Od wykluczenia strzeż nas, Panie

Głównym tematem współczesnych irlandzkich pisarek zdaje się być wyobcowanie. Jako narodu, ale jeszcze bardziej – jako kobiet.

Publikacja: 15.03.2024 10:00

Claire Keegan to jedna z najwyżej cenionych pisarek w Irlandii. Po latach wyjazdów wróciła do kraju

Claire Keegan to jedna z najwyżej cenionych pisarek w Irlandii. Po latach wyjazdów wróciła do kraju i w domu z widokiem na morze pisze kolejne książki dotykające ran swojego społeczeństwa

Foto: Frédéric Stucin

„Niech mje pan tyko zabierze nad rzekę. Tyle wystarczy. (…) chcę się tyko utopić. Kur…, tyle pan nie jesteś w stanie dla nas zrobić?” [pisownia oryginalna] – mówi rozgorączkowana, krzywo ostrzyżona dziewczyna do bohatera minipowieści „Drobiazgi takie jak te” Claire Keegan. Bill Furlong, tak się nazywa mężczyzna, przywiózł przed świętami Bożego Narodzenia opał do żeńskiego zakonu. Właśnie kończy się 1985 rok i dopiero za osiem lat upowszechniona zostanie wstrząsająca prawda na temat azyli sióstr magdalenek, tzw. pralni magdalenek. Prowadzone przez zakonnice instytucje w teorii miały charakter resocjalizacyjny, a w praktyce stanowiły połączenie klasztorów, więzień i obozów pracy. Zamykano w nich kobiety niemieszczące się w granicach normy ówczesnego, silnie konserwatywnego społeczeństwa irlandzkiego. Prostytutki, kryminalistki, kobiety pogrążone w uzależnieniach, ale też chore psychicznie, opóźnione w rozwoju, nastolatki w ciąży etc.

Filmowa adaptacja tej książki otwierała ostatnią edycję Berlinale. W prostodusznego Billa, przeżywającego irlandzki wariant „Opowieści wigilijnej”, wcielił się Cillian Murphy i wkrótce film powinien trafić do polskich kin. Ale nie tylko przez ekranizację zainteresowanie książkami 56-letniej Claire Keegan wciąż rośnie. Przede wszystkim to znakomita pisarka. Za „Drobiazgi takie jak te” była w 2022 r. nominowana do Nagrody Bookera. W tym samym roku mogliśmy już czytać tę książkę w polskim przekładzie Krzysztofa Cieślika (Wydawnictwo Czarne), a pod koniec 2023 r. ukazało się jej wcześniejsze dzieło – tom opowiadań „Przez błękitne pola”. To nie koniec, bo książek Irlandki do wydania jest jeszcze więcej.

Czytaj więcej

Piotr Zaremba: Uczeń ma być mniej Polakiem?

„Przez błękitne pola” Claire Keegan. Dlaczego dawna Irlandia musi odejść

Nowele ze zbioru „Przez błękitne pola” w przekładzie Dariusza Żukowskiego zachwycają na poziomie językowej stylizacji oraz swoją malarskością, umiejętnością autorki do szkicowania portretów i scen rodzajowych. Często są to obrazki bolesne, powracające jako trauma bohaterek lub powód do wyjazdu z przeklętej ziemi, jaką się jawi w tej prozie Irlandia.

„Twoja matka przestawia różne rzeczy w swoim pokoju, otwiera i zamyka drzwi. Zastanawiasz się, jak będzie się jej żyło, kiedy wyjedziesz. Choć właściwie cię to nie obchodzi” – snuje opowieść w drugiej osobie narrator noweli „Prezent na pożegnanie”. Nie będziemy się zbyt długo zastanawiać, skąd ten chłód w rodzinie, bo już kilka stron dalej przeczytamy, że: „Twoja kolej na szkołę z internatem nigdy nie nadeszła. Ojciec nie widział sensu w kształceniu dziewcząt – wyjedziesz i jakiś inny mężczyzna skorzysta na twojej edukacji”. A zdanie później padnie jak cios suche stwierdzenie: „wtedy zaczęto posyłać ciebie, żebyś sypiała z ojcem”.

W kolejnym, tytułowym opowiadaniu Keegan snuje historię księdza udzielającego ślubu dziewczynie, z którą niegdyś łączył go romans. „Pamięta mniszki przeobrażone w dmuchawce i że jej powiedział, że zawsze będzie ją kochał. Pamięta to wszystko bardzo dobrze i nie czuje wstydu. Jakie to dziwne być żywym. Wkrótce Wielkanoc. Ma sporo pracy, musi napisać kazanie na Niedzielę Palmową. Rusza polem w górę ku drodze, myśląc o jutrzejszym życiu w roli księdza”.

W „Córce leśnika” kolejna kobieta męczy się w małżeństwie, które szybko okazało się niekoniecznie trafioną życiowo decyzją. „Martha w pierwszym odruchu chciała odmówić, ale miała trzydzieści lat i gdyby to zrobiła, mogłaby już nigdy więcej nie usłyszeć tego pytania”. Ale nie minął rok, „a zaczęła jej dokuczać jałowość małżeńskiego życia: ścielenia łóżka, rozsuwania i zaciągania zasłon. Czuła się bardziej samotna niż wtedy, gdy żyła w pojedynkę”. Te zdania pojawiają się już na początku opowiadania i Claire Keegan długo nas będzie oswajać z tą wiejską rodziną, nim doprowadzi w finale do dramatu, który w nieszczęśliwym trwaniu tylko ją scementuje.

Te wszystkie historie są napisane znakomitym stylem, zdystansowanym, uważnym, a jednocześnie pełnym wrażliwości na człowieka. Ich językową urodą pisarka usypia naszą czujność, by za chwilę potraktować bohaterów bezlitośnie i wetknąć nam palec w serce. Na finiszu zdejmuje jednak nogę z gazu i obdarowuje nas niesamowitym, najdłuższym, a zarazem najbardziej ekscentrycznym opowiadaniem pt. „Noc jarzębin”. Tu też zaczyna się od romansu księdza z dziewczyną, ale z czasem historia obyczajowa zamienia się w przypowieść wysyconą mityczno-baśniową etnografią Zielonej Wyspy. To opowieść o parze dziwaków, którzy mieszkają po sąsiedzku i na przekór wszystkiemu tworzą coś na kształt rodziny.

W wielu momentach te krótkie fabułki u Keegan (tak też było w „Drobiazgach…”) urastają do rangi metafor. Dziwne związki oparte na mieszaninie przymusu ekonomicznego i społecznego nacisku z jednej strony, a z drugiej skryte na przekór wszystkiemu. I wreszcie wyjazdy, opuszczanie starego świata bez oglądania się za siebie. Taka będzie nowa Irlandia, zdaje się sugerować pisarka, ta dawna musi odejść w samotności i zapomnieniu. Historię zaczną teraz pisać młodsze pokolenia, o ile zupełnie się nie zniechęcą do tego czasu. Sama Claire Keegan po latach podróży i mieszkania w różnych częściach świata (m.in. w USA i Walii) wróciła na irlandzką prowincję i mieszka dziś w hrabstwie Wexford, kilkadziesiąt kilometrów od Dublina. Tam pisze swoje książki w pokoju z widokiem na Morze Irlandzkie.

„Zwykłe ludzkie ułomności” lepsze niż „Akty desperacji” Megan Nolan. Życie uczuciowe milenialsów i rodzina w stanie wrzenia

Inną ścieżką podąża 34-letnia Megan Nolan urodzona w Waterford na południu kraju. W swojej prozie, wzorem najsławniejszej współczesnej irlandzkiej pisarki Sally Rooney, autorki „Normalnych ludzi”, portretuje codzienność wielkomiejskiej młodzieży i 20-latków. Przygląda się dyskryminacji, przemocy seksualnej, zdrowiu psychicznemu swoich bohaterów i trawiących ich kryzysom wieku młodzieńczego. Jej pierwsza powieść „Akty desperacji” z 2021 r. (po polsku wydana rok później w tłumaczeniu Agi Zano) była pisanym w pierwszej osobie dziennikiem erotyczno-uczuciowym dwudziestoparoletniej bezimiennej bohaterki. Dziewczyna ma problem z alkoholem i mężczyznami – niezmiennie ciągnie ją do tych, którzy ją krzywdzą. Poprzez dogłębną introspekcję próbuje zrozumieć siebie i tak sobie ułożyć życie, by stawiać opór wyniszczającym ją relacjom, odsunąć ludzi ją wykorzystujących.

Tamta powieść manifest o odzyskiwaniu podmiotowości przez młodą kobietę, autodestrukcji i wychodzeniu spod wpływu toksycznych mężczyzn, nie wydała mi się jednak aż tak dobra, jak druga książka Megan Nolan, która właśnie ukazała się w przekładzie Katarzyny Makaruk. „Zwykłe ludzkie ułomności” w zgrabnie poprowadzonej narracji, pełnej wątków retrospekcyjnych, zaczynają się od tragedii. Na jednym z londyńskich osiedli w 1990 roku ginie w niewyjaśnionych okolicznościach kilkuletnie dziecko. Tropy wskazują, że zabójcą mogło być inne dziecko – dziesięcioletnia Lucy Green z rodziny irlandzkich imigrantów.

Tak rozpoczęta fabuła wraz z przechodzeniem narracji do kolejnych postaci pozwala nam cofać się w czasie. Wracamy do późnych lat 70. do Waterford, a Megan Nolan odkrywa kolejne karty z życiorysami swoich bohaterów. Mamy więc dziadka Lucy, Johna, który nigdy nie pozbierał się po wypadku w pracy i odejściu pierwszej żony. To odbija się na jego synu z pierwszego małżeństwa – trzydziestoparoletnim Richiem popadającym w coraz większy alkoholizm. Drugą żoną Johna była Rose, dobry duch tej rodziny, która po wyjeździe z Waterford do Londynu umiera na raka. Poznajemy też i samą Lucy, a przede wszystkim jej matkę Carmel, córkę Johna i Rose. To ze względu na jej ciążę, gdy dziewczyna miała 17 lat, rodzina wyjechała z kraju, by uniknąć plotek i szykan. Wszyscy teraz mieszkają razem na kupie w londyńskim mieszkaniu, co nie rozwiązało ich wcześniejszych problemów, lecz przeciwnie, doprowadziło sytuację rodzinną do wrzenia.

Czytaj więcej

Holoubek: „Rojst” jako serial pozwalał dokładniej budować wątki

U Megan Nolan mężczyźni tylko piją i rozpamiętują przeszłość

Zwykłe ludzkie ułomności” to nie jest wybitna powieść, nie oszałamia i nie uderza autentycznością, tak jak książki Sally Rooney. Jej język jest dużo bardziej przezroczysty w porównaniu choćby z Claire Keegan. Trudno jednak zignorować narracyjną zręczność Nolan. Umiejętnie żongluje wątkami, potrafi uczynić opowieść wiarygodną, nawet jeśli nie do końca wszystkie treści odpowiednio pogłębia. Obyczajowe scenki, psychologiczne portrety i intrygujące postaci epizodyczne (choćby zadufanego w sobie młodego dziennikarza z tabloidu, który chce wycisnąć z Greenów gorący reportaż) sprawiają, że chce się tę powieść przeczytać do końca. Zakończenie fabuły jest sygnalizowane już w połowie książki, ale to tylko podkreśla, że Nolan mniej interesuje intryga, a bardziej wiwisekcja pokiereszowanej rodziny, gdzie mężczyźni są jakby pogrążeni w katatonicznym stuporze, nieporadni, niezdolni do odnalezienia nowych wzorców ani funkcjonowania w dynamicznie zmieniającym się świecie. Są nieobecni duchem, a ciałem tylko piją i rozpamiętują przeszłość.

Nadzieję wzbudza jedynie to, że po różnych wstrząsach zdolni są do minimalnej refleksji i próbują odmienić swoje życie. Z różnym skutkiem. To kobiety muszą jednak wykazać się inicjatywą.

Irlandzka specyfika odzwierciedla się tu najbardziej w wątkach obyczajowych, gdzie tematami są m.in. zakaz aborcji w latach 70., bieda i bezrobocie w ciężkostrawnym miksie z powierzchownym katolicyzmem. I choć Waterford leży po drugiej stronie wyspy od Ulsteru, to skrót IRA też pojawia się w książce parę razy. Między innymi wtedy, gdy jedna z zabaw dzieci na londyńskim osiedlu została przez nie nazwana właśnie tym skrótowcem, co wywołuje zgorszenie dorosłych.

„Nasze winy” Louise Kennedy. W pubie jej rodziny wybuchały bomby

Irlandzka Armia Republikańska, a w zasadzie różne pomniejsze organizacje powstałe po jej rozpadzie w 1969 r., a nadal walczące o przyłączenie Ulsteru do Republiki Irlandii, pojawiają się za to jako główny temat jeszcze jednej irlandzkiej powieści, która ukazała się w ostatnim czasie. „Nasze winy” Louise Kennedy pojawiły się po polsku pod koniec 2023 r. w przekładzie Kai Gucio. To melodramat z solidnie nakreślonym tłem obyczajowo-historycznym.

Akcja debiutanckiej powieści 57-letniej autorki rozgrywa się na przedmieściach Belfastu w połowie lat 70. XX wieku, gdy nasiliły się zamachy na lojalistów w Irlandii Północnej, a ludzie – nie tylko protestanci, ale też katolicy – boją się własnego cienia. Nikt nie chce w żaden sposób zwracać na siebie uwagi radykalnych organizacji, ale też choćby własnych sąsiadów, bo w takiej okolicy ściany mają uszy. Czasami jednak wystarczy wykonywać swoją codzienną pracę, by ściągnąć na siebie gniew wrogo usposobionego środowiska. Przekonuje się o tym Cushla, nauczycielka z podstawówki, której zainteresowanie losami dziewięcioletniego Davy’ego z prześladowanej katolickiej rodziny nie podoba się ani jej rodzinie, ani dyrekcji szkoły, w której pracuje. Pryncypałowie najchętniej by się pozbyli problemu z dzieciakiem, przekazując sprawę opiece społecznej, a tym samym zrzucając winę za nienawistne otoczenie na rodziców chłopca.

W międzyczasie Cushla poznaje Michaela, protestanta, który przyjaźni się z wieloma katolikami, a przede wszystkim broni praw obywatelskich oskarżanych o zamachy i spiski młodych mężczyzn. W jego domu piętrzą się stosy akt nastolatków skatowanych przez brytyjskich żołnierzy, których on próbuje bronić przed sądem wbrew ostrzeżeniom różnych ludzi.

Michaela oraz Cushlę różnią nie tylko wyznanie oraz status społeczny, ale też wiek i sytuacja rodzinna. On mógłby być jej ojcem, ale przede wszystkim wciąż ma żonę, z którą wychowują syna. Cushla najpierw czuje się jak najszczęśliwsza dziewczyna na świecie, lecz po pewnym czasie zaczyna się zastanawiać, czy nie jest tylko jeszcze jedną zdobyczą napompowanego moralnie uwodziciela.

Trzeba podkreślić, że Louise Kennedy w podobnej miejscowości co Cushla i w opisywanych przez siebie czasach sama się wychowała. Pisarka pochodzi z Holywood pod Belfastem i dorastała w katolickiej rodzinie. Na własnej skórze odczuła więc, co to znaczy być mniejszością pośród wrogo usposobionej większości. Widziała, jak ludziom wymazywano na ścianach domów napisy w stylu „Katole won” i „Je…ać papieża”. A w pubie prowadzonym przez jej rodzinę wybuchały bomby, co poskutkowało wyprowadzką na południe, gdy Kennedy skończyła 12 lat.

Czytaj więcej

„Ostatni”: Maciek Bielawski napisał wciągającą powieść o (kryzysie) męskości

A we wrześniu „Intermezzo”, nowa książka Sally Rooney. Najbardziej oczekiwana premiera roku

Prawie wszystko różni powieści Megan Nolan od książki Louise Kennedy, ale dwie rzeczy są w nich podobne. Pierwsza to alkohol, większość bohaterów u obydwu autorek nadużywa trunków. Druga sprawa to seks – obie pisarki z nieskrywaną satysfakcją mnożą sceny erotyczne, które wychodzą im raz lepiej, raz gorzej. Zazwyczaj jednak robią to dobrze, oddając istotę portretowanych relacji – czy to zmysłowych, czy pruderyjnych, czy niekiedy po prostu opartych na przemocy.

Powyższa lista irlandzkiej prozy współczesnej jest niepełna, bo poza Claire Keegan, Megan Nolan i Louise Kennedy jest ostatnio w Polsce intensywnie wydawany Sebastian Barry (rocznik 1955), dwukrotnie nominowany do Bookera pisarz rodem z Dublina. Ukazała się też powieść „Kolonia” Audrey Magee, kolejnej autorki nominowanej do tej prestiżowej nagrody. A we wrześniu ukaże się po angielsku jedna z najbardziej oczekiwanych premier roku: nowa powieść Sally Rooney zatytułowana „Intermezzo”.

Przeżywa zatem Zielona Wyspa – szczególnie w Polsce – intensywny okres w kulturze. Sprzyja temu zainteresowaniu nad Wisłą podobieństwo naszych historii, cykli przemian kulturowych (przede wszystkim związanych ze statusem kobiet), kolonialny niegdyś status wyspy i utrata niepodległości Polski. No i katolicyzm. Nieprzypadkowo zestawia się proces laicyzacji społeczeństwa oraz państwa, który dokonał się w Irlandii w ostatnich dekadach, z tym, którego początek wielu obserwatorów już zauważa w naszym kraju. Czy może zatem dziwić, że wiele wydawnictw chce mieć w swoim katalogu choćby jedną utalentowaną Irlandkę?

Louise Kennedy na własnej skórze doświadczyła, co to znaczy urodzić się w rodzinie niewłaściwego wyz

Louise Kennedy na własnej skórze doświadczyła, co to znaczy urodzić się w rodzinie niewłaściwego wyznania. Miała 12 lat, gdy wyjechała z Ulsteru, m.in. dlatego że podłożono bomby pod pub prowadzony przez jej rodzinę. Echa tamtych wydarzeń opisała w powieści „Nasze winy”

materiały prasowe

Megan Nolan, czyli kolejna powieściopisarka obok Sally Rooney, której książki stają się manifestem i

Megan Nolan, czyli kolejna powieściopisarka obok Sally Rooney, której książki stają się manifestem irlandzkich milenialsów

Sophie Davidson

„Niech mje pan tyko zabierze nad rzekę. Tyle wystarczy. (…) chcę się tyko utopić. Kur…, tyle pan nie jesteś w stanie dla nas zrobić?” [pisownia oryginalna] – mówi rozgorączkowana, krzywo ostrzyżona dziewczyna do bohatera minipowieści „Drobiazgi takie jak te” Claire Keegan. Bill Furlong, tak się nazywa mężczyzna, przywiózł przed świętami Bożego Narodzenia opał do żeńskiego zakonu. Właśnie kończy się 1985 rok i dopiero za osiem lat upowszechniona zostanie wstrząsająca prawda na temat azyli sióstr magdalenek, tzw. pralni magdalenek. Prowadzone przez zakonnice instytucje w teorii miały charakter resocjalizacyjny, a w praktyce stanowiły połączenie klasztorów, więzień i obozów pracy. Zamykano w nich kobiety niemieszczące się w granicach normy ówczesnego, silnie konserwatywnego społeczeństwa irlandzkiego. Prostytutki, kryminalistki, kobiety pogrążone w uzależnieniach, ale też chore psychicznie, opóźnione w rozwoju, nastolatki w ciąży etc.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi