W atmosferze skandali korupcyjnych i gdy kryzys finansowy uderzał z całą siłą we włoskie państwo, musiał przed jedenastu laty odejść ze stanowiska premiera. Potem była operacja na otwartym sercu, pokonanie raka, ciężki przypadek covidu i wizyty w szpitalach, których liczby nikt już chyba nie zna. Były też niekończące się procesy i zarzuty molestowania seksualnego. Ale ten, którego we Włoszech zwykło się nazywać „il cavaliere” („rycerz”), znów znajdzie się w tę niedzielę w centrum gry.
Pozorny umiar
Jego Forza Italia, która na początku tego wieku zbierała 30 proc. poparcia i była największym ugrupowaniem kraju, jest co prawda tylko cieniem samej siebie: może liczyć w sondażach na około 8 proc. głosów. To zdecydowanie mniej niż dwa pozostałe ugrupowania, na które będzie składała się koalicja skrajnej i populistycznej prawicy przejmująca władzę w Rzymie: Fratelli d’Italia (25 proc.) Giorgi Meloni i Liga (13 proc.) Matteo Salviniego.
Czytaj więcej
Nie ma drugiej takiej kariery w Unii. 86-letni miliarder po niedzielnych wyborach wróci do wielkiej polityki.
Jednak potencjał wyborczy Silvio Berlusconiego jest wystarczająco duży, aby nic w tym trójkącie nie mogło się wydarzyć bez jego udziału.
W styczniu założyciel koncernu Mediaset chciał zostać nowym prezydentem kraju. Operacja się jednak nie udała, bo w poczuciu obowiązku wobec państwa 81-letni Sergio Mattarella zdecydował się w końcu na drugą kadencję i uzyskał stosowne poparcie w parlamencie.