W kampanii wyborczej strach jest po obu stronach – zarówno w PiS, jak i w KO

Dla wszystkich kampania wyborcza to rozgrywka ostateczna. Dla PiS to perspektywa nie tylko masowych czystek personalnych, ale być może też braku szans na odzyskanie władzy kiedykolwiek. Z kolei dla KO, Trzeciej Drogi i Lewicy trzecie zwycięstwo obozu władzy byłoby podważeniem liberalno-lewicowej wizji świata.

Publikacja: 06.10.2023 10:00

Żadna ze stron nie ma ani sposobności, ani chęci, by policzyć uczestników Marszu Miliona Serc

Żadna ze stron nie ma ani sposobności, ani chęci, by policzyć uczestników Marszu Miliona Serc

Foto: Rafal Oleksiewicz

Niedziela, kiedy tłumy zwolenników opozycji zalały ulice Warszawy, a PiS zorganizował show w katowickim spodku, to apogeum kampanii parlamentarnej. Może najbardziej charakterystyczna dla niej jest rozbieżność w ocenie liczebności Marszu Miliona Serc. Ludzie bliscy obozowi rządzącemu widzieli tam 60, może 100 tysięcy. Donald Tusk ogłosił już na początku imprezy: „Jest nas milion” i jego zwolennicy się tego trzymają. Ani jedni, ani drudzy nie mają sposobności (ale i chęci), aby choć spróbować to policzyć.

Są dwie sprzeczne, wykluczające się prawdy, z których jedna nie przegląda się w najmniejszym stopniu w drugiej. Donald Tusk i liderzy PiS z Jarosławem Kaczyńskim tego dnia w jednym byli zgodni: to najbardziej przełomowe wybory od roku 1989. No jeszcze w tym, że trzeba przekonać jak najwięcej nieprzekonanych.

Czytaj więcej

Opozycja mówi o przyszłości, PiS straszy powrotem Tuska. Co zmieniła wyborcza superniedziela?

Poza tym była wizja czystej apokalipsy – po stronie przeciwnika. Premier Mateusz Morawiecki mówił z katowickiej trybuny, że stawką tych wyborów jest to, czy Polska „dalej będzie”. Rozumiem, że to refleks sporu o zakres suwerenności naszego państwa w Unii. Ale bitwa ma toczyć się między racją polską i racją niemiecką. Zdecydowanie za prosty to opis, za to zgodny z badaniami, z których wynikło, że należy prowadzić kampanię skrajnie negatywną, skoncentrowaną na dokładkę na samym Tusku.

Mordercy kontra „ryży”

Donald Tusk poszedł wszakże dalej, opisując wyborcze starcie jako bitwę Polski z PiS. Partia Kaczyńskiego została więc tym samym wyłączona z narodu. Jak sowieccy okupanci po roku 1944, do czego lider Koalicji Obywatelskiej snuł aluzyjne analogie. A co z jej zbliżającym się do 40 proc. elektoratem? Mamy według jego słów walkę narodu (całego?) z samą władzą, autorytarną, skorumpowaną i obrzydliwą. Walkę porównywalną ze zrywem Polaków w latach 1980–1981.

Zostałem spytany przez redakcję „Plusa Minusa”, czy coś mnie w tej kampanii zaskoczyło. Tak naprawdę niewiele. Zacznijmy od jej brutalności. Ona nie dziwi, zwłaszcza że nieogłoszona trwała od miesięcy. Jest następstwem przemian polskiej polityki ostatnich 20 lat. Z jednej strony to konsekwencja nasilenia się realnych sporów „o wszystko”: wojna kulturowa nakłada się na pytania fundamentalne, choćby o przyszłość Polski jako państwa narodowego albo też jako części coraz bardziej zunifikowanej, ponadnarodowej struktury. Z drugiej, tabloidyzacji polityki, w której stawką staje się nie republikański spór zakładający w teorii jakąś wzajemną perswazję. W jego miejsce mamy zamiar kompletnego wizerunkowego zniszczenia przeciwnika.

Czytaj więcej

Michał Płociński: Brak Jarosława Kaczyńskiego na debacie w TVP będzie odebrany jako strach. Bo ludzie nie są głupi

W efekcie Tusk opisywał liderów PiS jako „masowych morderców kobiet” (w kontekście sporów wokół aborcji), a Kaczyński posunął się do wielokrotnie powtarzanej opowieści o „ryżym Tusku” jako zdrajcy i wrogu Polski. Jeśli ktoś będzie szukał przykładów rycerskich gestów wobec przeciwników, to na linii PiS–opozycja nie znajdzie ich.

Dla obu stron to rozgrywka ostateczna. Dla PiS to perspektywa nie tylko masowych czystek personalnych wymierzonych w jego ludzi, ale być może braku szans na odzyskanie władzy kiedykolwiek. Mająca oparcie w Unii Europejskiej obecna opozycja może stworzyć system, w którym prawica, nawet silna w parlamencie, będzie trwale zmarginalizowana. Z kolei dla KO, Trzeciej Drogi i Lewicy trzecie zwycięstwo PiS byłoby podważeniem liberalno-lewicowej wizji świata. Dla samego Tuska byłby to zapewne koniec politycznej kariery. Stąd popisy cynizmu opozycyjnych elit. Od zaleceń liberalnego ekonomisty Bogusława Grabowskiego, aby opozycja sięgnęła po najdzikszy populizm w sferze obietnic socjalnych, przez rozważania o konieczności współpracy KO z Konfederacją, do zgody na przestrogi Tuska przed sprowadzaniem do Polski obcych.

Czytaj więcej

"Politico" o wyborach w Polsce: W Niemczech przegraną PiS przyjęto by z ulgą

Widać różnice, gdy przychodzi porównywać nie liderów, ale elektoraty. Po stronie PiS pisane są skomplikowane scenariusze mające wykazać, że Tusk jest politykiem obsługującym niemieckie i rosyjskie interesy. Zostały one wyłożone zarówno w wieloodcinkowym serialu „Reset” w TVP, jak i w katowickiej mowie Kaczyńskiego opisującej „system Tuska”. Z social mediów wynika, że chętnych do kupowania takiej spiskowej wizji jest aż nadto. Ale po stronie opozycyjnej masy nie ograniczają się do wiary. Stąd upodobanie do ośmiu gwiazdek sygnalizujących wulgarne hasło. Pełno ich na samochodach i na koszulkach. Stąd przemowa rockmana Krzysztofa Skiby, który ku uciesze widowni sugerował, że czeka na śmierć Kaczyńskiego. Stąd upolitycznianie wszystkiego: o konieczności pokonania PiS mówili artyści na gali kończącej festiwal filmów fabularnych w Gdyni i profesorowie na inauguracjach roku akademickiego.

Już badania socjologiczne skądinąd antyprawicowego prof. Michała Bilewicza z roku 2019 pokazywały, że wyborcy opozycyjnej centrolewicy żywią większe uprzedzenia wobec „pisowskiego ludu” niż na odwrót. Poza wszystkimi różnicami w poglądach widzą w nim groźny motłoch, który im samym zagraża deklasacją. Poczucie politycznej wyższości to wyraz aspiracji do społecznego bycia lepszymi.

Rząd o wszystko obwiniany

Zarazem liderzy obu partii z modelową symetrycznością oskarżają się wzajemnie o sianie nienawiści. Tusk mówi nieustannie o Kaczyńskim, tym „karle” bezprawnie rządzącym Polską, a Kaczyński bez przerwy przypomina o „niemieckim agencie Tusku”. Obie strony oskarżają się też o zawłaszczenie wyborów. Opozycja biła w imprezy reklamujące politykę rządu za budżetowe pieniądze i w propagandę publicznej telewizji. Ale w Katowicach premier Morawiecki skarżył się na przechył „ogromnej części mediów” na opozycyjną stronę. Politycy PiS mają też kłopot z sądami orzekającymi w trybie wyborczym zwykle na ich niekorzyść.

W przypadku Tuska było coś jeszcze. On do poważnych oskarżeń, choćby o aferę wizową, dodawał każdą sytuację, gdzie choć pośrednio można było sugerować winę władzy. Modelowym przykładem było wiązanie tejże władzy z prawdopodobnym sprawcą wypadku na autostradzie A1, któremu policja być może pozwoliła wyjechać z kraju. Nawet jeśli rzecz dotyczyła krewnego policyjnej rodziny, przekonanie, że odpowiada za to któryś z ministrów albo abstrakcyjny „system władzy”, to nonsens. Na tym tle zarzuty z „Resetu” czy z katowickiej mowy Kaczyńskiego, nawet jeśli przerysowane, dotyczyły faktycznej odpowiedzialności polityka za realną politykę.

Badania socjologiczne skądinąd antyprawicowego prof. Michała Bilewicza z roku 2019 pokazywały, że wyborcy opozycyjnej centrolewicy żywią większe uprzedzenia wobec „pisowskiego ludu” niż na odwrót

Jest to odrobinę zaskakujące, bo oznacza stworzenie precedensu, wedle którego najmniejszy incydent na dole umożliwia oskarżenia rządzących, także ewentualnej, przyszłej ekipy Tuska. Ale to konsekwencja całej kampanii KO. Tusk – jej główny, a często jedyny, aktor – podczas niezliczonej liczby spotkań z wyborcami i w twitterowych wpisach nie formułował prawie żadnych własnych celów. Korzystał niemal wyłącznie z wpadek, grzechów albo błędów ekipy Kaczyńskiego i Morawieckiego.

Jednego dnia był to epizod z białoruskimi śmigłowcami wlatującymi na polskie terytorium. Innego – podłożenie się ministra zdrowia ujawniającego elektroniczną receptę polemizującego z nim lekarza. Jeszcze inny przypadek tak zwanej pani Joanny, niedoszłej samobójczyni, ale i sprawczyni aborcji potraktowanej zbyt obcesowo przez policjantów.

Wiązało się to z szerszym, przywoływanym już konceptem wyborczego starcia. Na początku Marszu Miliona Serc Tusk twierdził, że zaproponowano mu wygłoszenie na nim programowych zapowiedzi. Odmówił, bo przecież mamy do czynienia z trzecią falą Solidarności, więc wystarczy ogłaszać koniec złej obecnej władzy „w imieniu Polski”. Polityk bił rekordy patriotycznej retoryki, ogłaszając, że Polacy to najlepszy naród, który na złą władzę nie zasługuje. Dodał nawet swoją gotowość śmierci za ojczyznę. O swoim ugrupowaniu jako nowej Solidarności mówił już 31 sierpnia, przy okazji rocznicy porozumień sierpniowych. Tylko że ten patriotyczny ton służy niemal wyłącznie wieszczeniu końca rządów PiS.

Czytaj więcej

Tusk objeżdża Polskę i chce dotrzeć do niezdecydowanych

Owszem na jedynej konwencji programowej KO Tusk pozwolił na ogłoszenie „100 konkretów na 100 pierwszych dni rządzenia”. Były one jednak przypadkowe. Przykładowo: zapowiedzi dotyczące bezpieczeństwa ograniczały się do woli rozliczenia policji z domniemanej brutalności wobec przeciwników rządu. Padło trochę skądinąd kosztownych zapowiedzi socjalnych i ekonomicznych, w tym dwukrotnego podniesienia kwoty wolnej od podatku. Ale trudno było w tym odnaleźć spójną wizję państwa i społeczeństwa, która wyłania się z referatów Kaczyńskiego. Jedynym pomysłem łączącym kandydatów KO zdawała się być obietnica zalegalizowania aborcji na życzenie przez związanych dyscypliną w tej jednej sprawie posłów klubu Tuska. To najmocniejszy akcent wojny kulturowej, na którą lider KO przez moment postawił, jednak nie całkiem konsekwentnie.

Rozliczanie rządów Platformy

Jaka była odpowiedź PiS na tę formę kampanijnych starć, poza kreowaniem Tuska na nowego Goldsteina, bohatera seansów nienawiści z „Roku 1984” Orwella? Wbrew temu, co powtarza Rafał Trzaskowski, ta partia ma spisany szczegółowy program, a wielu przedsięwzięć można oczekiwać jako kontynuacji tego, co już zrobiono. Początkowo zdawało się, że receptą będzie chwalenie się ośmioletnimi osiągnięciami. I czasem o nich przypominano, premier Morawiecki wymienił w Katowicach pośród zasług swego obozu uszczelnienie budżetu, związane z tym socjalne prezenty dla Polaków, niewykluczające obniżek podatków, oraz niskie bezrobocie. Ale postanowiono przede wszystkim dokonać sądu nad ośmioma latami rządów koalicji PO–PSL.

Stało się to trochę przez przypadek. To Unia Europejska „ofiarowała” Kaczyńskiemu jako temat tzw. pakt migracyjny z ewentualnością relokacji nielegalnych imigrantów do krajów Unii. Więc zażądał referendum w tej sprawie, zwłaszcza że opozycja zajęła wobec propozycji niewyraźne stanowisko. Połączenie referendum z wyborami to jedna z największych niespodzianek tej kampanii.

Kiedy ze szczegółowych badań nastrojów wynikło, że Polaków widmo relokacji kręci średnio, dodano inne pytania. Dwa z nich: o „wyprzedaż majątku narodowego” i o wiek emerytalny miały przypominać o bilansie rządów Tuska. Także pytanie o relokację przywołuje gotowość przyjęcia podobnej regulacji w roku 2015 przez rząd Ewy Kopacz. Pytanie o zaporę na białoruskiej granicy dotyczy świeższej kontrowersji. Posłowie KO głosowali przeciw niej. A dziś narzekają, że jest ona nieszczelna. To referendum jest sztuczką. Dla opozycji nie ma dobrej odpowiedzi na te pytania. Głosowanie wraz z PiS potwierdziłoby rację rządzących. Głosowanie odwrotne potwierdziłoby podejrzenia, że dawna polityka Platformy jest wciąż aktualna. Początkowo liderom opozycji pozostawało wezwanie do bojkotu i tłumaczenie się. Obóz rządowy zyskał władzę nad tematami.

Unia Europejska „ofiarowała” Kaczyńskiemu jako temat tzw. pakt migracyjny z ewentualnością relokacji nielegalnych imigrantów do krajów Unii

Zarazem, czy samo zapytanie o dawną politykę rządów Tuska są nieuprawnione? Skoro chce się wrócić do władzy po ośmiu latach przerwy, można być osądzanym w kontekście dawnego dorobku, nawet jeśli nie ma pewności, czy dawny Tusk jest Tuskiem aktualnym. Kaczyńskiemu zależy na wykazaniu, że mamy do czynienia z chytrze maskującymi się, drapieżnymi liberałami chcącymi znowu działać na niekorzyść szerokich mas. Na ile tak jest naprawdę? Wydaje się, że Tusk sam nie wie, jaką politykę będzie prowadzić. Gotowy jest do zadowalania zarówno socjalnej Lewicy, jak i skrajnie wolnorynkowej Konfederacji – o ile potrzebne mu będą ich głosy w parlamencie. Jako „nowa Solidarność” może mówić wszystko równocześnie.

Imigracja, bezpieczeństwo, polaryzacja

Wojna wokół pytań „imigracyjnych” wykreowała główny temat kampanii. Koalicja Obywatelska przeszła tu do zaskakującej kontrofensywy. Pomstując, że to ekipa Morawieckiego sprowadziła na podstawie pozwoleń na pracę setki tysięcy ludzi z Afryki i Azji. Potem łącząc to z wątkiem korupcyjnym – na tym polega afera wizowa. PiS odpowiadał przypominaniem o relokacji. W zachodniej Europie temat imigracji staje się coraz gorętszy.

Czytaj więcej

Reuters o wyborach w Polsce: Niemcy zamienione w worek treningowy

Widzimy spektakularną niespójność myślenia zwolenników opozycji. Z jednej strony wzruszają się oni filmem „Zielona granica” Agnieszki Holland, a jego przesłanie jest przecież jasne: w imię racji humanitarnych granic w zasadzie nie powinno się chronić. Z drugiej, oklaskują Tuska, który dziś zarzuca rządzącym, że granice są chronione niedostatecznie. Niby w ramach piętnowania obłudy, ale i przestrogi przed problemem. To część taktyki lidera KO, który w wielu sprawach miał wszystkie poglądy równocześnie. Jak w kwestii ukraińskiego zboża, kiedy zabiegał w Brukseli wraz z Michałem Kołodziejczakiem o unijne embargo, a potem kiedy Polska wprowadziła je jednostronnie, oskarżył PiS o psucie relacji z Kijowem.

To ma niby prowadzić do okrążania obozu rządowego z wielu stron. Tyle że to okrążanie jest po części obopólne. Tusk nie poparł tak naprawdę podglądów Agnieszki Holland, zrobili to tylko tacy radykałowie z list KO jak Klaudia Jachira czy Franciszek Sterczewski. A jednak prawica mu je przypisuje.

W szerszym sensie tematem kampanii stało się bezpieczeństwo, zewnętrzne i wewnętrzne. Trochę było to naturalne w cieniu wojny. A trochę stało się elementem rozliczania dawnych rządów Tuska: z likwidacji jednostek wojskowych czy z planu obrony na linii Wisły. Używane są tu najcięższe oskarżenia. Ja mam wrażenie, że dotykamy raczej tematu partactwa tamtej ekipy Tuska i złudzeń, że historia się skończyła. Zarazem dziś w sferze bezpieczeństwa opozycja oferuje niewiele, poza poganianiem PiS, aby zbroił Polskę jeszcze szybciej.

Ta seria wzajemnych podchodów przybrała formę starcia gigantów. Jak w ich cieniu mają się mniejsze partie? Tusk zagarniający opozycyjnych wyborców może w ostateczności skonsumować własne sny o tworzeniu rządu. Jeśli Trzecia Droga nie wejdzie do Sejmu, a na tym koncentrują się nadzieje Zjednoczonej Prawicy, opozycja zdominowana przez KO-PO może nie mieć arytmetycznej przewagi.

Czy winna jest tu zachłanność Tuska na podbieranie wyborców poprzez efektowne spektakle? Ja bym to bardziej widział jako konsekwencję postawy Władysława Kosiniaka-Kamysza i Szymona Hołowni. Propaganda PiS zarzuca opozycji „skłócenie”. Mam wrażenie odwrotne, że ci dwaj uparli się przy odrębnym starcie, ale zarazem zgodzili na rolę młodszych braci, od razu gotowych na współrządzenie z Tuskiem. To punkt wyjścia, aby raczej tracić wyborców niż ich pozyskiwać. Na ich obronę można przywołać jedno: logika polskiej sceny politycznej od lat kreowała istnienie antypisowskiego „obozu demokratycznego”. Czy można było z tym zerwać w ostatniej chwili? Spróbować konkurować realnie także z amorficzną KO? Te uwagi dotyczą i Lewicy. Tyle że ona ma do pokonania tylko 5 proc. Trzecia Droga – 8 proc.

Zapowiedź Rafała Trzaskowskiego z Marszu Miliona Serc: „Chcemy Polski tolerancyjnej i nowoczesnej” to deklaracja wojny kulturowej

Że nic nie chroni przed płomieniami niszczącej polaryzacji, można się wszakże przekonać na przykładzie sondaży Konfederacji. To zaskoczyło mnie bardziej niż konsekwencje politycznej poprawności partnerów Tuska. Konfederaci prowadzili realną wojnę i z PiS, i z PO, co w pewnym momencie dawało im do 15 proc. Dziś ich wystąpienia brzmią jak popiskiwanie na tle ryku głównych rywali. Czy wyborcy przestraszyli się radykalizmu ich autentycznie wolnorynkowych zapowiedzi? Czy zobaczyli w nich czarną dziurę, niezdolną do współrządzenia z kimkolwiek po wyborach? W każdym razie zarówno ustawianie się we wspólnym opozycyjnym szeregu, jak i „wywracanie stolika” staje się dziś sportem coraz bardziej ryzykownym.

Rzeczywista stawka wyborów

Tusk mówi wyłącznie o złym PiS. PiS – o Tusku sprzed ośmiu lat. Na koniec zostawiłem realną stawkę tych wyborów. Najmniej czytelna jest ona w sferze społeczno-ekonomicznej, chociaż PiS robi wszystko, aby o zagrożeniu socjalnego bezpieczeństwa Polaków mówiło się jak najwięcej. Europa przesunęła się w tych tematach w lewo. Tusk choćby i chciał, może być drapieżnym liberałem tylko do pewnego stopnia.

Zapowiedź Rafała Trzaskowskiego z Marszu Miliona Serc: „Chcemy Polski tolerancyjnej i nowoczesnej” to deklaracja wojny kulturowej, nawet jeśli najszerzej mówi o tym Lewica, a KO ogranicza się do kilku haseł z kokietowaniem kobiet na czele. Prawica obiecuje nam pewną odrębność wobec większości Europy. Liberalno-lewicowa opozycja – kopiowanie zachodnich przemian.

Dopiero ostatnio premier Morawiecki wymienił w Katowicach stawkę najwyższą. W Parlamencie Europejskim zaczęła się debata nad zmianą traktatów unijnych. Celem ma być przekazanie unijnym organom kolejnych kompetencji i ograniczenie prawa weta poszczególnych państw. To się wiąże z wizją unifikacji kulturowej Unii, ale także z możliwością obrony polskich interesów gospodarczych

To dopiero początek długiej drogi, na końcu wszystkie rządy musiałyby się na to zgodzić. Ale niewątpliwie objęcie władzy przez Tuska zwiększyłoby szanse, że Polska się zgodzi. KO i inne partie opozycji nieprzypadkowo nie odnoszą się do tych propozycji.

Przeciwny tym zmianom PiS mówił o tym w kampanii niewiele, w przekonaniu, że spór o federalizację Europy, popieraną przez obecny niemiecki rząd, będzie dla przeciętnego wyborcy nieczytelny. Choć takie tematy jak relokacja ocierały się o kwestię władzy unijnego kolosa. Można myśleć o tym kolosie z nadzieją jako o szansie na skuteczniejszą rywalizację z innymi światowymi potęgami. I można się obawiać, że zepchnie on takie państwa jak Polska do roli peryferii. Jestem bliższy tej drugiej opinii. Skądinąd Tuska centralizacja unijnych decyzji zwolniłaby z wielu dylematów rządzenia.

Elity europejskie traktują taki kierunek jako naturalny efekt postępu. W tym kontekście trudności wspieranego przez nie otwarcie Tuska, aby zdobyć rząd dusz muszą im się wydawać niezrozumiałe. Choć i one stają przed kłopotami. Choćby niekontrolowany zalew imigrantów podważa różne kanony politycznej poprawności.

W Polsce większe obawy wyczuwa się dziś w centrali Koalicji Obywatelskiej. To one kazały rozważać wysunięcie Rafała Trzaskowskiego jako kandydata na premiera. Byłoby to jednak niezgodne z logiką kampanii, która w dużej mierze miała naturę solowego występu Tuska. No i tak naprawdę strach widać po obu stronach. Ten strach każe myśleć z obawą o tym, co się stanie, kiedy jedna ze stron wygra. A przecież ktoś wygrać musi.

Niedziela, kiedy tłumy zwolenników opozycji zalały ulice Warszawy, a PiS zorganizował show w katowickim spodku, to apogeum kampanii parlamentarnej. Może najbardziej charakterystyczna dla niej jest rozbieżność w ocenie liczebności Marszu Miliona Serc. Ludzie bliscy obozowi rządzącemu widzieli tam 60, może 100 tysięcy. Donald Tusk ogłosił już na początku imprezy: „Jest nas milion” i jego zwolennicy się tego trzymają. Ani jedni, ani drudzy nie mają sposobności (ale i chęci), aby choć spróbować to policzyć.

Pozostało 97% artykułu
Cywilizacja
Krzysztof M. Maj: Kto się buntuje na Uniwersytecie
Cywilizacja
Viktor Orbán chce wrócić do czasów Miklósa Horthyego – Węgry śnią o potędze
Cywilizacja
UE rezygnuje z obostrzeń klimatycznych. Europa jest na nie za biedna
Cywilizacja
Młodzi nie oglądają kablówki, ale telewizja wciąż trzyma się mocno
Materiał Promocyjny
Mazda CX-5 – wszystko, co dobre, ma swój koniec
Cywilizacja
Dlaczego obecna kampania wyborcza jest inna niż wszystkie poprzednie?
Materiał Promocyjny
Jak Lidl Polska wspiera polskich producentów i eksport ich produktów?