Paryskie getto

Francuskie problemy z imigracją powinny być przestrogą dla Unii Europejskiej. Inspirację do tego, jak integrować przybyszów, warto za to czerpać nad Tamizą.

Publikacja: 19.01.2024 17:00

Miasteczko namiotowe imigrantów przed siedzibą Rady Stanu w Paryżu, grudzień 2022 r.

Miasteczko namiotowe imigrantów przed siedzibą Rady Stanu w Paryżu, grudzień 2022 r.

Foto: Villette Pierrick/ABACA/Abaca/East News

Wiele zostało napisane o Paryżu, ale wydaje mi się, że ten oto cytat z Cata-Mackiewicza wyjątkowo ciekawie oddaje estetyczne doznania, jakie to miasto może wywołać u przyjezdnych: „Chodzi się po cudnych ulicach Paryża jak po artystycznie zaprojektowanym salonie. Szlachetność i prostota linii architektonicznych, odwaga wielkości, pieszczotliwość ornamentów – wyrobiony, wysubtelniony, szlachetny gust i smak we wszystkim”. Ta swoista paryska ekstaza kończy się jednak wraz z przekroczeniem granic pewnych mniej turystycznych, a jednak wcale niedalekich, dzielnic stolicy Francji. Właśnie tam, a nie w reprezentacyjnych częściach Miasta Świateł, boleśnie krzyczą do nas największe współczesne problemy Francji i Europy. Problemy te dotyczą imigracji i koncentrują się wokół takich wątków jak kontrola granic i integracja imigrantów.

Czytaj więcej

Odpychająca Europa. Niechęć do przyjmowania imigrantów ponad podziałami

Tych dzielnic unikaj

Otóż kierując się lekko na północ od Gare du Nord, spacerując po osi stacji metra La Chapelle, Stalingrad (skandaliczna, swoją drogą, nazwa), Jaurès i dalej w stronę La Villete, człowiek magicznie przenosi się z perełkowego, zamożnego Paryża w prawdziwe siedlisko nędzy i cierpienia. Okolice te są wypełnione po brzegi bezdomnymi imigrantami. Są to w przytłaczającej większości młodzi mężczyźni, koczujący przy stacjach metra i smętnie szlajający się po okolicach. Są wśród nich jednak również i kobiety, i dzieci, i starcy, a całe to wynędzniałe towarzystwo w setkach, tysiącach urzęduje w skandalicznych warunkach, w namiotach, pod mostami Paryża. Rzecz jasna o wszelkich medycznych czy higienicznych standardach można w tych obozowiskach jedynie pomarzyć.

Status prawny tych osób jest nieokreślony. Niewiele z nich również włada językiem francuskim. Nic dziwnego zatem, że szerzą się wśród nich choroby i wyrośnięta z bezrobocia przestępczość.

Smutny ów proceder funkcjonuje od lat prawie dziesięciu, a dokładnie od jesieni 2016 roku, kiedy to rozebrano słynną „Dżunglę” w Calais. Obozowiska w Paryżu stały się odtąd jednym z głównych ośrodków imigrantów we Francji na ich wielkim szlaku ku lepszej przyszłości w Europie. Afganistan, Syria, Tunezja – oto skąd często pochodzą mieszkańcy tych obozowisk. Niektórzy wędrują dalej, na północ, próbując dostać się przez kanał La Manche do Wielkiej Brytanii; inni, często bezskutecznie i długo, ubiegają się o azyl w samej Francji. Są to obozy o składzie rotacyjnym. Obozowicze paryscy stale przychodzą i odchodzą. Niemniej ich liczba utrzymuje się w kilku tysiącach, a ostatnio tylko się zwiększa, wraz z kolejnym wielkim napływem nielegalnych imigrantów ku Europie przez Włochy. Jest to zatem nie tylko norma, ale także trend wzrastający...

Spacery po Paryżu skłaniają również i do niepokojących obserwacji na temat imigracji legalnej. Gołym okiem widoczne są głębokie różnice etniczne i rasowe. Wydaje się, że skala dobrobytu i porządku społecznego zmniejsza się stopniowo wraz z przekroczeniem granic dzielnic Paryża zamieszkanych o odpowiednio większe proporcje niebiałych imigrantów. 18. i wyżej opisana 19. dzielnica Paryża są najbiedniejszymi, najniebezpieczniejszymi i zarazem najbardziej imigranckimi okolicami stolicy Francji. Spontaniczne te wnioski można łatwo poprzeć danymi z ZipParis: podczas gdy w 19. średnia płaca za godzinę wynosi 15 euro, w najzamożniejszej i przede wszystkim białej paryskiej 7. dzielnicy stanowi ona 34 euro. W tejże niecałe 8 proc. mieszkańców żyje na relatywnej granicy ubóstwa, a tylko 7 proc. nie posiada zatrudnienia. W 19. dzielnicy tymczasem co czwarty mieszkaniec żyje na skraju ubóstwa, a 15 proc. jej ludności jest bezrobotnych.

Warto zauważyć, że te drastyczne różnice dotyczą malutkiego administracyjnie i naturalnie elitarnego Paryża. Sama Warszawa powierzchniowo jest pięciokrotnie większa od stolicy Francji! Jak zatem jeszcze bardziej przerażałoby porównanie bogatszych dzielnic Paryża z jego co niektórymi przedmieściami, słynnymi „banlieues”, gdzie mieszka znacząca większość ogromnej metropolii paryskiej. W takich miejscach jak Seine Saint-Denis, pośród morza wielkiej płyty, skrajnego ubóstwa, bezrobocia, braku perspektyw i istotnie znacznej przestępczości, poupychali sobie Francuzi masy imigrantów z Maghrebu i Afryki Zachodniej. Tam właśnie potrafił znaleźć podatny grunt na swe idee ekstremizm islamski, o którego zbrodniczych wyczynach we Francji świat cały nieraz głośno usłyszał. Trudno nie sądzić, że państwo francuskie jest w dużej mierze odpowiedzialne za te patologie.

Wzory zza kanału

Rozmawiając o modelach polityki integracji imigrantów, często jako dwa różne rozwiązania stawia się modele francuski i brytyjski. Francuski – asymilacyjny. Brytyjski – wielokulturowy. Otóż we Francji z tradycji republikańskich wyrosła koncepcja obywatelstwa wykluczająca etniczność. Według tejże koncepcji posiadacz obywatelstwa francuskiego nie może posiadać narodowości innej niż francuska, a co za tym idzie, musi też uznać i przyjąć wartości republikańskie takie jak laickość. Tymczasem koncepcja brytyjska zakłada istotność i wartość mniejszości etnicznych funkcjonujących we wspólnocie. Wielokulturowość zatem jest nie tylko ważnym elementem brytyjskiego społeczeństwa, ale i zjawiskiem przez państwo brytyjskie otwarcie wspieranym. Model ten być może wywodzi się z praktyk kolonialnych imperium brytyjskiego, gdzie stopniowo wspierano emancypację lokalnych ludności, angażując je w zarządzanie liberalizującymi się koloniami. Tak czy inaczej różnica między oboma modelami jest zasadnicza. Koncepcja francuska może prowadzić do pewnego wykluczenia ze wspólnoty mniejszości etnicznych, brytyjska tymczasem do wynaradawiana obywateli Zjednoczonego Królestwa. Tyle z teorii.

Lata praktyki i rozmaitych zdarzeń na pewno wpłynęły na politykę integracji imigrantów obu państw, które mniej lub bardziej ewoluowały od swych różnych modeli. Warto jednak przyjrzeć się skali integracji imigrantów obu tych krajów i dokonać pewnego porównania. Dane OECD mówią, że stopy bezrobocia i zatrudnienia imigrantów oraz rodowitych Brytyjczyków są praktycznie te same, podobnie stopień aktywności zawodowej. We Francji tymczasem zatrudnienie i aktywność zawodowa są zauważalnie niższe wśród imigrantów niż rodowitych Francuzów. Podczas gdy stopa bezrobocia wśród imigrantów we Francji wynosi 12 proc., to wśród rodowitych Francuzów jedynie 7 proc. Czyli 5 pkt proc. różnicy, prawie dwukrotność! W Wielkiej Brytanii różnica ta jest mniejsza niż 1 pkt proc.

Spójrzmy dalej. Wiele dzisiaj mówi się w świecie biznesu i nie tylko o ESG (od environmental, social, governance; czynniki środowiskowe, społeczne, korporacyjne, na podstawie których ocenia się firmy czy organizacje). We Francji, według „Le Monde”, jedynie 4,2 proc. funkcji w zarządach 120 największych francuskich firm piastują osoby wywodzące się z mniejszości etnicznych. W Wielkiej Brytanii w stu największych firmach ten wskaźnik wynosi 16 proc., a jeśli wziąć pod uwagę 250 największych – 10 proc. Potężna różnica!

Kolejnym ciekawym wskaźnikiem jest stopień zaangażowania politycznego mniejszości, a więc obywatelski udział we wspólnocie narodowej, w owym szlachetnym dziele uczestnictwa w sprawach państwa. We francuskim Zgromadzeniu Narodowym zasiada obecnie 32 deputowanych z mniejszości etnicznych, co stanowi 5,8 proc. całego składu niższej izby parlamentu. Jest to również o trzech deputowanych mniej niż w poprzedniej kadencji. W brytyjskiej Izbie Gmin tymczasem zasiada 66 takich parlamentarzystów, co wynosi dokładnie 10 proc. całego składu. Ich liczba powiększyła się o 13 w porównaniu z poprzednią kadencją.

Wisienką na torcie tych jakże dla Francuzów smutnych porównań niech będzie fakt, że obecnie premierem Wielkiej Brytanii jest Rishi Sunak, z pochodzenia Hindus, a burmistrzem Londynu Sadiq Khan, praktykujący muzułmanin pochodzenia pakistańskiego. Na dobitkę, podczas gdy pierwszy jest przedstawicielem Partii Konserwatywnej, ten drugi wywodzi się z opozycyjnej socjalistycznej Partii Pracy. Różnorodność i integracja zaprawdę par excellence! Oczywiście, nie sposób znaleźć podobnych im przykładów we francuskiej polityce i historycznej, i tej współczesnej…

Rzecz jasna Wielka Brytania ma również i swoje problemy. Imigracja była jednym z kluczowych tematów podchwytywanych przez orędowników brexitu. W Londynie różnie bywa z bezpieczeństwem; dużą plagą były ataki nożowników. Różnice ekonomiczne nad Tamizą są także spore. Istotną kwestią również jest to, skąd ci imigranci pochodzą. W Wielkiej Brytanii sporo jest np. Hindusów. Są oni wyjątkowo pracowitym, przedsiębiorczym i zdolnym narodem. Nie bez kozery Google’em, Microsoftem czy IBM kierują Hindusi...

Niemniej Wielka Brytania na tle Francji ewidentnie potrafi swych imigrantów odpowiednio integrować i zachęcać do aktywnego uczestnictwa we wspólnocie, zarówno w wymiarze ekonomicznym, jak i politycznym. Ma to swoje potwierdzenie w liczbach. Dodam do tego, że londyńska ulica sprawia również wrażenie nie tylko mniej niepokojące niż ta paryska, ale i wręcz budujące. Odpowiednik zapewne paryskiej 19., Brixton, jest istotnie dzielnicą biedną, imigrancką i stosunkowo niebezpieczną. Czy aż tak jednak? Pełno tam także i modnych klubów oraz lokali, gdzie kosmopolityczna młodzież Londynu lubi spędzać czas. W innych imigranckich okolicach, jak Whitechapel, dominują nie bezrobocie i bezdomność, ale ciągła praca oraz kwitnące handel i przedsiębiorczość – Pakistańczyków, Erytrejczyków, Libańczyków...

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Sztuczna inteligencja i czarny t-shirt

Ile się zmieniło od 2015 r.

Francuskie bolączki z nielegalną imigracją i z integracją imigrantów stanowią zaś nie tylko przestrogę dla Europy, ale też jej żywy problem. Zamożny Stary Kontynent leży akurat tuż obok Bliskiego Wschodu, z jego destrukcyjnymi konfliktami, oraz ubogiej i niestabilnej Afryki, gdzie niespotykany boom demograficzny generuje całe masy młodych, żądnych lepszego życia ludzi. Wielkie fale imigrantów z tamtych stron, sunące ku Europie, stały się już zaiste normą.

Wiele jednak zmieniło się także od niewinnej i idealistycznej polityki otwartych drzwi roku 2015. Oto żyjemy w czasach, w których socjalistyczny kanclerz Niemiec Olaf Scholz wprowadza rygorystyczne prawa imigracyjne. W Waszyngtonie prezydent Joe Biden, demokrata, uzyskał właśnie środki na dokończenie budowy muru na granicy z Meksykiem. U nas zaś niedawno w kampanii wyborczej Donald Tusk wypuszczał antyimigranckie spoty wyborcze. O tempora, o mores!

Unia również jednak się starzeje i potrzebuje imigrantów. Najwyższy czas zatem, aby Europa wypracowała kompleksową i długotrwałą politykę migracyjną, która pomogłaby wspólnie sprostać gigantycznym współczesnym wyzwaniom.

Czy Unia przyciągnie talenty

W trzech kluczowych kwestiach potrzeba pilnie rozwiązań.

Sprawa pierwsza: ochrona zewnętrznych granic unijnych. Nielegalni imigranci stali się dzisiaj narzędziem wojny hybrydowej. Sami się na tym dobrze poznaliśmy podczas naszych burzliwych doświadczeń na granicy z Białorusią i Łukaszenką. Niekontrolowany wjazd imigrantów powoduje również napięcia między państwami członkowskimi Unii. Ów przygnębiający proceder, którego ostatnio jesteśmy świadkami, a więc przywracanie kontroli granicznych między krajami Wspólnoty, bezpośrednio godzi w wielkie dobro ogólnoeuropejskie: strefę Schengen.

Relokacja tymczasem jest oczywiście destrukcyjnym i konfliktogennym półśrodkiem. Mało zresztą praktycznym. Jeśli ci imigranci rzeczywiście wolą mieszkać w Paryżu czy Berlinie, to w końcu chyba z wizą unijną w paszporcie tam trafią? Wreszcie, przyzwolenie na niekontrolowaną nielegalną imigrację to dolewanie oliwy do ognia wszelkim antyunijnym siłom politycznym. Granice muszą być szczelne.

Utrzymanie, wzmocnienie i uszczelnienie zapory na granicy polsko-białoruskiej nie leży jedynie w polskim interesie narodowym, ale także niemieckim i szeroko pojętym unijnym. To właśnie głównie za Odrę, do Niemiec kierują się owi przez Łukaszenkę nam przerzucani imigranci. O ile jednak tutaj sprawa jest stosunkowo prosta, o tyle nie wybuduje się wielkiego muru na Morzu Śródziemnym, odgradzając wyspy włoskie od Libii i Tunezji. Potrzeba tutaj rozwiązań, które uderzałyby w szmuglerów i ich model biznesowy, oparty na wysokich szansach nielegalnej emigracji do Unii.

Uderzyć w nich można albo tam, skąd wypływają, albo już u brzegów unijnych. W pierwszym przypadku trzeba układów bilateralnych. Niewiele jednak dała umowa Giorgi Meloni z Tunezją. Całkiem mocny i ciekawy pomysł zgłosił podobno Radosław Sikorski: trzeba wysyłać ku portom Tunezji czy Libii unijne siły porządkowe, aby w zarodku dusiły wszelkie aktywności mafii szmuglerskich. Kto wie, może za sowitą opłatą owe państwa zgodzą się na takie godzące w ich suwerenność układy?

Jeśli chodzi o rozwiązanie problemu u brzegów Unii, to eksperymentuje się teraz z ciekawym pomysłem stanowiącym alternatywę dla wysyłania marynarki wojennej na pontony z imigrantami. Chodzi o swoisty outsourcing. Przyjezdnych nielegalnych imigrantów wysyła się do ośrodków w innych krajach, gdzie ich sprawy azylowe mają być procesowane. Meloni teraz właśnie zawarła taką umowę z Albanią, Wielka Brytania zaś jeszcze za gabinetu Johnsona zaczęła outsourcować imigrantów do Rwandy. Rozwiązanie to budzi jednak wątpliwości natury prawnej, o czym brytyjski Sąd Najwyższy właśnie ostatecznie poinformował rząd torysów. Ponadto dotychczasowa praktyka dotyczyła małych liczb imigrantów. A tu właśnie szerokiej skali potrzeba! Którykolwiek z tych kierunków obierze Unia (może i kilka), musi być to rozwiązanie konkretne, kompleksowe i stanowcze.

Czytaj więcej

„Wróg: Koniec niebiańskich dni

Sprawa kolejna: polityka selekcji imigrantów. Europa szybko się starzeje, dziura demograficzna wciąż się powiększa. Sama nasza Polska jest czwarta od dołu w Unii Europejskiej, jeśli chodzi o średnią liczbę urodzeń na kobietę – 1,33. Najwyżej w tym rankingu znajduje się Francja z 1,88. Tymczasem przeciętna kobieta w Nigerii w 2020 roku średnio urodziła 5,31 dziecka. Dla dobra utrzymania i rozwinięcia konkurencyjności unijnych gospodarek istotnie potrzeba niemało imigrantów. Należy ich jednak odpowiednio dobierać pod kątem potrzeb rynkowych, a także i ambicji unijnych. W kwestii pierwszej ważna jest tutaj bliska i ciągła komunikacja oraz współpraca z biznesem i badaczami rynkowymi. Państwa członkowskie i sama Unia powinny wychodzić naprzeciw ich potrzebom i rekomendacjom, egzekwując politykę migracyjną. W kwestii drugiej nie będzie łatwo. Śmiem sądzić, że Unia wcale nie wypada tak atrakcyjnie na tle Wielkiej Brytanii (a zwłaszcza Londynu) oraz Stanów Zjednoczonych, jeśli chodzi o przyciąganie talentów. Potrzeba tutaj ambitnych celów i czynów. Niemniej imigranci wpuszczani do Unii powinni spełniać elastycznie definiowane kryteria, mające na względzie przede wszystkim zmienne potrzeby rynków oraz ambitne cele konkurencyjne Unii.

Wreszcie sprawa trzecia: polityka integracji. Wyżej opisane przykre zjawiska występujące we Francji powinny być przestrogą dla Europy. Spychanie mas imigrantów na margines życia wspólnoty ewidentnie prowadzi do rozmaitych niekorzystnych i często niebezpiecznych konsekwencji. Jest również mało humanitarne. Model brytyjski tymczasem, aczkolwiek nie idealny, może z pewnością służyć jako przykład, z którego można czerpać inspirację. Bogata swą spuścizną cywilizacyjną Europa ma niezwykle atrakcyjne wartości i zasady do zaoferowania nowym członkom swojej wspólnoty. Oczywiście, powinny być one przez nich zaakceptowane. Nie drogą przymusu, ale zachęty. Siłą i fundamentem Europy jest przecież też i różnorodność.

Jan Nowina-Witkowski

Absolwent London School of Economics and Political Science, przedsiębiorca.

Wiele zostało napisane o Paryżu, ale wydaje mi się, że ten oto cytat z Cata-Mackiewicza wyjątkowo ciekawie oddaje estetyczne doznania, jakie to miasto może wywołać u przyjezdnych: „Chodzi się po cudnych ulicach Paryża jak po artystycznie zaprojektowanym salonie. Szlachetność i prostota linii architektonicznych, odwaga wielkości, pieszczotliwość ornamentów – wyrobiony, wysubtelniony, szlachetny gust i smak we wszystkim”. Ta swoista paryska ekstaza kończy się jednak wraz z przekroczeniem granic pewnych mniej turystycznych, a jednak wcale niedalekich, dzielnic stolicy Francji. Właśnie tam, a nie w reprezentacyjnych częściach Miasta Świateł, boleśnie krzyczą do nas największe współczesne problemy Francji i Europy. Problemy te dotyczą imigracji i koncentrują się wokół takich wątków jak kontrola granic i integracja imigrantów.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku