Fanka Mussoliniego na drodze do władzy

Giorgia Meloni to pierwsza kobieta, która po niedzielnych wyborach najpewniej zostanie premierem Włoch. Jak zapewnia, jej skrajnie prawicowa partia Fratelli d’Italia już lata temu odrzuciła dziedzictwo faszyzmu. Tym, którzy słuchali jej pełnych pasji ataków na cudzoziemców, lewicę i wielką finansjerę, nie może jednak nie przyjść na myśl Duce.

Publikacja: 23.09.2022 10:00

Fanka Mussoliniego na drodze do władzy

Foto: Vincenzo PINTO/AFP

Niedawno we Włoszech grupa młodych mężczyzn z Afryki Północnej wsiadła do podmiejskiego pociągu i zaczęła molestować małe dziewczynki. Krzyczeli: wejście dla białych kobiet wzbronione! Czy wyobrażacie sobie, co by się działo, gdyby ktoś coś podobnego zaczął mówić o kolorowych?” – głos Giorgii Meloni, początkowo łagodny i stonowany, staje się twardy. Liderka partii Fratelli d’Italia (Bracia Włosi) mówi coraz głośniej. To już krzyk. Jej spojrzenie, jeszcze przed chwilą wręcz zalotne, teraz staje się ciężkie, skoncentrowane na jakimś dalekim punkcie. Tłum, który zgromadził się tego lata w Weronie, jest w ekstazie. Ludzie wstają, biją brawo. Krzyczą: niech żyją Włochy!

„Mówiono nam, że nie mamy prawa istnieć. Że jesteśmy rasistami. A dziś staliśmy się największą partią kraju. Wiecie dlaczego? Bo przekreśliliśmy granice, które próbowali nam narzucić! To nie wielka finansjera, nie wielkie grupy interesów, których narzędziem stała się lewica, ale lud będzie decydował, kto dostanie władzę. Na tym polega demokracja!” – na trybunach zapanował już prawdziwy szał. W oczach zgromadzonych Giorgia stała się prawdziwą boginią. A w każdym razie pierwszą kobietą, która najprawdopodobniej zostanie premierem Włoch.

To jednak nie jest tylko chwila emocji. Niezwykła charyzma, którą 45-letnia Meloni zwabia tłumy na wiece wyborcze w całym kraju, okazała się jednym z kluczowych czynników, które najpewniej zaprowadzą ją w niedzielę 25 września na szczyt władzy w Italii. To zupełnie inna liga, kiedy porównamy jej zdolności oratorskie z Jarosławem Kaczyńskim, Viktorem Orbánem czy Marine Le Pen. Meloni Włochom raczej przywodzi na myśl Benita Mussoliniego, który przed stu laty zahipnotyzował tak dużą część kraju. Za chwilę więc skrajna prawica Europy będzie miała inną twarz: Włoszki.

Jej zwycięstwo od wielu miesięcy prognozują sondaże. Jeśli im wierzyć, Bracia Włosi mogą już liczyć na 25 proc. głosów, wyraźnie więcej niż Partia Demokratyczna (22 proc.), główne ugrupowanie umiarkowanej lewicy. Razem z równie populistyczną, prawicową Ligą (13 proc.) i wciąż żywotną Forza Italia Silvia Berlusconiego (7 proc.) daje to prawicy 45 proc. Przy faworyzującej największe ugrupowania ordynacji wyborczej to wynik wystarczający nie tylko do tego, aby zdobyć większość w parlamencie, ale niebezpiecznie blisko dwóch trzecich mandatów w parlamencie zapewniających większość konstytucyjną. Tym bardziej że głębokie podziały na lewicy jeszcze bardziej zwiększą premię wyborczą, na jaką może liczyć prawica. Radykalny lewicowy Ruch Pięciu Gwiazd (M5E) jest już cieniem swej dawnej potęgi po odejściu z niego szefa włoskiej dyplomacji Luigiego Di Maio wraz z grupą deputowanych. Enrico Letta, były premier i przywódca Partii Demokratycznej, próbował budować skromniejszą koalicję wraz z niewielkim ugrupowaniem Action pod przywództwem Carla Calendy, ale współpraca trwała zaledwie tydzień. Personalne animozje wzięły górę.

Czytaj więcej

Umierające imperium Karola III

Partie na huśtawce

Czym tłumaczyć taki sukces włoskiej skrajnej prawicy? Z pewnością kluczowym czynnikiem jest ogólne roztrzęsienie włoskiego społeczeństwa, jego niestabilność. W ostatnich wyborach parlamentarnych ugrupowanie Meloni otrzymało tylko nieco ponad 4 proc. głosów, sześć razy mniej niż to, na co może liczyć po czterech latach. To jednak tylko jeden z wielu przykładów gwałtownych zmian na scenie politycznej. Liga Mattea Salviniego całkiem niedawno miała 40 proc. poparcia, dziś może jednak liczyć na mniej niż 15 proc. Ruch Pięciu Gwiazd, który w ostatnich wyborach zdobył 32 proc. głosów, teraz zwabi może co dziesiątego wyborcę. Matteo Renzi, w przeszłości lider Partii Demokratycznej, był jeszcze niedawno tak popularny, że popierało go 40 proc. Włochów, ale dziś jego ugrupowanie zbiera ledwie 2 proc. głosów.

W przeszłość odeszły czasy, gdy na scenie politycznej Włoch stale funkcjonowały dominujące partie, jak chadecja czy komuniści. Powodów jest wiele, ale być może najważniejszy to trwający od dziesięcioleci marazm gospodarczy na Półwyspie Apenińskim: od przystąpienia do strefy euro w 1999 r. gospodarka tego kraju realnie w ogóle nie wzrosła, a strukturalne bezrobocie pozostaje bardzo wysokie. W szczególnie trudnym położeniu są młodzi, którzy z powodu obsadzenia intratnych stanowisk przez starszych często decydują się na wyjazd za granicę. Wyborcy więc jak tonący brzytwy chwytają się nadziei na cudowną poprawę, którą wiążą z jakimś politykiem. I kiedy okazuje się, że ten ich zawiódł, stawiają wszystko na kolejnego. To zjawisko to jednak też zagrożenie dla Giorgii Meloni. Władzę obejmie w wyjątkowo trudniej chwili, gdy kraj będzie wkraczał w zimę z horrendalnymi cenami energii i rekordową inflacją. Jest więc całkiem możliwe, że Fratelli d’Italia równie szybko stracą poparcie, jak je zyskali.

LGBT i wielka finansjera

Tym bardziej że w kraju z być może największą spuścizną kulturową i architektoniczną na świecie, kuchnią, z którą trudno konkurować, i wyśnionym klimatem gotowość społeczeństwa do poświęceń niezbędnych dla przeprowadzenia reform jest niewielka. To właśnie dlatego, gdy obecny premier Mario Draghi zaczął wprowadzać trudne do przełknięcia zmiany, jak ograniczenie korupcji w wielkich firmach państwowych czy przebudowę sądownictwa, jego rząd jedności narodowej upadł. W prasie pojawiły się nawet doniesienia, że udział w tym może mieć Kreml, który wykorzystał bliskie związki, jakie od lat łączą Silvia Berlusconiego z Władimirem Putinem.

Najbardziej zaskoczona takim obrotem spraw okazała się lewica, w szczególności Partia Demokratyczna. Ale wysoką cenę za wspieranie reform zapłacił też Matteo Salvini i jego Liga. Ugrupowanie Meloni, które jako jedyne wśród znaczących sił politycznych pozostało poza ekipą Draghiego, przez 18 miesięcy miało właściwie monopol na krytykowanie władzy. To w tym czasie Fratelli d’Italia poszybowali w sondażach w górę, stając się najsilniejszym ugrupowaniem kraju.

Ale jest też inna przyczyna sukcesu Meloni: nierozliczona, faszystowska przeszłość Włoch. W trakcie kampanii wyborczej na światło dzienne wypłynęło stare nagranie z francuskiej telewizji, w którym niespełna 20-letnia wówczas dziewczyna mówi: „sądzę, że Mussolini był dobrym politykiem. Wszystko, co robił, robił dla ludzi. Nie mieliśmy takiego kogoś we Włoszech od 50 lat”. Inaczej niż w Niemczech takie wypowiedzi nie przekreślają jednak kariery politycznej w Rzymie.

Meloni już w 1992 r., w wieku ledwie 15 lat, przystąpiła do Włoskiego Ruchu Społecznego (MSI) wywodzącego się ze środowisk odwołujących się do postaci Benita Mussoliniego. W swojej książce „Jestem Giorgia” posłanka wspomina, jak nieraz brutalnie ścierała się na ulicach Rzymu z rówieśnikami z radykalnej lewicy. Decydującym czynnikiem, który skłonił ją do przyłączenia się do organizacji postfaszystowskiej, było w jej własnych słowach zabójstwo walczącego z mafią słynnego prokuratora Paola Borsellina. W tamtym czasie MSI pozostawało jednym z nielicznych ugrupowań politycznych, które nie było posądzane o związki korupcyjne ze strukturami zorganizowanej przestępczości. Ale był tu też z pewnością czynnik osobisty: porzucona jeszcze jako dziecko przez ojca Meloni była z siostrą wychowywana przez matkę. Rodzinie nie wiodło się wtedy zbyt dobrze, więc nastoletnia Giorgia być może po prostu szukała oparcia, jasnego wytłumaczenia, dlaczego w świecie jest tyle zła.

Ważną rolę w jej karierze politycznej odegrał też Silvio Berlusconi. To miliarder z Mediolanu jako premier w 1994 r. włączył do budowanej przez siebie koalicji Sojusz Narodowy, ugrupowanie, w które przekształciło się MSI. W 2008 r. w trzecim gabinecie Berlusconiego znalazła się sama Meloni: powierzono jej ministerstwo ds. młodzieży. I gdy ten rząd upadał, ona na fali swej rozpoznawalności wśród wyborców założyła ugrupowanie, którym kieruje do dziś – Fratelli d’Italia. Teraz, rewanżując się za wsparcie w przeszłości, zamierza zbudować koalicję z 86-letnim, obecnie znacznie mniej wpływowym od niej samej, Berlusconim.

Ile po tych wszystkich przemianach zostało u Meloni z faszyzujących haseł? W czasie nagranego niedawno po angielsku, francusku i hiszpańsku orędzia liderka Braci Włochów zapewniała, że tamto dziedzictwo odrzuciła „dziesiątki lat temu”. Prawda jest jednak bardziej złożona, także dlatego, że przyszła premier potrafi przybierać wiele różnych twarzy: jedną dla swoich wyborców, inną dla całego włoskiego społeczeństwa, a jeszcze inną dla zagranicznych partnerów. Którą więc wybierze, w szczególności gdy wraz z zapaścią gospodarczą zaczną pikować także jej notowania? Nie wiadomo.

Faktem pozostaje, że nacjonalizm i silny aspekt socjalny, dwa kluczowe komponenty jej programu politycznego, zostały zaczerpnięte z klasycznych recept Mussoliniego. Meloni jest zwolenniczką „teorii wielkiego zastąpienia”, która ostrzega przed wyparciem rdzennej ludności Włoch przez muzułmańskich imigrantów. Z tego powodu zapowiedziała już wprowadzenie blokady włoskich portów przed statkami z Afryki Północnej.

Stałym tematem jej wieców są też ataki na „lobby LGBT” i teorię gender, której celem jest według niej „zniszczenie kobiety”. Lewicę obarcza odpowiedzialnością za wszelkie zło i uważa ją za narzędzie „wielkiej finansjery”.

Czytaj więcej

Co wiemy po pół roku ukraińskiego koszmaru?

Przełamany kordon sanitarny

Wszystko to jest tym bardziej niepokojące, że sukces Braci Włochów jest tylko częścią szerszej fali skrajnej, populistycznej prawicy, która zalewa Unię Europejską. Meloni została wybrana przewodniczącą klubu Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR) w europarlamencie w Strasburgu, do którego należy PiS czy Fidesz Viktora Orbána. Częścią tej struktury są jednak także Szwedzcy Demokraci, ugrupowanie skrajnej prawicy, które w wyniku wyborów parlamentarnych sprzed tygodnia wejdzie w skład koalicji rządowej w Sztokholmie. I tam, jak we Włoszech przed blisko trzema dekadami, swoisty polityczny kordon sanitarny oddzielający ugrupowania z natury antydemokratyczne padł. Inna partia należąca do ECR, hiszpański VOX, notuje co prawda w sondażach skromniejsze wyniki rzędu kilkunastu procent. Jednak wiele wskazuje na to, że po wyborach późną jesienią 2023 r. ugrupowanie Santiago Abascala również utworzy rząd w sojuszu z Partią Ludową. Co prawda we Francji Marine Le Pen nie została prezydentem Francji i to Meloni spełni jej sen o zdobyciu władzy, ale mimo to Francuzka przekonała do siebie 41,5 proc. wyborców, zaś w Zgromadzeniu Narodowym zdołała wraz z radykalną lewicą zepchnąć partię prezydenta do mniejszości, faktycznie paraliżując możliwości działania Pałacu Elizejskiego.

Po zmianie władzy w Rzymie wszystko to będzie miało ogromny wpływ na układ sił w UE. Trudno tu o większy kontrast. Mario Draghi, w przeszłości prezes Europejskiego Banku Centralnego (EBC), który w czasie wielkiego kryzysu finansowego uratował unię walutową przed rozpadem, był ostoją Wspólnoty w szczególności po odejściu od władzy Angeli Merkel. To on przekonał Emmanuela Macrona i kanclerza Olafa Scholza do wspólnego wyjazdu do Kijowa i zaproponowania Ukrainie statusu państwa-kandydata do członkostwa w Unii. To był też czas, gdy wraz z Paryżem Rzym opracowywał strategię powstrzymania wzrostu cen energii. Zamiast funkcjonującego od dekad niemiecko-francuskiego tandemu, który nadawał ton Wspólnocie, pojawił się trzeci gracz: Włochy. Teraz dynamika wpływów w Brukseli może być całkiem inna: Budapeszt i Warszawa już bowiem liczą na pomoc Meloni w sporze o praworządność z europejską centralą.

Nowy włoski rząd będzie się musiał liczyć z ograniczeniami w antyintegracyjnej krucjacie i Meloni jest tego w pełni świadoma. Jednym z nich jest Fundusz Odbudowy, który dla Włoch przekłada się na rekordowe 200 mld euro. W środku kryzysu nowa włoska premier nie zamierza pójść w ślady katastrofalnej polityki władz Polski i Węgier i rezygnować z tych środków. A to oznacza, że przynajmniej do pewnego stopnia będzie kontynuowała reformy.

Innym hamulcem dla Meloni jest dług (150 proc. PKB), jaki dziedziczy po poprzednich ekipach. Nerwowość rynków finansowych związanych z nadejściem nowej władzy w Rzymie już spowodowała, że rentowność włoskich, dziesięcioletnich obligacji (cena, jakiej domagają się inwestorzy za ryzyko kupna długu) poszybowała do 4 proc. A to dopiero początek, skoro Europejski Bank Centralny, aby odzyskać kontrolę nad inflacją, zamierza mocno podnosić stopy procentowe. Wszelkie nieodpowiedzialne ruchy, jak choćby nadmierne wydatki socjalne, mogłyby więc doprowadzić do panicznej sprzedaży włoskiego długu i wymknięcia się sytuacji spod kontroli. Tu Meloni od początku czeka podwójny test: sprzedaż zagranicznemu kapitałowi upadających linii lotniczych ITA (dawna Alitalia) oraz banku Monte dei Paschi di Siena. Jeśli w imię nacjonalistycznej retoryki nowa premier cofnie te transakcje, rynki finansowe nie przyjmą tego dobrze.

Prezent dla Putina

Lepiej zapowiada się natomiast polityka Meloni wobec Rosji. Inaczej niż Salvini i Berlusconi Meloni konsekwentnie stoi po stronie Ukrainy w wojnie, którą prowadzi Putin. Jest też zwolenniczką dalszego uniezależnienia się od rosyjskiego gazu (Draghi dokonał tu rzeczy niebywałej, ograniczając udział tego surowca w imporcie kraju z 40 proc. do 10 proc. w ciągu zaledwie kilku miesięcy, co było jednym z głównych powodów, dla których Kreml chciał upadku jego rządu). Meloni popierała też politykę swojego poprzednika przekazywania broni Ukraińcom i wspierania przez Rzym kolejnych pakietów sankcji. Jednak Salvini, jej przyszły koalicjant, którego świat zapamiętał, jak w koszulce z podobizną Putina paradował po placu Czerwonym, powtarza, że restrykcje trzeba znieść, bo rzekomo przynoszą więcej szkód Włochom niż Rosji. A z kolei Berlusconi był wiele lat w zażyłych relacjach z rosyjskim przywódcą. Do jakiego stopnia premier oprze się naciskom swoich partnerów w polityce wobec Moskwy?

Meloni jest również przekonaną zwolenniczką utrzymywania bliskich relacji z Ameryką i silnego NATO. Dla niej pojęcie „Zachodu” nie jest fikcją i trzeba go bronić przed obcymi cywilizacjami, w szczególności islamską. Co prawda szczególnie bliskie relacje wiążą ją z Partią Republikańską, w szczególności z ekipą Donalda Trumpa, jednak i Biały Dom Joe Bidena będzie ją niewątpliwe wspierał w utrzymaniu proukraińskiego kursu.

To jednak przede wszystkim utrzymanie państwa prawa, wolności mediów i reguł demokracji będzie najlepszą usługą, jaką Meloni może wyświadczyć dla zachowania silnego frontu Zachodu wobec Rosji. We Włoszech, podobnie jak na Węgrzech, szczególnie niebezpieczna byłaby sytuacja, w której koalicja Fratelli d’Italia, Ligi i Forza Italia uzyskałaby większość konstytucyjną. Berlusconi już sygnalizuje, że w takim przypadku chciałby wprowadzić nowy system desygnowania prezydenta w wyborach powszechnych, a nie jak obecnie – przez parlament. W jego koncepcji 81-letni Sergio Mattarella, który potrafił postawić tamę ambicjom populistów, miałby odejść ze stanowiska po zaledwie roku od rozpoczęcia drugiej kadencji. Nie jest też jasne, czy ten, którego zwykło się nazywać Il Cavaliere, nie będzie szukał zemsty na sędziach, doprowadzając do podważenia niezależności wymiaru sprawiedliwości, za to że tyle razy skazywali go za korupcję i przed kilkunastu laty gwałtownie przerwali jego karierę polityczną. W czasach, gdy wojna w Ukrainie jest powszechnie postrzegana jako cywilizacyjne starcie zachodniej wolności ze wschodnim autorytaryzmem, nie mogłoby być lepszego prezentu dla Władimira Putina.

Czytaj więcej

David Harris: W moim domu Polska nie była dobrze postrzegana

Niedawno we Włoszech grupa młodych mężczyzn z Afryki Północnej wsiadła do podmiejskiego pociągu i zaczęła molestować małe dziewczynki. Krzyczeli: wejście dla białych kobiet wzbronione! Czy wyobrażacie sobie, co by się działo, gdyby ktoś coś podobnego zaczął mówić o kolorowych?” – głos Giorgii Meloni, początkowo łagodny i stonowany, staje się twardy. Liderka partii Fratelli d’Italia (Bracia Włosi) mówi coraz głośniej. To już krzyk. Jej spojrzenie, jeszcze przed chwilą wręcz zalotne, teraz staje się ciężkie, skoncentrowane na jakimś dalekim punkcie. Tłum, który zgromadził się tego lata w Weronie, jest w ekstazie. Ludzie wstają, biją brawo. Krzyczą: niech żyją Włochy!

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi