Rok 1938. Japończycy zajmują chińską Mandżurię. Pod szyldem centrum uzdatniania wody powstają sale kaźni, tzw. Jednostka 731. Przebywają w nich pacjenci pozyskani podczas wojny, kilkaset tysięcy osób zredukowanych do roli ciepłej, biologicznej masy. Tylko kreatywność naukowców ograniczała zakres prowadzonych tu badań: testowano m.in. reakcję przytomnych pacjentów na wycinanie mózgu, odcinanie obu rąk i przeszywanie do przeciwległych ramion, łączenie przełyku z jelitami, zarażanie cholerą czy reakcję dzieci na okaleczanie ich w łonie matki. Badano też kinetyczne efekty eksplozji granatu wkładanego w różne zakamarki ciała. Ku pożytkowi ludzkości naukowcy skrupulatnie zapisywali wyniki na kartkach, tworząc wielką, ociekającą krwią bazę danych. Nic dziwnego, że po przegranej przez Japonię wojnie za takie działania spodziewali się konsekwencji. A jednak Stany Zjednoczone złożyły propozycję: „udostępnijcie kartki, a przymkniemy oko". Tak oto – nie pierwszy raz w dziejach – użyteczność wygrała z etyką. A cierpienia niewinnych zasiliły pulę wiedzy ludzkości.
Kartkami z danymi wykupiło się zresztą także wielu zbrodniarzy niemieckich. Ich eksperymenty w Ravensbrück przeżyła m.in. przyjaciółka Karola Wojtyły Wanda Półtawska. Transakcja Niemców z aliantami była taka sama: wiedza za nietykalność, użyteczność za etykę. W zasadzie wstyd przyznać, lecz relatywnie największy postęp w naukach medycznych XX wieku dokonał się właśnie podczas wojny, a nasze podręczniki medycyny byłyby o wiele uboższe bez cierpień pomordowanych. Czy działa tu heglowska zasada, według której rozum nawet ze zła próbuje wyciągnąć dobro? A może raczej taka, według której cynizm ludzkości krok po kroku prowadzi nas do piekła na ziemi?
Zderzenie etyk Wschodu i Zachodu
Oczywiście w czasach pokoju, Facebooka i Instagrama, aparatów fotograficznych w każdej kieszeni nie dałoby się łatwo ukryć koszmarnych eksperymentów naukowych przeprowadzanych na skalę masową. Tym bardziej że w ramach globalizacji i współpracy międzynarodowej wydawało się, że normy etyczne stają się stopniowo mniej lub bardziej wspólne. Ale to się zmienia. Choć dziś światowa opinia publiczna krytycznie reaguje np. na badania związane ze szkodzeniem płodom czy wdrażanie technik masowej inwigilacji, to jednak globalny konsensus etyczny w nauce nie wisi w próżni. Jest i od zawsze był wypadkową sił cywilizacji – czyli grup państw o podobnych wartościach.
Przez ostatnie kilkadziesiąt lat my, część kultury Zachodu, nie byliśmy tego świadomi. Wszystko dlatego, że przyjęte normy etyczne gwarantowała przewaga Zachodu. To właśnie Zachód, mniej więcej od rewolucji przemysłowej XVIII wieku, intensywnie promieniował wartościami na inne cywilizacje, takie jak islamska na Bliskim Wschodzie czy konfucjańska w Azji Wschodniej. Ale Zachód słabnie. Jak policzyliśmy z Piotrem Arakiem w ramach Indeksu Mocy Państw (statepowerindex.com), choć Zachód jest dziś najpotężniejszą cywilizacją, sytuacja dość szybko się zmienia. Za kilkadziesiąt lat moc Zachodu liczona jako suma wpływów (militarnych, ekonomicznych, kulturowych, dyplomatycznych etc.) ustąpi mocy Wschodu – czyli cywilizacji konfucjańskiej, z Chinami jako najsilniejszym graczem. Konsekwencją będzie nie tylko ekspansja geopolityczna, ale też etyczna. Świat, w którym dominuje dziś indywidualistyczna etyka zachodnia, stanie się światem dwóch konkurencyjnych etyk.
Czarnowidztwo? Nie, realizm. – Będziemy świadkami niesamowitego przodownictwa Chin w rozwijaniu [wielu] produktów i usług – powiedział ostatnio Eric Schmidt, były szef Google'a. – Ale istnieje niebezpieczeństwo, że razem z tymi usługami i produktami będzie rozprzestrzeniać się też inny model zwierzchnictwa – z cenzurą, kontrolą i podobnymi rzeczami – dodał.