Reforma UE, walka o klimat, sztuczna inteligencja… Wyzwania na 30 lat

Od twardej geopolityki i od gniewu planety nie ma ucieczki. Europa, a wraz z nią Polska, przekona się o tym już niebawem. Oto lista problemów kluczowych na kolejne trzy dekady, w których Lech Wałęsa, Jarosław Kaczyński i Donald Tusk będą już tylko suchymi nazwiskami z podręcznika.

Publikacja: 29.09.2023 17:00

Reforma UE, walka o klimat, sztuczna inteligencja… Wyzwania na 30 lat

Foto: Mirosław Owczarek

Mam 40 lat. Żyję w epoce wojny w Ukrainie oraz komputerów, które uczą się samodzielnie myśleć. Boję się kolejnej wojny światowej, ludobójstwa na Wschodzie, a także globalnego kryzysu demokracji. A najbardziej boję się tego, że moi synowi będą musieli iść na wojnę.

Dla mnie i moich dzieci symbolicznego świata starszych już nie ma. Naprawdę, nie ma już świata Solidarności, Lecha Wałęsy, Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Oni sami oczywiście są, starzeją się mniej lub bardziej godnie; jednak ich wizje, marzenia i wierzenia wsiąkły już w tkaninę czasu. Ich świat rozmył się gdzieś na opłotkach przełomu tysiącleci i uleciał jak dojrzałe kłębki mleczy.

Czytaj więcej

Migranci i roboty to dwie strony tej samej monety. Ważne przestrogi Gunnara Heinsohna

Szklarnia Europa

Oczywiście, ja i moje pokolenie żywimy wielki respekt i wdzięczność dla weteranów Solidarności. Razem płakaliśmy z radości po wejściu Polski do NATO (1999 r.) i UE (2004), bo to najdonioślejsze klamry strategiczne w historii Polski od 1989 r. Szlochaliśmy po katastrofie smoleńskiej (2010), bo to największa tragedia polityczna od drugiej wojny światowej. Jednak te emocje nie są zrozumiałe dla moich dzieci, które wyrosły w warunkach cieplarnianych. Nie mówiąc już o ich dzieciach. To wszystko jest nie do przetransferowania na poziomie emocji. Inaczej mówiąc: nie przekażemy żywego doświadczenia historycznego pokoleniu zmęczonemu nadmiarem bodźców, które morduje w trójwymiarowych światach smoki i gotowe jest na przyjaźń z programami komputerowymi.

Nasze dzieci żyją w szklarni, bo właśnie szklarnią (Glashaus) nazywał niemiecki filozof Peter Sloterdijk Europę przełomu tysiącleci. Do niedawna w szklarni panowała odpowiednia atmosfera – nie za zimno, nie za gorąco, jest woda, jedzenie, zielone alejki i względny porządek. Chcieliśmy wierzyć, że to dziejowy stan równowagi: miał być Wandel durch Handel, czyli wpływ Europy na świat przez pieniądz i przykładny dobrobyt. Miała być miła Rosja i migranci kochający „z automatu” swoich gospodarzy. Jednak tego wszystkiego już nie ma. Na horyzoncie błyska się, słychać szczęk żelaza, a szklane domy drżą.

W 2002 r. byliśmy wręcz pewni, że runą! Gdy Rosja zaatakowała Ukrainę, całkiem rozsądni ludzie w Polsce i innych krajach wschodniej UE pakowali plecaki ucieczkowe. Pamiętacie to jeszcze? Jak patrzyliśmy ze zgrozą na dach natowskiej szklarni? Ja tak: dzwonili przyjaciele i współpracownicy z różnych krajów świata, żeby spytać, co widać na horyzoncie z militarnej wieży obserwacyjnej Polska, i czy będzie globalna wojna. Dziś wielu z nas to wyparło: skoro szklarnia wciąż stoi, to sadźmy dalej pomidory i pomagajmy Ukrainie z daleka. Można wracać do gier, prac, zabaw i zamieszek.

