Gdyby wyjść na ulice polskich miast i spytać przechodniów, z czym kojarzą im się ruchy lewicowe, większość odpowiedzi dotyczyłaby zapewne praw osób LGBT+, względnie aborcji, albo PRL-u. Marcin Giełzak w „Wiecznej lewicy” przekonuje, że nie ma nic bardziej mylnego.

Złożona z ponad 700 aforyzmów i myśli książka bezkompromisowo obnaża przywary polskich środowisk lewicowych – tak intelektualnych, jak i politycznych. Krytykuje odwrót od państwa narodowego, zżyma się na postkomunistyczne dziedzictwo oraz przełamuje popularny mit jakoby powołaniem lewicy było stanie na straży indywidualistycznej ortodoksji w postaci tzw. wokeizmu. I mimo że już na wstępie autor zaznacza, że nie zna odpowiedzi na pytanie „czym jest lewica?”, to zarówno na kartach „Wiecznej lewicy”, jak i w swojej pozostałej publicystyce pokazuje, w którą stronę ta wielowiekowa idea powinna jego zdaniem zmierzać.

Czytaj więcej

Jan Pawlicki: PiS nie potrafi tworzyć kultury

Książka Giełzaka to rzecz nie tylko dla czytelników szukających intelektualnych wyzwań, ale również dla wielu, mówiąc językiem autora, „bezpartyjnych PPS-owców”. Tych, którzy przez długie lata III RP mieli znikomą liczbę intelektualnych wzorów, których erudycja, chęci i odwaga mogłyby stanowić bazę pod budowę szerszego ruchu. A to właśnie jego – zdaje się mówić Marcin Giełzak – brakuje polskiej lewicy, zawieszonej między postkomunistami a liberałami. Jednocześnie, dowodzi autor, lewica to coś więcej niż zbiór postulatów – to uniwersalna postawa, która powinna ludziom towarzyszyć w życiu publicznym i prywatnym. Cóż, czekać tylko aż ktoś popełni dzieło pt. „Wieczna prawica”.