Niezbyt fortunna nazwa, która brzmi jak program utrzymania sprawności fizycznej dla ludzi w średnim wieku – Fit for 55 – skrywa program rewolucji gospodarczej Unii Europejskiej. A że Unia jest regulacyjnym punktem odniesienia dla reszty świata, to można założyć, że wyznaczy też tory zmian dla innych państw. To nie jest samobójcza propozycja: jej celem nie jest pogrążenie europejskiego przemysłu i pauperyzacja obywateli UE. Została tak skonstruowana, aby za ambitnymi zielonymi celami i zmianami regulacyjnymi szła rewolucja technologiczna i nowe nawyki konsumpcyjne, przy jednoczesnej ochronie najbiedniejszych przez wmontowane w pakiet bezpieczniki socjalne.
Propozycja Komisji Europejskiej będzie przedmiotem ostrych negocjacji między państwami członkowskimi i deputowanymi do Parlamentu Europejskiego, zatem jej poszczególne składowe mogą się jeszcze zmienić. Ale filozofia całego pakietu i ogólny kierunek zmian na pewno nie. Bo Fit for 55 jest po prostu planem niezbędnym do zrealizowania celu zaakceptowanego wcześniej przez całą UE – redukcji emisji CO2 o 55 proc. do 2030 roku oraz przygotowania do osiągnięcia neutralności klimatycznej w 2050 roku. Został on tak skonstruowany, żeby każdy miał powody i do krytyki, i do zadowolenia. W ten sposób żaden kraj nie może frontalnie atakować pakietu i uznać go za wymierzony w jego interesy.
Wnuk górnika i genialny aktywista
Ambicje klimatyczne nie są nowe, a kolejne unijne pakiety energetyczno-klimatyczne doprowadziły już do wielkiej zmiany w unijnej gospodarce. Nawet bez założeń nowego pakietu emisje CO2 zmniejszą się do 2030 roku o 40 proc. W ciągu dziesięciu lat cena energii słonecznej spadła o 90 proc., a tej z wiatru – o 75 proc. Czołowi producenci samochodów chcą w ciągu dekady całkowicie przestawić się na produkcję pojazdów elektrycznych. Od 2005 roku działa europejski system handlu emisjami (ETS), który miał swoje wzloty i upadki, ale w ciągu 16 lat doprowadził do spadku emisji CO2 o 43 proc. w sektorach nim objętych, czyli produkcji energii elektrycznej oraz energochłonnych gałęziach przemysłu.
Za każdym razem jednak kolejne pakiety energetyczno-klimatyczne konstruowane w Brukseli były widziane jako starcie dwóch światów: bogatego Zachodu, który stać na zielone ambicje, i biedniejszego, opartego na węglu Wschodu. Tym razem udało się uniknąć tej dychotomii, a eksperci wskazują nawet, że akurat Polska nie powinna na nowy pakiet klimatyczny narzekać bardziej niż inni. Zadbał o to nie kto inny, jak Frans Timmermans – przedstawiany przez rząd PiS jako główny wróg Polski w Brukseli w czasach, gdy był wiceprzewodniczącym KE ds. praworządności. Teraz odpowiada za Zielony Ład i od początku miał jeden cel: pakiet musi być sprawiedliwy, żeby był do przyjęcia przez społeczeństwa UE.