Bogusław Chrabota: Rząd Donalda Tuska kontra elektorat

Czy premier naprawdę powinien czuć się bezpieczny? A może zapomniał, że idee i realia są jednością? Trudno w to uwierzyć.

Publikacja: 28.06.2024 10:00

Premier Donald Tusk

Premier Donald Tusk

Foto: PAP/Piotr Nowak

Idea zawsze kroczy przed realiami. Marzenie – przed smutkiem rzeczywistości. Nadzieja – przed rozczarowaniem. Plan – przed jego realizacją. Nigdy nie jest i nie było inaczej. Gdzieś głęboko mam wciąż schowane notatki z exposé Beaty Szydło z 2015 roku, w którym przekonywała o potrzebie jedności narodowej i obiecywała pojednać Polaków. Niektórzy w te zapewnienia wierzyli, inni z góry wiedzieli, że rząd PiS podzieli Polaków jak nikt wcześniej. W sumie trzeba było być idiotą, by w to wierzyć; zapomnieć o Macierewiczu, miesięcznicach smoleńskich, czysto instrumentalnych oskarżeniach Tuska o spisek z Putinem, hektolitrach pomyj wylanych na poprzedników u władzy. A jednak byli tacy, którzy wierzyli.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Czego domagają się studenci protestujący przeciw wojnie w Gazie?

Donald Tusk obiecał Polskę uśmiechniętą. Czy rządzący naprawdę nie widzą wyrwy między oczekiwaniami a ich spełnieniem?

Nadzieja kroczy przed rozczarowaniem, plan – przed realizacją. W przypadku Tuska przed rokiem wszystko było bardziej oczywiste. Poza lojalistami PiS (a nie jest to mała grupa) większość Polaków miała dość rządów Kaczyńskiego i jego przybocznych. Można się oczywiście szeroko rozpisywać o tym, co było główną przyczyną dezakceptacji, ale jedna sprawa wysuwa się na plan pierwszy. Jarosław Kaczyński ukochał rządzenie poprzez konflikt. To codzienne wywoływanie pożarów tylko po to, by natychmiast wzywać straż pożarną, ba, pospolite ruszenie z gaśnicami, stało się dla ludzi po prostu męczące. Konflikt jest u Kaczyńskiego istotą polityki. Jak nie z Tuskiem, to z Niemcami. Jak nie z Niemcami, to z Kijowem. Jak nie z Kijowem, to z Brukselą. Z lekarzami, pielęgniarkami, rolnikami, prawnikami, sędziami, dziennikarzami. Zawsze w kogoś trzeba było uderzyć. Komuś grozić. A wrogiem czyhającym na Polskę mógł być każdy. Aktywiści LGBT, migranci w kraju i za płotem. Od ciosów każdej z tych grup Polska mogła się zatrząsać, utracić suwerenność itd., itp. A właściwie nie. Nie mogła, bo na jej straży stał Jarosław ze swoją ekipą cudotwórców ochrzczonych przez naród barwnymi pseudonimami: Kura, Pinokio, Jojo. Tylko najbliższy z najbliższych, minister Błaszczak, nie miał przezwiska, głównie ze względu na swoją kompletną przejrzystość.

Cóż. Takie są prawidła polityki. Jedni odchodzą, drudzy przychodzą. Tusk obiecał zastąpić Polskę permanentnego konfliktu Polską uśmiechniętą. Nie obiecywał jedności narodowej, ale mówił o końcu polityki podziałów. Jego wkraczanie na scenę nie było łatwe. Przypominało zdobywanie Berlina przez sojusznicze armie w 1945 roku. Broniona była każda stacja metra, każda kamienica, nie mówiąc o PiS-owskiej Kancelarii Rzeszy, czyli budynkach TVP na Woronicza i placu Powstańców w Warszawie. Udało się. Mimo trwających po dziś dyskusji i protestów rząd przejął efektywną kontrolę nad większością instytucji państwa i próbuje stosować się do reguł prawa. Nie zawsze to jest łatwe, bo... Trybunał Konstytucyjny Przyłębskiej, nieakceptowana przez UE izba w Sądzie Najwyższym, neosędziowie, KRS etc. Ale jakoś daje się rządzić. Jakoś. Dobre słowo. Niestety, tylko „jakoś”, a na pewno „bez uśmiechu”. Czyli w sposób, który znacząco odbiega od zapowiedzi z kampanii.

Czy Donald Tusk naprawdę powinien czuć się bezpieczny? Czy jedyny dotąd wielki sukces – odblokowanie pieniędzy europejskich – będzie dostateczną legitymacją utrzymania rządów przez całą kadencję?

Ta wyrwa między oczekiwaniami a ich spełnieniem staje się coraz bardziej czytelna. Czy rządzący naprawdę tego nie widzą? Właściwie tylko rozliczanie ludzi PiS z afer przebiega w ślad za zapowiedziami. Ale reszta? Przedsiębiorcy czekali na deregulację, zmiany w polityce fiskalnej, zwiększenie kwoty wolnej od opodatkowania, obniżenie składek. Nic z tego. Szymon Hołownia zapowiadał redefinicję relacji z Kościołem. Cisza. Lewica była ponoć dogadana z Tuskiem w sprawie związków partnerskich. Nic się nie ruszyło. Wszyscy czekaliśmy na normalizację w relacjach z Kijowem. Wciąż słabo. Listę niespełnionych obietnic, zawiedzionych nadziei, upupionych marzeń można ciągnąć w nieskończoność. Nie doczekali się swojego zwolennicy liberalizacji gospodarki i gestów wolnorynkowych. Za to główne osie ataków na PiS sprzed wyborów, czyli kwestie bariery antymigranckiej na granicy z Białorusią i CPK, rząd włączył – o dziwo – do swoich priorytetów.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Czy 4 czerwca winien być świętem narodowym?

Elektorat PiS i Konfederacji nabiera mocy. Czy Donald Tusk powinien czuć się bezpieczny

Świadomie pomijam kwestie racjonalności tych wyborów. Biorę pod uwagę wyłącznie emocje elektoratu. Tu dominuje nic innego, tylko zdziwienie. Powszechne, coraz głośniejsze pytanie: dlaczego? I co najgorsze, to pytanie nie znajduje odpowiedzi. Przynajmniej dostatecznej. Bo rząd Donalda Tuska – jeśli idzie o komunikację – jest karłowaty. Premier nie powołał rzecznika. Namiętnie unika wywiadów. Informuje przez komunikatory i podczas rzadkich konferencji prasowych. Nie tłumaczy. Nie uśmiecha się zbyt często. Nie uprawia żadnej edukacji obywatelskiej. A jest to szczególnie dziś bardzo ważne. Warto pamiętać, że prawica osiem miesięcy po wyborach nie osłabła, a rząd nie zgarnął jakiejś szczególnej premii po wyborach. Elektorat PiS i Konfederacji nabiera mocy, równolegle z tym, jak słabną koalicjanci Platformy Obywatelskiej. Czy Donald Tusk naprawdę powinien czuć się bezpieczny? Czy jedyny dotąd wielki sukces – odblokowanie pieniędzy europejskich – będzie dostateczną legitymacją utrzymania rządów przez całą kadencję? Przecież ukrytych i jawnych niebezpieczeństw czai się cała masa. A może zapomniał, że idee i realia są jednością? Trudno w to uwierzyć.

Idea zawsze kroczy przed realiami. Marzenie – przed smutkiem rzeczywistości. Nadzieja – przed rozczarowaniem. Plan – przed jego realizacją. Nigdy nie jest i nie było inaczej. Gdzieś głęboko mam wciąż schowane notatki z exposé Beaty Szydło z 2015 roku, w którym przekonywała o potrzebie jedności narodowej i obiecywała pojednać Polaków. Niektórzy w te zapewnienia wierzyli, inni z góry wiedzieli, że rząd PiS podzieli Polaków jak nikt wcześniej. W sumie trzeba było być idiotą, by w to wierzyć; zapomnieć o Macierewiczu, miesięcznicach smoleńskich, czysto instrumentalnych oskarżeniach Tuska o spisek z Putinem, hektolitrach pomyj wylanych na poprzedników u władzy. A jednak byli tacy, którzy wierzyli.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku