Radiowe studio, dosłownie przed sekundą, dwiema gaśnie światło „on air”, jesteśmy już poza anteną, ale wciąż siedzę z politykiem X. „Ale wy tego nie zlikwidujecie” – bardziej stwierdzam, niż pytam. „Nie” – skwapliwie przyznaje rozmówca, który właśnie skończył publicznie zapewniać, że na pewno zlikwidują. „Jezus Maria, ale wyłączyliście mikrofony?!” – przerażenie dopada go na chwilę. Wyłączyliśmy, jest bezpiecznie. I jednak śmiesznie. To było w tym tygodniu.
Czytaj więcej
Zwracam się do was w sprawach wagi najwyższej. Ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią. Dorobek wielu pokoleń, wzniesiony z popiołów polski dom ulega ruinie. Struktury państwa przestają działać. Ba, już przestały. Dlatego władzę przejmuje moja osoba. No, ktoś musiał.
Dalej narrację można poprowadzić na dwa sposoby. Klasyczny wymagałby potępienia hipokryty, który co innego mówi służbowo, co innego prywatnie. Należałoby się przykładnie oburzyć, rwać włosy z głowy i ryczeć gromko: „Ha, zdemaskowaliśmy!”. Jest i podwariant, który zamiast odstawiania psychodramy poszedłby w kpinę, szyderstwo nawet. W nim kłamca zostałby napiętnowany i wyśmiany, a sprawiedliwości stałoby się zadość. Ale jest i narracja druga, tylko tu założenie jest odmienne. Najlepiej ujął je (owo założenie) wielki znawca natury ludzkiej, Leszek Długosz, we wspomnianej – napisanej dla Wodeckiego – piosence. Może to naprawdę tak jest? Znamy doskonale wszystkie sztuczki, te chwyty i zaloty, tylko ani trochę w to nie wierzymy, lecz „jakże wszystko to cudownie brzmi”? Długosz myślał, że pisze o relacjach męsko-damskich, a wieszczem się okazał, prorokiem cholernym. Bo my im nie dowierzamy, ale przecież tak bardzo chcemy, by ktoś o nas zabiegał, że z uśmiechem słuchamy wszystkich tych bredni, godzimy się na każdą manipulację, jeśli poprawić ma nasze samopoczucie. A skoro jest popyt, to i podaż się znajdzie.
Ot, taka 13. emerytura. Nie, emeryci nie są tak głupi, by nie wiedzieć, że te niespełna 1,5 tys. zł rocznie to żadna emerytura. Ot, zasiłek, dodatek i tyle. Mógłby więc łaskawy PiS dorzucić każdemu po stówce miesięcznie i załatwione, prawda?
Ot, taka 13. emerytura. Nie, emeryci nie są tak głupi, by nie wiedzieć, że te niespełna 1,5 tys. zł rocznie to żadna emerytura. Ot, zasiłek, dodatek i tyle. Mógłby więc łaskawy PiS dorzucić każdemu po stówce miesięcznie i załatwione, prawda? No, ale wtedy nikt nie byłby zadowolony. Przecież PiS za marną stówę wdzięczności by się nie doczekał, bo co to znaczy przy takich cenach, przy tej inflacji? A tak, proszę, dodatkową emeryturę dają, troszczą się o człowieka, ludzkie pany. Z drugiej strony też tak to działa – emeryt, szanowni państwo, nie byłby z takiej zwykłej, ledwo zauważalnej podwyżki kontent, bo to jednak radość większa jest, jak dają człowiekowi 1,5 tys., niż jak ze stówką głupią wyskakują, zgodzicie się? Trwa więc ten teatr w najlepsze, nikt tego nie burzy, bo frekwencja się cieszy i klaszcze.