Jednak od twardej geopolityki i od gniewu planety nie ma ucieczki. Przekona się o tym Europa już niebawem. Poniżej przedstawiam krajobraz na kolejne 30 lat po Solidarności, w których Lech Wałęsa, Jarosław Kaczyński i Donald Tusk będą tylko suchymi nazwiskami z podręcznika. Listę problemów kluczowych dla Polski na najbliższe 30 lat wybrałem na bazie ekstrapolacji oraz interpolacji trendów prognostycznych. Dodałem wgląd z wieży obserwacyjnej Polska, poza którą kończy się Zachód, a zaczyna Mordor. Te problemy to: integracja europejska, Rosja i rywalizacja Chiny–USA, kryzys klimatyczny, wielka wędrówka ludów, rozwój sztucznej inteligencji oraz… groźba rozpadu tożsamości młodego pokolenia.

1. Reforma UE Czas niesolidarności?

Jeden pewnik na kolejne 30-lecie w Europie: polaryzacja polityczna i przechył centrum europejskiej opinii publicznej w prawo. To wynik wojny u bram UE oraz wstrząsu geopolitycznego. Jak pokazał amerykański psycholog Jonathan Haidt, autor książki „Prawy umysł”, w czasach pokoju i prosperity gospodarczej zwyżkują postawy liberalno-lewicowe, ale w czasach wojny i kryzysu gospodarczego premię dostają postawy konserwatywno-prawicowe. Powód? Strach o jutro. Kiedy ludzie mają poczucie zagrożenia, zwracają się do środka, do wnętrza swoich wspólnot, częściej wybierając solidarność lokalną, a nie międzynarodową czy globalną.

W takich czasach wartości związane z autorytetem, lojalnością czy strzeżeniem własnego dziedzictwa zyskują na popularności. Ludzie myślą wtedy częściej nie tyle o cywilizacji globalnej, ile raczej o swojej własnej cywilizacji, rozumianej jako lokalna strefa kultury i tożsamości. Widzimy dziś te trendy w Europie – partie prawicowe, w tym radykalne, mają złote żniwa.

W Niemczech, kolebce integracji europejskiej, triumfy święci AfD – ekstremistyczna partia kojarzona z neonazizmem, antyunijnością i wielkimi wpływami Rosji. To już druga partia w Niemczech, zbierająca w niektórych landach ponad 30 proc. głosów. Według danych z lipca średnie poparcie dla AfD to 20 proc. i rośnie. Więcej poparcia, 28 proc., ma tylko CDU/CSU.

Co więcej, według ostatniego badania UNICEF niemiecka młodzież i młodzi dorośli są dziś jednymi z najbardziej niezadowolonych w Europie. Niektórym intelektualistom przywodzi to na myśl nastroje rewanżystowskie przed rokiem 1939. Z pewnością to przesada. Jednak trzeba przyznać, że jeśli Niemcy, główny motorniczy UE, twórca strategicznych wizji i nasz największy gospodarczy sojusznik, obudzą się po którychś wyborach jako kraj z 40 milionami neonazistów, to… sprawy mogą się skomplikować.

W innych krajach partie centroprawicowe – np. polski PiS czy Bracia Włosi – również trzymają się mocno. Partie o takim profilu nawet jeśli nie będą w kolejnych dekadach rządzić, pozostaną potężnymi siłami politycznymi, zdolnymi do przenoszenia części swoich postulatów do mainstreamu, nawet tego bardziej lewicowego. Taki transfer idei to bowiem często jedyny sposób na studzenie ekstremistycznych nastrojów prawicowych. Widzieliśmy to np. przed brexitem w Wielkiej Brytanii, gdy konserwatyści przejęli część haseł wywrotowej partii UKIP.

Czytaj więcej

Putin chciał rozbić NATO. Czego nie przewidział?

Według autora serwisu Politico Antoniego Constantiniego, można przy tym mówić o zalążkowym trendzie „zachodniego nacjonalizmu”, rozumianego jako paneuropejski ruch konserwatywny. Trend ten politycznie zmaterializuje się już w 2024 r., w wyborach do europarlamentu, gdzie nastąpi zupełnie nowe rozdanie polityczne. Z jednej strony nowa konstelacja na kontynencie będzie chciała ustabilizować Europę cywilizacyjnie, z drugiej zaś strony jest ryzyko, że w walce o „prawicowe” interesy lokalne prawica wsadzi kijek w szprychy projektu europejskiego. A wtedy europejska solidarność społeczna, budowana od 1945, tak doniośle uosabiana przez polski ruch Solidarności, zamieni się w jawną niesolidarność, a także twarde dyplomatyczne walki oraz narodowy protekcjonizm.

Takie ryzyko widzimy też w Polsce, która stanie się płatnikiem netto do unijnego skarbca – jako kraj bardziej rozwinięty będzie więcej środków wpłacać, niż dostawać. Część Polaków z pewnością zacznie pytać, dlaczego musimy płacić na Unię i finansować na przykład jej kolejne rozszerzenie o kraje bałkańskie?

Jeśli podobne postawy i tarcia będą występować w większości krajów UE, część krajów będzie blokować projekt federalizacji. Nie ulega jednak wątpliwości, że federalizacja Unii będzie bardzo gorącym tematem politycznym. Tak jak przypadku traktatu lizbońskiego (2007 r.), możliwe są narodowe referenda krajów UE w tej sprawie.

Jednak oprócz reformy „od wewnątrz” wiatru w żagle może dostać też francuski projekt przemiany UE „od zewnątrz”, przez dobudowanie do UE 27 sieci mocnych relacji ze światem zewnętrznym. Projekt ten, czyli Europejska Wspólnota Polityczna, to autorska wizja prezydenta Macrona. Zakłada on powstanie „Unii+”, czyli takiej, która rozciąga sferę europejskiego pokoju daleko poza granice UE 27, na Bałkany i Kaukaz. Zgodnie z logiką projektu załamanie się eurazjatyckiego systemu bezpieczeństwa po inwazji Rosji tworzy nową przestrzeń strategiczną dla geopolitycznego i kulturowego przyciągania do UE krajów w jej otoczeniu. Aby zrealizować te cele, Unia według Paryża mogłaby tworzyć „przedsionek” członkostwa, opracowując nowe warstwy integracji infrastrukturalnej oraz kulturowej dla krajów, które nie mogą obecnie zostać pełnymi członkami.

2. Geopolityka Rosja gnije, iskrzą Chiny

Oddziaływanie na tereny poza szklarnią Europa jest konieczne, bo zewnętrzny świat wcale nie gwarantuje nam zachowania europejskiego sposobu życia na przyszłość. A Polska, niestety, znajduje się przy samej ścianie szklarni, poza którą toczy się wojna. Jeśli pękająca dziś ściana runie zupełnie, będziemy poszkodowani jako pierwsi.

Inwazja na Ukrainę jest przy tym tylko częścią większej globalnej układanki, w której gnijąca cywilizacyjnie Rosja wspierana jest pod dywanem przez Chiny. Państwo Środka dzięki temu zadłuża i uzależnia ten kraj politycznie oraz technologicznie na całe długie dekady. Rosja bowiem, aby się nie zapaść, będzie potrzebować chińskich technologii jak powietrza. A przy tym i tak grozi jej postępująca fragmentacja polityczna oraz separatyzmy, które z kolei zmienią środowisko bezpieczeństwa w Królewcu i na Białorusi. Czyli tuż przy polskiej granicy.

Niezależnie od tego Chiny będą chciały mieć Rosję jako sojusznika, aby rozszerzać obszary, którymi mogą politycznie zarządzać. Równocześnie do 2027 r. Pekin oficjalnie chce być gotowy do aneksji Tajwanu, na co oczywiście nie pozwolą Stany Zjednoczone. Mają ku temu powód: Tajwan, który od dekad jest otwartym na westernizację (wpływ Zachodu) państwem konfucjańskim, stał się niezbędnym ogniwem w zachodnich łańcuchach produkcji dzięki skupieniu gospodarki na wytwarzaniu mikroczipów.

Tarcie na obszarze Indopacyfiku – w jakiejś formie nieuniknione – z pewnością będzie miało więc wpływ na bezpieczeństwo Polski od wschodu. Dlaczego? Bo w razie eskalacji Chiny „uruchomią” swojego rosyjskiego sojusznika. Nasz kraj oczywiście to wie i dużo robi, jeśli chodzi o siłę twardą – to znaczy budowanie militarnego potencjału odstraszania i wsparcia militarnego Ukrainy. W dalszym ciągu nie posiadamy jednak zadowalających narzędzi tzw. siły miękkiej, czyli fundacji politycznych, sprawnej Polonii oraz wpływowych kanałów informacyjnych zdolnych przedstawiać nasz punkt widzenia globalnie. Dlatego słabo działamy na świat siłą dyplomacji, wizerunku oraz informacji.

