Michał Szułdrzyński: Płynność kryzysów humanitarnych

Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej za jednego rządu rodzi ogromne emocje, a po zmianie władzy nagle pojawia się wielka taryfa ulgowa. Okazuje się, że nie każde ludzkie cierpienie ma taką samą wagę. Cięższe jest to, które ma znaczenie polityczne.

Publikacja: 17.05.2024 10:00

Michał Szułdrzyński: Płynność kryzysów humanitarnych

Foto: PAP/Paweł Supernak

Niemal niezauważona przeszła w ostatnim tygodniu pewna wypowiedź Donalda Tuska. Po posiedzeniu rządu we wtorek premier został zapytany o swoją wizytę w poprzedni weekend na granicy polsko-białoruskiej. Tusk przyznał, że sytuacja tam jest bardzo trudna. Zapewniał, że funkcjonariusze starają się postępować bardziej humanitarnie, ale to tylko sprawia, że ci, „którzy chcą przełamać naszą granicę i dostać się na Zachód”, zachowują się jeszcze bardziej agresywnie i bezczelnie. Słuchając tych słów, można było odnieść wrażenie podróży w czasie do rządów PiS, gdy politycy Zjednoczonej Prawicy przy każdej okazji wygłaszali slogany o szacunku do polskiego munduru.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Karina Bosak ma prawo wypowiadać się w imieniu kobiet

Donald Tusk przemawia do liberalnych i lewicowych elit 

Ale odłóżmy na bok złośliwości i spróbujmy się zastanowić, do kogo skierowane są słowa premiera? Na pewno do części własnego obozu politycznego. Sam mówił, że chce uspokoić część swoich ministrów, którzy mocno się angażowali w działania humanitarne na granicy. Gotów jestem jednak postawić tezę, że głównym adresatem były liberalne i lewicowe elity, dzięki którym koalicja 15 października doszła do władzy, a które mocno atakowały PiS za kryzys humanitarny na granicy. Jeśli tak jest, to przekaz premiera jest jasny: słusznie krytykowaliście PiS za tamte działania. Ale ich rządy się skończyły, teraz my odpowiadamy za to, co się dzieje na naszej granicy, staraliśmy się, by było bardziej humanitarnie, ale to sytuacja wojny hybrydowej.

Gotów jestem jednak postawić tezę, że głównym adresatem były liberalne i lewicowe elity, dzięki którym koalicja 15 października doszła do władzy, a które mocno atakowały PiS za kryzys humanitarny na granicy.

Tusk odwołał się nawet do współczucia wobec funkcjonariuszy, którzy pełnią niewdzięczną służbę. Trudno zapomnieć, jak za poprzednich rządów porównywano ich do psów, morderców, strażników w obozach koncentracyjnych. Gdy rządził PiS – takie porównania dzisiejszym rządzącym nie przeszkadzały, były jednym z narzędzi do krytykowania nielubianej władzy. Teraz stanowią jednak poważny problem. Tusk zwraca się więc do swojego zaplecza, by odwróciło wzrok.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Na przekór pogromom. Echa po śmierci wolontariusza w Gazie

Kryzysy humanitarne mają znaczenie w zależności od swej politycznej wagi

Czy tak się stanie? Nie wiem. Wiem jednak, że to nie pierwszy raz, gdy kryzysy humanitarne stają się interesujące wyłącznie wtedy, gdy są pożyteczne politycznie. Weźmy Gazę. Tragiczna sytuacja humanitarna stała się przedmiotem nieskończonych protestów na zachodnich, szczególnie amerykańskich, uniwersytetach. Studenci, zakutani w kefije, wymachują flagami palestyńskimi i ochoczo krytykują nielubiany na świecie przez skrajną lewicę i prawicę rząd w Izraelu. Bo w wyniku operacji przeciwko Hamasowi zginęło ponad 30 tys. cywilów. Kilkaset tysięcy ofiar reżimu Assada w Syrii nie wywołało takich emocji. Ale tam rzeźnikami były władze Syrii, które nie budzą takich emocji jak Izrael oraz wojska rosyjskie. A zatem nie każde ludzkie cierpienie ma taką samą wagę. Cięższe jest to, które ma znaczenie polityczne.

Dlatego nie powinno nikogo dziwić, że ten sam kryzys humanitarny za jednego rządu budzi ogromne emocje, a po zmianie władzy nagle pojawia się wielka taryfa ulgowa. Owszem, niektórzy wciąż nie gryzą się w język i chwała im za to. Bo przynajmniej są konsekwentni. Ale nie ma na granicy wozów transmisyjnych, nie ma powszechnego oburzenia w mediach społecznościowych. No cóż, tak wyglądają czasy postpolityki uprawianej pod dyktando feedów platform społecznościowych. Nawet najszczytniejszym tematem można się znużyć. Zwłaszcza gdy przestaje być wygodny politycznie. Te dwa mechanizmy się tu uzupełniają. Tym uważniej trzeba słuchać słów premiera Tuska.

Niemal niezauważona przeszła w ostatnim tygodniu pewna wypowiedź Donalda Tuska. Po posiedzeniu rządu we wtorek premier został zapytany o swoją wizytę w poprzedni weekend na granicy polsko-białoruskiej. Tusk przyznał, że sytuacja tam jest bardzo trudna. Zapewniał, że funkcjonariusze starają się postępować bardziej humanitarnie, ale to tylko sprawia, że ci, „którzy chcą przełamać naszą granicę i dostać się na Zachód”, zachowują się jeszcze bardziej agresywnie i bezczelnie. Słuchając tych słów, można było odnieść wrażenie podróży w czasie do rządów PiS, gdy politycy Zjednoczonej Prawicy przy każdej okazji wygłaszali slogany o szacunku do polskiego munduru.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi