Marszałek Hermann Göring nawet podczas procesu w Norymberdze nie okazywał skruchy z powodu swoich czynów, był z nich dumny. Jak relacjonowali naoczni świadkowie, raz jeden wyglądał tak, jak gdyby po raz pierwszy w życiu odkrył, że na świecie istnieje zło – wtedy, kiedy dowiedział się, że „Chrystus i cudzołożnica”, obraz z jego kolekcji autorstwa Jana Vermeera, okazał się falsyfikatem.
Cenimy to, co autentyczne, gardząc jednocześnie tym, co udaje coś, czym nie jest. Autentyczny stradivarius uzyska na aukcji zawsze doskonałą cenę, podczas gdy jego współczesne, choćby najwierniejsze kopie nigdy mu nie dorównają. Płacimy autentycznymi monetami i banknotami, zamykając w więzieniach tych, którzy je fałszują. Cenimy autentyczność również u ludzi. Wyżej stawiamy tych, którzy „są sobą”, od tych, którzy kogoś udają. Ba, staramy się nawet sami przed sobą odkrywać autentyczne ja, w obawie, że pozostaniemy na usługach jakiegoś ja nieprawdziwego, stworzonego na potrzeby innych. Za szaleńca uznalibyśmy kogoś, kto wartość autentyzmu próbowałby kwestionować. Mimo to zaryzykuję.
Czytaj więcej
Szacunek do śmierci zastąpiła wrogość do niej. Została zdesakralizowana i zmedykalizowana. Zawłaszczona przez lekarzy, którzy w poczuciu swej omnipotencji narzucili światu terapeutyczne zacietrzewienie.
Odzyskaj siebie w trzech krokach
Przed paradoksem autentyczności staję zawsze, ilekroć zmuszam się do wyjścia z domu w paskudną pogodę i wykonania jakiejś aktywności fizycznej w rodzaju przejażdżki rowerowej, intensywnego spaceru lub, nie daj Boże, biegania. Czy ja autentyczne to właśnie to, które każe mi pozostać w domu, nie narażać organizmu na ziąb i niewygody, a kto wie, czy nawet nie chorobę? Czy raczej to, które chce się upodobnić do ludzi dbających o kondycję i zdrowie i podąża za autorytetami w tej dziedzinie? Czy autentyczny jestem wtedy, kiedy nadludzkim wysiłkiem woli próbuję zapanować nad wzburzeniem i zachować podstawowe wymogi grzeczności w obliczu doradcy klienta, który powtarza wyuczone formułki, nie starając się nawet zrozumieć mojego problemu? A może byłbym bardziej autentyczny, gdybym ujawnił swoje emocje za pomocą słów, których wielu w takich sytuacjach używa, mimo że powszechnie uważane są za obraźliwe? Czy autentycznie zachowuje się ten, który podąża za głosem swoich potrzeb, pragnień, popędów i żądz, czy ten, który przyjmuje gorset kulturowych ograniczeń, dopasowując się doń? Gdzie szukać odpowiedzi na te pytania? Jak to gdzie? – spyta zdumiony czytelnik – W Google’u!
I będzie miał rację. „Jak znaleźć swoje prawdziwe ja?”. „Przepis na autentyczność”. „Autentyczność to twój największy zasób. Trzy kroki, jak ją odzyskać”. „Siła niedoskonałości, czyli jak być autentycznym”. „W poszukiwaniu autentycznego ja”. „Odkrywanie swojego autentycznego ja w pracy”. „Ja, autentyczny lider”. „Autentyczne przywództwo”. „Jak rozwijać autentyczność”. Tytuły szkoleń, kursów, seminariów i webinarów nie pozostawiają wątpliwości, że istnieje ogromny przemysł wydobywczy autentyczności kierowany przez rzeszę ludzi niemających wątpliwości podobnych do moich. Czy aby zasadnie?