Joanna Szczepkowska: Jeśli Mickiewicz patrzy z góry na szkołę Czarnka

Przez kilkanaście lat wpajano mojemu pokoleniu w szkole miłość do jedynie słusznej partii. I właśnie to pokolenie tę partię wyrzuciło z politycznego obiegu.

Publikacja: 15.09.2023 17:00

Joanna Szczepkowska

Joanna Szczepkowska

Foto: Fotorzepa/Darek Golik

Zostałam niedawno zaproszona do jednej z klas licealnych, gdzie chodzi dziecko moich znajomych. Niedługo już zresztą, bo zamierzają je przenieść do szkoły „mniej PiS-owskiej, bo nad tą wisi duch ministra Czarnka”. Miałam opowiadać o zawodzie aktora, więc poszłam, nie mając pojęcia, że to raczej ja mam słuchać, a będą to recytacje wierszy Adama Mickiewicza przygotowane przez młodzież i bardzo już niemłodego polonistę.

Zaczęło się od mowy na temat pięknej i wzniosłej poezji romantycznej, która powinna stanowić wzorzec dla tych oraz przyszłych pokoleń. Młodzież powinna się wstydzić za swój język, gdzie zamiast długiej frazy komunikuje się jakimiś (cytuję) żółtymi buźkami. Jeśli (i znowu cytuję) nasz wieszcz widzi z góry, co dzieje się z językiem, to wstydzi się za swój kraj, o który tak walczył.

Czytaj więcej

Joanna Szczepkowska: Słowa Franciszka w uszach rosyjskich katolików musiały zabrzmieć jak naprzód, wpierod!

Po tym długim wywodzie nastąpiła część artystyczna. Licealiści, stając w pozie przypominającej pomniki, recytowali wieszcza trochę tak, jakby ktoś niewierzący odmawiał głośno modlitwę. Zwieńczeniem występu miała być „Oda do młodości”, do której właśnie stanął jeden z uczniów, wysuwając jedną nogę, a prawą rękę kładąc na piersi jak recytatorzy z przedwojennych kółek amatorów poezji. Nauczyciel syknął cicho, dając znak, żeby patrzył w jego stronę na wypadek pomyłki, więc uczeń wyrzucał z siebie słowa młodego Mickiewicza wprost w oczy tego starszego człowieka.

Słuchając, zastanawiałam się, czy profesor właściwie rozumie, co się tutaj dzieje. Otóż na oczach całej klasy, nie mówiąc już o mnie, ten starszy pan zostaje właśnie zwyzywany od szkieletów, odpadów i miernot, a to z powodu wieku, któremu należy się tylko trumna. Nie ma przecież bardziej bluźnierczego tekstu, większego kopa w przepaść dla starych, jakie kiedykolwiek zostały napisane, niż właśnie „Oda do młodości”. Przecież ten recytator, patrząc w oczy nauczycielowi, odpowiada mu w mało elegancki sposób, że to, co mówił, jest zgniłe, a jego „tępe oczy” widzą jedynie ciasny horyzont i nie ma już żadnych praw do świata, który domaga się nowego języka. Właściwie wyrzuca go z klasy i woła kolegów, żeby zajęli szkołę i zrobili rewolucję.

W ogóle nie włącza się współczesnej myśli krytycznej w żadnej dziedzinie, a przecież tylko myśl krytyczna pobudza nowe pokolenie. 

Z jednej strony była to dla mnie sytuacja zabawna, a z drugiej smutna, bo przecież ani profesor, ani uczeń nie dostrzegają tego z prostego powodu: żaden z nich nie rozumie treści utworu. Uczeń i jego koledzy dostali jedną poprawną formułkę: „Oda” jest piękna, bo romantyczna. Czy oni wiedzą – myślałam – że Mickiewicz nie został przyjęty do literatury polskiej jako zbawiciel naszego języka, tylko został uznany przez starszych za brutalistę, który podkopuje zasady klasycyzmu, a jego nadejście jest groźne i może oznaczać zgubę dla naszej kultury? Czy oni zetkną się kiedykolwiek z krytyką profesora Jana Śniadeckiego wobec nadciągającej fali ciemnej duchowości, która sięga ludowych wierzeń i przywraca to, co zostało wreszcie zastąpione przez kulturę oświecenia, czyli potęgę rozumu? Nie, nie dowiedzą się o tym, bo też w takim systemie nauczania nie ma myśli krytycznej. W ogóle nie włącza się współczesnej myśli krytycznej w żadnej dziedzinie, a przecież tylko myśl krytyczna pobudza nowe pokolenie. Przecież romantycy niczego innego nie zrobili, jak tylko brutalny przewrót języka, burząc wszystko, z czym nie po drodze nowemu pokoleniu.

Czytaj więcej

Joanna Szczepkowska: Jak na marszu 4 czerwca trafiłam do pierwszego szeregu

Jeśli więc Mickiewicz zgodnie z wizją profesora siedzi gdzieś w chmurach i patrzy z góry na system szkolnictwa z nadania ministra Czarnka, najprawdopodobniej trzyma kciuki za niezgodę, za „żółte buźki”, literaturę rapu i kulturę skrótu. Nie jest możliwe, żeby kibicował uznaniu starych form za jedynie słuszne.

Słuchałam tych głuchych recytacji, zastanawiając się, czy kiedy przyjdzie czas na moje słowa, powinnam powiedzieć im to, co myślę, i wygłosić pochwałę krytycznego myślenia. Czasu dla mnie jednak zabrakło, ale wyszłam z tej szkoły spokojna. Jestem uczennicą z czasów PRL, gdzie przez kilkanaście lat wpajano mojemu pokoleniu miłość do jedynie słusznej partii. A przecież właśnie to pokolenie tę partię wyrzuciło z politycznego obiegu. Również i ta szkoła nie wychowa sobie następców. Oni przetłumaczą kiedyś Mickiewicza na język „żółtych buziek”, albo jeszcze jakiś inny, bo „żółte buźki” będą już przeżytkiem. Przetłumaczą – to pewne tym bardziej, im częściej będą mieli takie lekcje polskiego.

Zostałam niedawno zaproszona do jednej z klas licealnych, gdzie chodzi dziecko moich znajomych. Niedługo już zresztą, bo zamierzają je przenieść do szkoły „mniej PiS-owskiej, bo nad tą wisi duch ministra Czarnka”. Miałam opowiadać o zawodzie aktora, więc poszłam, nie mając pojęcia, że to raczej ja mam słuchać, a będą to recytacje wierszy Adama Mickiewicza przygotowane przez młodzież i bardzo już niemłodego polonistę.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi