Ostatnio przeczytałem „Czarnego Lamparta, Czerwonego Wilka", książkę zupełnie inną od sensacji i kryminału, które sam tworzę. To nowa powieść fantasy Marlona Jamesa, która odwołuje się do pierwotnych religii i kultury afrykańskiej, a jednocześnie do świata superbohaterów, którzy trzęsą dzisiejszą popkulturą. Świetny pod względem językowym miszmasz. Udało mi się też przedpremierowo zdobyć książkę Wojtka Chmielarza pt. „Wilkołak", która zamyka jego cykl gliwicki. To powieściowe „Pulp Fiction", opowieść Chmielarza cechuje bowiem charakterystyczna akcja i groteska, podobna właśnie do tej z filmu Tarantino. To dobre podsumowanie wielu wątków i całego cyklu, na co czytelnicy – w tym ja – czekali.
Przeczytałem też „The Lock Artist" Steve'a Hamiltona. To historia złodzieja, świetnego w swoim fachu kasiarza. Środowisko, w którym się obraca, próbuje go na różne sposoby wykorzystać, więc on bacznie śledzi wydarzenia. To wszystko daje nam znakomitą powieść sensacyjną z genialnie wymyślonym, pełnokrwistym bohaterem.
Serialem godnym polecenia jest „The Kominsky Method". Opowiastka o przemijaniu i godzeniu się z odchodzeniem. Drugim serialem jest „After Life". To z kolei historia dziennikarza, któremu zmarła żona i który próbuje się pogodzić ze stratą ukochanej. Ze wszystkiego żartuje w ironiczny sposób, a jego dowcip jest bardzo mocny. Można powiedzieć, że codziennie przeżywa swój dzień świstaka. Oba te seriale powstały w podobnym czasie i trochę ze sobą polemizują. Oba są świetne i warte zobaczenia. Pokazują nam, jak radzić sobie z trudnymi problemami w gorzki, ale jednocześnie podszyty czarnym humorem sposób.
Innym znakomitym serialem jest „Fleabag". To historia kobiety, która nie radzi sobie w życiu – próbuje prowadzić kawiarnię, a w międzyczasie musi sobie radzić z ojcem, który wszedł w nowy związek, a także z siostrą pracoholiczką. To serial naładowany seksualnością, który jednocześnie dotyka wielu problemów trawiących współczesnego, przebodźcowanego człowieka.
Przez większość życia słuchałem mocnego rocka z lat 80. i starszego, czyli oczywiście Aerosmith i AC/DC. Dodałbym jeszcze pierwsze płyty Guns N' Roses i Motley Crue. Taka muzyka rządziła u mnie przez lata, ale od kilku miesięcy jestem zauroczony zespołem Kwiat Jabłoni, który łączy folk i elementy rockowe. Absolutnie zdominowali moją playlistę w ostatnim czasie.