Burze pyłowe na środkowym zachodzie Ameryki sieją zniszczenie. Brak pitnej wody sprawia, że okolica pustoszeje i pleni się robactwo. Ci, co nie uciekli do miast, duszą się w nieprzystosowanych do takich warunków chałupach. Oblani potem próbują jakoś przetrwać.

To bynajmniej nie lata 30. XX wieku, lecz rok 2065. Wprawdzie trwa wielki kryzys, ale nie tyle ekonomiczny, ile klimatyczny. W kosmosie powstają kolonie, które czekają na zaludnienie. Jedną z osób, które wybrano do programu przesiedlenia, jest Junior (Paul Mescal). Mężczyzna nie pali się do wyjazdu, zwłaszcza że wiąże się to z porzuceniem żony Hen (Saoirse Ronan), ale rząd nie daje mu wyboru. Do domu małżeństwa wprowadza się urzędnik, by przygotować je na rozłąkę, a także na fakt, iż pod nieobecność Juniora jego żonie towarzyszyć będzie jego zamiennik, „nowy rodzaj samoświadomej formy życia”.

Czytaj więcej

„Nyad”: Nimfa z wielkim ego

„Wróg” Gartha Davisa, kino spod znaku retro science fiction, zaczyna się obiecująco, lecz im bardziej akcja postępuje, tym mniej satysfakcji przynosi. Trudno bowiem stwierdzić, jaki cel przyświeca twórcy. Żaden z dwóch naczelnych wątków nie doczekuje się zgłębienia. Czy to film o zagładzie planety, czy o rozpadzie związku? Na horyzoncie majaczy wizja sztucznej inteligencji jako czynnika mającego zastąpić ludzkość, ale i tego tematu rozwinięcie nie wypada najlepiej. W trójkątnej relacji pobrzmiewają echa „Niebiańskich dni” Terrence’a Malicka z 1978 r., lecz próba kopiowania spala na panewce. Koniec końców pozostaje pytanie o to, dlaczego na orbitę nie są wysyłane klony, lecz oryginały.

Rafał Glapiak, Mocnepunkty.pl