Amerykański historyk: Odejdźmy od holokaustocentryzmu

Proponuję odejście, choćby częściowe, od holokaustocentryzmu na rzecz syjonizmu. Aby Izraelczycy i Polacy skupili się na pozytywnej historii sukcesu, jakim było odrodzenie izraelskiego państwa. Jest przecież kilkunastu „ojców współczesnego Izraela” z dzisiejszych ziem polskich, których można by wspólnie uczcić - mówi Philip Earl Steele, amerykański historyk.

Publikacja: 05.07.2024 10:00

Teodor Herzl – współtwórca syjonizmu, ideologii odrodzenia narodowego Żydów poprzez stworzenie w Pal

Teodor Herzl – współtwórca syjonizmu, ideologii odrodzenia narodowego Żydów poprzez stworzenie w Palestynie własnej siedziby narodowej oraz odrodzenie hebrajskiego jako języka narodowego – urodził się 2 maja 1860 r., zmarł 3 lipca 1904 r. Na zdjęciu jego pogrzeb w Wiedniu zorganizowany cztery dni po śmierci

Foto: Government Press Office

Plus Minus: 120 lat temu zmarł Teodor Herzl, twórca syjonizmu. Co zostało z jego wizji?

To prawda, że Teodor Herzl był najważniejszym przywódcą syjonistycznym XIX wieku, ale nie był twórcą syjonizmu. Przed nim było bardzo wielu ważnych syjonistów, i to dosłownie z całej Europy. Również z ziem polskich. Jest rabin Kaliszer z Torunia, redaktor Dawid Gordon z Ełku, rabin Mohylewer z Radomia i Białegostoku... Ale tak, dzięki swojej pozycji w pierwszej lidze europejskich dziennikarzy Herzl przyciągnął bezprecedensową uwagę do sprawy. Miał również geniusz organizacyjny i współtworzył solidne struktury, które z czasem rozwinęły się w nowoczesne państwo żydowskie: regularne Kongresy Syjonistyczne, Organizację Syjonistyczną, Żydowski Fundusz Narodowy i to, co dziś nazywamy Bankiem Leumi, czyli bankiem narodowym.

Tuż po jego przedwczesnej śmierci (miał zaledwie 44 lata) ruch syjonistyczny jednak jako taki w dużej mierze wysechł. Organizacja Syjonistyczna oczywiście nadal istniała, Kongresy nadal się odbywały, ale masowe odejścia i ogólna apatia nękały wszystko do tego stopnia, że można mówić o generałach bez armii w okresie poprzedzającym I wojnę światową.

Dawid Ben Gurion opuścił swoje rodzinne miasto Płońsk w 1906 roku i osiedlił się w Erec Israel. W swoich wspomnieniach płońszczanin zgadywał, że w jego pierwszych latach w osmańskiej Palestynie aż dziewięciu z dziesięciu osadników zrezygnowało i wyjechało – przede wszystkim do Ameryki, jak wiemy.

Ruch syjonistyczny jednak nie narodził się tylko dwa razy, jak się mówi o syjonizmie Howewei w latach 80. XIX wieku, a następnie syjonizmie Herzlowym w latach 90. XIX wieku. Otóż narodził się trzy razy – a do trzech razy sztuka. To właśnie wtedy, gdy żydowska trójka Nahum Sokołów, Moses Gaster i Chaim Weizman współtworzyła deklarację Balfoura wraz z rządem brytyjskim podczas I wojny światowej, piłka naprawdę się potoczyła – i tym razem się nie zatrzymała.

Syjonizm stał się kamieniem węgielnym państwa Izrael. Czy powstanie Izraela byłoby możliwe bez ruchu syjonistycznego?

Nie, to byłoby wprost niemożliwe. Kamieniem węgielnym izraelskiej państwowości było istnienie Jiszuw, czyli ludności żydowskiej, w Brytyjskim Mandacie Palestyny. Po II wojnie światowej Jiszuw liczył około 650 tys. osób. To na tej podstawie ONZ w listopadzie 1947 r. przegłosował plan utworzenia żydowskiego i arabskiego państwa w Palestynie. Jeśli mamy wyobrazić sobie powojenny świat bez Jiszuw, to praktycznie całe międzynarodowe poparcie dla żydowskiego państwa w Izraelu znika. Nawet po Zagładzie uznanie Żydów za naród wcale nie było powszechne w Europie, również w kręgach nominalnie „filosemickich”.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Rząd Donalda Tuska kontra elektorat

Przykład?

Latem 1947 r. w szwajcarskim Seelisbergu odbyła się Międzynarodowa Awaryjna [Emergency] Konferencja na temat Antysemityzmu. Uczestnikami byli głównie katoliccy i protestanccy aktywiści, którzy uważali się za filosemitów. Dokładne daty konferencji to 30 lipca – 5 sierpnia. Oznacza to, że konferencja rozpoczęła się bezpośrednio po wybuchu skandalu wokół statku „Exodus 1947”. W skrócie, 18 lipca statek przewożący około 4 tys. ocalałych z Holokaustu został siłą przejęty przez Brytyjczyków, gdy zbliżał się do Hajfy. Następnego dnia jego pasażerowie zostali odesłani innymi statkami do – w co wciąż trudno uwierzyć – obozów w Niemczech! Historia ta była oczywiście wszędzie opisywana w prasie, a jednak konferencja w Seelisbergu całkowicie ją pominęła, wraz z jakimkolwiek „rozwiązaniem kwestii żydowskiej”, które dotyczyło tego, co wciąż było Mandatem Palestyny. Zamiast tego konferencja przedstawiła listę dziesięciu wręcz komicznych napomnień do rozpowszechniania, w tym „Unikaj używania słowa Żydzi w wyłącznym znaczeniu wrogów Jezusa”. Takie były „awaryjne” środki opracowane w bezpośrednim następstwie po zamordowaniu 6 mln Żydów, dokładnie w czasie, gdy 4 tys. ocalałych z Holokaustu zostało odesłanych z powrotem do Niemiec. Seelisberg jest jednak do dziś wychwalany w Polsce przez podobnych „filosemitów” jako dziejowy przełom w stosunkach chrześcijańsko-żydowskich, czym z całą pewnością nie jest. To żenujące. Przede wszystkim jest to jaskrawe odzwierciedlenie świętoszkowatej ślepoty na narodowość Żydów i ich prawo do ojczyzny.

Więc nie. Gdyby w Palestynie nie było dużej, zorganizowanej populacji żydowskiej, dzięki ruchowi syjonistycznemu oraz deklaracji Balfoura, niewiele sił po 1945 r. uznałoby za stosowne ustanowienie tam nowoczesnego Izraela.

Czym się wyrażała obecność syjonizmu w polityce Izraela w początkach państwa?

Często mówi się, że syjonizm był w gruncie rzeczy ruchem narodowo-wyzwoleńczym. I jest w tym wiele prawdy. Skupiał się nie na uzyskaniu praw i wolności dla poszczególnych osób, ale na uzyskaniu wolności i bezpieczeństwa dla narodu. Na narodowym wyzwoleniu od Imperium Rosyjskiego, tureckiego i wreszcie brytyjskiego. Właśnie dlatego tak wiele we wczesnych latach niepodległości Izraela było kolektywizmu, dlatego socjalizm mógł być realizowany z takim powodzeniem. Dokładnie tak, jak we wszystkich innych krajach postkolonialnych na całym świecie. Taka była wtedy norma.

To, co było specyficznie izraelskie, to pojęcie „Geulah” – że nadeszło zbawienie, odkupienie. Było to wówczas szeroko rozpowszechnione, zarówno jako koncepcja religijna, jak i zsekularyzowana. Ben Gurion, przypominam, dał swojej córce na imię Geulah. Mowa o powstaniu państwa żydowskiego w Ziemi Izraela po prawie 1900 latach. Bezpośrednio po próbie unicestwienia całego narodu. Jest to więc wydarzenie wprost epickie – a jego moc utrzymywało wiarę Izraelczyków, że mogą pokonać sześć atakujących armii arabskich w latach 1948–1949. I tak się stało. Dawid pokonał Goliata.

Dlaczego syjonizm, a może bardziej jego dzieło, nie zostało powszechnie przyjęty przez diasporę żydowską?

Wczesną odpowiedź na to pytanie dał rabin Jehuda Alkalai z Serbii, który w połowie XIX w. zauważył, że „duch mesjański został odwrócony od nadziei na odkupienie w Ziemi Izraela do nadziei na odkupienie w diasporze”. Alkalai, notabene, był rabinem i ojca, i dziadka Teodora Herzla, więc rozumiemy, jak wpływowy on był w historii syjonizmu. Ale tak, syjonizm pozostawał dość marginalny wśród Żydów przez długie dziesięciolecia. Na przykład, amerykańscy Żydzi nie zaczęli wspierać syjonizmu na szeroką skalę aż do II wojny światowej. W 1890 r. słynny reformowany rabin Emil Hirsch z Chicago powiedział: „My, nowocześni Żydzi, mówimy, że nie chcemy odnowionego domu w Palestynie. Porzuciliśmy nadzieję na nadejście politycznego, osobistego mesjasza. Mówimy: kraj, w którym żyjemy, jest naszą Palestyną, a miasto, w którym mieszkamy, jest naszą Jerozolimą. Nie wrócimy”.

Jaki był stosunek Herzla do ortodoksów? Czy widział dla nich miejsce w państwie żydowskim przyszłości?

Herzl był wysoce kulturalną, światłą osobą głęboko przywiązaną do modernizmu. Dlatego też, jak wielu takich ludzi, miał silną alergię na wierzenia religijne. Podczas gdy Herzl z radością odnosił się do swojego poparcia wśród rabinów – i krytykował tych, którzy mu się sprzeciwiali – nigdy nie odnosił się do ich argumentacji za wspieraniem lub przeciwstawianiem się syjonizmowi. Jego odniesienia były po prostu „ad hominem”. Przede wszystkim Herzl zakładał, że religia zaniknie w odrodzonym Izraelu. Widzimy to w jego utopijnej powieści z końca 1902 roku „Altneuland” – stara-nowa ziemia – która opisuje przyszły Izrael jako liberalny raj, w którym ludzie mogą prywatnie wyznawać dowolną religię.

Podobnie było z Dawidem Ben Gurionem, który we wczesnych latach sprawowania urzędu premiera zwolnił ultraortodoksów z obowiązku edukacji w państwowych szkołach i służby wojskowej. Po prostu założył, że ich przeznaczeniem jest zniknąć.

Współczesny antysemityzm jest dziedzictwem tradycyjnego. Ile czasu potrzebowała Polska Rada Chrześcijan i Żydów, by potępić atak Hamasu? 

Obserwuję zmiany w Izraelu na przestrzeni 30 lat. Założyciele państwa, syjoniści aszkenazyjscy, wymarli. Kto jest ich dziedzicem w państwie żydowskim?

Tak, izraelskie społeczeństwo, polityka i gospodarka przeszły prawdziwą metamorfozę. Obecnie największą grupą etniczną są Żydzi Mizrachi, których korzenie tkwią w krajach muzułmańskich, a nie w Europie. Tym samym religijność dramatycznie wzrosła. Oczywiście Partia Pracy, która rządziła niepodzielnie aż do zwycięstwa Menachema Begina w 1977 roku, jest tylko bladym cieniem dawnej siebie. Socjalizm został zastąpiony turbokapitalizmem. Kolektywizm indywidualizmem, choć bez wątpienia obecny konflikt sporo zmieni w tym względzie. Jednak „élan” (żywiołowość) wczesnych lat Izraela, a także narodu start-upów, wydaje się zanikł. Zebrały się ciemne chmury.

Jakie były poglądy pierwszych syjonistów na temat możliwości koegzystencji z Arabami?

Była swoista ślepota, to na pewno. Kaliszer, Pinsker, Herzl – oni ledwie zauważyli obecność rdzennych Arabów. Chociaż to chrześcijańscy syjoniści około 1840 r. zaczęli używać wyrażenia „ziemia bez ludu dla ludu bez ziemi”. Jednym z największych żydowskich krytyków Herzla był Ahad Ha’am. W 1891 r., w drodze powrotnej z wizyty w osmańskiej Palestynie, napisał dobrze pamiętany traktat podający w wątpliwość realizm syjonistycznych celów. Wśród barier, które wymienił, była obecność rdzennej ludności arabskiej. Nade wszystkim nie przewidywano arabskiego ruchu narodowego w maciupeńkiej Palestynie. Dzisiejszy Izrael, nawet razem z Zachodnim Brzegiem, to tylko trzy czwarte wielkości Mazowsza. Wraz z upadkiem imperium osmańskiego podczas I wojny światowej Brytyjczycy, Francuzi, Amerykanie i syjonistyczni Żydzi również wspierali tworzenie państw arabskich. Nikt w tamtym czasie nie wyobrażał sobie, że żydowskie posiadanie tak niewielkiego kawałka ziemi spotka się z oporem o charakterze nacjonalistycznym.

Dlaczego we współczesnym Izraelu format dialogu z Arabami jest w stanie agonii?

Nie powiedziałbym, że tak jest. Arabscy Izraelczycy stanowią jedną piątą obywateli państwa. Ich przedstawiciele zasiadają w Knesecie, a nawet w ostatnim rządzie Bennetta-Lapida. W rzeczywistości istnieje wiele różnych palestyńskich populacji arabskich. Oprócz tych w Izraelu, są też ci na Zachodnim Brzegu, ci w Gazie, ci w diasporze – są też Beduini. Odmienność tych grup widać w tym, że obecny konflikt w Gazie nie doprowadził do kolejnej Intifady na Zachodnim Brzegu.

Jeśli chodzi o Jasera Arafata, Hamas itp. – istnieje niezaprzeczalne nieprzejednanie wobec uznania faktu, że Izrael nie da się wymazać z mapy. Palestyńscy przywódcy wielokrotnie optowali za rezygnacją z posiadania własnego państwa, nawet na całkiem korzystnych warunkach, jeśli musi to oznaczać uznanie państwa żydowskiego. To zaczęło się na długo przed odrzuceniem hojnych ofert rządów Olmerta i Baracka w tym stuleciu, przed odrzuceniem oferty ONZ dotyczącej państwa palestyńskiego w 1947 roku. Dotyczy to również okresu Mandatu. Przykładowo, na początku lat 20. XX w. brytyjski gubernator Herbert Samuel próbował stworzyć wspólny żydowsko-arabski sejmik, że tak powiem. Ale Arabowie odmówili wzięcia w nim udziału. Ten atawizm musi się zmienić.

Czy dziedzictwo syjonizmu można uznać za przyczynę współczesnego antysemityzmu?

Nie. Współczesny antysemityzm jest dziedzictwem tradycyjnego. Mamy do czynienia z kolejną mutacją. Choć tego wcale się nie spodziewano. Herzl podobnie jak Pinsker wierzył, że państwo żydowskie położy temu kres. Ale wirus zmutował po raz kolejny. Izrael jest dziś Żydem narodów. Jest kozłem ofiarnym europejskich kompleksów związanych z kolonializmem, północnoamerykańskich kompleksów związanych z rasizmem – i apokaliptycznych lęków młodych ludzi w przeróżnych krajach świata.

Tutaj w Polsce widzimy ciągłość z tradycyjnym antysemityzmem. Jak na ironię, jest ona najwyraźniejsza wśród ludzi uchodzących za filosemitów, którzy pobożnie odwiedzają miejsca Holokaustu z ponurymi twarzami, a nawet w czarnych szatach w upalne lato w Jedwabnem, Auschwitz, Otwocku... Kto jak kto, ale Polska Rada Chrześcijan i Żydów potrzebowała ponad miesiąca, by opłakiwać masowy mord 1200 Żydów z 7 października i potępić sadystycznych sprawców. Międzynarodowa Rada Chrześcijan i Żydów uczyniła to 10 października, podobnie jak Konferencja Episkopatu Polski, już 18 października. Później, 21 października, norweska studentka maszerowała w Warszawie ze swoim antysemickim plakatem... Ale nie, dopiero 13 listopada (i to z inicjatywy żydowskiego członka PRChiŻ!) Polska Rada w końcu potępiła Hamas. Tego samego dnia były szef Polskiej Rady opublikował jednak votum separatum. Usprawiedliwiał w nim „bezradność”, pisząc „Nie udajemy znawców Bliskiego Wschodu”. Potem jednak sugerował, że ofiary masakry Simchat Tora same, jako Izraelczycy, ponoszą winę za swój los; podkreślał, że nie chciał sprawić wrażenia, że popiera premiera Netanjahu (choć najwyraźniej gotów był sprawić wrażenie, że popiera Hamas); oraz parafrazował propagandę Hamasu mówiącą o skłonności Izraela do popełniania zbrodni wojennych. W jego słowach pobrzmiewa echo podobnych komentarzy wypowiadanych przez „przyzwoitych chrześcijan” po pogromach, Nocy Kryształowej i gorszych wydarzeniach: „Tak, szkoda. Ale wiesz: lichwa, bogobójstwo, rytualne mordy…”. Echo jest ogłuszające.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Iran i Izrael to filary cywilizacji

Nie był to też głos odosobniony. Dwa tygodnie później inny członek Rady wymierzył w Izrael artykuł w katolickim tygodniku, w którym zrównał przemoc niektórych izraelskich osadników na Zachodnim Brzegu z Putinem i jego wojną w Ukrainie. Tak! Wspominał też o większych swobodach w bantustanach niż na Zachodnim Brzegu, twierdząc, że Autonomia Palestyńska cieszy się demokratycznie wybranymi władzami. I tak dalej. Po prostu zdradzał nieznajomość nawet najprostszych faktów. Tak jak wtedy, gdy stwierdził, że żydowskie osiedla na Zachodnim Brzegu są nielegalne w izraelskim prawie.

Przypadki takie (najpierw milczenie, potem agresywne potępienia Izraela) ujawniają ciągłość z tradycyjnym antysemityzmem.

Jakie są źródła współczesnego propalestyńskiego antysemityzmu?

Jest wiele źródeł. Globalny ład przechodzi kryzys, i kryzysy jakże często rodzą nienawiść do Żydów. Nadeszła era postprawdy. Woke’owa optyka ubóstwia ofiary – też wyimaginowane. Mania antykolonialna przeżera uniwersytety, podczas gdy syjonizm miał znamiona antykolonializmu, powtarzam. Nowo powstały Izrael nie był zaborczym krajem imperialnym, lecz azylem dla prześladowanych uchodźców z dziesiątków różnych krajów. Moi przodkowie, w ramach brytyjskiego kolonializmu, zasiedlili Nową Anglię na początku XVII w. Ale gdy tam w Massachusetts zaczęli uprawiać rolę i orać swoje pola, czy przypadkiem wydobywali monety z czasów anglosaskich? Czy trafili na ruiny pałacu, gdzie podpisano Magną Kartę? Czy odkryli powiedzmy fundamenty teatru, gdzie Szekspir wystawił swoje sztuki? Przecież kpię sobie, by podkreślić jak gatunkowo inaczej było, gdy nowe żydowskie osady zaczęły się pojawiać w Ziemi Izrael pod koniec XIX w. To był powrót. Mówiło się restauracja, restauracjonizm. Żydzi wracali do siebie, do swojej dawnej ojczyzny.

Czy antyizraelizm to zjawisko wykreowane przez świat arabski? Czy można przypisać winę Tel Awiwowi?

Zadziwiająca jest ta prodżihadowska hasbara, cała ta skarga o żydowski „kolonializm osadniczy”. Przecież całkiem trafnie można wskazać na to zjawisko w obecnej Europie, jeśli chodzi o imigrację z krajów Bliskiego Wschodu. Prohamasowscy opiniotwórcy w Europie mogą z powodzeniem siać tę hucpę, gdyż tylu Europejczyków błędnie utrzymuje, że Europa ma kulturę uniwersalną. Tel Awiw z kolei… Przychodzi na myśl ten mem z rzekomymi słowami Einsteina – że obłęd to robienie tego samego, spodziewając się innego wyniku. Konkretnie, ten uporczywy nacisk na Holokaust nie opłaca się Izraelowi. Nie widać, by ci w Polsce, którzy opłakują żydowskich zmarłych i/lub starają się zachować pamięć o nich, poparli Izrael po 7 października. Muzeum Holokaustu w USA szybko potępiło Hamas i bezprecedensową rzeź. Ale Muzeum w Auschwitz? Pod koniec stycznia przeczytałem wywiad z dyrektorem Piotrem Cywińskim, który zmroził krew w żyłach. Zasugerował on mianowicie, że 7 października nie mieści się wraz z Auschwitz w łańcuchu antysemickich zbrodni ludobójczych. Że te sprawy są odrębne, aczkolwiek dodał wspaniałomyślnie: „ofiary Holokaustu [nie mogą] odpowiadać za to, co czyni 80 lat później inne pokolenie [Żydów]”.

Pewnie był pan wstrząśnięty atakiem Hamasu 7 października nie mniej niż ja i wielu innych. Dlaczego świat odwraca się od Izraela?

To spora część świata, na pewno. A że postępowcy wpadli w obłęd i sprzymierzyli się z dżihadistami? Miesiąc temu nie kto inny, tylko ajatollah Chamenei publicznie chwalił protestujących studentów za to, że przeszli na właściwą stronę. Cóż, tacy ludzie kiedyś ślepo sprzymierzyli się ze Stalinem, z Pol Potem. Odsyłam do Milana Kundery, który ich uwiecznił w „Nieznośnej lekkości bytu” – chodzi o takie zbiorowe uniesienie w samooszukiwaniu się.

Czy polityka wojenna premiera Beniamina Netanjahu ma powszechne poparcie w Izraelu?

Jest wśród Izraelczyków wyraźna solidarność co do potrzeby rozprawiania się z Hamasem. Jednocześnie są otwarte podziały w kwestii prowadzenia wojny. Nawet oficerowie wojskowi wypowiedzieli się przeciwko przywódcom politycznym. Niemniej zwolenników pokoju, peaceników, trzeba szukać ze świecą. Zauważyłem właśnie nowy gatunek literacki w izraelskiej prasie – takie wyznanie pod hasłem „Dlaczego już nie jestem peacenikiem”.

Co trzeba by zrobić, by odwrócić tę politykę konfrontacji?

Wiadomo, że prędko to nie nastąpi. A gdy wreszcie, to będzie to po rozszerzeniu Porozumień Abrahamowych (zawartych w 2020 r. między Izraelem, USA i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi – red.), czyli po odizolowaniu i powstrzymaniu Iranu. Będzie to najpierw wymagało izraelskich sukcesów przeciwko irańskim sojusznikom zarówno na północy, jak i na południu, co z kolei będzie wymagało stałego, zaangażowanego wsparcia USA dla Izraela – i całej architektury mającego powstać sunnicko-izraelskiego przedmurza przeciw wkroczeniom Iranu. To arcytrudne zadanie.

Teodor Herzl byłby dumny z drapaczy chmur w Tel Awiwie. Zdradzał steampunkowy sposób myślenia 

Co by zrobił Herzl, gdyby dziś stanął na czele wyśnionego przez siebie państwa?

Rozpoznałby wiele w dzisiejszym Izraelu i poczułby się dumny. Drapacze chmur w Tel Awiwie, z którego zapamiętał tylko piaszczyste wydmy. Herzl nieraz zdradzał taki „steampunkowy” sposób myślenia. Byłby więc zachwycony Technionem, tym światowym centrum innowacji technologicznych. I przecież nową linią kolejową z Tel Awiwu do Jerozolimy. Tylko 30 minut! Niemniej jednak myślę, że czułby się dziś pokonany, podobnie jak w ostatnim roku życia, kiedy zdał sobie sprawę, że nie może już wyciągnąć królika z kapelusza. Napisał wtedy rezygnację, którą raczej zamierzał złożyć – ale zanim do tego doszło, serce go zawiodło w austriackich Alpach. Nie ma „człowieka na wszystkie czasy”, a Herzl spisał się wybitnie w swoich własnych.

Miał świadomość przepaści między ideami a praktyką polityki?

Herzl był wytrawnym dyplomatą. Wywarł głębokie wrażenie na niemieckim cesarzu, papieżu Leonie XIII, rosyjskim ministrze spraw wewnętrznych Plehwem, ministrze kolonialnym Chamberlainie. Ale nie miał do dyspozycji aparatu państwa. Pozostał wizjonerem, romantykiem, który do końca wierzył, że „jeśli tego chcesz, to nie jest to sen” – oto jego motto do „Altneuland”.

Kto najwięcej po nim dziś dziedziczy?

Oj, trudne pytanie. Pozostaje symbolicznym ojcem Izraela. Był pan na pewno na Wzgórzu Herzla w Jerozolimie – leży tam samotnie na szczycie, a reszta wybitnych przywódców Izraela leży raczej w grupach, niżej na wzgórzu. Od Żabotyńskiego do Icchaka i Lei Rabinów. Właściwie Ben Gurion też leży sam, choć w Sde Boker na Negewie. Ale inaczej niż w przypadku Ben Guriona, żadna partia w Izraelu nie ma specjalnych roszczeń do Herzla. Hmmm... może to jest to. Herzl w sposób wyjątkowy należy do wszystkich Izraelczyków.

Czy poparcie USA dla Izraela może się w najbliższym czasie zmienić?

Jak szybko wszystko tam się zmienia! Zaledwie osiem, dziewięć lat temu prof. Jonathan Rynhold z Uniwersytetu Bar-Ilan napisał książkę na temat stosunku Amerykanów do Izraela. Podkreślił, że wzdłuż i wszerz kraju republikanie zdecydowanie popierają Izrael. Demokraci w mniejszym stopniu, ale nadal większość faworyzuje Izraelczyków, a nie Palestyńczyków, w konflikcie. To samo dotyczy starszych Amerykanów – są oni powszechnie proizraelscy – a także większości młodych ludzi, choć z mniejszą przewagą. Polecałem tę książkę ludziom, gdy tylko pojawiał się ten temat – ale realia po 7 października pokazują, że prof. Rynhold musi napisać pracę na nowo. Wydaje się, że nazbyt wiele amerykańskich struktur się kruszy, nawet rozpada. Ład polityczny, ewangelikalizm (ten od dziesięcioleci bastion proizraelskiego aktywizmu), sama tożsamość narodowa. Podobnie jak homofobia, postawy proizraelskie zaczynają wyglądać staroświecko, stając się marginalizowane.

Czy obsada Białego Domu ma dla przyszłości relacji z Izraelem znaczenie? Trump czy Biden?

Każdy z nich jest silnie proizraelski. Żaden z nich nie chce jednak rozmawiać z opinią publiczną o prawdziwym zagrożeniu dla regionu, Iranie. Ignorowanie tego słonia w pokoju nie wróży nic dobrego, ponieważ polityka zagraniczna jest emanacją postaw wewnętrznych. Co gorsza, jest początek lipca, a my nawet nie wiemy, czy Biden będzie kandydatem swojej partii.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Putin skończy źle. Nie mam wątpliwości

Rozumie pan racje protestujących przeciw Izraelowi studentów?

Rozumiem, że ulegli złudzeniom. A poszło tym łatwiej, że za opiniami, które można od nich słyszeć, kryje się kompletna ignorancja. „Matura to bzdura”, level hard. Rozumiem też mentalność plemienną, tak silną zwłaszcza w tym wieku; uniesienie przeżywane podczas wspólnego skandowania z innymi tych samych haseł. Wracamy do Kundery.

Co by im powiedział Herzl?

Herzl poruszał się wśród podobnie myślących. Stosunkowo mało przeciwników nawrócił na syjonizm. Raczej wcześniej istniejący syjoniści „wsiedli do jego tramwaju”. Raz w życiu zwrócił się do rozgniewanego tłumu. Było to na VI Kongresie Syjonistycznym w 1903 r., kiedy zaproponował, by Kongres przyjął Ugandę od Brytyjczyków w celu ustanowienia żydowskiej ojczyzny. Większość delegatów uznała to za czyste bluźnierstwo. Odpowiedzią Herzla na ich oburzenie było wycofanie się, twierdzenie, że był to tylko balon próbny i przysięga, że dałby sobie odciąć rękę, zanim zapomni o Jerozolimie. Zgaduję, że nawet nie próbowałby rozmawiać z żadnym prohamasowym tłumem.

A co by powiedział Philip Earl Steele?

Mam dziś podobne przemyślenia, jak w 2019 r., kiedy opublikowałem tekst w „Israel Journal of Foreign Affairs”. Zaproponowałem wówczas dokonanie zwrotu. Odejście, choćby częściowe!, od holokaustocentryzmu na rzecz syjonizmu. Aby Izraelczycy i Polacy skupili się na pozytywnej historii sukcesu, jakim było odrodzenie izraelskiego państwa. Jest przecież kilkunastu „ojców współczesnego Izraela” z dzisiejszych ziem polskich, których można by wspólnie uczcić. A tak bywa tylko z jednym z nich: Dawidem Ben Gurionem z Płońska. Syjonizm poprzedza Zagładę, państwo Izrael powstało na bazie Jiszuw. Odtworzenie Izraela, światowe wydarzenie historyczne, jest podnoszącą na duchu historią, która pilnie potrzebuje opowiedzenia. Dziś zdecydowanie bardziej niż w 2019 roku. Historia Holokaustu rozbrzmiewająca ze wszystkich stron zapewnia Izraelowi niewielkie wsparcie za granicą. I zdaje się, że żadne w Polsce.

Philip Earl Steele

Amerykański historyk, redaktor i tłumacz mieszkający w Polsce, autor książek „Nawrócenie i chrzest Mieszka I”, „Izrael i chrześcijanie ewangelikalni: Alians z Bożego nadania” oraz najnowszej „On Theodor Herzl’s encounters with Zionist thought and efforts prior to his conversion in the spring of 1895” (PAN, 2023).

Wzgórze Herzla w Jerozolimie – Teodor Herzl leży tam samotnie na szczycie, a reszta wybitnych przywó

Wzgórze Herzla w Jerozolimie – Teodor Herzl leży tam samotnie na szczycie, a reszta wybitnych przywódców Izraela w grupach niżej na wzgórzu – opowiada Philip Earl Steele

Bogusław Chrabota

Plus Minus: 120 lat temu zmarł Teodor Herzl, twórca syjonizmu. Co zostało z jego wizji?

To prawda, że Teodor Herzl był najważniejszym przywódcą syjonistycznym XIX wieku, ale nie był twórcą syjonizmu. Przed nim było bardzo wielu ważnych syjonistów, i to dosłownie z całej Europy. Również z ziem polskich. Jest rabin Kaliszer z Torunia, redaktor Dawid Gordon z Ełku, rabin Mohylewer z Radomia i Białegostoku... Ale tak, dzięki swojej pozycji w pierwszej lidze europejskich dziennikarzy Herzl przyciągnął bezprecedensową uwagę do sprawy. Miał również geniusz organizacyjny i współtworzył solidne struktury, które z czasem rozwinęły się w nowoczesne państwo żydowskie: regularne Kongresy Syjonistyczne, Organizację Syjonistyczną, Żydowski Fundusz Narodowy i to, co dziś nazywamy Bankiem Leumi, czyli bankiem narodowym.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
„Pikit”: Ile oczek, tyle stworów
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Bałkan elektryk
Plus Minus
Ta gra nazywa się soccer
Plus Minus
Leksykon zamordysty
Materiał Promocyjny
Mazda CX-5 – wszystko, co dobre, ma swój koniec
Plus Minus
Ateizm – intronizacja ludzkiej pychy
Materiał Promocyjny
Jak Lidl Polska wspiera polskich producentów i eksport ich produktów?