Kobiety potrzebują innych bohaterek w serialach. Nie chodzi tylko o Trinity z Matrixa

Czas pożegnać „silną kobietę”. Niewątpliwie odegrała ona swoją rolę, udowadniając, że kobieca postać nie musi stanowić jedynie dodatku do fabuły. Każdy bohater musi jednak po wypełnieniu misji opuścić miasto.

Publikacja: 08.03.2024 10:00

W serialu „Wielka woda” z 2022 r. walcząca z arogancją i niekompetencją swoich przełożonych kobieta

W serialu „Wielka woda” z 2022 r. walcząca z arogancją i niekompetencją swoich przełożonych kobieta (Agnieszka Żulewska) stara się pomóc tam, gdzie zawiodło państwo

Foto: Netflix

W filmie „Kobiety i XX wiek” (2016) Mike Mills oddał hołd kobietom, które pomogły mu przejść przez burzliwą końcówkę lat 70. Dorastanie w epoce głębokiego kryzysu stało się dla wrażliwego chłopaka znośne tylko dzięki towarzystwu nieprzeciętnych osobowości – matki, starszej siostry i grona przyjaciółek. Kilka dekad później w geście wdzięczności odwzorował je na ekranie, rozpisując postaci trzech kobiet, w których losach odbijają się najważniejsze napięcia społeczne tamtych czasów – walkę o dostrzeżenie pracy reprodukcyjnej, wysiłki na rzecz włączenia kobiet do instytucji kultury i władzy oraz rewolucję seksualną.

Czytaj więcej

Feminizm na zakręcie. Czy bojowniczki o prawa kobiet muszą wszędzie widzieć wrogów?

Ciekawe, czy za 100 lat ktoś pokusi się o reżyserię filmu „Kobiety i XXI wiek”. Niewykluczone, ale na razie współczesna kobieta szybciej niż w kinie odnajdzie swoje zwierciadło na Netfliksie. Dane zgromadzone przez dr Marthę M. Lauzen jasno pokazują, że w ostatnich latach to serial zyskał status „progresywnego” medium, które aktywnie wdraża standardy reprezentacji. Procentowy udział kobiecych postaci w serialach dostępnych na platformach streamingowych jest dziś znacząco zbliżony do odsetka kobiet w amerykańskiej populacji, czego zdecydowanie nie można powiedzieć o filmie. Serwisom VOD zdaje się zależeć na parytetach płci bardziej niż hollywoodzkim gigantom, choć to tych drugich obowiązują dziś przecież polityki równościowe Akademii Filmowej.

Gra o Tron” i „House of Cards” udowodniły, że kobiety w serialach można portretować inaczej

Jeszcze dziesięć lat temu Tasha Robinson, redaktorka serwisu The Dissolve, ubolewała nad tzw. syndromem Trinity, dotykającym wszystkie kobiece postaci z potencjałem. Trinity (Carrie-Anne Moss), bohaterka serii Matrix, miała wszystko, by stać się samodzielną protagonistką. Była inteligentna, zdeterminowana, zdolna. Mimo to jej przeznaczeniem było zakochać się w Wybrańcu i stać wiernie u jego boku, a w zasadzie krok za nim. Ta sama choroba przez długi czas toczyła rzeszę obiecujących bohaterek. Pracowite i błyskotliwe dziewczyny, jak Księżniczka Leia (Carrie Fisher) z uniwersum Gwiezdnych Wojen czy Hermiona Granger (Emma Watson) z serii o Harrym Potterze, były w finałowej rozgrywce ratowane przez swoich mniej kompetentnych kolegów.

Królowa Elżbieta (Imelda Staunton) w „The Crown” krzywdzi bliskich i bywa okrutna, potrafi jednak po

Królowa Elżbieta (Imelda Staunton) w „The Crown” krzywdzi bliskich i bywa okrutna, potrafi jednak podejmować trudne decyzje

Netflix

W czasie gdy Robinson publikowała swój tekst, coś zaczęło się jednak zmieniać, a w awangardzie nowego trendu znalazł się serial. Kolejne nagrody trafiały w ręce twórców „Gry o tron” i „House of Cards” traktujących o brutalnej walce o władzę. I okazało się, że na placu boju nie brakuje kobiet. Daenerys Targaryen (Emilia Clarke), Cersei Lannister (Lena Headey) czy Claire Underwood (Robin Wright) były równie skuteczne, cyniczne, a nieraz nawet tak samo bezwzględne jak ich ekranowi partnerzy. Chwilę później tryumfy zaczął święcić serial nie z jedną, nie z dwoma, ale z całą obsadą silnych bohaterek. „Orange Is the New Black”, opowiadający o przejściach grupy więźniarek, opisywany był jako absolutna rewolucja w przemyśle rozrywkowym. Jego bohaterki nie miały być ani miłe, ani sympatyczne. Sporej części naprawdę nie dało się lubić. I za to je pokochaliśmy.

Dekadę później „silna kobieca postać” jest już oddzielną kategorią na Netfliksie. Jest ich zresztą tak dużo, że dostawca podsuwa mi coraz bardziej precyzyjne zapytania: „azjatyckie seriale z silną postacią kobiecą”, a nawet „filmy romantyczne z silną postacią kobiecą”. Na najmłodszych czeka zakładka „Girl Power”. Czyżbyśmy wyleczyły się z opisywanej przez Robinson przypadłości? Gdyby do stworzenia postaci Trinity wzięli się współcześni scenarzyści uzbrojeni w nowoczesne standardy reprezentacji, zapewne byłaby ostatecznie kimś więcej niż ozdobą dla Neo. Z dużą dozą prawdopodobieństwa dostałaby też własny sequel. Niestety, przy okazji nabawiłaby się też pewnie tego, co Andrew Furstenberg określił na łamach bloga Cinema Faith „syndromem Supermana”.

Czytaj więcej

Księżniczka Charlotte wyprzedza brata w wyścigu po koronę. To pierwsza taka sytuacja w historii

Obdarzony nadludzkimi mocami Superman jest istotą doskonałą. Mówi i robi to, co wypada. Postępuje zawsze właściwie i szlachetnie. I ta perfekcja sprawia, że trudno się z nim utożsamić. Podobnie jak z Kapitan Marvel i całym szwadronem superbohaterek zamkniętych w swojej pułapce nierealistycznie wysokich standardów. Pozbawione historii, charakteru i wad nie mają do zaoferowania wiele poza swoją siłą, którą muszą zresztą nieustannie potwierdzać w zużytych już nieco scenach walk, pościgów i pojedynków. O ileż ciekawsze, a przede wszystkim bliższe nam mogłyby się stać, gdyby choć na chwilę opuściły gardę.

Wonder Woman to ucieleśnienie męskiej fantazji. Ale prawdziwą liderkę na czas kryzysu pokazał "The Crown"

Wydawać by się mogło, że superbohaterki – niezależne, sprawcze, dzierżące realną władzę, to spełnienie feministycznych fantazji. Spójrzmy na Wonder Woman – to przecież członkini plemienia Amazonek, córka Hippolity, nieustraszona wojowniczka. Problem w tym, że to bohaterka zrodzona z męskiej fantazji o kobiecie, która bierze na siebie odpowiedzialność za ludzkość, będąc jednocześnie ucieleśnieniem fizycznego piękna i delikatności. Jej twórca, William Moulton Marston, wprost mówił o tym, że zaprojektował ją jako nowy typ kobiety, która miałaby rządzić światem. Opisywał ją jako istotę posiadającą siłę i moc Supermana, a jednocześnie uległą, czułą i atrakcyjną. Całkiem sporo wymagań jak na jedną osobę.

Phoebe Waller-Bridge, która stworzyła i zagrała w serialu „Fleabag”, stanowi doskonałą zapowiedź teg

Phoebe Waller-Bridge, która stworzyła i zagrała w serialu „Fleabag”, stanowi doskonałą zapowiedź tego, kim współczesna bohaterka miałaby być. Antypatyczna, unikająca odpowiedzialności, zagubiona w relacjach. Ale przy tym zabawna i charyzmatyczna

BBC/Amazon

Być może więc poszukując źródeł problemów z autentycznością współczesnych postaci „silnych kobiet”, i tu należałoby zwrócić się w kierunku kwestii autorstwa. Zaledwie 18 proc. produkcji zrealizowanych dla serwisów streamingowych zostało w latach 2022–2023 wyreżyserowanych przez kobiety, co stanowi drastyczny spadek w porównaniu z poprzedzającym okresem. Przy 95 proc. projektów nie pracowała ani jedna operatorka. Montażystki i scenarzystki również znalazły się w mniejszości. Wygląda na to, że serialowe reprezentacje płci żeńskiej, choć liczne, stanowią jedynie w niewielkim stopniu wyobrażenia kobiet o nas samych.

Czytaj więcej

Życzenia na Dzień Kobiet. Niech polityczki zajmą się prawdziwymi problemami kobiet

Jednym z najczęściej powtarzanych frazesów o relacjach damsko-męskich jest ten, że mężczyźni boją się silnych kobiet. Patrząc na ofertę platform VOD, wydaje się, że są nimi jednak co najmniej zafascynowani. W myśl staropolskiego „Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”, bohaterki z małego ekranu idą tam, gdzie inni zawalili. Niesłabnącą popularnością cieszy się więc „The Crown”, serial opowiadający o życiu najdłużej panującej brytyjskiej monarchini. Serialowa Elżbieta jest niejednoznaczna – krzywdzi bliskich i bywa okrutna, przy czym potrafi podejmować trudne decyzje i brać na siebie ich konsekwencje. Choć przykładów nie trzeba przecież szukać tak daleko. Na rodzimym gruncie pojawił się niedawno obraz „Wielka woda”, gdzie walcząca z arogancją i niekompetencją swoich przełożonych kobieta stara się pomóc tam, gdzie zawiodło państwo.

W tym instynktownym poszukiwaniu liderki na trudne czasy nie ma jednak nic nadzwyczajnego. Wyniki badań opublikowanych pod koniec 2020 roku na łamach „Harvard Business Review” wskazują, że kobiety są statystycznie lepszymi liderkami w okresach kryzysu. Państwa i stany, na czele których stały panie, prowadziły skuteczniejszą politykę walki ze skutkami pandemii Covid-19. Często trafniej przewidywały długotrwałe konsekwencje załamania gospodarczego, uwzględniając w swoich planach cały przekrój społeczny. Może rację miał więc Marston widzący w roli globalnej przywódczyni księżniczkę Amazonek.

Daenerys Targaryen (Emilia Clarke) z „Gry o tron” była równie skuteczna, cyniczna i bezwzględna jak

Daenerys Targaryen (Emilia Clarke) z „Gry o tron” była równie skuteczna, cyniczna i bezwzględna jak jej ekranowi partnerzy

Helen Sloan/HBO/BEW

Maeve Wiley ma rację: najbardziej interesujące są „skomplikowane kobiece postaci”

Z twórcą Wonder Woman nie zgodziłaby się zapewne Brit Marling, aktorka i autorka głośnego tekstu opublikowanego w „The New York Times” zatytułowanego „I Don’t Want to Be the Strong Female Lead” („Nie chcę grać silnej kobiety”). Marling była rozczarowana tym, jak wąski jest zakres tego, co miałoby kryć się pod pojęciem „kobiecej siły”. Była ona bowiem najczęściej sprowadzana do sprawności fizycznej i umiejętności chłodnej kalkulacji. Dlatego aktorka postanowiła publicznie sprzeciwić się powierzchownemu rozumieniu siły jako przemocy, dominacji i podboju, a także sprowadzaniu kobiecości do odgrywania męskich fantazji. Ponieważ to, co naprawdę mamy na myśli, gdy mówimy, że chcemy silnych kobiecych ról, to: „Daj mi mężczyznę, ale w ciele kobiety, którą nadal chciałbym oglądać nago”.

Być może dlatego wciąż jedną z najlepiej skonstruowanych ról kobiecych jest Ellen Ripley (Sigourney Weaver) z filmu „Obcy – ósmy pasażer Nostromo” Ridleya Scotta z 1979 r. Była w końcu pisana z myślą o mężczyźnie. Typową kliszą stosowaną w tworzeniu ról żeńskich jest budowanie ich przede wszystkim w oparciu o relacje z mężczyznami. Ripley unika tej pułapki, bo jako nie-kobietę miały określać ją głównie indywidualne cechy i umiejętności oraz decyzje, jakie podejmuje. Dlatego możliwe stało się stworzenie bohaterki wymykającej się sztywnym normom ówczesnych praktyk scenariopisarskich. To wciąż jednak tylko wyjątek. Kobiece postaci w głównym nurcie zyskały już co prawda niezależność, ale kiedy zyskają osobowość?

Dziś Trinity (Carrie-Anne Moss) z „Matrixa” doczekałaby się własnego filmu, ale ćwierć wieku temu mo

Dziś Trinity (Carrie-Anne Moss) z „Matrixa” doczekałaby się własnego filmu, ale ćwierć wieku temu mogła tylko stać u boku Wybrańca

Pictorial Press Ltd / Alamy Stock Photo/BEW

Potrzebę pogłębienia kobiecych charakterów na ekranie zgłaszają nawet... one same. Maeve Wiley (Emma Mackey), bohaterka popularnego serialu „Sex Education”, już w drugim odcinku zdradza, że tym, co interesuje ją najbardziej, są „skomplikowane kobiece postaci”. I chociaż Maeve wciąż uczy się jeszcze w szkole średniej, jej przekonania o tym, czego tak naprawdę brakuje w kulturze popularnej, są bliższe prawdy niż wyobrażenia dysponujących ogromnymi zasobami wytwórni. Jej postać odzwierciedla oczekiwania dużej części żeńskiej widowni, a jednocześnie sama staje się odpowiedzią na postulat o dowartościowanie kobiet już na poziomie scenariusza. „Sex Education” nie jest pozbawiony wad typowych dla serialu skierowanego do nastolatków, ale przynajmniej próbuje ukazać Maeve jako osobę zmagającą się z pewnym napięciem wewnętrznym.

Twórczynie seriali starają się dziś szukać odbicia od figury żelaznej heroiny na rzecz bardziej wielowymiarowych postaci – stąd widoczny od kilku lat trend niemal nadmiernego podkreślania wad i ułomności protagonistek. Prym wiedzie tu nagrodzony Złotym Globem serial Phoebe Waller-Bridge „Współczesna dziewczyna”. Oryginalny tytuł, „Fleabag”, stanowi doskonałą zapowiedź tego, kim „współczesna dziewczyna” miałaby być. Fleabag to nikt inny jak wszarz, niechluj, brudas, krótko mówiąc – osoba, której naprawdę nie chcielibyśmy spotkać. Taka jest bohaterka Waller-Bridge – antypatyczna, unikająca odpowiedzialności, absolutnie zagubiona w relacjach międzyludzkich i niewyciągająca żadnych wniosków z popełnionych błędów. Ale przy tym nadzwyczaj zabawna i charyzmatyczna.

Twórca postaci Wonder Woman wprost mówił, że zaprojektował ją jako nowy typ kobiety, która miałaby r

Twórca postaci Wonder Woman wprost mówił, że zaprojektował ją jako nowy typ kobiety, która miałaby rządzić światem, żeńskiego Supermana

Warner Bros

Męscy protagoniści porzucili czarno-białe wizerunki wraz ze zmierzchem klasycznego westernu. Najwyższa pora, żebyśmy i my pożegnały „silną kobietę”. Niewątpliwie odegrała ona swoją rolę, udowadniając, że kobieca postać nie musi stanowić jedynie dodatku do fabuły. Każdy bohater musi jednak po wypełnieniu misji opuścić miasto. Jest zwyczajnie zbyt idealny na naszą codzienność. Dajmy więc już spokój niezmordowanym heroinom i popatrzmy na siebie w całej naszej złożoności. Za Maeve Wiley powtarzam więc postulat o więcej niejednoznacznych bohaterek w mainstreamie – takich, jak kobiety, które codziennie spotykam na swojej drodze. I myślę sobie, że to dopiero byłoby równouprawnienie na ekranie – zobaczyć na nim nie kobiety niosące z uśmiechem ciężar świata na swoich barkach, a takie, którym stanowczo daleko do ideału.

W filmie „Kobiety i XX wiek” (2016) Mike Mills oddał hołd kobietom, które pomogły mu przejść przez burzliwą końcówkę lat 70. Dorastanie w epoce głębokiego kryzysu stało się dla wrażliwego chłopaka znośne tylko dzięki towarzystwu nieprzeciętnych osobowości – matki, starszej siostry i grona przyjaciółek. Kilka dekad później w geście wdzięczności odwzorował je na ekranie, rozpisując postaci trzech kobiet, w których losach odbijają się najważniejsze napięcia społeczne tamtych czasów – walkę o dostrzeżenie pracy reprodukcyjnej, wysiłki na rzecz włączenia kobiet do instytucji kultury i władzy oraz rewolucję seksualną.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku