Gorączka źródeł
Świętość jest za każdym razem tą samą odpowiedzią, udzielaną jednak na bardzo różne pytania. Nie jej treścią, ale posmakiem jest duch czasu, w którym się wydarza. Świętość Edyty Stein wybrzmiała w pierwszych dekadach XX wieku, miała więc w sobie tamten głód, chorobliwą wręcz potrzebę autentyczności. Jak przybywających do Nowego Świata opanowywała gorączka złota, tak Europejczyków u zmierzchu fin de siècle’u dopadła gorączka źródła. Niedające spokoju przeczucie, że pod tą wypolerowaną do granic wytrzymałości powierzchnią coś musi się ukrywać. Że komfort życia, technologiczny postęp COŚ przykrywają. Że pod tym spodem bije jakieś źródło. Psychoanaliza dopatrywała się go w stłumionej energii seksualnej. Europejskie salony próbowały wywołać je na spirytystycznych seansach. Ekspresjoniści malowali, jakby nie nakładali barw na płótno, ale chcieli je rozdrapać, dotrzeć do niezafałszowanych, pierwotnych treści życia.
Na fali tej samej gorączki narodziła się fenomenologia. Przebudzenie filozofii ze snu pozorów. Powrót marzenia, ambicji, uśpionej od czasów Oświecenia, by dotrzeć do Rzeczy Samych. Już nie opinii, wrażeń, cieni na ścianie. Edmund Husserl ubrał w teorię i metodę wielkie ludzkie pragnienie dotyku. Fenomenologia chciała dotknąć Tego Co Jest, a nie tylko rozprawiać o tym, co i jak wydaje się istnieć. Uzgadniać opinię, wyciągać średnią z wrażeń. To było jak wystrzelenie flary, wysłanie sygnału do podobnie niespokojnych i spragnionych rzeczywistości duchów: „tu jestem”.
Zgromadzili się wokół Husserla sami najwięksi: Max Scheler, Adolf Reinach, Roman Ingarden, Martin Heidegger. I Edyta Stein. Chyba nigdy wcześniej ani później filozofia współczesna nie zbliżyła się tak bardzo do swych źródeł; dzięki fenomenologii stała się metodą, praktyką nawrócenia. Wstrząsu, który jest powrotem. Powrotu, będącego wielkim krokiem naprzód. Chodziło w niej o to, żeby pozbyć się z oczu, odczuwania i rozumienia rzeczywistości całego nalotu teorii, założeń, poglądów. Doprowadzić się do stanu absolutnej pustki i kompletnej niepewności. Husserl nazwał tę metodę niewinnym słowem „redukcja”, ale tak naprawdę chodziło o śmierć. Jeśli wszystko, co mi się wydaje, co wiem, czym żyję, ma dla mnie zniknąć, to czym innym może to być? Ale ta śmierć była tylko wstępem do Wielkiego Odrodzenia. Zobaczenia wszystkiego jako nowe. Przeżycia wstrząsu na widok krzesła, liścia, uśmiechu – doświadczenia każdej rzeczy i przedmiotu, jakby była sama w sobie pierwszym zdarzeniem w historii świata.
Kiedy Edyta Stein zdecyduje się pójść jeszcze dalej niż Husserl, do Karmelu, doświadczenie „redukcji fenomenologicznej” będzie dla niej w oczywisty sposób przygotowaniem do tego, co Jan od Krzyża nazywał „Via Crucis” – drogą Krzyża. Wszystkie Ciemne Noce, okresy śmierci zmysłów i duszy, były w pismach odnowiciela zakonu karmelitów – bardzo podobnie jak w teorii odnowiciela filozofii, Husserla – przygotowaniem pod eksplozję światła. Noc jest ciemna dlatego, że oczy nie są jeszcze gotowe na tak wielką światłość. Tak naprawdę, żeby zrozumieć Husserla i św. Jana, wystarczy powpatrywać się w słoneczny dzień przez chwilę prosto w niebo. Już po chwili zbyt ostry blask wywoła tymczasową ślepotę. W umyśle i duszy można jednak ten moment przeczekać, przekroczyć. Znieść ból; wytrzymać odrętwienie, niepewność i poczucie osamotnienia. Twarzą w twarz z ciemnością, czekając na to, aż cały świat objawi się nam z powrotem w nieznanym, porywającym blasku. Po śmierci Husserla Edyta stwierdziła, że jest spokojna o los jego duszy, „bo kto szuka prawdy, ten szuka Boga. Czy jest tego świadomy, czy nie”.
Ona nie przeprowadzała żadnego intelektualnego projektu, syntezy „wiary i rozumu”, „filozofii i Ewangelii”, „teorii i praktyki” – jej historia jest dlatego tak fascynująca, bo stanowi organiczną całość, nie da się tam odróżnić poszczególnych elementów, bo pasują one do siebie jak części jednego ciała. Nie istnieje żadne napięcie między wiarą i wiedzą, mądrością i Kościołem. Jest tylko decyzja do podjęcia. Po jednej stronie jest nawrócenie, po drugiej – jego brak. W tym słowie, które stało na samym początku przygody człowieka ze swoją duszą – tej „Przygody Samej”, źródłowego doświadczenia niebezpieczeństwa i skarbu, drogi i celu, bólu i rozkoszy – jest wszystko. I tu też przebiega jedyna w zasadzie istotna różnica między ludźmi. Dzieląc ich na tych, którzy nawrócenia się podejmują, i tych, którym wygodnie jest w świecie złudzeń. Cierpliwych konsumentów rozpaczy.
Nieskończony świat
Różnice występują też pomiędzy znajdującymi się w różnych miejscach drogi nawrócenia. Już podczas pobytu w zakonie Edyta kontynuowała korespondencję z Romanem Ingardenem, z którym zaprzyjaźniła się jeszcze podczas seminarium u Edmunda Husserla. Wielokrotnie musiał on wyrażać swoje wątpliwości co do podjętej przez nią decyzji, ponieważ w zachowanych listach Stein nieraz się z niej tłumaczyła.