Powieścią „Cmentarz w Pradze” Umberto Eco domykał swoją twórczość beletrystyczną. Połączył w niej cztery wielkie spiski europejskiego ottocenta, „zszywając” je w jedno, wprowadzając obrzydliwą postać Simone Simoniniego, alias księdza (a jakże!) dalla Piccola, „autora” wszystkich tych malwersacji i zbrodni: zamachu rzucającego cień na „wyprawę tysiąca” Garibaldiego na Sycylię, fałszywego oskarżenia i skazania Alfreda Dreyfusa, „Protokołów mędrców Syjonu” oraz mistyfikacji dziennikarza i antyklerykała Teo Taxila.
Nie ma wątpliwości, że „Cmentarz…” jest powieścią z tezą. Eco formułuje ją wprost i dosadnie: „powiedzmy sobie otwarcie: Simonini jeszcze obraca się wśród nas”. Jest to teza – napisze włoski socjolog religii Massimo Introvigne– o antropologicznej wyższości świeckiego, postępowego świata nad zacofanym i sprzecznym z rozumem i postępem katolicyzmem.
Czołowym przedstawicielem takiego katolicyzmu jest właśnie Simonini. Osnuwając powieść wokół jego postaci, autor insynuuje, że wrogo nastawieni do sekularyzmu katolicy cierpią na patologiczne zaburzenia o podłożu seksualnym, byli molestowani przez jakiegoś księdza, są opętani obsesją seksu i antysemityzmu, „a także, szczerze mówiąc, trochę głupi. Sugeruje, że […] historię przepełnia wiele małych spisków. […]. Wśród tych spisków jednak zapomina wskazać – być może dlatego, że w jakiś sposób jest jego częścią – tego, którego ważny element stanowi przedstawienie katolików jako kulturowo niższej rasy bigotów i głupców, sprzeciwiających się zarówno wczoraj, jak i dzisiaj sekularyzmowi i »dyktaturze relatywizmu«”.
Czytaj więcej
Kiedy wykładowcy tacy jak Olga Tokarczuk zechcą przyjąć, że Bóg w tradycji judeochrześcijańskiej jest „philanthropos", miłującym i poszukującym człowieka?
* * *
Mimo to przeczytałem powieść Eco od deski do deski. Pewnie dlatego, że włoski semiolog, poświęcając w niej gros miejsca Simoniniemu i sprawie Taxila, jakby mimochodem zauważa, że „w sprawie tej zabrała głos pewna mistyczka, karmelitanka z Lisieux, uchodząca mimo młodego wieku za świętą”.