Jego zdaniem jesteśmy poddawani w tym zakresie brutalnej presji i możliwości zindywidualizowania są prawdziwie zerowe. Prawdą jest, że przyzwolenie, by jednostka decydowała o swoim wyglądzie i nie miało to wpływu na jej funkcjonowanie jest coraz większe. Promotorem tych trendów jest jednak kapitalizm. Rozszerza to bowiem rynek produktów do sprzedaży.
Dumny policjant z Małym Powstańcem
Zdaniem dr. Marcina Napiórkowskiego, filozofa i kulturoznawcy z UW, społeczny pejzaż tatuażu zmienił się kilka lat temu wraz z nastaniem mody na rysunki patriotyczne. Dziś popularnymi motywami są Mały Powstaniec, data 1944 czy kotwica Polski Walczącej. Oznacza to jego zdaniem ostateczne oswojenie tego zjawiska w ramach patriotyzmu głównego nurtu.
– Tatuaż wszedł do mainstreamu i dostał zielone światło. Wydaje się, że człowiek z Małym Powstańcem na ręce bez problemu może wstąpić na przykład do warszawskiej policji i być dumny ze swego dziedzictwa – mówi.
Dr Snopek potwierdza istnienie mody na patriotyczny tatuaż, nie w pełni podziela jednak ten entuzjazm. Spore grono nie rozumie jego zdaniem tatuowanych symboli, bo nie zna historii Polski. Albo znieważa je potem wulgarnym językiem czy zachowaniem. Stąd patriotyczny rysunek na ciele bywa czasami tylko pozorną manifestacją uczucia do ojczyzny.
Zeskrobując jednak z pojęcia „patriota" nieco lukru: historia uczy, że bohaterowie wojenni nie zawsze wywodzą się z ławy grzecznych chłopców przekonanych, że patriotyzm to tylko płacenie podatków. Słynnym „biczem Tatarów" Stefanem Chmieleckim matki straszyły dzieci. Jan Zumbach, bohater bitwy o Anglię, pędził żywot jako awanturnik i przemytnik.
Koszty społeczne noszenia tatuażu są dziś znikome. A nacisk komercyjny każe otwierać się nań zawodom, w których modyfikowanie ciała było dotąd zakazane. Nie oznacza to jednak pełnej akceptacji tego zjawiska. Zdaniem prof. Dobroczyńskiego w elitarnych grupach zawodowych jak adwokaci, sędziowie, nauczyciele czy lekarze będzie ono niepożądane. – Czy zatrudni pani adwokata o ciele całym w kwiatach? – pyta psycholog.
Tłumaczy, że inaczej działa to z punktu widzenia biznesu: właściciel drużyny piłkarskiej zadba, by zawodnicy reprezentowali odmienne narodowości, środowiska i rasy, bo mając dostęp do fanów, obsłużą wtedy więcej różnych rynków. Jedni będą więc wytatuowani, inni nie, i ci, i ci będą jednak pełnić funkcje „role model" – tłumaczy, z goryczą dodając, że Aldous Huxley przewidział to wszystko już w latach 30. XX wieku.
W powieści „Nowy wspaniały świat" Huxley opisuje idealne społeczeństwo, w którym zniechęcano ludzi do przyrody, bo „pierwiosnki i krajobrazy" miały wadę – były darmowe. Równocześnie władcy świata wykształcali wśród kast niższych „upodobanie do sportów na łonie natury", dbając przy tym, by „sporty te wymagały użycia skomplikowanych przyrządów", które trzeba kupić. – „Idealne" społeczeństwo potrzebuje tylko tego, za co się płaci. Na przykład tatuażu – kończy psycholog.
Grypsera
Wśród więźniów tatuaż jest formą wzajemnego komunikowania się działającą na zasadzie „zobacz, czym się zajmuję". Zdaniem dr. Mariusza Snopka z Uniwersytetu Opolskiego za kratami wciąż popularne są w Polsce typowe wzory związane z „grypserą", czyli tamtejszą subkulturą. Jednak odkąd ich symbolikę rozszyfrowano społecznie, jest modyfikowana. Niegdyś była też uniwersalna dla wszystkich placówek w kraju. Dziś w każdej z nich może istnieć kod interpretacji. I tak na przykład łza „wydziarana" pod okiem może oznaczać żal za utraconą wolnością, ale równie dobrze, że „mężczyzna nigdy płacze".
Każdy areszt czy zakład karny ma też swój herb. Areszt Śledczy Warszawa-Mokotów to motyl, Zakład Karny we Włocławku – chrabąszcz itd. Już w poprawczakach nieletni oznaczają ciało klasycznymi, przestępczymi motywami. Tatuują dystynkcje wojskowe czy kropkę pod lewym okiem zwaną cynkówką (symbol grypsującego). Kreski od kącika oka w stronę skroni, czyli „przedłużki", oznaczają skazanych dobrowolnie przedłużających karę – takich, którzy dokonują kolejnego przestępstwa jeszcze w więzieniu lub po wyjściu na wolność, bo przystosowali się do życia w zamknięciu.
W podkulturze więziennej zaszły spore zmiany. Dawniej liczył się spryt, siła i – jak mówią skazani – charakterność. Teraz, podobnie jak na wolności, rządzą pieniądze. By stać się członkiem grypsery często wystarczy zasobny portfel, choć artykuł, z którego odbywa się karę nie przestał zupełnie się liczyć. Nie ma jednak tatuażu oznaczającego mordercę. Tacy więźniowie nie chwalą się bowiem tym, za co siedzą. „Dziary" dotyczą raczej pospolitych przestępców, głównie złodziei.
Mówiąc o zachodzących zmianach, dr Snopek podkreśla, że dawniej na przywilej noszenia „cynkówki" trzeba było zasłużyć, przechodząc test charakteru i lojalności wobec grupy, czyli „amerykankę". Teraz skazanym zdarza się robić to „bez uprawnień", nie ponosząc przy tym konsekwencji. Chyba, że trafią do celi rządzonej przez tzw. twardą grypserę lub starą recydywę przestrzegającą „klasycznych" zasad. Wtedy tatuaż delikwenta bywa usuwany żyletką lub kawałkiem cegły.
W filmie „Git" Kamila Szymańskiego z 2015 r., więzienny szef wszystkich szefów, czyli „mąciciel", nosi serduszko pod cynkówką. Zdaniem dr Snopka to już przeszłość. – Dawniej mąciciel był szefem grypsery w całym kraju. W każdym okręgu miał swojego lidera, a ów lider swojego człowieka w każdym zakładzie karnym. Władza była zatem w rękach jednej osoby albo zamkniętej grupy. Dziś się spluralizowała. W każdej celi może istnieć odrębny lider grypsujących, a w całym zakładzie kilka czasem skonfliktowanych ze sobą grup. Serduszko pod cynkówką oznacza dziś „zakochanego w grypserze" – mówi.
W Polsce rzadko znaczy się współwięźniów pod przymusem: kropka na nosie oznacza donosiciela, za uchem – osobę zdegradowaną, zwaną wulgarnie cwelem. Tatuowanie twarzy dr Snopek nazywa polskim fenomenem, nie znaczy się jej bowiem w innych krajach zachodnich (jedynie czasami w USA). W Rosji zaś jest to wyrazem najwyższej hańby.
Dawniej tatuowano znaki między kciukiem a palcem wskazującym prawej ręki. Ten obszar widzimy bowiem, podając dłoń. Kropka znaczyła tyle, co „złodziej", gdy towarzyszył jej półksiężyc – złodziej nocny, a gdy widniał obok napis „dux" – książę złodziei. Obecnie panuje nieformalny przymus usuwania lub zakrywania tatuaży na prawej dłoni jako rozszyfrowanych społecznie. Dla opornych stara grypsera nadała kropce na prawej ręce nowy przekaz: „uwielbiam masturbację". Pozostałe znaki przeniesiono zaś na lewą rękę, zachowując ich dawny kod. Na przykład kropka na kolanie wciąż znaczy „nigdy nie klęknę przed policją". Wśród młodocianych skazańców spadła jednak popularność tatuażu „HWDP", odkąd służba więzienna i policja czytają je jako „Chwała wam dobrzy policjanci". – Ośmieszanie naiwnych tatuaży wystarczy, by ograniczyć zainteresowanie danym wzorem – tłumaczy dr Snopek.
Jego zdaniem tatuaż więzienny jest piętnem zamykającym człowieka w błędnym kole. Trudno odłączyć się od środowiska nawet po wyjściu na wolność, gdy kropka wydziarana na krtani z daleka woła: „lubię mokrą robotę", czyli wypić i zrobić jakiś skok. Mało tego, charakter tatuaży i ich umiejscowienie pozwalają określić wiek, placówki w jakich przebywał, artykuł z którego „siedział", przestępczą profesję, a nawet relację z matką.
– W więzieniu matka jest świętością – mówi dr Snopek. – Znieważenie swojej lub cudzej naraża na degradację. Zdarzają się jednak więźniowie z przekreślonym tatuażem „kocham tylko matkę" albo z nagrobkiem w tle, choć ich matki żyją. Nie wszystkie bowiem nie są w stanie zaakceptować czyny swoich dorosłych dzieci. Bywa, że obwiniając się, wypierają się synów lub chcąc „odpokutować", zeznają przeciwko nim – tłumaczy.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95