Jednym ze smutnych symboli tego stanu rzeczy jest historia z września 2023 r., kiedy to parlament Kanady uczcił brawami ukraińskiego nazistę Jarosława Hunkę. To zbir z dywizji SS „Galizien”, która mordowała Żydów, Polaków i inne narody. Po wielkim wstydzie na cały świat Kanada przeprosiła społeczność żydowską. Jednak gdy ambasador Polski w Kanadzie Witold Dzielski zasugerował przeproszenie Polaków, ambasadorka Kanady w naszym kraju Catherine Godin stwierdziła, że przecież społeczność żydowska została już przeproszona.

Nie podejmuję się oceny, na ile pokolenie weteranów Solidarności powinno być obwiniane o deficyty sprawczości tej polskiego „soft power”, ale z perspektywy roku 2023 wydaje się, że oprócz rozpoznawalnych ikon Lecha Wałęsy i Jana Pawła II w zasadzie nie mamy zbyt wiele. Z pewnością przez 30 lat nie wypracowaliśmy metod wpływu choćby odrobinę porównywalnych z tymi, którymi dysponują dziś Niemcy czy Francja.

Co prawda od początku inwazji Rosji na Ukrainę dostaliśmy wielki prezent w postaci wizerunku Polski „pierwszej do pomocy”, która wyrosła na potęgę humanitarną wspierającą Ukrainę, jednak Kijów świadomie dziś rozmywa ten nasz wizerunek w ramach transakcji wiązanej z Berlinem, który zaoferował za spełnienie tego zadania fałszywą ułudę szybkiego wejścia do UE. Z perspektywy 2023 r. wydaje się jednak, że długofalowo Niemcy spróbują wrócić do odbudowy specjalnej relacji z Rosją kosztem Ukrainy. Szczególnie jeśli zwyżkować będzie skrajna prawica. Przykładowo, wspomniana wyżej partia AfD ogłosiła we wrześniu, że za wszelką cenę będzie dążyć do odbudowy omijającego Ukrainę rurociągu NordStream 2 w ramach „suwerenności energetycznej”.

Czytaj więcej

Czy Polska może być światowym mocarstwem

3. Klimat Wino pod Grunwaldem

Sorry, mamy taki klimat – komentowała w 2013 r. minister Elżbieta Bieńkowska oblodzenie sieci trakcyjnych na kolei. W ciągu trzech kolejnych dekad problem, oczywiście, może się znów pojawić, jednak znacznie rzadziej. Klimat, który mamy, będzie bowiem coraz bardziej kapryśny, a w ciągu maksymalnie dwóch dekad Polska solidnie odczuje choćby konsekwencje zmniejszającego się dostępu do wody. W europejskiej szklarni będzie raz zbyt sucho, raz zbyt mokro, a niespodziewane zjawiska pogodowe, takie jak powodzie, będą nadwyrężać systemy bezpieczeństwa państw UE.

Polska, jako kraj z małym zasobem odnawialnej wody słodkiej na mieszkańca (24. miejsce na 27 krajów UE), odczuje pustynnienie. Będziemy musieli lepiej zabezpieczać zasoby naturalne, a do 2050 r. kwestia np. zbiorników retencyjnych i transformacja rolnictwa stanie się treścią haseł wyborczych. Dobre wieści z tym związane są takie, że będzie można w Polsce sadzić kukurydzę, a tereny pod Krakowem czy Grunwaldem będą coraz lepszą lokalizacją na tworzenie winnic. Znany poeta Grzegorz Turnau, autor przeboju „Cichosza” i posiadacz winnic, który niegdyś śpiewał „Nie ma Mickiewicza i nie ma Miłosza”, zmieni ów znany wers na „nie ma Mickiewicza, ale jest winnica”.

Niestety, zmiany klimatu to nie tylko pot, ale też krew i łzy. W ciągu trzech kolejnych dekad możemy się spodziewać, że w globalnej rywalizacji o zasoby będą bardziej liczyć się nie tylko metale rzadkie, ale także woda i żywność. Analitycy szacują, że w części regionów świata – szczególnie w Afryce i Azji – do 2050 r. ryzyko konfliktów grupowych w wyniku kryzysu klimatycznego wzrośnie aż o połowę. Wojna o wodę nie mieści się na razie w wyobraźni Polaków, ale z czasem UE odczuje tę presję na własnej skórze.

Złośliwi powiedzieliby, że przyszłe deficyty wody rozwiąże demografia – wraz ze zmniejszaniem się populacji Polski będzie więcej wody na osobę. Niestety, to tylko część prawdy. Spadająca opłacalność rolnictwa na terenach najbardziej narażonych na zmiany klimatu – w Afryce i Azji – zmniejszy bowiem chłonność lokalnych systemów społecznych. Efekt: jeszcze bardziej liczna migracja na Stary Kontynent.

4. Migracja Wielka wędrówka ludów

Już teraz Polska podlega znacznej presji migracyjnej, a nasi zachodni partnerzy nie mogą zdecydować, czy ganić polskie instytucje raczej za przesadnie twardą politykę wobec migrantów, czy za to, że zbyt wielu mija Polskę w drodze do innych krajów. Choć jeszcze dziesięć lat temu nikt by nie myślał, że częścią szlaków migracyjnych mogą być korytarze powietrzne z Bliskiego Wschodu na Białoruś, to cyniczna polityka Kremla gotowa jest dziś zmienić w broń nawet biedę i chęć lepszego życia mieszkańców Południa.

W kolejnych dekadach presja migracyjna – także ze względu na klimat – tylko będzie rosła i nawet miliard ludzi będzie w stanie gotowości do zmiany miejsca zamieszkania. W 2030 r. potencjalnie mobilna będzie zatem ponad ósma część ludzkości!

Nie znaczy to, że wszyscy gotowi na to wyruszą w drogę, jednak wszyscy będą czuć się na tyle niekomfortowo tam, gdzie są, że rozważaną drogą życia będzie dla nich migracja. Prędzej czy później – pod wpływem presji prawicy – Europa postawi na migrację wyłącznie selektywną, wzorem Kanady czy Australii. Wprowadzi więc politykę migracyjną opartą przede wszystkim na wskazaniu kompetencji i profilu migrantów potrzebnych w danym momencie systemowi gospodarczemu. Najbardziej potrzebni będą zaś ci bardzo wysoko wykwalifikowani, szczególnie w początkowej fazie rozwoju sztucznej inteligencji. O takich migrantów nie będzie jednak łatwo, bo w globalnej rywalizacji mocarstw są oni łakomym kąskiem.

Z początku przeciw nowym rozwiązaniom będzie protestować obyczajowa lewica, jednak z czasem – wraz z postępującą gettoizacją, fragmentacją kultury i postępującym spadkiem bezpieczeństwa oraz spójności społecznej – ten opór zmaleje. Separatyzmy lub przedłużające się zamieszki migranckie podobne do tych, które mieliśmy w 2023 r. we Francji, będą asumptem do utrwalenia nowych rozwiązań i praktyk zarządzania. Migranci, którzy dostaną się do Europy, będą zgodnie z prawem i bez nadmiaru procedur automatycznie zawracani, jeśli nie przejdą oficjalnej ścieżki. Niestety, zanim ten system się ustabilizuje, będą ginąć i znikać ludzie.

Z perspektywy roku 2060 r. mogą też zanikać narody. W erze fragmentacji kulturowej nowe zwyczaje i nowe wizje świata już teraz wypierają te stare. Niczym późne Imperium Rzymskie ery Pax Romana – czyli 200-letniego pokoju – Europa staje się dziś wielkim etnicznym, religijnym i kulturowym tyglem, w którym różne prowincje próbują utrzymać stabilność.

Czytaj więcej

Czy pochłonie nas chiński kapitalizm roju?

Równocześnie pogłębia się zmiana cywilizacyjna. Rzymianie odchodzą, choć będą trwali w sercach i kulturze cywilizacji potomnej. Wynika to z faktu, że Europa (rozumiana jako lokalna ludność przekazująca z pokolenia na pokolenie konkretne skrypty kulturowe) wymiera. Mamy katastrofę demograficzną, której najwyraźniej nie odwróci ani program 500+, ani świadczenia socjalne. Nawet jeśli dzietność wśród odmiennych kulturowo migrantów z pokolenia na pokolenie będzie spadać i równać do europejskiej średniej, to naddatek nowych migrantów z dekady na dekadę będzie wystarczająco duży, aby zmienili oni europejski pejzaż tożsamości. A ten naddatek będzie, bo mamy do czynienia dziś z wielką wędrówką ludów, porównywalną z tą, która stworzyła podwaliny dla przejścia starożytności w średniowiecze. Dlatego gdzie indziej nazywam obecną erę nowym średniowieczem.

Tak jak kiedyś Jagiellonowie w wieloetnicznej Rzeczypospolitej tworzyli warunki współistnienia dla wielu religii i etniczności, tak dziś w Polsce musimy stworzyć ramy dla nowej wielokulturowości. Ucząc się na błędach Europy Zachodniej, warto sprawić, by była to wielokulturowość oparta na małym dystansie kulturowym między grupami, dzięki czemu łatwiej będzie utrzymać spójność społeczną przyszłej Rzeczypospolitej.

W pewnym sensie jest to wyzwanie odwrotne do tego, które miało pokolenie Lecha Wałęsy. Podczas gdy pokolenie Solidarności miało zapewnioną spójność w obrębie stabilnej kultury i musiało walczyć o wolność, dziś pokolenie naszych dzieci ma zapewnioną wolność, ale musi walczyć o stabilność.

5. Sztuczna inteligencja Intymne związki z robotami

Czy ten obraz nie jest zbyt pesymistyczny? Z pewnością szklarnia Europa będzie miała przez najbliższe dekady jeden atut, o którym nie śniło się filozofom – wysoki poziom technologii. Mimo nie najwyższej innowacyjności Starego Kontynentu postęp technologiczny – poprzez sprzężenie Europy z amerykańską branżą Big Tech – jeszcze długo będzie skapywał do nas z USA. Jeśli Zachód zachowa tu polityczną jedność, będzie w stanie zostać liderem rozwoju sztucznej inteligencji (AI) oraz ukierunkować jej rozwój.

To bardzo ważne, bo dzięki AI Zachód nie tylko będzie mógł wygrać rywalizację geopolityczną z resztą świata o stanie się cyfrowym centrum. Będzie mógł też zbudować w Polsce i Europie świat starzejących się ludzi, którymi opiekują się roboty. Takie rozwiązanie częściowo pozwoli ograniczyć konsekwencje niskiej dzietności, która będzie wynikiem zamykania granic i studzenia presji migracyjnej w celu zachowania stabilności UE.

Część deficytu ludzkiego zapełnią więc chatboty oparte na generatywnej AI, które będą w stanie (już są) wchodzić w głębsze, osobiste relacje z ludźmi, częściowo przynajmniej zastępując relacje z drugim człowiekiem. Dziś wyobrażenie sobie intymnej relacji z robotem może niektórym wydać się nie do pomyślenia, ale nasze wnuki nie będą miały z tym żadnego problemu. Co z tego, że jesteś maszyną, skoro można porozmawiać jak przyjaciele?

Dojrzałe, wytrenowane algorytmy AI będą też pomocne w tworzeniu nowych źródeł dobrobytu i pomogą w zmniejszeniu spięcia egzystencjalnego, niepewności jutra oraz konieczności rywalizacji wśród młodych. To one są dziś głównymi czynnikami niskiej dzietności wśród wykształconych.

Jak twierdzi niemiecki filozof Gunnar Heinsohn, kultura europejska stała się w ostatnim stuleciu kulturą najemniczą, gdzie najemnicy (a więc większość zawodów opartych na służbie u kogoś: sprzedawcy, analitycy, dziennikarze, naukowcy, pracownicy korporacji) rywalizują o lepsze miejsce w systemie. Przewagę zaś zdobywa się, ofiarowując czas i zasoby, które można poświęcić alternatywnie na posiadanie i wychowywanie większej liczby dzieci. AI w tym kontekście niesie obietnicę cyfrowej lekkości bytu, czyli zupełnej zmiany życiowych priorytetów u młodych w świecie rządzonym przez algorytmy. Zmiana ta będzie polegać m.in. na oddelegowaniu części własnych procesów myślowych do algorytmu. Założę się o czapkę mikroczipów, że pokolenie starej Solidarności nie przygotowało na to swoich wnuków.

6. Pokolenie 2030+ Przegrani i przegłaskani

Pokolenie starej Solidarności przez ostatnie dekady starało się wzbogacić. To było twarde pokolenie, chciało stworzyć dobre czasy. Jedni wygrali, inni przegrali, większości poszło tak sobie. Ale wszyscy chcieli jak najlepiej dla swoich dzieci.

W przypadku dzieci przegranych rodziców, obecnych 30-latków, najczęściej do głosu dochodzą sympatie prawicowe, a u dzieci wygranych – miękkie i często przegłaskane tony liberalne. Problem w tym, że i przegrani, i przegłaskani są dziś na siebie skazani. Jedni i drudzy są trochę niedotuleni, a nadchodzą czasy trudne.

Z kolei wnuki pokolenia Solidarności – młodzież szkolna i nastolatki – to już pokolenie przesytu informacyjnego i skrolowania ekranu TikToka: jeśli nie zdobędziesz ich uwagi przez 8 sekund, przekierują ją gdzie indziej. Wbrew pozorom to nie wynik braku skupienia, lecz adaptacji do nadmiaru bodźców.

Jak zatem przekazać sztafetę polskości pokoleniu, które nie chce żyć, by pracować, ale chce pracować, aby żyć? Jak zapobiec rozpłynięciu się Polaków w cyfrową masę pozbawioną tożsamości? Żeby zakorzenić w nich narrację o polskości i solidarności, o sensie istnienia polskich instytucji państwowych w ogóle, nie można nic dekretować, ale trzeba świecić przykładem. Jak twierdzi socjolog Stanisław Burdziej, autor książki „Sprawiedliwość i prawomocność”, szacunku wobec norm i instytucji nie da się skonstruować z urzędu. Dla młodych liczy się praktyka, jakość traktowania przez decydentów i zwierzchników. Natomiast polska tożsamość wykuwa się „pomiędzy”. Dlatego potrzebujemy stworzyć niekonfrontacyjne mechanizmy inicjacji społecznej – co pozwoli na połączenie Polaków w poprzek podziałów klasowych i pokoleniowych. Inaczej aktywność społeczna będzie się nowym pokoleniom kojarzyć wyłącznie z protestem i wychodzeniem na ulice.

Państwo – niezależnie od tego, kto wygra wybory – musi już w tej dekadzie postawić na nowe mechanizmy wyciągania młodych z objęć smartfona i chatbota, aby skanalizować energię życiową w stronę prawdziwej solidarności. Jak? Poprzez wolontariat, harcerstwo, wojsko, cywilną służbę publiczną oraz inne aktywności dające doświadczenie bezpośredniej społecznej relacji. Polska nie rozsypie się tożsamościowo nawet w czasie wojen, jeśli będą istniały w jej obrębie atrakcyjne narracje o solidarności: rodzinnej, narodowej, cywilizacyjnej, klimatycznej, technologicznej.

Paradoksalnie, seniorzy i dziedzice Solidarności takich solidarnych narracji dla wnuków nie pomogli stworzyć, ponieważ dzień i noc klepią własne hagiografie.

Dr Grzegorz Lewicki

Konsultant ds. prognostyki i geopolityki dla sektora prywatnego, publicznego oraz wojska. Członek zarządu International Society for the Comparative Study of Civilizations. Obecnie przygotowuje książkę „Światy AI” o wpływie sztucznej inteligencji na cywilizację.

Mam 40 lat. Żyję w epoce wojny w Ukrainie oraz komputerów, które uczą się samodzielnie myśleć. Boję się kolejnej wojny światowej, ludobójstwa na Wschodzie, a także globalnego kryzysu demokracji. A najbardziej boję się tego, że moi synowi będą musieli iść na wojnę.

Dla mnie i moich dzieci symbolicznego świata starszych już nie ma. Naprawdę, nie ma już świata Solidarności, Lecha Wałęsy, Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Oni sami oczywiście są, starzeją się mniej lub bardziej godnie; jednak ich wizje, marzenia i wierzenia wsiąkły już w tkaninę czasu. Ich świat rozmył się gdzieś na opłotkach przełomu tysiącleci i uleciał jak dojrzałe kłębki mleczy.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi