusz Dziuba, co wkrótce miało swoje konsekwencje. Szef Izby ukarał ich naganą z wpisaniem do akt, uznając to za samowolę.