Uniwersytet nie ma ostatnio dobrej passy. Można odnieść wrażenie, że narzekają na niego wszyscy. Od pracowników akademickich, przez studentów, na niezwiązanych z nim członkach społeczeństwa kończąc.
Nie ma co zaprzeczać: obecne kształcenie wyższe cierpi na naprawdę wiele bolączek. Trawi je punktoza, zbytnie przywiązanie do nieefektywnych rozwiązań, brak pomysłów co do dalszego funkcjonowania. Realne zarzuty można by mnożyć. Mam jednak problem z tymi osobami, które spoglądają na uniwersytet z boku, z bezpiecznego dystansu pozwalającego im wygłaszać pozornie racjonalne opinie na jego temat. Bo to właśnie przez tych domorosłych, niby lotnych krytyków tworzą się absurdalne przeświadczenia o znaczeniu oraz roli, którą ma pełnić w społeczeństwie szkoła wyższa.
Dla autorów owych opinii uniwersytet jest wyłącznie kolejnym etapem edukacji. Ot, jeszcze trochę trudniejsza szkoła średnia, a różnica między nimi jest taka, że nie ma wywiadówek. Z tych powodów przenoszą na niego swoje wyobrażenia związane ze szkołą. Do tego dochodzą jeszcze stereotypy o studentach, którzy jedyne, co robią, to balują za pieniądze rodziców, marnują czas i przedłużając sobie beztroskie dzieciństwo. A przecież mogliby robić coś pożytecznego, czyli zająć się „porządną” pracą. To są w końcu najważniejsze współczesne wartości – efektywność, użyteczność, posiadanie fachu w rękach.
Czytaj więcej
W kolejnym odcinku podcastu „Posłuchaj Plus Minus” ogłaszamy koniec kultury harówki. Czy w dzisiejszym świecie wystarczy po prostu ciężko pracować, aby osiągnąć sukces? A może praca ponad normę jest już reliktem zamierzchłej przeszłości, wspominaną z nostalgią jedynie przez starszą część społeczeństwa. W końcu to oni najczęściej narzekają na młodzież, że nie szanują pracy, że chcieliby wszystko dostać za darmo. A przy tym są roszczeniowi, nie potrafią pracować w zespole, bo liczy się dla nich wyłącznie ich własne samopoczucie. A może powinno być odwrotnie i to właśnie od zetek i młodszych millenialsów powinniśmy się uczuć odpowiedniego podejścia do pracy. Bo przecież liczą się też inne wartości– może rozwój, może rodzina, może ekologia.
To nie jest fanaberia
Z pewnością są szkoły wyższe pozwalające zdobyć upragniony dyplom bez większego wysiłku. Jednak kto tak naprawdę do tego doprowadził? Z jednej strony studia to nic wielkiego i koniecznego do osiągnięcia sukcesu życiowego, no ale jednak warto mieć dyplom ich ukończenia w zanadrzu, gdyby przyszły pracodawca pytał. Niestety, wciąż istnieje wielu pracodawców wymagających określonych tytułów przed nazwiskiem. I ci biedni studenci z przymusu uczęszczają do Wyższych Szkół Lansu i Bansu, wydając swoje ciężko zarobione pieniądze na niepotrzebny gadżet pod postacią dyplomu. Potem postronni zaczynają sądzić, że we wszystkich szkołach wyższych wygląda to w podobny sposób, a młodym się po prostu nie chce zakasać rękawów do ciężkiej pracy.