Dr hab. Kinga Paraskiewicz: Bazar, arbuz i papucie, czyli polskie ślady perskiego

Poznanie historii języka perskiego pomaga w zrozumieniu współczesnego Iranu. Choć dla mnie bardzo pomocne jest to, że urodziłam się i dorastałam w PRL. Tak jak my wtedy nie byliśmy w ogóle komunistami i przykro było nam słuchać takich uwag, tak i Irańczycy dziś nie są powszechnie jakimiś religijnymi szowinistami - mówi dr hab. Kinga Paraskiewicz, orientalistka.

Publikacja: 15.03.2024 17:00

Perskiego nie jest się trudniej nauczyć niż angielskiego. Na zdjęciu klient kiosku w Teheranie trzym

Perskiego nie jest się trudniej nauczyć niż angielskiego. Na zdjęciu klient kiosku w Teheranie trzyma wydawaną w języku perskim gazetę „Vatan Emrooz” z doniesieniami o zamieszkach we Francji; lipiec 2023 r.

Foto: ATTA KENARE/AFP

Plus Minus: „W dalekiej Persji, cudnej krainie, która z dywanów stubarwnych słynie…” – tak się zaczynała moja ulubiona bajka-grajka. Zostało oczarowanie, z którym nigdy nic nie zrobiłam. A dlaczego pani wybrała perski spośród tylu innych możliwości?

Może nie tak dawne kierowały mną wrażenia, muszę jednak cofnąć się aż do roku 1981, kiedy rozpoczęłam naukę w VI LO im. Adama Mickiewicza w Krakowie. Było to liceum językowe. Znałam już wtedy rosyjski i niemiecki, więc wybrałam klasę z poszerzonym programem języka angielskiego. Gdy byłam w trzeciej klasie, na zajęcia przyszły przedstawicielki UNESCO z kolorowymi magazynami, tak innymi od otaczającej nas wówczas szarej rzeczywistości lat stanu wojennego. Nie zadawaliśmy sobie wtedy pytania, kim będziemy w przyszłości, zwłaszcza że teraźniejszość była niepewna. W numerze, który trafił do moich rąk, był artykuł o Awicennie i jego największym dziele „Kanon medycyny”. Spytałam, kim był ów Awicenna, oraz co to za język – artykuł był ilustrowany fotografiami stron jego pism, a na nich niezrozumiałe „robaki”. Dowiedziałam się wtedy, że w Krakowie można studiować te i inne dziwne „robaki” oraz zapisane nimi języki orientalne: arabski, perski, turecki… i tłumaczyć z jednego na drugi. Wtedy zabłysła mi w głowie myśl, że to by było coś dla mnie.

Dostałam się na filologię orientalną na UJ. Wówczas nie wskazywało się przy rekrutacji, który kierunek – spośród arabistyki, turkologii, indologii i iranistyki – student wybiera. Na pierwszym zebraniu ze świeżo upieczonymi alumnami dyrektor, śp. prof. Andrzej Czapkiewicz, arabista, odpytywał nas, co chcemy studiować i dlaczego. Niemal wszyscy w tym 1985 r. chcieli studiować arabistykę (Egipt, Kuwejt, wyjazdy, handel zagraniczny, piramidy i piaski pustyni etc.) lub indologię (wierząc naiwnie, że będą studiować medytację ku nirwanie oraz jogę wśród dymu z kadzidełek – jak zaczęli się uczyć naprawdę niełatwego sanskrytu, wielu rezygnowało). Ja z kolei, pod wpływem wcześniejszej prezentacji kierunków, zdecydowałam się na iranistykę. Zrozumiałam, że będę się uczyć języka indoeuropejskiego, choć azjatyckiego zarazem, co nie będzie takie trudne, a może być ciekawe. Byłam w grupie tylko z dwiema koleżankami. Dziś pewnie tak „nierentowny” kierunek by zamknięto.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Wrócić, ale dokąd?

Czyli języków irańskich, pochodząc z kręgu języków słowiańskich, łatwo jest się nauczyć?

Bardzo łatwo. Dla nas Słowian nauczenie się innych indoeuropejskich języków nie stanowi wielkiej trudności. Trudniej przychodzi nauka języków semickich czy turkijskich, które typologicznie są zupełnie odmienne. Perski strukturalnie, a zatem co do skali trudności, da się porównać do angielskiego. Jest więc dużo łatwiejszy niż języki słowiańskie, a nawet indoeuropejski niemiecki.

Mówimy jednak o współczesnym języku, którym porozumiewają się mieszkańcy Teheranu. Bo to porównanie z angielskim o tyle jest kłopotliwe, że istotnie porozumiewać się na zasadzie „Kali chcieć, Kali móc” po angielsku można się i w dwa tygodnie nauczyć, ale mówić tak, jak śp. królowa Elżbieta czy w BBC, nie jest trywialne. Że nie wspomnę, iż „Podróży Guliwera” w oryginale, bez „unowocześnienia” nie podejmuję się przeczytać. Języki ewoluują w czasie, często się upraszczając…

Owszem. Stąd języka perskiego z czasu dynastii Achmenidów, która prowadziła wojny z Grekami, uwolniła Żydów z niewoli babilońskiej i pozwoliła im odbudować Jerozolimę, która zbudowała imperium w czasach swej największej potęgi, za Dariusza I i jego syna Kserksesa I, nauczyć się trudniej. Staroperski (podobnie jak łacina czy greka) był klasycznym językiem indoeuropejskim: posiadał fleksję imienną i deklinację, rodzaje. Jest to język już martwy, więc nie trzeba się go dziś uczyć w celach komunikacji, a wszystkie odnalezione teksty już zostały odczytane. Dużo jednak radości daje samodzielne odczytanie tekstu zapisanego klinami. Perski przeszedł w pewnym sensie ewolucję podobną do angielskiego. Dziś nie posiada już fleksji ani kategorii rodzaju.

Na studiach iranistycznych uczymy także wielu innych języków staroirańskich (awestyjski), średnioirańskich (pahlawi) i nowoirańskich: kurdyjski, paszto i tadżycki. Te są dużo trudniejsze, bo bardziej archaiczne.

Natomiast w kwestii języka prostego w porozumiewaniu się, który się robi trudny, gdy pomyśleć o idiomach, stylu i słowniku wypowiedzi na różne szczegółowe tematy, to aby mówić i pisać po persku pięknie, w sposób literacki, trzeba się bardziej przyłożyć. Ale tak jest w przypadku każdego języka.

To, co dla studentów jest najtrudniejsze na początku, to nauka czytania i pisania po persku. Pierwszy alfabet, jaki poznają, to arabski, a właściwie persko-arabski, służący do zapisu języka nowoperskiego. W stosunku do arabskiego ma ów alfabet cztery dodatkowe litery dostosowujące go do potrzeb fonetycznych języka perskiego, np. w arabskim nie ma dźwięku p (Arabowie słyszą tu b lub f), który w perskim jak najbardziej istnieje, podobnie z g (Arabowie słyszą tu dż), cz (Arabowie słyszą sz) oraz rz (znane jedynie Arabom posługującym się dialektami Maghrebu). Alfabet arabski, mimo że nie notuje wszystkich samogłosek, o wiele lepiej nadaje się do zapisu perskiego niż aramejski, którym posługiwano się wcześniej. W tamtym alfabecie jedna litera mogła oznaczać kilka dźwięków, zarówno samogłoskowych, jak i spółgłoskowych, plus sporo ideogramów – całych pojęć zapisanych jednym znakiem. Pismo było wyższą szkołą jazdy zarezerwowaną dla elit, np. kapłanów. Na Bliskim Wschodzie na przełomie er aż po wiek VII n.e., czyli do pojawienia się islamu, aramejski był swoistym scripta franca. Alfabet do spisania „Awesty”, czyli zbioru starożytnych świętych tekstów zaratusztrianizmu, także powstał właśnie na bazie aramejskiego.

Czyli niespecjalnie się ci najeźdźcy arabscy musieli starać, by narzucić własne pismo. A religię?

Z tym było różnie. Przed islamem religią panującą był zaratusztrianizm. Ortodoksyjni zaratusztrianie uciekli do Indii. Inni bądź udawali konwersję, bądź ją autentycznie przeszli. To oni właśnie doszli do wniosku, że przechodząc na islam, mogą zrobić wiele dobrego dla swojej ojczyzny, a przede wszystkim dla swojego języka. Ciekawą i dość reprezentatywną postacią był Ruzbeh, perski tłumacz, filozof, który przyjął arabskie nazwisko Ibn al-Muqaffa i dzięki konwersji mógł służyć jako sekretarz Abbasydów. Co ważniejsze, był pionierem we wprowadzaniu prozy do literatury arabskiej, a jego tłumaczenie bajek „Kalīla i Dimna” z języka średnioperskiego uważane jest za pierwsze arcydzieło arabskiej prozy literackiej.

Podbój arabski doprowadził do rozprzestrzenienia się arabskiej kultury oraz, co bardziej paradoksalne, perskiego jako języka mówionego, a ostatecznie pisanego w regionie. Perski był bowiem językiem komplementarnym do arabskiego, gdyż jako pierwszy w historii tak doskonale dopasował się do islamu i został jego „drugim językiem”. Przeszedł on tzw. semiotyczną islamizację, dzięki czemu nabył adekwatne środki lingwistyczne, które umożliwiły mu funkcjonowanie w różnych kontekstach życia społecznego muzułmanów.

Język nowoperski rozprzestrzeniał się geograficznie od XI w. i był medium w całej Azji Środkowej. Dzięki niemu Turcy zapoznali się z islamem i kulturą miejską. Dzięki swojej prostej strukturze morfologicznej stał się transregionalną lingua franca jako język administracji, kultury i literatury. Tzw. nowe islamskie języki literackie, jak otomański, czagatajski czy urdu były na nim wzorowane.

Było to imperium i lud doceniany pod względem kultury przez swych sąsiadów, a nawet wrogów. Oczywiście, Grecy w V w. p.n.e. nie pałali miłością, ale…

Niestety, Grecy, czy głównie Herodot, przekazał nam, Europejczykom, swoją wersję historii, dość stronniczą. Persowie są tam przedstawieni jako barbarzyńcy. Kserksesa poznajemy jako niemal idiotę, który rzuca się z łańcuchami na burzliwe fale morskie Hellespontu, aby je ukarać za zburzenie mostów: „Gorzka wodo, nasz pan wymierza ci tę karę, boś go skrzywdziła, nie doznawszy od niego żadnej krzywdy. I król Kserkses przejdzie cię, czy chcesz, czy nie chcesz. Tobie zaś słusznie żaden człowiek nie składa ofiar, boś jest zamuloną i słoną rzeką”. W ten sposób miał polecić ukarać morze, a tym, którzy mieli nadzór nad budową mostów na Hellesponcie, uciąć głowy.

Mamy dziś europocentryczną, wykrzywioną wizję Orientu, która nam narzucili Grecy, przedstawiani jako światli, dobrzy i piękni demokraci, zmagający się z ciemną tłuszczą rządzoną przez satrapów. Na marginesie satrapa to po prostu osoba zarządzająca, broniąca jednej z prowincji imperium (satrapii). Negatywne znaczenie ma wyłącznie w językach europejskich.

A potem się o tym robi komiksy, a na ich podstawie niezmiernie kasowy film fabularny pt. „300”. Z drugiej strony Termopile jako symbol są nam wszystkim – Europejczykom – do czegoś potrzebne.

Nie mówi się o tym, co potem zrobił Aleksander Macedoński, paląc Persepolis i niszcząc co się da, w tym zabytki niesamowitej kultury, tylko się robi filmy o wspaniałym i szlachetnym Aleksandrze Wielkim. A to był zwykły, brutalny odwet.

Cofnijmy się w czasie. Czy my wiemy, skąd się w ogóle wziął perski i gdzie żyli ludzie, którzy nim mówili? Czy zawsze na Wyżynie Irańskiej?

Na pewno Persowie byli na Wyżynie Irańskiej już w IX w. p.n.e. Wiemy o tym dzięki źródłom zawierającym perskie imiona i nazwy własne w źródłach asyryjskich z czasów króla Slamanassara III. Zapisano je pismem klinowym. Nie mamy też podstaw, aby nie wierzyć, że istniało państwo Achemenidów od VI w. p.n.e., bo królowie owi zaczęli przekazywać informacje o swoim panowaniu za pomocą inskrypcji wyrytych pismem klinowym w kamieniu. Zawierały one na ogół informację, że: „ja, władca tego imienia, syn tego to króla, podbiłem takie to, a takie krainy i ludy”. Najsłynniejsza inskrypcja, trójjęzyczna, po staropersku, akkadyjsku i elamicku, która mówi o tym, że król perski Dariusz I pokonał uzurpatora Gaumatę i zaczął panować nad Iranem, znajduje się na wysokiej skale nazwanej Behistun, 100 metrów nad drogą w prowincji Kermanszach.

Czyli do zapisania swojego jak najbardziej indoeuropejskiego języka Persowie posłużyli się pismem klinowym swoich uprzednich władców, Asyryjczyków?

Musieli pożyczyć pismo, bo sami go nie stworzyli. Zmodyfikowali je jednak w ten sposób, że dla zapisu perskiego uczynili je alfabetycznym-sylabicznym (czyli konkretny znak klinowy to było a, kolejny u, następny i, potem ba, ta, pa itd.), gdy inne kliny stosowane wówczas, choćby we wspomnianym akkadyjskim, nie były pismem alfabetycznym, a logograficznym. W inskrypcji behistuńskiej Dariusz pisze: „z woli Ahura Mazdy tworzyłem napisy w inny sposób (to znaczy) po aryjsku, czego przedtem nie było”.

Wymieniła pani wcześniej różne języki ludów irańskich, dziś często pozbawionych swoich krajów… Czy ci ludzie mówią nimi, bo ich dawno temu Persowie podbili?

To nie tak. Imperium perskie, które w czasach Achemenidów sięgało od Azji Mniejszej, Egiptu po Indie, przyłączało wiele krajów, gdzie mieszkali ludzie mówiący różnymi językami, także irańskimi, jak np. Medowie czy Sogdyjczycy, oraz nieirańskimi, jak Egipcjanie, Asyryjczycy, Babilończycy, Lidyjczycy. Persowie nie narzucali im swojego języka. Ich polityka opierała się na szacunku do lokalnych tradycji i religii. Dlatego też oficjalnym językiem imperium był aramejski, lingua franca, dzięki któremu komunikowano się z satrapiami.

Należy też pamiętać, że „irański” nie jest synonimem do „perski”. To znaczy, irański to nie tylko perski. Jest to szalenie irytujące, gdy mówi się i pisze (nierzadko) o językach perskich. Języki irańskie to pojęcie tak samo pojemne jak języki słowiańskie. Stanowią one rodzinę języków spokrewnionych, wywodzą się od wspólnego przodka, a następnie dzielą się na wschodnio- i zachodnioirańskie, te ostatnie zaś na północno- i południowoirańskie, do których należy perski. Dlatego nie ma jednego języka irańskiego, a perski jest jednym z języków irańskich, wśród których są także kurdyjski, osetyński, paszto, giliański, tadżycki, mazanderański i inne. Kurdowie, którzy nie posiadają swojego państwa, mówią jednak swoim językiem, który należy do grupy języków północnoirańskich.

Irańczykiem jest więc, po pierwsze, ktoś, kto jest obywatelem Iranu (i jest nim Pers, Arab, Kurd, Azer etc.), a po drugie, co ważniejsze, ktoś, kto mówi językiem z rodziny irańskiej, choćby wcale nie mieszkał w Iranie, jak np. Pasztun czy Osetyjczyk albo Kurd z Turcji.

Raz się podbija, raz się jest podbijanym, a wszystko to, podobnie jak migracje, wpływa na język, np. przez pojawiające się zapożyczenia. Czy da się opowiedzieć krótką historię Persji, analizując jej język pod tym kątem?

Język perski, jak wszystkie inne, wchodził w kontakt z sąsiednimi językami. Jego dominująca pozycja i prestiż, jakim się cieszył, zawsze były jednak widoczne. Pomimo wielu wieków czasami intensywnych kontaktów i konfrontacji między światem grecko-rzymskim, bizantyjskim i irańskim, od Achemenidów po czasy Sasanidów, a nawet później, liczba zapożyczeń z języka greckiego do przedislamskich języków irańskich jest znacznie mniejsza niż liczba pożyczek w przeciwnym kierunku. Np. staroirański (awestyjski) pairidaeza, czyli „zamknięta, ogrodzona przestrzeń”, przez grecki paradeisos, czyli „park, rajski ogród”, trafił do języków europejskich jako francuski paradis.

Język nowoperski odrodził się po podboju arabskim, ale miedzy wiekiem VII a IX n.e. mamy tzw. dwa wieki milczenia, gdy nie ma zabytków pisanych. Ponieważ nowoperski wraz z rodzimymi dynastiami odrodził się na wschodzie kraju (Chorasan, Sogdiana) w wieku IX, jak najdalej od zagrożenia, które przyszło z zachodu, pojawiły się zapożyczenia z języków wschodnioirańskich. Zapożyczenia z języka sogdyjskiego pojawiły się w wyniku stosunków kulturowych i interakcji handlowych. Irańscy Sogdyjczycy osiedleni wzdłuż Jedwabnego Szlaku odegrali znaczącą rolę w handlu lądowym między Chinami, Indiami i Zachodem przez większą część pierwszego tysiąclecia n.e. tak, że ich język nazwano „lingua franca”. Tuż przed nastaniem ery islamu dwa miasta sogdyjskie, Samarkanda i Buchara, odegrały istotną rolę w promocji literatury perskiej za panowania dynastii Samanidów (819–1005 n.e.).

Z kolei przenikanie elementów mongolskich do języka perskiego można wyraźnie prześledzić chronologicznie, od czasów krwawych podbojów Czyngis-chana i jego następców Ilchanidów na początku i w połowie XIII w. aż do upadku dynastii założonej przez nie mniej krwawego Timura (i nazwanej jego imieniem) na przełomie XV i XVI wieku. Zmiana nastąpiła w XVI w., kiedy pojawiła się szyicka dynastia Safawidów. Ona i kilka następnych miały tureckie korzenie, ale szybko się iranizowały, przyjmując tak język, jak kulturę, którą postrzegały jako znacznie wyższą.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Rosjanie do wróżki. I na wybory

Głęboki wpływ języka arabskiego w Iranie można przypisać jego znaczeniu społecznemu, religijnemu i politycznemu po podboju muzułmańskim, kiedy stał się on językiem klasy dominującej, językiem religii i administracji rządowej, a co za tym idzie, językiem nauki i literatury. Wraz z upadkiem dynastii Sasanidów i duchowieństwa zoroastryjskiego, literacki język średnioirański, pahlawi, stracił swoich propagatorów. Po XII wieku częste używanie w prozie perskiej stylu zdobionego i rymowanego doprowadziło do wprowadzenia wielu słów arabskich.

Do XIX w. pojawiło się zatem w perskim dużo arabizmów związanych z islamem i jego kulturą, wiele słów tureckich, przyniesionych w czasach wspomnianych dynastii, XX w. zaś to czas pożyczek z francuskiego. Wynika to z podróży szacha kadżarskiego Naser ad-Din do Europy, gdzie odwiedził wystawę światową w Paryżu w roku 1900 i zobaczył tam mnóstwo technologicznych innowacji, które sprowadził do Persji: silniki, rowery, kinematograf… Zachwycił go również balet. Kazał potem tłumaczyć na perski francuskie powieści i do dziś „roman” to jest powieść po persku. Nazwy krajów zachodnioeuropejskich też pochodzą z francuskiego. Polska to jednak Lahestan, nazwa znacznie starsza i pojawiająca się na piśmie na długo przed wiekiem pary i elektryczności.

Nazwy europejskich miesięcy też pochodzą z francuskiego, choć Irańczycy nigdy nie przyjęli kalendarza gregoriańskiego (służy jedynie do korelacji dat ze światem zewnętrznym) i nadal stosują swój kalendarz słoneczny z perskimi nazwami miesięcy. Do celów religijnych zaś muzułmański kalendarz księżycowy, z arabskimi nazwami miesięcy – erę też liczą od ucieczki Muhammada z Mekki. Początek roku to równonoc wiosenna, w 2024 r. wypadająca 20 marca, czyli Nowruz (Nou-ruz; dosł. „nowy dzień”). To najradośniejsze doroczne święto, tak religijne jak świeckie, obchodzone od około 4000 lat – ma swe korzenie w religii zaratusztriańskiej – na rozległym obszarze kulturowym znanym jako Wielki Iran (Iran, Tadżykistan, Afganistan, i tereny zamieszkałe przez Kurdów w Iraku, Syrii i Turcji). Celebrują je zarówno zaratusztrianie, jak muzułmanie. Polak, uczestnicząc w rodzinnym świętowaniu Nowruzu, byłby zaskoczony, gdyż zasiadłby przy czymś do złudzenia przypominającym nasz wielkanocny stół, z pisankami, ozdobiony zieloną trawką (pszenicą).

Na przełomie XIX i XX w. wszyscy oglądali Europę francuskimi oczami, więc postawa szacha nie dziwi. Czy jednak dzisiejszy Iran, postrzegany powszechnie po rewolucji islamskiej jako bardzo zamknięty, wręcz odłączony od globalnego krwiobiegu, daje się głębiej zrozumieć, gdy się zna całą tę językową historię?

Zapewne, aczkolwiek dla mnie bardzo pomocne w rozumieniu współczesnego Iranu jest to, że urodziłam się i dorastałam w PRL. Tak jak my wtedy nie byliśmy w ogóle komunistami i przykro było nam słuchać takich uwag, tak i oni dziś nie są powszechnie jakimiś religijnymi szowinistami. Co innego ludzie, co innego ustrój i władze. Moje wrażenie jest takie, że dzisiejsi Irańczycy wcale nie są szczęśliwi z bycia obywatelami Republiki Islamskiej. To są ciepli, otwarci ludzie… Gdyby ktoś dziś pojechał do Iranu, na pewno spotkałby się z gościnnością wprost nachalną, której ciężko odmówić. Do kolejnej rewolucji jednak raczej nie dojdzie, bo oni wiedzą, że trzeba mieć jakaś alternatywę i pomysł na przyszłość. Co bowiem z tego, że obalimy ajatollahów? Czy sprowadzimy z USA syna Muhhamada Rezy Pahlawiego? Mówią: „odrestaurować monarchię byłoby może i dobrze, ale jak on tu przyjdzie, to nas uzależni od Ameryki, a my tego nie chcemy”. To jest wielki kraj, w bardzo istotnym strategicznie miejscu, znajdujący się w absolutnie rozpaczliwym położeniu.

Zakończmy może zapożyczeniami z perskiego w polszczyźnie. Są jakieś? Skąd się wzięły?

O najstarszych językowych stosunkach słowiańsko-irańskich napisał kiedyś znakomitą monografię Józef Reczek, polecam i odsyłam. W kwestiach nowszej daty zawsze między nami a Persami funkcjonowali pośrednicy. Jak nie kupcy ormiańscy (Sefer Muratowicz), to Turcy. Od XIX stulecia słowa perskie przybywały do nas drogą europejską – głównie poprzez język francuski. Słowa zatem takie, jak: szach, bazar, papucie (w wariancie arabskim, bez litery p znane jako „babusze” – bambosze), arbuz, bakszysz, karmazyn, majdan są zapożyczone z perskiego, ale nie bezpośrednio.

A skąd się wzięło „perskie oko”?

Ono w ogóle nie jest perskie. Jest to zapożyczenie semantyczne z… francuskiego, które pojawiło się w polszczyźnie 100 lat temu dzięki Julianowi Tuwimowi. On pisał teksty kabaretowe dla teatrzyku „Perskie oko”, korzystając z francuskich kupletów. A zatem chodziło nie o perskie, a o przenikliwe, po francusku „perçant”. Tuwim wydał w 1950 r. napisany jeszcze przed wojną tomik „Pegaz dęba, czyli panopticum poetyckie” i tam właśnie była przytoczona pewna francuska anegdota zbudowana jako zestaw homonimów. Typu: afgańskie miasto Herat po francusku brzmi jak szczur (rat – h jest nieme po francusku), a z kolei szach niemal jak kot (chat, z t niemym na końcu) itd. Tuwim te francuskie gry słów do kupletów kabaretowych starał się przełożyć na polski, aby były równie śmieszne. Tak powstało: „szach ma perskie oko” jako tłumaczenie dla „kot ma oko przenikliwe”.

Czytaj więcej

Dziś wielkie kino musi boleć

A perskie koty?

Niestety, też nie są do końca perskie, tylko wschodnie, orientalne, szczególnie angorskie, a Angora to inaczej Ankara. Są to zatem koty tureckie, jednak lepiej brzmiało, żeby były perskie. Zachodnie zauroczenie tzw. kotami perskimi nie jest nowe. Zwierzęta te zostały po raz pierwszy sprowadzone do Anglii na początku XIX wieku z Francji. W tamtym czasie Anglicy nazywali je „francuskimi kotami”. Z licznych świadectw życia Paryża połowy XVIII wieku wynika, że koty te pod różnymi nazwami były modne w zamożnych domach, gdzie zajmowały zdecydowanie uprzywilejowaną pozycję nie tylko w porównaniu z innymi kotami, ale nawet w porównaniu z innymi domownikami. Inicjatorem tej mody i jej najzagorzalszym wyznawcą był Nicolas Claude Fabri de Peiresc (1580–1637), doradca parlamentu Aix-en-Provence. Ten niezwykły człowiek, zapalony kolekcjoner, poświęcił swój majątek na zdobywanie rzadkich egzotycznych roślin i zwierząt, wśród których są koty długowłose; zamawiał je w Damaszku. Europejskie imiona kotów długowłosych – angorskie, perskie, czasem rosyjskie, damasceńskie, himalajskie, indyjskie, chińskie – są tak różnorodne, że można się zastanawiać, czy odpowiadają one rzeczywistemu pochodzeniu geograficznemu, czy też są jedynie wymysłami mającymi na celu podniesienie wartości tych zwierząt poprzez podkreślenie ich egzotycznego lub tajemniczego charakteru.

Dr hab. Kinga Paraskiewicz

Profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dyrektor tamtejszego Instytutu Orientalistyki i kierownik Zakładu Iranistyki, językoznawczyni specjalizująca się w językach i literaturze starożytnego Iranu (Awesta, inskrypcje staroperskie, literatura zoroastryjska). Znawczyni współczesnego języka perskiego, jego etymologii, leksykologii i leksykografii, onomastyki, dialektologii. Miłośniczka kotów nie tylko perskich.

Plus Minus: „W dalekiej Persji, cudnej krainie, która z dywanów stubarwnych słynie…” – tak się zaczynała moja ulubiona bajka-grajka. Zostało oczarowanie, z którym nigdy nic nie zrobiłam. A dlaczego pani wybrała perski spośród tylu innych możliwości?

Może nie tak dawne kierowały mną wrażenia, muszę jednak cofnąć się aż do roku 1981, kiedy rozpoczęłam naukę w VI LO im. Adama Mickiewicza w Krakowie. Było to liceum językowe. Znałam już wtedy rosyjski i niemiecki, więc wybrałam klasę z poszerzonym programem języka angielskiego. Gdy byłam w trzeciej klasie, na zajęcia przyszły przedstawicielki UNESCO z kolorowymi magazynami, tak innymi od otaczającej nas wówczas szarej rzeczywistości lat stanu wojennego. Nie zadawaliśmy sobie wtedy pytania, kim będziemy w przyszłości, zwłaszcza że teraźniejszość była niepewna. W numerze, który trafił do moich rąk, był artykuł o Awicennie i jego największym dziele „Kanon medycyny”. Spytałam, kim był ów Awicenna, oraz co to za język – artykuł był ilustrowany fotografiami stron jego pism, a na nich niezrozumiałe „robaki”. Dowiedziałam się wtedy, że w Krakowie można studiować te i inne dziwne „robaki” oraz zapisane nimi języki orientalne: arabski, perski, turecki… i tłumaczyć z jednego na drugi. Wtedy zabłysła mi w głowie myśl, że to by było coś dla mnie.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi