Bogusław Chrabota: Nowa europejska agenda – czas się bronić

Siewcom burzy, jak Putin, musimy pokazać, że Europa wciąż jest silna. Że potrafi odsłonić kły, kiedy uzna to za potrzebne.

Publikacja: 10.05.2024 17:00

Bogusław Chrabota

Bogusław Chrabota

Foto: Fotorzepa, Maciej Zieniewicz MZi Maciej Zieniewicz

Cytat z Donalda Tuska: „tylko ślepiec lub ktoś w złej woli może twierdzić, że wszystko jest jak dawniej”. Nie jest. Wszystko, a przynajmniej bardzo wiele się zmieniło. Nie jestem entuzjastą innych słów premiera, że „żyjemy w epoce przedwojennej”, bo jest mi obcy wszelki determinizm; wojny nie musimy oglądać nad Wisłą. Co więcej, musimy robić wszystko, co możliwe, by do niej nie doszło, więc założenie, że nas czeka, jest bez sensu. Niemniej nie wolno – i to najprostszy rachunek logiczny – odrzucać jej prawdopodobieństwa.

Ważne umysły w Polsce są przeciwnego zdania, co mnie dziwi i nigdy dziwić nie przestanie. Bo wystarczy spojrzeć za naszą wschodnią granicę, by zobaczyć zagrożenie. Wojna to fenomen o nierozpoznawalnym potencjale; wystarczy drobny błąd historii, by rozlała się jak rak na cały organizm. Dlatego tak ważna jest nowa europejska agenda, którą podyktowali w Katowicach podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego Donald Tusk i szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Elon Musk nie myśli o niczym. Na śniadanie marchewka i szampan

Na Kremlu czytali inne podręczniki, inaczej myślą o sile państwa

Ta nowa agenda nie wygasza poprzedniej, ale racjonalnie ją modyfikuje. Już nie tylko zielona transformacja jako główny cel, a za nią długo, długo nic. Teraz na czele europejskiego myślenia i europejskiej agendy musi pojawić się bezpieczeństwo, a w jego ramach nie abstrakcyjnie, a bardzo konkretnie pojmowana obronność. W istocie jest tak, że ukołysani do snu zapewnieniami Fukuyamy uznaliśmy, że wojna to echo przeszłości. Od upadku muru berlińskiego i po rozwiązaniu Sowietów miało już być łagodnie. Przynajmniej u nas. Miała się skończyć epoka ideologicznej konfrontacji, a z nią perspektywa wojen. Nie skończyła się. Nie doceniliśmy potencjału nacjonalizmów i siły myśli imperialnej.

Choć ta agenda to powrót do niechcianej przeszłości, jest potrzebna nie tylko po to, byśmy poczuli się bezpieczni. Przede wszystkim chodzi o to, by pokazać siewcom burzy, jak Putin, że Europa wciąż jest silna.

Swoją drogą ten błąd jest zrozumiały. Bo komu do głowy by przyszło, że ktoś dziś może budować siłę państwa w oparciu o militarną inwazję. Każdy podręcznik wyjaśnia, że potęga współczesnych państw rodzi się z gospodarki, PKB, dobrostanu państwa i dobrobytu obywateli. Wojna to tego zaprzeczenie, jak więc można dowodzić jej sensowności? A jednak. Na Kremlu widać czytali inne podręczniki, inaczej myślą o sile państwa; dobrostan i dobrobyt mają gdzieś. Liczy się militarna przewaga i wysyłanie całego pokolenia na fronty niepotrzebnej wojny. To krew, trauma na dekady i rujnowanie majątku narodowego; wszystko to oczywistości. Kreml jednak tu widzi swą szansę i trzeba się z tym oswoić.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Kaczyński. Demiurg polityki i strażnik partyjnego żłobu

Europa musi pokazać, że wciąż jest silna

W Europie przeciwnie. Po tragicznym doświadczeniu wojen światowych uznaliśmy, że lepsza jest przyjaźń między narodami i współpraca. Zaczęło się od Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, a skończyło na Lizbonie. Tylko wariat może tęsknić za jakąś europejską konfrontacją, a wyprowadzanie czołgów przeciw sąsiadom nie mieści się w niczyjej chyba wyobraźni. Dlatego w istocie daliśmy się uśpić. Przemysł obronny poszedł do lamusa. A inwestycje w obronność trafiły na czarne listy instytucji finansowych.

Dziś stajemy wobec rewolucji. Oto do europejskiej agendy trafia kwestia obronności, a Tusk dyktuje Wspólnocie szczegóły: 100 miliardów euro na obronność, europejski projekt obrony przeciwlotniczej typu „iron shield” (żelazna kopuła), uszczelnienie granic, a więc kolejne miliardy. A wszystko po to, by obronić wspólnotę pokoju wobec zagrożeń zewnętrznych. Przesada? Nie mogę się z tym zgodzić. Choć ta agenda to powrót do niechcianej przeszłości, jest potrzebna nie tylko po to, byśmy poczuli się bezpieczni. Przede wszystkim chodzi o to, by pokazać siewcom burzy, jak Putin, że Europa wciąż jest silna. Potrafi odsłonić kły, kiedy uzna, że jest to potrzebne.

Nie jestem militarystą. Nie lubię wojny. Nie fascynuję się bronią, a najagresywniejszym urządzeniem, jakie mam w domu, jest gitara elektryczna. To prawda. Ale jest przed nami czas, kiedy musimy się zmobilizować do obrony własnych wartości. Bezpieczeństwa rodziny, domu, ojczyzny. Nie ma wyjścia. Może ten czas kiedyś minie.

Cytat z Donalda Tuska: „tylko ślepiec lub ktoś w złej woli może twierdzić, że wszystko jest jak dawniej”. Nie jest. Wszystko, a przynajmniej bardzo wiele się zmieniło. Nie jestem entuzjastą innych słów premiera, że „żyjemy w epoce przedwojennej”, bo jest mi obcy wszelki determinizm; wojny nie musimy oglądać nad Wisłą. Co więcej, musimy robić wszystko, co możliwe, by do niej nie doszło, więc założenie, że nas czeka, jest bez sensu. Niemniej nie wolno – i to najprostszy rachunek logiczny – odrzucać jej prawdopodobieństwa.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku
Plus Minus
„Pić czy nie pić? Co nauka mówi o wpływie alkoholu na zdrowie”: 73 dni z alkoholem