Bogusław Chrabota: Putin skończy źle. Nie mam wątpliwości

Bogowie nigdy nie umierają. Ale ci, którzy uzurpują sobie prawo do boskości – zawsze.

Publikacja: 29.03.2024 10:00

Prezydent Rosji Władimir Putin

Prezydent Rosji Władimir Putin

Foto: AFP

Garri Kasparow, geniusz szachowy, mówi, że ludzie jak Putin pytają nie o to, czy atakować, ale dlaczego nie atakować. Iluzja władzy, osobistej roli w historii jest tak wielka, głód sukcesu tak potężny, że nic kogoś takiego nie zatrzyma. Nic poza strachem przed porażką. W niektórych przypadkach nawet to nie działa. Przekonanie o łaskawości fortuny jest silne jak narkotyk. „Skoro udało się tyle razy, skoro jeszcze nie padłem na kolana, tylko idę przed siebie, to pewnie tak ma być. I z tej drogi nie zejdę, choćby rozum podpowiadał co innego”. Dlatego w interesie świata – mówi Kasparow – bezpieczeństwa nas wszystkich, trzeba takich ludzi jak Putin zatrzymać wszelkimi metodami, rzucić na glebę, wyrwać z ręki broń. Bo jeśli nie, ogień pożogi nie będzie miał końca.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Apeluję o realizm w sprawie CPK

Peter Green o Aleksandrze Macedońskim. Kiedy władca myśli, że jest bogiem

Myślę o tym bez ustanku. Tym intensywniej, że jak co roku wracam do historii Aleksandra Wielkiego, protoplasty wszystkich Putinów świata. Tym razem za sprawą świetnej biografii pisanej ręką Petera Greena „Alexander of Macedon”. Jakie oblicze bohatera mojej młodości wyłania się z kart tej książki? Czy tylko straszliwe? Green, jak my wszyscy, jest w tej spawie rozdarty. Z jednej strony zakochany w legendzie Macedończyka opisuje z pietyzmem jego drogę do władzy, śledzi młodość, wylicza mity, którym hołdował syn Filipa. Z drugiej strony kolejne rozdziały prócz warstwy heroicznej są kroniką postępującego bądź stopniowo ujawniającego się szaleństwa wielkiego zdobywcy.

Młody Aleksander, przekroczywszy Dardanele, na drodze do swojego pierwszego sukcesu w Azji, czyli zwycięskiej bitwy nad Granikiem, pędzi konno do ruin Ilionu. Tam odwiedza świątynię Achillesa, zdziera z wotywnej ściany jego zbroję i tarczę i tak odziany rusza gromić Persów. Armia jest zadziwiona, ale on pewny swego. Odział się w kokon dawnego herosa, czyli przejął jego tożsamość, zawłaszczył mit. Jest przekonany, że z tego jest jego siła, ale czy coś mu nie podpowiada, że prócz mocy – przejąwszy mit – ściągnął na siebie niekorzystne fatum? Bo przecież homerycki Achilles to postać tyleż romantyczna, co tragiczna. Wybierając w młodości na wyspie Skiros miecz ukryty między kosztownościami, skazał się na śmierć. Siebie i Patroklosa. Czyżby Aleksander o tym zapomniał? A może traktował całe zdarzenie jako efektowną, romantyczną figurę?

Green pokazuje proces nasilania się szaleństwa, rodzącego się, a później triumfującego w głowie króla przekonania o własnej boskości, ale zapomina zapytać o przeznaczenie. Bogowie nie umierają. Ale ci, którzy uzurpują sobie prawo do boskości – zawsze.

Potem na jego, Aleksandra, heroicznej ścieżce Egipt zdobyty bez trudu na Persach i szalona wyprawa przez pustynię do oazy Siwa, gdzie mieściła się wyrocznia Zeusa-Amona. Aleksander pędzi przez piaski, wystawiając się na ryzyko śmierci, tylko po to, by dowiedzieć się prawdy o swojej boskości. W sanktuarium wyroczni jest sam, brak więc naocznych świadków przepowiedni, ale po opuszczeniu oazy każe się przedstawiać z baranimi rogami. To atrybuty bóstwa. Młody macedoński król staje się Iskanderem Dwurożnym, równym bogom, a może nawet pierwszym z nich.

Green pokazuje proces nasilania się szaleństwa, rodzącego się, a później triumfującego w głowie króla przekonania o własnej boskości, ale zapomina zapytać o przeznaczenie. Bogowie nie umierają. Ale ci, którzy uzurpują sobie prawo do boskości – zawsze. Czy Aleksander z baranimi rogami zdaje sobie sprawę z tego, że ogłaszając swoją deifikację, wydaje na siebie wyrok śmierci? Pewnie nie. Zbyt mocno jest przekonany o swojej wyjątkowości. Ale przeznaczenie zaczyna już pracować. Samozwańczego boga dopada szaleństwo. To ono ponosi winę za morderstwo Klejtosa, egzekucję Kallistenesa, morderstwa wśród swoich, czystki w armii, światowy pożar, w którym giną setki tysięcy ludzi.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Zadania domowe a sprawa polska

A gdybyśmy Aleksandra nie nazywali Wielkim, Władimirowi Putinowi przyśniłoby się piekło?

W końcu fatum dopada genialnego wodza 10 czerwca 323 roku przed Chrystusem. Aleksander wychyla ostatnią czarę wina zaprawionego zapewne strychniną w Babilonie kilka dni wcześniej. Co potem? Agonia. I zła pamięć, miast legendy, która na przekór dziejom narodziła się wiele wieków później. Co pisze o tym biograf? „Jakkolwiek wygląda prawda o jego ostatnich dniach, wydaje się jasne, że było niewielu takich (…) którzy opłakiwali śmierć Aleksandra w owym czasie. Czy to w Grecji, czy w Azji uchodził za życia i przez kilka stuleci po śmierci za tyrana i najeźdźcę, za obcego despotę, który jedynie przemocą potrafił narzucać swoją wolę. Kiedy wieść o jego śmierci w Babilonie dotarła do Aten, reakcję mieszkańców wyraził w kilku słowach mówca Demades. Aleksander nie żyje? – wykrzyknął. – Niemożliwe; cała ziemia śmierdziałaby jego trupem. Taką reakcję łatwo było przewidzieć. Na przestrzeni 25 000 mil Aleksander znaczył szlak swojego marszu grabieżą, rzezią, niewolą”.

Aleksander Wielki – mówimy o nim ponad 2 tysiące lat później. Czy w istocie wielki? A może powinniśmy mówić o nim: krwawy, zbrodniczy, okrutny? A podziw zamienić w imperatyw zapomnienia? Wtedy jego następcy, jak choćby moskiewski dyktator, mieliby mniej barwne sny o potędze. Może nawet śniłoby się im wyłącznie piekło. Pal sześć, nie wierzę, że ktoś wyniesie kiedyś Putina na cokoły pomników. Zostanie przeklęty, gdy przegra. Bo tacy jak on przegrywają zawsze. Bez wyjątku. Nam zostaje tylko dołożyć rękę.

Garri Kasparow, geniusz szachowy, mówi, że ludzie jak Putin pytają nie o to, czy atakować, ale dlaczego nie atakować. Iluzja władzy, osobistej roli w historii jest tak wielka, głód sukcesu tak potężny, że nic kogoś takiego nie zatrzyma. Nic poza strachem przed porażką. W niektórych przypadkach nawet to nie działa. Przekonanie o łaskawości fortuny jest silne jak narkotyk. „Skoro udało się tyle razy, skoro jeszcze nie padłem na kolana, tylko idę przed siebie, to pewnie tak ma być. I z tej drogi nie zejdę, choćby rozum podpowiadał co innego”. Dlatego w interesie świata – mówi Kasparow – bezpieczeństwa nas wszystkich, trzeba takich ludzi jak Putin zatrzymać wszelkimi metodami, rzucić na glebę, wyrwać z ręki broń. Bo jeśli nie, ogień pożogi nie będzie miał końca.

Pozostało 86% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku
Plus Minus
„Pić czy nie pić? Co nauka mówi o wpływie alkoholu na zdrowie”: 73 dni z alkoholem