Bodnar i stojąca za nim Koalicja Obywatelska wraz z Lewicą zapewne nie będą mieli takich oporów. Wraz z jeszcze łatwiejszymi do rozwiązania związkami partnerskimi zostanie stworzony nowy system, zachęcający do zwalniania się z odpowiedzialności. Państwo nie będzie do niczego zmuszało, ale będzie dyskretnie zachęcało, aby wybierać właśnie taką, ułatwioną drogę.
W debacie nad związkami partnerskimi mówi się wyłącznie o ludziach LGBT, ich prawach i granicach tych praw, a nie o prawach i obowiązkach zwykłych „heteryków”. Nawet prawica nie porusza tej tematyki. Wydaje się ona zbyt skomplikowana dla przeciętnego wyborcy.
Nie robi tego PSL. Był on zdolny za czasów pierwszej koalicji z Tuskiem do forsowania takich rozwiązań, jak wydłużenie urlopów macierzyńskich czy Karta Dużej Rodziny. Ale polemika z prawem podkopującym, delikatnie i z zachowaniem zasady dobrowolności, trwałość i spoistość rodziny jest poza percepcją ludowych posłanek i posłów. Wszak grają rolę 100-procentowych pragmatyków chroniących społeczeństwo tylko przed największymi skrajnościami. Skrajnościami, które skądinąd być może za kilka lat będą przedstawiane jako coś normalnego i niekontrowersyjnego.
Kaczyński wymyśla lepszego Dudę
Kandydatem PiS na prezydenta ma być ktoś strawny dla wyborców Krzysztofa Bosaka i Sławomira Mentzena, ale i otwierający tę partię na centrum. Kojarzony z pisowskim środowiskiem, niekoniecznie jednak z jego rządami. Wymyślenie kogoś takiego wymaga cudu.
Potwierdzenie zgody na seks w specjalnej aplikacji? Sojusz konserwatystów i purytańskich feministek
Ułatwianie ludziom życia, tak by przyjemność dominowała nad obowiązkiem, staje się dewizą całego naszego kręgu kulturowego. Dodajmy, że nie w każdej sytuacji. Oto Sejm w tym samym tygodniu, kiedy negocjowano zasady rządzące zawieraniem związków partnerskich, zmienił definicję gwałtu. Znów inicjatorkami były posłanki Lewicy, choć także KO i Polski 2050.
Do dotychczasowych okoliczności gwałtu („kto doprowadza inną osobę do obcowania płciowego przemocą, groźbą lub podstępem”) dodano formułkę „lub w inny sposób mimo braku jej zgody”. Środowiska feministyczne twierdziły, że dotychczasowa niepełna definicja prowadziła do żądania, aby to kobieta udowadniała, że wymuszono na niej seks siłą i że stawiała opór.
W rzeczywistości dotychczasowa definicja jawi się jako wystarczająca, „groźba” lub „podstęp” uwzględniają przypadki braku bezpośredniej przemocy. Jeśli policja, prokuratura i sądy pytały o stawiany opór, to dlatego, że są to przestępstwa trudne do udowodnienia. Łatwo tu o fałszywe oskarżenia. Możliwe też, że wszystkie te instytucje bywały zbyt wyrozumiałe dla gwałcicieli, tyle że to wynika z praktyki, a nie z ustawowego zapisu.
Nowa wersja albo nie zmieni w tej praktyce wiele, albo też zmusi wymiar sprawiedliwości do szukania dowodu, że seks odbywał się „za zgodą”. Przeniesie to ciężar takiego dowodu na mężczyznę. W praktyce trzeba będzie dowodzić swojej niewinności, wbrew wszelkim kanonom prawa karnego.
Jakiego typu dowody są tu potrzebne? W Szwecji, jednym z kilku krajów, który wcielił w życie marzenia feministek, pary wysyłają potwierdzenia takiej zgody na specjalną apkę. Jawi się to jako absurd. Mamy do czynienia z potencjalną penalizacją każdego aktu seksualnego. Bo przecież kobieta (choć w pewnych sytuacjach także mężczyzna) może zawsze zmienić zdanie, a o świadków będzie w takich sprawach trudno.
Takie rygory nakłada się w warunkach generalnego rozluźnienia obyczajowego, co czyni z kontaktów seksualnych dodatkowy tor przeszkód. Możecie w teorii wszystko, ale zawsze wisieć nad wami będzie potencjalne zagrożenie. Może dlatego nie tylko partie obecnej koalicji, ale także część posłów PiS zagłosowała w finale za tym prawem. Swoisty prokobiecy purytanizm feministek może w pewnych sytuacjach liczyć na wsparcie części konserwatystów upatrujących w wolnym seksie coś głęboko podejrzanego. Możliwe też, że zadziałał tu swoisty szantaż emocjonalny, głosujesz przeciw, to znaczy jesteś za gwałtem.
Społeczeństwo przyszłości
Mamy więc zarys nowego obyczajowego kształtu społeczeństwa. Selektywny rygoryzm norm feministycznych wobec przygodnego seksu sąsiadować będzie z generalną łatwością wyplątywania się z prawnych i materialnych zobowiązań wobec stałego partnera. Byłoby to właściwie naturalne w przypadku par jednopłciowych. Ale dotyczyć będzie par wszystkich, a więc rodzin. Oczywiście to tylko prawne dopełnienie obyczajowego klimatu, w którym żyjemy od lat. Może jednak państwo powinno taki klimat choć odrobinę ograniczać czy obwarowywać dodatkowymi warunkami?
Wiem, że za podobną myśl zostanę za chwilę okrzyczany nieżyciowym dziadersem. Jednak zaryzykuję taką opinię, zanim mi jej zabronią, a może nawet oskarżą o „mowę nienawiści” wobec tych, którzy chcą żyć, jak chcą. Czasem kosztem słabszych, kosztem chorego partnera, zdradzonej partnerki, porzuconych dzieci.
W laicyzującym się społeczeństwie ci ostatni mogą liczyć na coraz mniejszą uwagę. Nie twierdzę, że tradycyjna moralność chroniła ich w pełni. Ale nowa tendencja niesie ze sobą nowe zagrożenia. O tym jest ten tekst.