Krótkie streszczenie: Monika Strzępka, teatralna reżyserka z frakcji skrajnego feminizmu, wygrała konkurs na dyrektorkę Teatru Dramatycznego w Warszawie. Nie do końca spełniała konkursowe warunki, ale nacisk teatralnej lewicy i jej samej był tak duży, że ratusz warszawski przyklepał tę posadę.
Dyrektorka zaczęła działalność od publicznego okadzania terenu i postawienia w teatralnym foyer rzeźby przedstawiającej waginę. Wokół tego pluszowego postumentu rozgorzała dyskusja i właściwe na tym się skończyło, bo dyrektorka i jej kolektyw zamknęli się na dłużej w gabinecie opatrzonym plakietką „Waginet” i niewiele poza tym działo się w placówce pod nazwą Teatr Dramatyczny.
Na zebraniu początkowym dyrektorka ogłosiła, że nie będzie nikogo zwalniać i że w ogóle jest to teren wzajemnej miłości, jaką dać może tylko boski pierwiastek kobiecości. Niedługo potem zaczęły się zwolnienia, kasowanie spektakli, które ukochała publiczność z czasów poprzedniej dyrekcji, i pustka. Powstał jeden spektakl budzący zainteresowanie.
Czytaj więcej
Przez kilkanaście lat wpajano mojemu pokoleniu w szkole miłość do jedynie słusznej partii. I właśnie to pokolenie tę partię wyrzuciło z politycznego obiegu.
Monika Strzępka udzieliła wywiadu w Onecie i on właśnie wywołał burzę, a w świetle dziennym ukazały się zdarzenia, które, łagodnie mówiąc, przeczą idei miłości. Brutalność decyzji co do kobiecych losów tak bardzo przeczy ideom głoszonym przed wzięciem posady, że cała dyskusja przenosi się na teren tzw. lewicowej wrażliwości i dotyczy tego, co ona właściwie oznacza w nowej erze. Nową erą nazywam nie tylko czas nowego pokolenia, ale też te ostatnie tygodnie, kiedy mamy nadzieję na przetasowania rzeczywistości politycznej. Jednak łączy się to z prostym i znanym przesłaniem – nigdy nie wchodzimy do tej samej rzeki. Powrót zatem do liberalizmu obowiązującego za poprzednich rządów PO, jak i powrót do lewicy, choćby w kształcie Wiosny, jest nie tylko niemożliwy, ale też niebezpieczny.