Prof. Maria Sroczyńska: Młodzi ambitni i sfrustrowani

Rodzice z pokolenia powojennego boomu demograficznego wychowali dzieci na ludzi ambitnych, o dużym potencjale rozwojowym, ale narcystycznych i roszczeniowych, słabo radzących sobie w bezpośrednich relacjach międzyludzkich, nieodpornych na przyziemne trudy i porażki - mówi prof. Maria Sroczyńska, socjolog.

Aktualizacja: 30.12.2019 05:39 Publikacja: 27.12.2019 18:00

Prof. Maria Sroczyńska: Młodzi ambitni i sfrustrowani

Foto: AFP

Plus Minus: Po sieci krąży mem ze zdjęciem Grety Thunberg podpisany: „moje pokolenie uaktywni ruch, który spowoduje rewolucję". Sądzi pani, że naprawdę będą w stanie oderwać się od smartfona?

Tego nie wiemy. Dla wielu młodych ludzi smartfon to wręcz „stan umysłu". Współczesne młode pokolenie w ogóle mocno różni się od swoich poprzedników. Ekologia staje się dziś nową religią, bez względu na fakty. Nie wiemy przecież, na ile zmiany klimatu wynikają z natury, a na ile mamy na nie jakiś istotny wpływ. Opinie badaczy są podzielone, więc może warto zastosować w ocenie sytuacji arystotelesowską zasadę złotego środka. Za działalnością Grety Thunberg i jej podobnych stoją jednak pieniądze i polityka wielkich firm. Dla socjologa nie jest tajemnicą, że potężne korporacje różnych branż wywierają silny wpływ na kształtowanie postaw młodego pokolenia. Chodzi o to, by ulepić bezkrytycznego konsumenta i podtrzymywać kult pieniądza, zapewniając sobie tym samym długotrwały zysk.

Mówi pani o manipulacji marketingowej?

Tak. Marketingowe macki potrafią przybierać różne maski, nakłaniając młodych ludzi do korzystania z materialnych dóbr. Uzależniają ich w ten sposób od hedonistycznej konsumpcji. Wśród badaczy panuje opinia, że wielkie koncerny, niczym systemy totalitarne, czynią z nas wszystkich igraszkę rozmaitych mód, także politycznych opcji, co nie ma nic wspólnego z autentyczną wolnością. Nie wiemy, jak wpłynie to na młode pokolenia słabsze psychicznie od swoich poprzedników. Wchodzenie w dorosłość przedłuża się dziś do 30., a nawet do 35. roku życia. Mamy przy tym w Polsce 7,5 mln singli, a co czwarta młoda osoba deklaruje brak kogoś godnego nazwania przyjacielem. Rośnie za to liczba gniazdowników, czyli osób między 25. a 34. rokiem życia, które wciąż nie oderwały się od rodziców.

Włosi mówią o nich pieszczotliwie „mammoni", „synkowie mamusi".

Brzmi ładnie, choć nie zawsze stoi za tym faktyczne przywiązanie do rodziców. By to zrozumieć, spójrzmy jednak na szerszy obraz sytuacji. Okazuje się bowiem, że procesy globalizacyjne, czyli próby ujednolicania świata, sprawiły, iż zmiany pokoleniowe nie są już następowaniem po sobie generacji dziadków, rodziców i dzieci, ale dokonują się co sześć, siedem lat. Już między studentami a licealistami jest ogromna różnica. Z punktu widzenia socjologa zasadnicza zmiana dotyczy sposobu przekazywania tradycji, czyli obyczajów, poglądów, norm moralnych czy stosunku do religii. Porównajmy tradycję do tafli lustra: dawniej przekazywano ją jako jednorodną całość w oczekiwaniu na poszanowanie. Dziś, szczególnie w krajach zachodnich, tradycja przyjmuje postać fragmentów stłuczonego lustra.

Przekazywane i praktykowane są tylko elementy tradycji?

Otóż to. Mechanizmy nacisku na kontynuację tradycji zostały zdekonstruowane. Oznacza to, że młode pokolenia będą wnosić do społeczeństwa nowe treści kulturowe. Ale nie wiemy jakie. Wydaje się, że w zachodnim świecie szybkich zmian rośnie tolerancja starszych pokoleń wobec zachowań młodych. Zarówno w sferze obyczajów, jak i wyznawanych wartości czy stylu życia.

Religijni dziadkowe akceptują na przykład wnuka „antyklerykała" pomieszkującego w dodatku z dziewczyną?

Tak. Badania pokazują, że nie tylko rodzice, ale i pokolenie dziadków przyswoiło sporo treści typowych dla młodego pokolenia, m.in. za pośrednictwem mediów w dużym stopniu opanowanych właśnie przez ich wnuki. Nastąpiło zatem częściowe odwrócenie tradycyjnych ról: dziś młodzi uczą starszych. Prowadzą ich przez meandry nowych technologii, naukę języków czy oszczędzania wody. Inicjatywa młodych pozwoliła też zmienić pragmatyczny, a czasem wręcz okrutny stosunek do zwierząt na bardziej empatyczny. Mimo że spontaniczność czy bezinteresowność „ruchów ekologicznych" wydaje się nieraz dyskusyjna.

„W moim wieku mama była już mężatką z dwojgiem dzieci. Była odpowiedzialna, rozsądna i poukładana. Prawdziwie dorosła, dojrzała osoba. Bardzo jej współczuję" – cytowała pani przed wywiadem 27-letnią internautkę.

Wspomniałam już, że czas wchodzenia w dorosłość mocno się wydłużył. Współczesna młodzież przesuwa w czasie ważne decyzje życiowe do 30., a nawet do 35. roku życia. Dlaczego? Znów wrócę do procesów globalizacyjnych powodujących przemieszanie w sferze ekonomicznej, kulturowej, technologicznej czy demograficznej. Podróżując w realu czy surfując w sieci, spotykamy atrakcyjne światopoglądy lub style życia. Z drugiej strony próby ujednolicenia świata wywołują opór, czyli procesy lokalizacyjne – upominanie się o godność narodową czy etniczną, rejestrowanie produktów regionalnych albo przywoływanie tzw. rytuałów komemoracyjnych, czyli upamiętniających wyparte z pamięci zbiorowej wydarzenia i postacie.

Mówi pani o corocznym Marszu Niepodległości, etosie żołnierzy wyklętych czy rekonstrukcjach historycznych?

Między innymi o nich. Patriotyzm modowy to w istocie także próba odzyskiwania autorytetów i budowania tożsamości. Młodzi ludzie balansują pomiędzy eksperymentowaniem i otwartością na różne nowinki a potrzebą zakorzenienia. Pojemnym i widocznym elementem odwołania się do tradycji i korzeni jest przecież także przywiązanie do symboli narodowych w sporcie. Sport łączy w sobie treści kultury konsumpcyjnej i oddziaływań medialnych z poczuciem dumy narodowej, które w ostatnich latach wzrosło. Deklaruje je aż 75 proc. młodych i prawie 90 proc. starszych Polaków. Kolejną zaś przyczyną wchodzenia w dorosłość po trzydziestce jest postępujący proces tzw. strukturalnej indywidualizacji.

Co to znaczy?

Znaczy to, że współczesny człowiek, zwłaszcza młody, coraz bardziej odrywa się od tradycji i kulturowych „oczywistości". Ludzie nie czują już potrzeby przestrzegania całego pakietu norm moralnych, religijnych czy obyczajowych obowiązujących kilka dekad temu. Oznacza to pewne „prywatyzowanie" decyzji i poddawanie ich wolnym wyborom. Weźmy za przykład kwestię opieki nad seniorami. Jeszcze niedawno przekazanie starszego rodzica do domu opieki społecznej uchodziło za niedopuszczalne. Dziś rośnie liczba osób, które tak czynią. Mało tego, coraz częściej sami seniorzy wyrażają chęć zamieszkania w domu opieki, jeśli zapewnia on w miarę dobre życie. Także rodzina czy szkoła stały się dzisiaj już tylko jednymi z wielu źródeł socjalizacji. Ważną rolę odgrywa bowiem szeroko rozumiana grupa rówieśnicza, aktywna także w sieci poprzez liczne komunikatory i media społecznościowe będące narzędziami wpływu, oraz nielegalne treści oferowane przez tzw. darknet. Toruński socjolog Tomasz Szlendak mówi wprost o tożsamości narcystycznej, związanej z poczuciem własnej wyjątkowości. I niedocenianiu wartości innych ludzi.

Skąd ten narcyzm?

Z kilku różnych źródeł. Młodzi należą do pokoleń, którym zabraniano eksperymentowania z grupą rówieśniczą, obarczając je za to licznymi zajęciami dodatkowymi, by wywrzeć presję na sukces. Z drugiej strony ów narcyzm jest wypaczoną postawą miłości własnej kreowaną przez kulturę konsumpcji, o czym już wspomniałam. Młodzi rosną manipulowani przez media, w społeczeństwach rządzonych przez korporacje, którym bezwiednie podlegamy, pozwalając na udział w naszych codziennych wyborach. Nie posiadając zaś zdolności konsumpcyjnych, popadają we frustrację i w depresję.

Według Światowej Organizacji Zdrowia od jednej trzeciej do jednej czwartej populacji świata grożą zaburzenia psychiczne. A depresja, podobnie jak narcyzm, jest przecież chorobą ego. Stany depresyjne wynikają ze zderzenia oczekiwań: kim mam być, z tym, kim faktycznie jestem. Popadam w niemoc, bo deficyty w różnych dziedzinach życia psują mój obraz samego siebie albo wpojone mi społeczne wyobrażenia.

Może trzeba było uczyć młodych maksymy: „człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi", zamiast: „każdy jest kowalem swojego losu"?

To prawda. Wychowano ich w przekonaniu, że mają na swoje życie zasadniczy wpływ. Stawiano za przykład różnych „selfmade men" robiących karierę od podstaw własnymi rękami. To błąd w strategiach rodzicielskich. Cóż, młode pokolenie to w większości potomstwo powojennego pokolenia demograficznego boomu, „baby boomers", którego młodość upływała w zgrzebnym PRL-u, gdzie pracowano za dwoje, by zapewnić dzieciom podstawy życiowego powodzenia. Efekt był wymierny: u progu transformacji 9 proc. Polaków miało wyższe wykształcenie, obecnie ma je prawie 23 proc. Niestety, rodzicom zabrakło czasu na naukę budowania relacji czy komunikowania się. Wychowali ludzi ambitnych, o dużym potencjale rozwojowym, ale narcystycznych i roszczeniowych, słabo radzących sobie w bezpośrednich relacjach międzyludzkich, nieodpornych na przyziemne trudy i porażki. Znajoma socjolożka terapeutka opowiadała mi o młodych parach poddających się terapii.

Z czym do niej przychodzą?

Niby żyją razem, ale obok siebie. Rozmawiają o sprawach obojętnych, bez głębszych relacji. Ich dom zaś przypomina hotel. Młodzi ludzie, mimo że są otwarci i szczerzy, mają problem z komunikacją i wyrażaniem emocji. Starsze pokolenia uczyły się tego w bezpośrednich relacjach, bardziej zobowiązujących i trudnych do przerwania w niewygodnej chwili. Wirtualny kontakt daje zaś nieskończone możliwości ucieczki. Młodzi ludzie mają wielki problem z bliskością. Boją się wchodzić w bliższe relacje, jednocześnie ich pragnąc. Nie potrafią troszczyć się o kogoś ani o niego dbać, co widać także w związkach. Ich miłość nie jest bowiem otwarciem się na partnera czy przyjęciem odpowiedzialności. To emocjonalne mimozy, które w miłosnym związku z drugim człowiekiem i tak szukają tylko samych siebie.

Tyle że jeśli naprawdę słabnie więź rodzinna, to skąd tylu gniazdowników? Ze względów ekonomicznych?

Nie tylko. Często raczej ze względu na pewną wygodę. Młodzi ludzie nie muszą dziś tracić energii ani czasu na budowanie własnych gniazd, by żyć po swojemu, mają bowiem komfort mieszkania z rodzicami. Wspomniałam, że nie ma już przymusu postępowania zgodnie z normami rodzinnymi czy społecznymi. Młodzi zaś, zamiast się buntować, unieważniają treści moralne, religijne czy obyczajowe istotne dla starszych pokoleń, ale nieważne dla nich. Robią, co chcą. Z badań wśród młodzieży wynika, że większość kobiet i połowa mężczyzn nadal utożsamia seks z więzią emocjonalną, ale nie z zakładaniem rodziny. Popularne są związki kohabitacyjne, czasami otwarte, także z osobami dowolnej płci. Bez narażania się na społeczny ostracyzm młodzi wybierają dowolne style życia. Mówi się wręcz o tolerancyjnych „neoplemionach", gdzie miałkie i płynne są nawet subkultury.

Na poznańskim konwencie fantastyki Pyrkon 2019 między osobami w strojach Harry'ego Pottera czy Batmana przechadzali się młodzi ludzie przebrani za Jezusa. Nie widzieli w tym nic niesmacznego.

Cóż, aksjologiczne kręgosłupy starszych pokoleń kształtowane były inaczej. Dziś młodzi szukają sacrum, piękna i dobra w inny sposób. Wskaźnik uczniów niepraktykujących wzrósł według CBOS dwukrotnie, do 35 proc. Wiąże się to zapewne z modą na krytycyzm wobec Kościoła, ale i z kryzysem samej instytucji trapionej m.in. kwestią pedofilii czy problemem z własną tożsamością, która – jak chce papież Franciszek – powinna coraz lepiej odpowiadać na problemy współczesnego świata. Pocieszające, że znaczna część młodych deklaruje się jako osoby poszukujące, lecz jeszcze niezdecydowane. Powoli rośnie jednak grupa obojętnych religijnie. Także badania CBOS pokazują, że religijność potomka znajduje się na dalszym planie, także w pejzażu rodzicielskich oczekiwań.

A co jest na pierwszym planie oczekiwań rodziców?

Prawie dekadę temu ponad 60 proc. respondentów stawiało na moralne postępowanie i posiadanie swojego zdania. A zatem na budowanie autonomii, samodzielności i niezależności. A to wciąż postawa „zrób to sam", o której mówiłam. Kolejną pożądaną cechą była gotowość do walki o własne sprawy (ponad 50 proc. wskazań). Na dalszych miejscach znalazły się: umiejętność współpracy z innymi, patriotyzm czy właśnie wspomniana religijność. Powiem tylko, że trudno jest budować relacje z innymi, wciąż walcząc o samego siebie. Kolejną zaś przyczyną opóźniającego się wchodzenia w dorosłość jest problem z przejęciem odpowiedzialności m.in. w sferze pracy. Młodzi odsuwają myśl o stabilnym zatrudnieniu, nie martwiąc się ewentualnym bezrobociem, a gdy coś im nie odpowiada, nie przychodzą do pracy już następnego dnia.

Za to ich rodzice jeszcze w ubiegłej dekadzie zostawali za darmo po godzinach w obawie przed zwolnieniem.

To też nie było dobre. Mieliśmy jednak zaplecze w postaci wpojonych wartości i określone zasady postępowania. Dziś z różnych stron płyną odmienne przekazy, a nieustanny chaos informacyjny prowadzi do relatywizacji.

Czy mówi pani o względności wszystkiego? Amerykański dramat psychologiczny „Joker" Todda Phillipsa, grany jeszcze w kinach, opowiada historię postaci znanej jako czarny charakter z serii filmów o Batmanie. Genezą zła okazuje się dzieciństwo bohatera. Katowany i zaniedbywany przez matkę, odrzucony potem przez społeczeństwo, staje się seryjnym mordercą. Po wyjściu z kina młodzi ludzie deklarują m.in. zrozumienie i sympatię dla niego.

W podobnym tonie nakręcono bajkę „Czarownica" Angeliny Jolie. Widzi pani, warto wiedzieć, z czego może wynikać zło, i rozumieć czyjeś postępowanie. Usprawiedliwianie zła jest jednak czymś zupełnie innym. Kierowanie się wyłącznie subiektywną oceną świata może doprowadzić nas do zgubnego wniosku, że wszystko jest względne. Wracając jednak do problemu z odpowiedzialnością. Młode pokolenie odsuwa w czasie nie tylko kwestie zatrudnienia, ale też role rodzinne. Pogłębiając tym samym kryzys demograficzny. Badacze nie mają wątpliwości, że za trzy, cztery dekady większość Europejczyków będzie ciemnoskóra.

Trudno się jednak samorealizować, mając dziecko. Trzeba mu oddać swój czas i według obliczeń Centrum im. Adama Smitha przeznaczyć minimum 190 tys. zł na wychowanie.

Tak, to pragmatyczne spojrzenie młodych ludzi. Do tego dochodzi silna presja na sprawne godzenie wielu życiowych ról, szczególnie w przypadku kobiet. Mam być biegłym fachowcem, doskonałą matką, wytrawną kucharką i kochanką, a postawiona na lodzie zatańczyć na łyżwach „Bolero" Ravela. Tyle że to mało prawdopodobne, co jest przyczyną frustracji.

Co z tym robić?

Duchowny i terapeuta o. Mateusz Hinc poleca metodę „30–70 proc." będącą adaptacją arystotelesowskiej zasady złotego środka, o której już wspomniałam. Otóż, budując obraz samego siebie i oceniając własne dokonania, bierzmy pod uwagę to, że nasza codzienność udaje się „oswoić" w wymiarze 30–70 proc. Nie ma zatem sensu czynić punktem odniesienia żadnych „najwyższych standardów" tkwiących zwykle tylko w naszych głowach. Ważne przy tym, by w staraniach nie spadać jednak poniżej 30 proc. Wracając zaś do rodzicielstwa: prawdą jest, że najpierw moda na samospełnienie każe się nam wycofać, bo dziecko spycha nas na drugi plan. Tyle że jeśli zajdziemy daleko na drodze kariery, wcale nie łatwiej będzie porzucić źródło satysfakcji. Macierzyństwo stawia nas także czasem w sytuacji pewnej zależności, a po co samowystarczalnej kobiecie wikłać się w takie ryzyko?

Spełnianie się wyłącznie w macierzyństwie nie ma jednak dobrej prasy. „Biologiczna powinność nie może być powodem dumy", „siedzą na d... i biorą 500+" – czytam na kobiecych forach. A „madka" i jej dziecko, czyli „bombelek" lub „krószyna", są zajadle hejtowaną w sieci grupą społeczną.

Internet opisuje „madkizm" jako pewien styl życia. Istnieje ponoć kategoria młodych matek, które zaniedbując wykształcenie i jakiekolwiek aspiracje zawodowe, już przez samo posiadanie potomka roszczą sobie prawo do bycia lepszą i uprzywilejowaną, co zdecydowanie egzekwują. Cóż, nasz stosunek do rodzicielstwa w znacznej mierze wynika z własnych doświadczeń rodzinnych. Osoby hejtujące te matki muszą nosić w sobie zatem jakieś negatywne doświadczenia. Wzmacniane przez hasła uczestniczek czarnych marszów itd.

Uczestniczki czarnych marszów to jakiś specjalny rodzaj kobiet?

Zaryzykuję twierdzenie, że to kobiety z nieprzepracowaną traumą, negatywnie doświadczone w relacjach partnerskich. Co więcej, zmiany społeczne, o których mówimy, łączą się z nurtem lewicowym, skrajnie liberalnym, dotyczącym seksualności czy praw reprodukcyjnych. Osłabia on głębszy aksjologicznie wymiar macierzyństwa, a część kobiet niestety „kupuje to", nie zawsze świadomie. Mówiąc o hejtowaniu matek, pomijam rolę nieuzasadnionej zazdrości o 500+. Kraje zachodnie, w tym skandynawskie, od lat oferują bowiem rodzinom znacznie większą pomoc materialną. Wspomniane zaś poczucie wyższości towarzyszy jednak nie tylko „madkom", ale i hejterkom, które „realizując się", życie sprowadzone do roli matki uważają za okrojone i ubogie.

A takie nie jest?

Badania pokazują, że najwięcej korzyści przynosi pewien balans życia rodzinnego i zawodowego u rodziców obojga płci. Mężczyzna też chce być potrzebnym do pewnych zadań w domu i czuje się z tym dobrze, będąc z natury zadaniowcem. Kobieta zaś jest relacyjna. Wspólne życie jest zatem kwestią podejmowania niekończących się prób porozumienia. Biorąc pod uwagę liczbę singli, nie jestem pewna, czy w czasach kruchych relacji mamy szanse na taki balans. Może mamy zbyt wysokie wymagania w stosunku do partnera? Albo zasłaniamy się błyskotliwą karierą zawodową, bo po prostu nie wiemy, jak go spotkać? Rośnie też grupa matek od początku samotnych z wyboru, czyli sprowadzających mężczyznę do roli reproduktora. Widzi pani, przyznanie się do pewnych rzeczy trudnych otwiera drogę do zmiany.

Nie lubimy zmieniać swojego życia.

To właśnie ujawnia się przez ów hejt wobec kobiet, które wybrały inaczej. Z drugiej strony: czyż one same jako roszczeniowe i pewne, że „się należy", nie wpisują się w obraz młodego pokolenia, który naszkicowałam? Wchodząc w rolę matek, walczą o siebie, rozpychając się i traktując innych pragmatycznie, jeśli nie przedmiotowo. „Madkizm" to, moim zdaniem, odmiana radykalnego feminizmu na opak. Nie sprzyja on wychowaniu dzieci do szacunku, umiejętności współpracy i współczucia.

Prof. dr hab. Maria Sroczyńska jest kierownikiem Zakładu Socjologii Rodziny, Edukacji i Wychowania UKSW w Warszawie

Plus Minus: Po sieci krąży mem ze zdjęciem Grety Thunberg podpisany: „moje pokolenie uaktywni ruch, który spowoduje rewolucję". Sądzi pani, że naprawdę będą w stanie oderwać się od smartfona?

Tego nie wiemy. Dla wielu młodych ludzi smartfon to wręcz „stan umysłu". Współczesne młode pokolenie w ogóle mocno różni się od swoich poprzedników. Ekologia staje się dziś nową religią, bez względu na fakty. Nie wiemy przecież, na ile zmiany klimatu wynikają z natury, a na ile mamy na nie jakiś istotny wpływ. Opinie badaczy są podzielone, więc może warto zastosować w ocenie sytuacji arystotelesowską zasadę złotego środka. Za działalnością Grety Thunberg i jej podobnych stoją jednak pieniądze i polityka wielkich firm. Dla socjologa nie jest tajemnicą, że potężne korporacje różnych branż wywierają silny wpływ na kształtowanie postaw młodego pokolenia. Chodzi o to, by ulepić bezkrytycznego konsumenta i podtrzymywać kult pieniądza, zapewniając sobie tym samym długotrwały zysk.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Mistrzowie, którzy przyciągają tłumy. Najsłynniejsze bokserskie walki w historii
Plus Minus
„Król Warmii i Saturna” i „Przysłona”. Prześwietlona klisza pamięci
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Polityczna bezdomność katolików
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Ryszard Ćwirlej: Odmłodziły mnie starocie
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
teatr
Mięśniacy, cheerleaderki i wszyscy pozostali. Recenzja „Heathers” w Teatrze Syrena