„Idzie tu wielki chłopak”: Pokręcone na swój świetny sposób

Opowiadania Grzegorza Bogdała z tomu „Idzie tu wielki chłopak” rozgrywają się w ludzkich półprzestrzeniach. Na drodze do szpitala psychiatrycznego, po wyjściu z więzienia czy w oczekiwaniu na miejsce w hospicjum.

Publikacja: 15.12.2023 17:00

„Idzie tu wielki chłopak”: Pokręcone na swój świetny sposób

Foto: mat.pras.

Ma rację Zyta Rudzka, pisarka nagrodzona w 2023 r. nagrodą NIKE, rekomendując opowiadania Grzegorza Bogdała jako „egzystencjalny western”. Trafiła celnie. Historie opisywane przez 39-letniego prozaika faktycznie rozgrywają się w specyficznych niemiejscach, półprzestrzeniach i na peryferiach, z dala od centrów i większych miast. Jeśli już jakaś podróż się w tych nowelach odbywa, to co najwyżej do miasteczka, gdy kogoś trzeba zawieźć lub odwiedzić w szpitalu (także psychiatrycznym) czy po wyjściu znajomego z więzienia. Raz jeden trafia się wypad na festiwal, ale żaden tam Open’er, tylko punkowy Jarocin.

Jest także westernowa śmierć. Nagła i niespodziewana, a przy tym surowa, dotyka nie tylko ludzi, ale może nawet częściej zwierząt. Te zwierzęta to znak charakterystyczny opowiadań ze zbioru „Idzie tu wielki chłopak”. Już w pierwszej opowiastce „Ręka w ogniu” jest młody kucyk. Zwierzak ma zapewnić dziewczynce ze szklanym okiem „piękne pożegnanie” z facetem jej mamy, który tłumi w ten sposób poczucie winy, że zostawia je same. Z kolei w tytułowym opowiadaniu są papuga Dudu i małpka Fufu (zwane też Dupkiem i Fujarą), które para bohaterów ciągnie ze sobą na górską wycieczkę, co kończy się dramatycznie. Za to opowiadanie „W górę serca” rozpoczyna się od słów: „W czwartek umarł mój pies”. Zostały po nim plamy sików i sierść na linoleum.

Czytaj więcej

„Reneta”: Sceny z życia Zawodowego

Zbiór zawiera cztery tytułowe opowiadania (z odpowiednim numerem w nawiasie) oraz sześć pozostałych. Łączą się niekiedy fabularnie, ale przede wszystkim nastrojem pustki i wypalenia. Każdy tu zaczyna jakby od zera, bez optymizmu z góry zakładając, że nowy początek raczej nie dla nich. Bohaterowie drążeni są przeszłością, niepowodzeniami, nawracającymi nałogami i złym towarzystwem. Uciekają przed sobą, przed rodziną. Są samotni, ale gdy poznajemy ich bliskich, toksyczne relacje, jakie ich łączą, to okazuje się, że może faktycznie ta samotność nie jest wcale takim złym wyborem. Tak jak w przypadku Szymka, tytułowego „wielkiego chłopaka”, którego poznajemy na czterech biograficznych odcinkach. Pomiędzy piątym rokiem życia, kiedy to rodzice zabierają go na festiwal zakończony zamieszkami, a momentem, w którym powoli dobiega czterdziestki i jego rodzice stoją na progu emerytury. Wtedy to już on bardziej ich traktuje jak dzieci, tym bardziej że nie potrafią się ze sobą porozumieć w podstawowych sprawach.

To niezwykle udana proza, w której narrator oszczędnie, nieco z dystansu opowiada o przedstawionych światach i portretowanych ludziach. Grzegorz Bogdał pisze klarownie, ale kiedy ma ochotę, zdarza mu się zanurzyć w mniej komunikatywny język. Zamiast jednoznacznych puent chowa się za groteskę albo wybiera umowność, metaforę, odlot. Jednocześnie wciąż dość dobrze czujemy, o czym chce nam opowiedzieć. Druga książka Grzegorza Bogdała może się kojarzyć z dziełami rozmaitych nowelistów ze Stanów Zjednoczonych i Kanady. Choćby ze zbiorem „W drodze nad Morze Żółte” prozaika i scenarzysty Nica Pizzolatta albo popularnym u nas od niedawna Denisem Johnsonem („Szczodrość syreny”, „Syn Jezusa”). Za to na polskim podwórku przypominają się osobliwe nowele Wiesława Dymnego, także rozgrywające się na bezdrożach i pograniczach wśród różnej maści nomadów, zbiegów i włóczykijów. Prawie wszystkie opowiadania są tu wysokiej próby. Może najmniej przekonująco wypada ostatnie pt. „Wyspa”. To, gdzie dawna aktorka powraca do roli sprzed kilkudziesięciu lat za sprawą realizowanego filmu dokumentalnego. Towarzyszy jej młodsza krewna z synkiem. Historyjka intrygująca, ale jednak niespełniona. Przypominająca „Śmierć w Wenecji” Tomasza Manna – na swój pokręcony, Bogdałowski sposób.

„Idzie tu wielki chłopak”, Grzegorz Bogdał, Wydawnictwo Czarne

„Idzie tu wielki chłopak”, Grzegorz Bogdał, Wydawnictwo Czarne

Jacek Taran

Ma rację Zyta Rudzka, pisarka nagrodzona w 2023 r. nagrodą NIKE, rekomendując opowiadania Grzegorza Bogdała jako „egzystencjalny western”. Trafiła celnie. Historie opisywane przez 39-letniego prozaika faktycznie rozgrywają się w specyficznych niemiejscach, półprzestrzeniach i na peryferiach, z dala od centrów i większych miast. Jeśli już jakaś podróż się w tych nowelach odbywa, to co najwyżej do miasteczka, gdy kogoś trzeba zawieźć lub odwiedzić w szpitalu (także psychiatrycznym) czy po wyjściu znajomego z więzienia. Raz jeden trafia się wypad na festiwal, ale żaden tam Open’er, tylko punkowy Jarocin.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS