Europejski Zielony Ład to flagowa inicjatywa Komisji Europejskiej (KE). Walka ze zmianą klimatu i przywracanie bioróżnorodności w UE nie jest jednak polityką charakterystyczną wyłącznie dla Komisji pod wodzą Ursuli von der Leyen. Ona tylko ujęła w ramy prawne to, co jest logicznym etapem w realizowanym od wielu lat kursie na zmniejszenie emisji CO2 i ograniczenie globalnego wzrostu temperatury. Unia Europejska zawsze była w tej polityce w światowej awangardzie, czasem z poparciem Stanów Zjednoczonych, gdy rządzą tam demokraci, czasem przy ich obstrukcji – gdy prezydentem jest republikanin.
Czytaj więcej
Wspólna armia to od dawna niezrealizowane marzenie unijnych federalistów. Europa Wschodnia jej nie chce, a Zachodnia nie potrafi zbudować.
Ambitne plany grzęzną w wykonaniu
O ile jednak w USA polityka klimatyczna ma wyraźne barwy partyjne i jest wręcz elementem wojny kulturowej, o tyle w UE przestała ona być tylko domeną Zielonych. Od lewej do prawej strony sceny politycznej, z wyłączeniem najbardziej skrajnej prawicy – jak ta w Polsce – panuje powszechne przekonanie, że zmiana klimatyczna jest spowodowana przez człowieka i trzeba się spieszyć, żeby ograniczyć jej katastrofalne skutki. W szczegółach lewica i prawica nieco się różnią i ta pierwsza jest zwykle bardziej ambitna, ale chadecja nigdy nie zablokowała kluczowych aktów prawnych Brukseli.
Aż do czerwca tego roku, gdy sprzeciwiła się nowemu prawu o odbudowie zasobów przyrody. Co prawda ostatecznie minimalną większością głosów przeszło ono w głosowaniu w Parlamencie Europejskim (PE), ale tak chwiejna większość nie rokuje dobrze na dalsze negocjacje zwane trilogiem, czyli uzgadnianie wspólnego stanowiska między unijną Radą (rządami państw członkowskich) i PE, przy udziale Komisji. – Temat stał się bardzo polityczny. Po raz pierwszy Parlament jest mniej zielony niż Rada i po raz pierwszy w głosowaniu osłabia stanowisko Rady – zwraca uwagę ambasador jednego z państw Unii. – Nie chodzi chyba konkretnie o to prawo. Po prostu tyle już przyjęto nowych przepisów, że to mogła być ta kropla za dużo – dodaje dyplomata.
Ten konkretny akt legislacyjny nie jest częścią pakietu Fit for 55, czyli zestawu przepisów mających uczynić UE zdolną do ograniczenia emisji CO2 o 55 proc. do 2030 roku, po to żeby w 2050 roku Unia stała się neutralna klimatycznie. Wszystkie elementy Fit for 55, poza wymagającą jednomyślności dyrektywą o opodatkowaniu energii, zostały już przyjęte przez PE, więc teoretycznie w sprawie polityki klimatycznej Bruksela mogłaby odetchnąć już z ulgą. Tak się jednak nie dzieje, bo – po pierwsze – bez przywrócenia bioróżnorodności nie ma mowy o skutecznej walce ze zmianą klimatu. A po drugie – zamieszanie wokół rozporządzenia o odbudowie zasobów przyrody jest bardzo ważnym sygnałem zmęczenia części klasy politycznej nadzwyczajnym tempem przyjmowania zielonych przepisów.