Uwidoczniła to pandemia, ale jest to jednak bardziej linia podziału pomiędzy PiS a Konfederacją, która zachodzi ugrupowanie Kaczyńskiego z prawej strony i usiłuje dowieść, że to nie jest żadna prawica. Moim zdaniem to są dyskusje, które nie dotyczą tego, jak powinno funkcjonować państwo. Tego nie ma.
Są na prawicy symetryści?
Pewnie są, choć prawicowe zaplecze publicystyczne jest bardziej zwarte niż liberalne i lewicowe. Jeśli pojawiają się takie osoby jak prof. Antoni Dudek czy wspomniany Jan Ołdakowski, to błyskawicznie – tak jak po stronie opozycji – stają się zdrajcami, nikt nie chce ich słuchać. Wprowadzają dysonans. Prawicowa publicystyka stara się teraz zwierać szeregi, a nie stwarzać pole do dyskusji.
Widzi pan w przyszłości szansę na lepszą prawicę niż PiS?
Być może za sprawą dekompozycji PiS i odejścia na boczny tor polityków starszego pokolenia coś się zmieni. Tak samo dotyczy to opozycji. Następni nie będą pamiętać PRL, więc może przynajmniej styl partyjno-państwowych uroczystości i celebry nie będzie przypominał komuny.
Naprawdę myśli pan, że wymiana pokoleń to załatwi? Przecież nowi przejmą zwyczaje starszych.
Obowiązuje logika baniek informacyjnych i młodsze pokolenie polityków nauczy się podobnie nakręcać polaryzację, ale już sama zmiana twarzy zrobi różnicę. Nie wiążę z tym oczywiście specjalnych nadziei, ale po cichu na to liczę, bo nie widzę innych mechanizmów, które mogłyby to zmienić.
Myślę, że paradoksalnie utrata władzy przez Prawo i Sprawiedliwość zmusiłaby tę partię do jakiejś redefinicji. Każde rządy po pewnym czasie się degenerują i uważam, że m.in. po to mamy wybory, żeby odsunąć złą władzę. Przez „złą” mam na myśli dysfunkcyjnie działającą, bo sądzę, że posługiwanie się silnymi moralnymi kwantyfikatorami jak dobro i zło to pewna skaza. Z tego moralizatorstwa wynikają nadmierne emocje, które wytwarzają się wokół polityki. Dla mnie wybory służą do zawarcia pewnej umowy dotyczącej zarządzania państwem.
W kampanii wyborczej strach jest po obu stronach – zarówno w PiS, jak i w KO
Dla wszystkich kampania wyborcza to rozgrywka ostateczna. Dla PiS to perspektywa nie tylko masowych czystek personalnych, ale być może też braku szans na odzyskanie władzy kiedykolwiek. Z kolei dla KO, Trzeciej Drogi i Lewicy trzecie zwycięstwo obozu władzy byłoby podważeniem liberalno-lewicowej wizji świata.
To zawarciu jakiej umowy służą najbliższe wybory?
Na pewną nie są to najważniejsze wybory po 1989 roku. Znajdujemy się w takim kontinuum historycznym, że ważne sprawy będą toczyć się niezależnie od tego, kto w październiku wygra. Mimo silnej polaryzacji zarówno w kwestii polityki międzynarodowej, jaki i bezpieczeństwa czy energetyki status quo zostanie zachowane. I dobrze. Są, oczywiście, niepokojące trendy, gdy chodzi o traktowanie państwa przez PiS. Mogą one sytuować nas po stronie takich modeli ustrojowych jak Węgry Orbána czy Turcja Erdogana. Prof. Dudek nazywa to miękkim autorytaryzmem. Rzecz jasna trzecia kadencja PiS to nie będzie koniec demokracji, ale tendencje zawłaszczania państwa mogą być albo zahamowane, albo utrzymane. I myślę, że o tym są te wybory. O „wkręceniu bezpieczników” w system.
Dla pana, konserwatysty, rządy liberałów i lewicy to byłby koniec świata?
Koniec świata na pewno nie. Prawicy udało się pewne poglądy wprowadzić do mainstreamu w taki sposób, że ktokolwiek władzę przejmie, nie odwróci tego. Nawet liberalno-lewicowy gabinet nie postawi wszystkiego na ideologiczną walkę, bezmyślnie kasując każdy ruch poprzedników, na przykład w zakresie transferów socjalnych. To byłoby bardzo krótkowzroczne. Ale może jestem nadmiernym optymistą.
Ma pan jakiś sposób na niewpadanie w polaryzację?
Bardzo prosty. Konflikt w Polsce w dużej mierze opiera się na przebodźcowaniu, przed którym można się uchronić, wyłączając się z tego świata. Można zaglądać do mediów co jakiś czas, na przykład raz w tygodniu, żeby mieć jakieś podsumowanie tego, co się wydarzyło. Polecam tak robić dla własnego zdrowia psychicznego, bo ciągłe emocjonowanie się kolejnymi awanturami zwyczajnie nam szkodzi. Lepiej poczytać książkę albo pogłębiony raport, bo w ten sposób się rozwijamy i poszerzamy swoje kompetencje obywatelskie, a nie dzięki śledzeniu mediów społecznościowych. Doraźna publicystyka spłyca wiele spraw, zajmuje się właściwie głównie obsługą tej czy innej bańki informacyjnej.
Jaki będzie finał tej wojny polsko-polskiej?
Nie będzie żadnego finału. Partie i politycy muszą odwoływać się do swoich twardych elektoratów, ale na szczęście one stanowią mniejszość społeczeństwa. To są grupy zmobilizowane i potrzebne w prowadzeniu kampanii. Po prostu tak będzie teraz wyglądała nasza rzeczywistość w życiu publicznym i zamiast się obrażać na to, warto zdać sobie sprawę z tego, jak się przed tym chronić i z tym żyć. Trzeba zadbać, żeby sfera edukacji obywatelskiej była możliwie pielęgnowana. Tu właśnie widzę rolę mediów publicznych, które powinny działać na rzecz budowania wspólnoty.
Jan Pawlicki
Był szefem TVP 1 za prezesury Jacka Kurskiego. Producent telewizyjny i scenarzysta. Niegdyś był reporterem TVN oraz wiceszefem redakcji publicystyki TVP Info. Były redaktor naczelny telewizji News24. Oficer 6. Mazowieckiej Brygady Obrony Terytorialnej