Czy w nowej powieści Dariusza Bitnera wydarzył się cud?

Na cholerę człowiekowi cała ta pisanina, może bez tego byłby szczęśliwszy? Na tego typu pytania Dariusz Bitner odpowiada w swojej nowej książce prozatorskiej „Cud”.

Publikacja: 22.03.2024 10:00

Czy w nowej powieści Dariusza Bitnera wydarzył się cud?

Foto: materiały prasowe

Nie ma co ukrywać. Ta literatura nie stara się nikomu przypodobać. Nie znajdziemy w niej modnych dyskursów ani bieżących tematów. Publicystyki jest tu tyle, co kot napłakał, i raczej pojawia się ona jako swoisty rozpraszacz, a nie przedmiot uwagi pisarza. Trudno też uchwycić klarowną fabułę i wyraźnie zarysować charakterystykę bohatera, które są w „Cudzie” Dariusza Bitnera płynne, niejednorodne i rwane.

Gdyby się uprzeć, można by skonstatować, że śledzimy losy i życie wewnętrzne bohatera, zarazem narratora, który został naznaczony literami. A precyzyjniej rzecz biorąc – ich materialną wersją, drukiem. Ale co tu się wydarza realnie, a co tylko w głowie bohatera, już trudno stwierdzić. Skoro więc jest tyle przeszkód czy wręcz pułapek zastawionych na czytelnika, narracyjno-fabularnych oporników i przeszkadzajek, to po co w ogóle tę książkę czytać?

Paradoksalnie, to lekceważące pytanie jest najlepszym kluczem do tej lektury. Po co czytać? Nie tylko szczecińskiego pisarza, ale w ogóle. Tyle się tej makulatury drukuje, magazyny są pełne, półki się uginają, czytelników nie przybywa. Nie szkoda lasów? „Druk, a właściwie wydruk – stwierdza w pewnym momencie narrator – jest tworem mistycznym. To prawdziwe »dzieło stworzenia« – na ludzką miarę. Tylko on”. Jak widać, mamy do czynienia nie tylko z powieścią awangardową w formie, ale i metafizyczną w treści.

Czytaj więcej

Od wykluczenia strzeż nas, Panie

„Cud” Dariusza Bitnera zaczyna się niewinnie i przyjemnie. Potem są schody. Literackie

Zaczyna się niewinnie. Po wstępnym fragmencie można by sobie pomyśleć, że oto dostaniemy powieść inicjacyjną albo kronikę rodzinną, w której wszystko przefiltrowane jest przez lektury. No bo co można zakładać na temat historii rozpoczynającej się zdaniem „W mojej rodzinie wszyscy czytali”? Jak raz przypominają się autobiograficzne „Opowieści o miłości i mroku” Amosa Oza („Cały dom wypełniały u nas książki” – padało tam na drugiej stronie).

Tymczasem pudło. Otóż w rodzinnym domu narratora „Cudu” czyta się wszystko, tylko nie książki. Autentycznie! Dziadek studiował napisy na opakowaniach. Babcia czytała kalendarze, tzw. zdzieraki. Pierwszy wuj również wpatrywał się w etykiety, ale tylko na wódkach. Drugi wuj czytał nuty na dansingach, a trzeci tabele sportowe. Matka czytała oczy ojca, ojciec czytał mapy, brat studiował plakaty, ogłoszenia i tabliczki na ulicznych słupach, a siostra odczytywała przyszłość i przeszłość ze szklanych kul. „Wszyscy czytali – tylko nie ja. Nie wiem, dlaczego”.

I kiedy bohater w końcu zacznie czytać, wstęp się urywa. Przechodzimy do części zatytułowanej „Cud”. Tam narrator zdaje się wybudzać z letargu (drzemki, śpiączki, detoksu?) i jak w malignie próbuje kontaktować się z rzeczywistością, ale odpowiadają mu tylko figury pluszowych zwierzaków i pewna kobieta, bardziej figura symboliczna albo zjawa niż realna postać. Umysł ma jak kaszę manną, mieszają mu się wspomnienia i urojenia. Rozmawia z tymi miśkami i kobietą (jakoby swoją żoną, a przez pluszaków zwaną mamą lub Malinką), choć trudno to nazwać rozmową. Majaczy.

Nie ułatwia sprawy zapis pozbawiony znaków interpunkcyjnych i wielkich liter w tym fragmencie, czyta się ten długi rozdział z oporami. Autor z premedytacją wystawia nas na ciężką próbę, a umysł czytelnika z mozołem brnie przez ten zamulony 50-stronicowy strumień zaburzonej świadomości. Kto powiedział, że literatura ma być łatwa, przyjemna i komunikatywna – pyta jakby z uniesioną brwią Dariusz Bitner.

Dlaczego Regina nienawidzi książek?

Kolejny rozdział pt. „Cuda” przywraca quasi-fabułkę i poznajemy losy drukarza, który od końca lat 70. wręcz kompulsywnie zajmuje się materializowaniem słów. Z zachwytem opisuje kolejne maszyny drukarskie i z żalem rejestruje malejącą z końcem XX wieku koniunkturę w tej branży, prowadzącą do upadku firmy drukarza. Ten wątek do jakiegoś stopnia odsyła do historii pisarza i jego brata, bo Dariusz Bitner przez lata składał, adiustował i wydawał książki, a jego brat był drukarzem.

Znajdziemy tu również wątki parakryminalne, jakieś mistyfikacje, próby zabójstwa bohatera oraz jego uwięzienie w piwnicy pełnej zapleśniałych książek. Po drodze pojawia się całkiem dowcipna opowieść o małżeństwie z alegoryczną postacią Reginy, która nienawidzi tego całego czytania i kurzących się tomiszczy. Narrator przez cały czas obsesyjnie wraca do słów, liter, druku, rekonstruuje swoje czytelnicze statystyki, ma pozapisywane przeczytane strony danego roku („Po skończeniu każdej książki spisuję ilość stron, na osobnej płachetce papieru, sumuję, tylko i wyłącznie do mojej wiadomości”), a także strzela nazwiskami i żongluje cytatami jak najęty. Jorge Luis Borges, Alexandre Dumas, Stephen King, Joanna Chmielewska.

Zamykający powieść rozdział „Cudak” łagodzi te wszystkie napięcia, a bohater – już współcześnie, w konwencjonalnej, ale jednak realistycznie odmalowanej XXI-wiecznej Polsce – zaczyna zdawać sobie sprawę, że w całym tym czytaniu może nie chodzi o robienie wyników, ale po prostu o to, żeby czytać. Może nawet niekoniecznie książki, ale też drzewa, powietrze, trawy...

„Nie ma czegoś takiego, jak porządna biblioteka. Tak myślę. Biblioteka to fikcja, wyobrażenie, że książki można zebrać w jednym miejscu i mieć wgląd w tajemnicę. (...) książki unoszą się w powietrzu, otaczają nas ze wszystkich stron, są wszędzie i zawsze, i trzeba umieć je czytać w takiej właśnie nieuchwytnej i niejasnej postaci” – tłumaczy mu znajomy pan Krzysztof.

Czytaj więcej

„Żyć szybko”: Nagrobek zamiast krucjaty

Dariusz Bitner, czyli „talent najbardziej zmarnowany w naszej literaturze”

Zatem literatura niełatwa. Wielu czytelników zapewne zmęczy, jak i mnie długimi momentami męczyła. Ze złośliwymi intencjami odnotowałem nawet fragment, w którym pluszaki się skarżą Malince: „Ale nudy – mruczy któryś. Ja tego nie rozumiem – zgłasza inny. Ale mama nie przerywa lektury”.

Jednocześnie nie ma tu żadnej pisarskiej nieporadności. Przeciwnie. Styl jest posłuszny woli autora, i to wszystko wydaje się zamierzone. Jest w tym odrobina pychy, a może po prostu samoświadomości, że w cenę twórczości artystycznej bywa wpisana samotność i niezrozumienie. „Zakładam, skoro jesteście tu, na tej stronie, pod koniec opowieści, że jednak składanie liter w ciągi wyrazów nie jest wam obce” – zaczepia nas wprost narrator.

Brzydko i merkantylnie mówiąc, „Cud” nie zawojuje rynku wydawniczego. Ale też Dariusz Bitner to nie debiutant (rocznik 1954) i zakładam, że ma tego świadomość. Wydał już ponad 20 książek i chyba nie zawraca sobie głowy celowaniem w listy bestsellerów. Warto jednak odnotować, że ma swoich czytelników oraz recenzentów ceniących jego bezinteresowną pasję do literatury, jak choćby zasłużonego dla krytyki Leszka Bugajskiego. Zresztą w 2019 r. za powieść „Fikcja” pisarz zdobył nominację do Literackiej Nagrody Gdynia. „(...) talent najbardziej zmarnowany w naszej literaturze, bezmyślnie zlekceważony przez tych, którzy odgrywają kluczową rolę w dzisiejszym systemie kreowania pisarskich wielkości” – pisał o Bitnerze Bugajski. Ale znajdą się i tacy, co po cichu powiedzą, że to wyczerpująca pisanina.

Wraca więc tamto obcesowe pytanie, zawieszone jak strzelba na ścianie u Czechowa: po co to wszystko czytać? Ano właśnie, to jest najlepsze. Nie ma ku temu żadnego powodu, nie stoi za tym mniejszy lub większy interes, wykalkulowany zysk. Czytać – bo można. Czytać – choć nie trzeba, tylko po prostu się chce i inaczej nie można. Może to faktycznie jest jakiś mały cud.

Nie ma co ukrywać. Ta literatura nie stara się nikomu przypodobać. Nie znajdziemy w niej modnych dyskursów ani bieżących tematów. Publicystyki jest tu tyle, co kot napłakał, i raczej pojawia się ona jako swoisty rozpraszacz, a nie przedmiot uwagi pisarza. Trudno też uchwycić klarowną fabułę i wyraźnie zarysować charakterystykę bohatera, które są w „Cudzie” Dariusza Bitnera płynne, niejednorodne i rwane.

Gdyby się uprzeć, można by skonstatować, że śledzimy losy i życie wewnętrzne bohatera, zarazem narratora, który został naznaczony literami. A precyzyjniej rzecz biorąc – ich materialną wersją, drukiem. Ale co tu się wydarza realnie, a co tylko w głowie bohatera, już trudno stwierdzić. Skoro więc jest tyle przeszkód czy wręcz pułapek zastawionych na czytelnika, narracyjno-fabularnych oporników i przeszkadzajek, to po co w ogóle tę książkę czytać?

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Grób Hubala w Inowłodzu? Hipoteza za hipotezą
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS