Tomasz Terlikowski: Zasada bez „ale”

Istnieją zasady, w których najmniejsze „ale” je unieważnia. Ich unieważnienie zaś prowadzi nas ku upadkowi także innych norm. I warto nieustannie o tym przypominać.

Publikacja: 05.04.2024 17:00

Tomasz Terlikowski

Tomasz Terlikowski

Foto: Fotorzepa/Rafał Guz

Jedną z najstarszych zasad etycznych ludzkości, występującą w różnych sformułowaniach w nauczaniu Konfucjusza, Buddy, a także presokratyków, jest tzw. złota zasada etyczna. U Jezusa nabiera niezwykle lapidarnego kształtu: „Co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie”, a Immanuel Kant wyprowadza z niej imperatyw kategoryczny, który idealnie nadaje się do oceny wielu sytuacji. „Postępuj tylko wedle takiej maksymy, co do której mógłbyś jednocześnie chcieć, aby stała się ona prawem powszechnym” – wskazuje. Do tych słów zaś, niezależnie od formuły, w jakiej są przedstawione, warto nieustannie wracać.

Czytaj więcej

Takiego księdza już nie będzie

I właśnie dlatego przywołuje je do oceny ujawnienia na pewnym portalu pewnej korespondencji, pewnych polityków. Celowo nie mówię, o kogo chodzi, ani co znajdowało się w korespondencji, bo nie widzę powodu, by jeszcze nakręcać szum wokół niej. Zadaję jednak pytanie, czy rzeczywiście chcemy, żeby każda prywatna korespondencja była ujawniana? Czy gdyby listy pisali ludzie ze strony nam bliższej, to również bylibyśmy zachwyceni ich odtajnieniem? Czy gdyby w miejscu X i Y ze strony, za którą się nie przepada, znajdowali się W i Z z naszej bańki, to rzeczywiście uznalibyśmy, że warto ujawniać osobistą korespondencję? Czy rzeczywiście chcemy zrezygnować z zasady poufności i prywatności? A jeśli tak, to w imię czego, poza satysfakcją i poczuciem moralnej wyższości?

Warto też zadać sobie pytanie, jakie korzyści mają płynąć z ujawniania prywatnej, niedotyczącej spraw publicznych, korespondencji? Poza bólem zadanym innym i satysfakcji, że oni też? Czego dowiedzieliśmy się o rzeczywistości, co usprawiedliwiałoby ten czyn? Że ludzie pod wpływem alkoholu piszą i mówią głupie rzeczy? Że zakochują się i odczuwają emocje niezależnie od poglądów, jakie wyznają? Że emocje czasem przesłaniają rozum? Co zyskała na tym debata publiczna? Jaki wyższy interes społeczny za tym stał?

Warto też zadać sobie pytanie, jakie korzyści mają płynąć z ujawniania prywatnej, niedotyczącej spraw publicznych, korespondencji? Poza bólem zadanym innym i satysfakcji, że oni też? 

Oczywiście, jak w każdej takiej sytuacji słyszę, że generalnie zasada ta jest słuszna, ale… Ale przecież w tym przypadku dotyka ona ludzi, którzy prezentowali inne poglądy, którzy usprawiedliwiali Pegasusa czy cokolwiek innego. Tyle że każde „ale”, które usprawiedliwia odrzucenie tej normy, unieważnia ją na zawsze. Jeśli jedna strona uważa za uprawnione odstąpienie od tej zasady w imię jakichś wyższych wartości, to druga z pewnością uzna to samo. I to raczej wcześniej niż później. A żenującą prywatną korespondencję znajdzie się po każdej stronie.

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Zanim nadeszło Zmartwychwstanie

Jednak jest coś jeszcze, o czym nie wolno zapominać. Otóż z korygującym ogólne normy zasadą „ale” jest jeszcze jeden problem. Bowiem zazwyczaj w krótkim czasie przekształca się ona w równie ogólną zasadę, która głosi, że normy obowiązują tylko dla nas, a dla innych już nie. Sienkiewicz niegdyś określił to mianem „moralności Kalego” i choć obecnie nie wypada już przypominać tego sformułowania, to przekładając je na bardziej politycznie poprawne formy, można powiedzieć, że kiedy ujawnia się złe rzeczy tamtym, to dobrze, a jak naszym, to źle. Kłopot polega na tym, że kiedy w debacie publicznej obie strony myślą w ten sam sposób, to… norma przestaje obowiązywać w ogóle, bo obie strony – w odniesieniu do siebie nawzajem – jej nie respektują. Obie oczywiście są oburzone, gdy nie respektuje jej ta druga, ale ów brak akceptacji jest dla nich także dowodem na to, że i im wolno. Upadek moralny zaś trwa, a po jakimś czasie dotyka kolejnej zasady, która – owszem – obowiązuje, ale…

Jedną z najstarszych zasad etycznych ludzkości, występującą w różnych sformułowaniach w nauczaniu Konfucjusza, Buddy, a także presokratyków, jest tzw. złota zasada etyczna. U Jezusa nabiera niezwykle lapidarnego kształtu: „Co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie”, a Immanuel Kant wyprowadza z niej imperatyw kategoryczny, który idealnie nadaje się do oceny wielu sytuacji. „Postępuj tylko wedle takiej maksymy, co do której mógłbyś jednocześnie chcieć, aby stała się ona prawem powszechnym” – wskazuje. Do tych słów zaś, niezależnie od formuły, w jakiej są przedstawione, warto nieustannie wracać.

Pozostało 86% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi