Ciekawe, że nowa książka Barbary Klickiej nie działa w miejscach eksponowanych przez wydawcę („postapokaliptyczna opowieść”), a znakomicie sprawdza się w roli mniej spektakularnej – jako psychologiczna mikropowieść o życiowym kryzysie. Choćby fragment: „kiedy moje drugie miasto wybuchło, zamieszkałam w swoim pierwszym mieście, w tym, w którym żyłam, kiedy jeszcze to nie ja żyłam” może znaczyć niekoniecznie katastrofę w sensie cywilizacyjnym, ale równie dobrze prywatną apokalipsę.
Narratorka Mira przyjeżdża do nienazwanego miasta, by zacząć wszystko od nowa. Wprowadza się do domu, który w 4/17 należy do niej, a konkretnie jedna trzecia pokoju na górze, jak twierdzi mieszkająca tam kuzynka Anna. Kuzynki są dwie, bo jest jeszcze Róża, chora na nieokreśloną przypadłość, emocjonalnie i umysłowo dziecko, którą Anna opiekuje się z woli zmarłej matki.
Tytułowa reneta to ulubione drzewo Miry w przydomowym sadzie jabłkowym. Cały wątek tego dziwnego, niegościnnego domu – trochę jak z dokumentów rodzinnych Marcina Koszałki – jest napisany znakomitym poetyckim językiem. Ale to nie zaskoczenie, Barbara Klicka, zanim zabłysnęła prozatorskim „Zdrojem” (2019), zdobywała nagrody za tomiki poetyckie.
Czytamy więc o sadzie: „Jabłka w większości jeszcze wiszą, nabierają kolorów, ale niektóre, nieniepokojone, już gniją w trawie. Są całe w skazach – nikt ich nie pryskał, nikt nie pielęgnował drzew, na których się wydarzyły”. A chwilę później: „Można powiedzieć, że czekamy, aż umrze. Albo zdziczeje na tyle, że nas stąd wyprosi”. O budynku dostajemy takie zdanie błyskotkę: „Dom jest za duży i zimny, pachnie jak woda spod grochu”.
Czytaj więcej
Co by powstało z połączenia „Przygód Mikołajka” i internetowej pasty o fanatyku wędkarstwa? „Gruby” Michała Michalskiego.