Joanna Szczepkowska: Nibylandia

Kiedy myślę o stanie, w jakim znajduje się nasze państwo, nie znajduję lepszej nazwy niż Nibylandia.

Publikacja: 24.11.2023 17:00

Premier Mateusz Morawiecki i prezydent Andrzej Duda

Premier Mateusz Morawiecki i prezydent Andrzej Duda

Foto: Fotorzepa, Jakub Czermiński

Nibylandia to wyspa Piotrusia Pana. Wyspa utopijna, w której można latać, pływając, i pływać, latając. Wszyscy zagubieni mogą się tam dostać z pomocą marzeń. Świat Nibylandii jest więc czysty i pogodny, a ja chcę pisać o sprawach raczej ponurych, więc ta wyspa nie powinna przychodzić mi na myśl.

Od razu też przypomina mi się piosenka, która mogłaby być hymnem naszej polskiej Nibylandii. Melodia piosenki jest skomponowana do wiersza Jana Brzechwy „Ryby, żaby i raki”. Można śmiało powiedzieć, że istoty z tego wiersza stworzyły sobie Nibylandię. Zacytuję pierwszą zwrotkę: „Ryby, żaby i raki raz wpadły na pomysł taki, żeby opuścić staw, siąść pod drzewem i zacząć zarabiać śpiewem. No, ale cóż, kiedy ryby śpiewały tylko na niby, żaby na aby-aby, a rak byle jak”. W każdej kolejnej zwrotce wodne stworzenia postanawiają zająć się jakąś robotą, ale nic z tego nie ma, bo wszystko robią na niby. I mosty, i buty, i podkowy.

Czytaj więcej

Joanna Szczepkowska: Czy Monika Strzępka nie powinna sama siebie usunąć z posady

Piosenkę skomponowaną z tego wiersza śpiewała jako pierwsza Krystyna Sienkiewicz, zresztą znakomicie i przejmująco sennie, przez co utwór zyskał jakiś większy wymiar, stawał się czymś więcej niż wierszem o niby-inicjatywach wodnych stworzeń. Brzechwa zresztą też tego wiersza z pewnością nie pisał ot tak, jako dziecięcą rymowankę. Sprawdziłam, że pierwsze wydanie książkowe pochodzi z 1958 r. i chyba przemknęło przez cenzurę tylko dlatego, że wiersz znalazł się w tomiku dla dzieci.

No i właśnie rzeczywistość Nibylandii z Piotrusia Pana oraz rzeczywistość tego wiersza łączy coś, co można nazwać rzeczywistością lunatyczną. Piosenka jednak łatwiej wpada w ucho i może dlatego przyszła mi do głowy, kiedy oglądałam przedziwną niby-misję stworzenia rządu przez Mateusza Morawieckiego. Cała ceremonia przyjęcia dymisji i powierzenie misji tworzenia rządu były żywcem wyjęte z Nibylandii, jaką stworzyły sobie ryby i żaby Jana Brzechwy. Była to niewątpliwie rzeczywistość lunatyczna, a nawet lunatyczny taniec. Mateusz Morawiecki jako premier zrobił kilka kroków w stronę prezydenta Andrzeja Dudy i wrócił na miejsce jako ktoś, kto już nie posiada władzy. Po kilku minutach zrobił kilka takich samych kroków w stronę prezydenta i wrócił na miejsce jako ktoś, kto dostał władzę. Może inaczej: niby dostał niby-władzę.

No i właśnie rzeczywistość Nibylandii z Piotrusia Pana oraz rzeczywistość tego wiersza łączy coś, co można nazwać rzeczywistością lunatyczną. Piosenka jednak łatwiej wpada w ucho i może dlatego przyszła mi do głowy, kiedy oglądałam przedziwną niby-misję stworzenia rządu przez Mateusza Morawieckiego.

Cała ceremonia więc była niby-dymisją i niby-namaszczeniem. Drugie niby jest szczególnie na niby, bo wystarczy podstawowa znajomość matematyki, żeby obliczyć szanse rządów namaszczonego premiera. Mimo to mamy uwierzyć, że rząd jest konstruowany. Nie ma wątpliwości, że żadne z opozycyjnych ugrupowań nie wejdzie w kolację z PiS-em, Morawiecki więc, zapewniając, że rząd stworzy, używa niby-słów, czyli czegoś w rodzaju niby-mowy o niby-rządzie. Z pewnością jest to język obowiązujący w granicach Nibylandii. Mam zresztą wrażenie, że wszyscy posłowie PiS zagadywani przez dziennikarzy o szanse stworzenia rządu odpowiadają w nibylandzkim języku i nawet poruszają się po nibylandzku. Są Nibylandczykami po prostu.

Czytaj więcej

Joanna Szczepkowska: Bez ciszy nie poznamy nawet własnych poglądów

Jak poruszają się Nibylandczycy? Szybko, patrząc przed siebie w typowy dla nich lunatyczny sposób, jakby nie widząc i nie słysząc rozmówcy. Są w swoim nibylandzkim świecie. Pytania dochodzą do nich jakby z oddali, jakby zza szyby, dlatego odpowiadają po nibylandzku, czyli półsłówkami i zawsze w biegu. Charakteryzuje ich nibylandzki uśmiech, bo też dlaczego mieliby się nie uśmiechać? W Nibylandii przecież wszystko jest możliwe, stworzenie niby-władzy też.

Gorzej niestety z niby-podwładnymi. Jest ich oczywiście trochę w Nibylandii, ale każdy lunatyk kiedyś się w końcu obudzi. I wtedy zakończenie wiersza Jana Brzechwy okazuje się spełnioną przepowiednią. A brzmi ono tak: „Lin wreszcie tak powiada: »Czeka nas tu zagłada, opuściliśmy staw przeciw prawu, musimy wrócić do stawu«. I poszły, lecz na ich szkodę ludzie spuścili wodę. Ryby w płacz, reszta też, lecz czy łzami zapełni się staw? Zważcie sami, zwłaszcza że przecież ryby płakały tylko na niby, żaby na aby-aby, a rak byle jak…”.

Tak kończy się hymn naszej Nibylandii. Jak wszystkie niby-hymny zresztą.

Nibylandia to wyspa Piotrusia Pana. Wyspa utopijna, w której można latać, pływając, i pływać, latając. Wszyscy zagubieni mogą się tam dostać z pomocą marzeń. Świat Nibylandii jest więc czysty i pogodny, a ja chcę pisać o sprawach raczej ponurych, więc ta wyspa nie powinna przychodzić mi na myśl.

Od razu też przypomina mi się piosenka, która mogłaby być hymnem naszej polskiej Nibylandii. Melodia piosenki jest skomponowana do wiersza Jana Brzechwy „Ryby, żaby i raki”. Można śmiało powiedzieć, że istoty z tego wiersza stworzyły sobie Nibylandię. Zacytuję pierwszą zwrotkę: „Ryby, żaby i raki raz wpadły na pomysł taki, żeby opuścić staw, siąść pod drzewem i zacząć zarabiać śpiewem. No, ale cóż, kiedy ryby śpiewały tylko na niby, żaby na aby-aby, a rak byle jak”. W każdej kolejnej zwrotce wodne stworzenia postanawiają zająć się jakąś robotą, ale nic z tego nie ma, bo wszystko robią na niby. I mosty, i buty, i podkowy.

Pozostało 80% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi