Wszystkie twarze Marka Ruttego

Jeśli będzie trzeba, nowy szef NATO dogada się nawet z Donaldem Trumpem. O tym, że nie można się dogadywać z Moskwą, jest za to przekonany od dekady.

Publikacja: 05.07.2024 17:00

Mark Rutte podczas unijnego szczytu w Brukseli, 22 marca 2024 r.

Mark Rutte podczas unijnego szczytu w Brukseli, 22 marca 2024 r.

Foto: JOHN THYS/AFP

Gdy 13 maja 2020 r. 96-letnia Mieke Rutte-Dilling umierała w domu opieki w Hadze, nie było przy niej ukochanego najmłodszego syna. Mark Rutte, druga – po królu – osoba w państwie, nie zdecydował się złamać obostrzeń, które sam wprowadził: żadnych wizyt w domach opieki z powodu szalejącego wtedy wirusa Covid-19. A był z matką blisko. Jeszcze gdy była w stanie wychodzić z domu, co tydzień jedli razem kolację w indonezyjskiej restauracji.

Być może w innych krajach za tak dokładne przestrzeganie antycovidowych przepisów naraziłby się na negatywną ocenę: w końcu matka jest najważniejsza i może warto dla niej obejść przepisy. Ale w Holandii spotkało go za to uznanie. W społeczeństwie, w którym mieszczańskie cechy umiaru, skromności i szacunku dla prawa wyniesione są do rangi narodowych cnót, Mark Rutte przez lata cieszył się niesłabnącą popularnością. Stał na czele czterech kolejnych rządów, a nie jest to łatwe w systemie, w którym sprawowanie władzy wymaga tworzenia trudnych koalicji.

Rutte został liderem liberalnej partii VVD w 2006 r., gdy miał 38 lat. To jego osobista popularność przyczyniła się do wygranej VVD w wyborach w 2010, 2012, 2017 i 2021 r. Holenderski premier ma kilka przydomków, którym przyjrzymy się w tym artykule, bo każdy nich trafnie oddaje jego charakter i polityczną metodę.

Czytaj więcej

Odpychająca Europa. Niechęć do przyjmowania imigrantów ponad podziałami

Wielkie ambicje, skromne wymagania

Mister Everyman, czyli – w wolnym tłumaczeniu – zwyczajny człowiek, jeden z nas. Nie tylko nie skorzystał z przywilejów władzy, żeby odwiedzić matkę w czasach pandemii. Rutte od lat mieszka w tym samym skromnym apartamencie, który kupił w czasach studenckich. Do pracy najczęściej jeździ rowerem, a jak już koniecznie musi wziąć samochód – na przykład żeby na ręce króla złożyć rezygnację z zajmowanego urzędu – uruchamia wysłużonego starego saaba. Na wakacje jeździ zawsze z grupą tych samych krewnych i przyjaciół. A w okolicach Nowego Roku od lat z tym samym przyjacielem spędzają kilka dni w niedrogim hotelu w Chinatown w Nowym Jorku.

Przyszły szef NATO nigdy nie założył rodziny, publicznie nieznane są też żadne szczegóły dotyczącego jego prywatnego życia. Ale nie jest to człowiek żyjący samą polityką i opętany żądzą władzy, choć z pewnością ambicje ma wysokie. Wiemy, że ma paczkę wypróbowanych przyjaciół, że jego pasją jest muzyka (w młodości zapowiadał się na niezłego pianistę i chciał studiować w konserwatorium, ale ostatecznie wybrał historię), uwielbia operę i kuchnię indonezyjską. Uchodzi za przystępnego i sprawiedliwego szefa, choć podobno czasem wpada we wściekłość. Ale szybko za to przeprasza. W ogóle jego łatwość nawiązywania relacji i towarzyska przystępność to cecha, która przysparza mu wiele sympatii zarówno wśród polityków, jak i zwykłych ludzi.

Rutte ma siedmioro starszego rodzeństwa z dwóch związków swojego ojca Izaaka. Był on kupcem w Holenderskich Indiach Wschodnich. W czasie II wojny światowej Izaak i jego pierwsza żona byli internowani w japońskim obozie jenieckim, gdzie kobieta zmarła. Izaak ożenił się potem z jej młodszą siostrą i owocem tego związku jest holenderski premier. Urodzony już w Hadze, do której rodzice przenieśli się w 1950 r. Rok po tym, gdy Holandia utraciła swoje kolonie i powstało państwo Indonezja.

Rutte jest po holendersku racjonalny i pragmatyczny, ale nieobce są mu emocje. Publiczne mówił o tym, jaki wpływ na jego życie miała śmierć ojca oraz starszego brata, który umarł na AIDS. – Zrozumiałem wtedy, że człowiek ma tylko jedną szansę – powiedział.

Nie krył także emocji w najtrudniejszym momencie swojego premierowania, gdy 17 lipca 2014 r. rosyjscy separatyści zestrzelili lecący nad terytorium wschodniej Ukrainy samolot malezyjskich linii lotniczych MH17. Zginęło 298 osób, w tym 193 obywateli Holandii. Rząd zareagował wzorcowo w sensie politycznym, ale też zagospodarowania emocji rodzin ofiar i sympatyzujących z nimi wszystkich Holendrów. Uroczystości sprowadzenia zwłok ofiar i ich pożegnania były bardzo podniosłe, ale bez słów polityków. Rutte spotykał się z rodzinami ofiar, choć nigdy się tym nie chwalił. Gdy w 2023 r. ogłosił, że nie będzie już kandydował w kolejnych wyborach, stowarzyszenie bliskich ofiar tamtej zbrodni bardzo tego żałowało. – Czuliśmy, że chciał zrobić wszystko, co konieczne, dla krewnych ofiar. Nie tylko ze względu na swoje stanowisko, ale także jako człowiek – powiedział jego prezes Piet Ploeg. Jego zdaniem rodziny ofiar nie mogły sobie wyobrazić „lepszego premiera”.

Mark Rutte – człowiek, do którego nie przywierają skandale

Teflonowy Mark – to inny, mniej sympatyczny przydomek byłego premiera Holandii. Dla jednych jego umiejętność wychodzenia cało z każdej politycznej opresji to dowód na wybitne talenty negocjacyjne i komunikacyjne. Dla innych to świadectwo oportunizmu. Przez lata wszystkie afery ześlizgiwały się po nim i ani on, ani jego partia nie tracili na popularności.

W lipcu 2023 r., w obliczu kolejnego kryzysu rządowego, Rutte nieoczekiwanie ogłosił, że kończy swoją karierę w holenderskiej polityce i w jesiennych wyborach nie stanie już na czele listy VVD. Oficjalnie uznał, że wskutek różnic w koalicji w sprawie polityki migracyjnej nie dysponuje już mandatem do skutecznego kierowania gabinetem.

Eksperci wskazywali jednak, że to tylko pretekst. – Nie musiał rezygnować, odwołano w końcu głosowanie w sprawie wotum nieufności. Rezygnuje, bo nagromadziło się sporo problemów, których nie jest w stanie rozwiązać – mówił wtedy „Rzeczpospolitej” Chris Aalberts, pisarz i wykładowca Uniwersytetu w Rotterdamie, autor kilku książek o holenderskiej polityce. Rok wcześniej rząd ogłosił plan ograniczenia o 50 proc. emisji azotu do 2030 r. To wywołało masowe protesty rolników, bo taki ambitny cel w praktyce oznacza konieczność znacznego zmniejszenia hodowli krów i świń. A holenderskie rolnictwo, bardzo intensywne i wysoce emisyjne, to potęga gospodarcza.

Wcześniejsze skandale to przede wszystkim historia z zasiłkami dla dzieci. Władze odmawiały ich wypłacania wielu rodzinom pochodzenia imigranckiego, wytykając im rzekome nadużycia w procesie wnioskowania. Okazało się potem, że niesłusznie, ale polityka ta spowodowała wiele ludzkich dramatów, od utraty mieszkań po samobójstwa. Zdaniem krytyków to była strukturalnie rasistowska polityka, która obciąża konto premiera.

Cieniem na jego wizerunku położyła się także nierozwiązana sprawa eksploatacji złóż gazu ziemnego w Groningen. Latami ją kontynuowano mimo informacji o zagrożeniach. Doszło do powtarzających się trzęsień ziemi. Rząd obiecał odszkodowania, ale nie udało mu się osiągnąć porozumienia z mieszkańcami.

Rutte w rozwiązanie żadnej z tych spraw się nie angażował. Takie miał podejście, że nawet do najtrudniejszych problemów posyłał swoich ministrów, odsuwając problemy na dystans, tak żeby nie kojarzyły się z jego osobą. Latami te skandale nie szkodziły Ruttemu, przez co zyskał przydomek „teflonowego Marka”. Ich nagromadzenie, w połączeniu z pojawiającymi się negatywnymi skutkami liberalnej polityki jego rządów (np. kryzys na rynku mieszkalnictwa) oraz ogólne zmęczenie tak długo urzędującym premierem sprawiły jednak, że dla Ruttego był to prawdopodobnie najlepszy moment na odejście z krajowej polityki: nie w roli przegranego, ale ciągle silnego urzędującego premiera.

Styl rządzenia Ruttego jest menedżerski, co może mieć też związek z faktem, że zanim wszedł do polityki, był wysokiej rangi menedżerem w międzynarodowym koncernie Unilever. – To może być zaletą, ale to też jego słabość. Wielu ludzi zastanawia się, właściwie o co mu chodzi w polityce poza samym utrzymaniem się u władzy, jakie wartości on reprezentuje – mówił „Plusowi Minusowi” David Bos, politolog z Uniwersytetu w Amsterdamie. Faktem jest, że Rutte świetnie wyczuwał nastroje społeczne i zmieniał stanowisko w różnych sprawach w czasie wielu lat swoich rządów. Jego dryfowanie na prawo, szczególnie kwestiach migracyjnych, pozwoliło mu przez lata powstrzymać ekspansję skrajnej prawicy Geerta Wildersa. Jednak gdy go już zabrakło, w ostatnich wyborach partia Wildersa zdobyła większość.

Czytaj więcej

Czy drogie mieszkania podpalą Unię Europejską?

Błąd z Chopinem pod pachą

Mylne byłoby posądzanie Ruttego o brak wyrazistych poglądów. W niektórych sprawach jego stanowisko ewoluowało, ale trudno, żeby w tak zmieniającym się świecie przez 14 lat rządzenia sztywno trzymać się wyjściowych opinii. Są jednak tematy, w których zdania nie zmienił, choć postępuje zawsze elastycznie. – Gospodarka rynkowa i wolny handel – od tego nigdy nie odejdzie – przekonuje w rozmowie z „Plusem Minusem” jeden z doświadczonych unijnych dyplomatów, który od lat śledzi posiedzenia Rady Europejskiej, czyli szczytów unijnych przywódców.

W szczegółach Rutte ewoluował. Na początku był dość pryncypialny, potem – jak wielu innych zwolenników wolnego handlu – uznał, że Europa musi wprowadzić obostrzenia w sytuacji, gdy Chiny nie zachowują się zgodnie z regułami Światowej Organizacji Handlu (WTO).

Konsekwentnie jest też przeciwny nadmiernemu wzrostowi wydatków ze wspólnego budżetu UE, do którego Holandia jest jednym z głównych płatników netto. Założył nawet słynny nieformalny klub oszczędnych, złośliwie nazywanych skąpcami, który w każdych negocjacjach bronił skromniejszych wydatków. Poza Holandią były w nim Dania, Szwecja i Austria, a okazjonalnie także Finlandia. Ale znów, gdy przyszło do fundamentalnych wyzwań i w czasie pandemii powstał pomysł stworzenia funduszu pomocowego dla gospodarki finansowanego z pożyczek zaciąganych przez UE, po raz pierwszy w historii, Rutte w końcu się na to zgodził.

Na spotkaniach Rady Europejskiej, której Rutte jest najbardziej – po Viktorze Orbánie – doświadczonym członkiem, początkowo nie wyróżniał się jako osoba specjalnie zainteresowana polityką europejską. Potem jednak, szczególnie po brexicie, uznał, że interesy Holandii wymagają aktywnego kształtowania decyzji UE, i stał się jednym z najbardziej wpływowych przywódców. Uczestniczył w wielu zakulisowych negocjacjach, których celem było osiągniecie kompromisu w trudnych sprawach. Choć raz też zasłynął kompletnym brakiem zainteresowania negocjacjami, gdy w lutym 2020 r. przybył na szczyt poświęcony wieloletniemu budżetowi z biografią Fryderyka Chopina pod pachą. – Stanowisko Holandii jest znane, będę miał więc czas na czytanie książki – powiedział, wchodząc na szczyt UE. – To był błąd, nigdy już takiego nie popełnił – mówił nam nieoficjalnie jeden z dyplomatów.

Marka Ruttego nazywa się czasem „zaklinaczem Donalda Trumpa”

W kontekście NATO najważniejsze i najciekawsze są poglądy Ruttego na kwestie bezpieczeństwa i obrony. Będzie on czwartym Holendrem na stanowisku sekretarza generalnego NATO, co pokazuje, jak silnie proatlantycki jest wizerunek jego kraju. O objęcie tego stanowiska Joe Biden prosił go dwukrotnie – bez rezultatu. Rutte był ciągle urzędującym premierem i nie zamierzał zostawiać tego stanowiska. Zawsze powtarzał, jeszcze w kontekście stanowisk unijnych, które też wielokrotnie mu proponowano, że bycie premierem Holandii to dla niego najwyższy zaszczyt. Wreszcie, gdy zdecydował się zakończyć karierę polityczną w Holandii, sam powiedział Bidenowi, że gdyby powtórzył swoją propozycję, to on tym razem odpowie „tak”.

Jens Stoltenberg, odchodzący szef NATO, został mianowany w 2014 r. na czteroletnią kadencję. Sprawdził się bardzo dobrze, więc przedłużono mu kadencję na kolejne cztery lata. Ale już w 2021 r. powinno było zacząć się szukanie następcy, żeby mianować go w 2022 r. Jednak Rosja najechała Ukrainę, więc poproszono Stoltenberga, żeby został jeszcze rok, naprawdę ostatni. Wtedy na poważnie zaczęto szukać i myślano o Ruttem, on się jednak nie zgodził. Norweg musiał więc zostać na kolejny rok, mimo że miał już zaklepaną posadę prezesa norweskiego banku centralnego. Szczęśliwie Rutte w końcu okazał się dostępny – w czerwcu tego roku ogłoszono, że zostanie szefem NATO. Stanowisko obejmie w październiku.

Dlaczego Amerykanom tak bardzo zależało na Ruttem? – Jest budowniczym konsensusu, a to przede wszystkim zadanie sekretarza generalnego, który ma jedynie moc przekonywania i przywództwa, aby posunąć sojusz do przodu – powiedział Ivo Daalder, ambasador USA przy NATO.

Sekretarz generalny to specyficzna funkcja, w której wszystkie zalety Ruttego, przez niektórych kwalifikowane jako oportunizm, sprawdzą się świetnie. Jeśli jakimś punktem odniesienia ma być Stoltenberg, który uważany jest za świetnego szefa NATO w trudnych czasach, to na pewno ta umiejętność dogadywania się ze wszystkimi jest kluczowa. I z Orbánem, gdy trzeba go przekonać do inicjatywy wsparcia dla Ukrainy. I z Erdoganem, gdy trzeba walczyć o zniesienia tureckiego weta dla członkostwa Szwecji w sojuszu. Wreszcie z Trumpem, gdy trzeba mu potakiwać, a jednocześnie robić wszystko, żeby nie podważał znaczenia NATO.

Jeśli poprzedni prezydent USA wróci do Białego Domu, przyda się kolejna umiejętność Ruttego nazywanego czasem „zaklinaczem Trumpa”. W lipcu 2018 r. na szczycie NATO w Brukseli Donald Trump krzyczał na Europejczyków, że za mało inwestują w obronność i że USA mogą wycofać swoje gwarancje bezpieczeństwa. Jeden z dyplomatów relacjonuje, co działo się potem przy stole przywódców. – Rutte zabrał głos i mówi tak: „Donald, otworzyłeś nam oczy. Dziękujemy za to, co powiedziałeś, absolutnie masz rację”. Trump siedział jak zaklęty – śmieje się nasz rozmówca.

Ale metoda Ruttego nie polega tylko na potakiwaniu. „Wall Street Journal” przypomina wizytę Holendra w 2018 r. w Białym Domu. Trump oświadczył wtedy dziennikarzom, że umowa handlowa z Unią Europejską byłaby dobra, ale brak porozumienia również byłby pozytywny. „Nie”, powiedział Rutte z delikatnym śmiechem. „To nie jest pozytywne. Musimy coś wypracować”.

Holender cieszy się też w USA szacunkiem za to, że rozumie zagrożenie ze strony Chin i w swoich działaniach jest gotów iść dalej niż cała UE. W ubiegłym roku Waszyngton przekonał Hagę do zablokowania eksportu niektórych systemów litograficznych do Chin, które są niezbędne do produkcji zaawansowanych mikroprocesorów.

Czytaj więcej

Zielona rewolucja w UE na zaciągniętym hamulcu

Od „tak” dla Nord Stream do F-16 dla Ukrainy

Z punktu widzenia Polski znacznie ważniejsze niż poglądy na Chiny jest stanowisko przyszłego sekretarza generalnego w sprawie Rosji. Od lat nie ulega wątpliwości, że Rutte nie ma złudzeń w tej sprawie, uważa Rosję za wielkie zagrożenie i przekonuje, że trzeba dozbroić Ukrainę.

Media wypominają mu, że w przeszłości miał się wypowiadać pozytywnie o gazociągu Nord Stream 2. Nie lobbował na jego rzecz, jak rząd Niemiec, ale też nie krytykował i nie rozumiał, wskazywanego już dawno przez Polskę, zagrożenia dla Ukrainy wynikającego z realizacji tego projektu.

Jeśli miał jakiekolwiek złudzenia wobec Putina, to całkowicie rozwiały się one 17 lipca 2014 r. Od momentu zestrzelenia samolotu MH17 przez rosyjskich separatystów Rutte był zwolennikiem ostrych sankcji wobec Moskwy. Zwrotu dokonał więc dużo wcześniej niż wielu innych przywódców Europy Zachodniej, którzy przejrzeli na oczy dopiero po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 r.

Holender regularnie jeździł do Kijowa i zapewniał prezydenta Wołodymyra Zełenskiego o swoim wsparciu. Jego kraj dostarcza Ukrainie broń, a jesienią ubiegłego roku ogłosił – razem z Danią – że buduje koalicję dostawców myśliwców F-16. Było to w czasach, gdy Waszyngton odnosił się jeszcze sceptycznie do tego pomysłu.

Rutte nie ma złudzeń, że Rosja zatrzyma się na Ukrainie. Już jesienią 2022 r. powiedział: „Putin chce przywrócić wielkie rosyjskie imperium. To jego obłędne marzenie”.

Gdy 13 maja 2020 r. 96-letnia Mieke Rutte-Dilling umierała w domu opieki w Hadze, nie było przy niej ukochanego najmłodszego syna. Mark Rutte, druga – po królu – osoba w państwie, nie zdecydował się złamać obostrzeń, które sam wprowadził: żadnych wizyt w domach opieki z powodu szalejącego wtedy wirusa Covid-19. A był z matką blisko. Jeszcze gdy była w stanie wychodzić z domu, co tydzień jedli razem kolację w indonezyjskiej restauracji.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
„Pikit”: Ile oczek, tyle stworów
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Bałkan elektryk
Plus Minus
Ta gra nazywa się soccer
Plus Minus
Leksykon zamordysty
Materiał Promocyjny
Mazda CX-5 – wszystko, co dobre, ma swój koniec
Plus Minus
Ateizm – intronizacja ludzkiej pychy
Materiał Promocyjny
Jak Lidl Polska wspiera polskich producentów i eksport ich produktów?