Tomasz Terlikowski: Jesteśmy w stanie wojny, w której nie będzie wygranych

Są takie wojny, w których nie ma wygranych. I to nawet wtedy, gdy obie strony świętują wielki, strategiczny triumf. Tak jest, jak sądzę, z sytuacją w Polsce.

Publikacja: 12.01.2024 17:00

Tomasz Terlikowski

Tomasz Terlikowski

Foto: Fotorzepa/Rafał Guz

Logika tego sporu jest nieubłagana. Żadna ze stron nie ustąpiła i nie ustąpi, bo to wbrew jej najważniejszym, choć wyłącznie partyjnym, interesom. PiS nie może odpuścić sprawy Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, bo uderza to w fundamenty jego wizji Polski i diagnozy rzeczywistości. Na dodatek oznaczałoby to – z perspektywy Jarosława Kaczyńskiego – zdradę najbliższych towarzyszy. Prezydent Andrzej Duda też się raczej nie cofnie. Nie tylko dlatego, że wywodzi się z Prawa i Sprawiedliwości, ale również dlatego, że będzie walczył o przestrzeń władzy dla urzędu prezydenta (i siebie samego), a także by nie uznać konieczności zmiany swojej wcześniejszej decyzji w sprawie ułaskawienia Wąsika i Kamińskiego podjętej zanim zapadł prawomocny wyrok. Symboliczne dociskanie go, próba poniżenia zdecydowanie nie ustawia go w pozycji, z której może zrobić krok w tył.

Czytaj więcej

Tomasz Terlikowski: Trudny rok Kościoła, choć schizmy nie będzie

Ale i nowa koalicja, jeśli chce pozostać w ramach obowiązującego prawa, a zarazem spełniać wyborcze obietnice, wielkiego ruchu nie ma. Wyrok zapadł w sądzie, władza wykonawcza niewiele ma z nim więc wspólnego. Obietnice przygotowania cel dla polityków PiS złożone elektoratowi (pozostawiam pytanie na ile sensowne) będę spełniane, bo tego domaga się twarda jego część. A chaos prawny – zapoczątkowany przez Zjednoczoną Prawicę – sprawia, że nie ma prostego wyjścia z żadnej niemal nowej prawnej sytuacji. Co zresztą obecna opozycja wykorzystuje niezwykle skutecznie.

Efekt? Zaostrzający się spór, retoryka sięgająca zenitu i rów, którego naprawdę nie da się już zakopać. A wszystko to w sytuacji, gdy za naszą wschodnią granicą wciąż toczy się wojna i obecnie przyjmuje ona wymiar o wiele groźniejszy niż jeszcze rok temu. Z kolei Unia Europejska wchodzi w okres kryzysu i zmiany, a to oznacza, że istotne będzie pilnowanie naszych polskich interesów i debata nad nimi, a nie ciągłe przerzucanie się oskarżeniami o dyktaturę, Białoruś czy putinizm. Wreszcie zarówno kryzys klimatyczny, jak i migracyjny wymagają współpracy, szukania rozwiązań, a nie budowania z każdego tematu argumentów w wojnie kulturowej, w której – jak wskazuje Michał Szułdrzyński – nie ma nigdy wygranych.

Ale i nowa koalicja, jeśli chce pozostać w ramach obowiązującego prawa, a zarazem spełniać wyborcze obietnice, wielkiego ruchu nie ma. 

W takiej sytuacji warto przypomnieć kilka podstawowych prawd, może bardziej z dziedziny metapolityki niż partyjnej rozgrywki. Nie żebym wierzył, iż mogą one cokolwiek zmienić, bo logika sporu jest jaka jest, ale czasem warto przypomnieć o rzeczach podstawowych.

Zatem, po pierwsze, zwarcie, choć opłaca się dwóm głównym plemionom, to nie opłaca się Polsce. Wzmacnia partie, lecz osłabia państwo, niszczy zaufanie do jego instytucji, a przede wszystkim jeszcze głębiej rozbija wspólnotę. Prawo nie jest i nie może być traktowane wyłącznie jako narzędzie woli parlamentarnej większości. Jest ono wyrazem dobra wspólnego. Jeśli nim nie jest, przekształca się w czystą przemoc. Odwracanie skutków braku praworządności nie może zaś, jeśli ma być praworządne, odbywać się drogą niepraworządną.

Czytaj więcej

Watykan pozwala błogosławić pary jednopłciowe. Co na to polski Kościół?

Warto też – to po drugie – pamiętać, że żadne z obydwu plemion nie zniknie z Polski. Będą w niej nadal zarówno zwolennicy PiS, jak i PO. Próba eliminacji, poniżania inaczej myślących prowadzi tylko do zwiększenia frustracji i zaostrzania sporu. Państwo jest i ma być wspólne, a pomysł, by budować poparcie dla swojego obozu przez upokarzanie zwolenników tego drugiego, jest prostą drogą do jeszcze głębszego zniszczenia wspólnoty.

Z tej perspektywy retoryka ma znaczenie. Jeśli nieustannie opowiada się o zamachu stanu, o drugiej Białorusi, o putinowskich standardach (swoją drogą to ciekawe obserwować, jak zmieniają się strony, ale zarzuty pozostają te same), to w efekcie niknie już jakakolwiek możliwość nawet nie debaty, ale oceny rzeczywistości. Histeria nie sprzyja analizie.

Logika tego sporu jest nieubłagana. Żadna ze stron nie ustąpiła i nie ustąpi, bo to wbrew jej najważniejszym, choć wyłącznie partyjnym, interesom. PiS nie może odpuścić sprawy Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, bo uderza to w fundamenty jego wizji Polski i diagnozy rzeczywistości. Na dodatek oznaczałoby to – z perspektywy Jarosława Kaczyńskiego – zdradę najbliższych towarzyszy. Prezydent Andrzej Duda też się raczej nie cofnie. Nie tylko dlatego, że wywodzi się z Prawa i Sprawiedliwości, ale również dlatego, że będzie walczył o przestrzeń władzy dla urzędu prezydenta (i siebie samego), a także by nie uznać konieczności zmiany swojej wcześniejszej decyzji w sprawie ułaskawienia Wąsika i Kamińskiego podjętej zanim zapadł prawomocny wyrok. Symboliczne dociskanie go, próba poniżenia zdecydowanie nie ustawia go w pozycji, z której może zrobić krok w tył.

Pozostało 80% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi