Autorzy tego, nie bójmy się tu wielkich słów, ideowego manifestu wydali właśnie książkę pod niepozostawiającym przestrzeni do niuansowania tytułem „Symetryści. Jak się pomaga autokratycznej władzy”, gdzie rozprawiają się z tymi, którzy jeszcze opierają się przed przywdzianiem munduru jednej z armii na politycznej wojnie polsko-polskiej. Osobiście marzyłabym, by ktoś zaliczył mnie do symetrystów, bo to naprawdę zacne i zróżnicowane grono, ale obawiam się, że jeśli ostatnio znaleźli się w nim nawet dziennikarze lewicującego OKO PRESS, to ja plasuję się gdzieś na granicy między skrajną prawicą a faszyzmem.

Czytaj więcej

Kataryna: Do każdej może przyjść policja

Panowie z „Polityki” wykreowali wirtualnego chochoła, żeby jakoś usprawiedliwić, że sami porzucili obiektywne dziennikarstwo dla partyjnej propagandy. I ja to nawet jakoś rozumiem, bo rozliczanie innych ze standardów, które się samemu wymyśliło, to zajęcie wdzięczne i niewymagające, w sam raz na dziennikarską emeryturę, gdy się samemu ustawiło na pozycji, z której nie ma się już żadnego dystansu do przyszłej władzy, gdyż jest się z własnej woli jej medialnym przedłużeniem.

I coś mi mówi, że nawet po wygranych wyborach dużo łatwiej przyjdzie im uciszanie krytyki niż patrzenie władzy na ręce.

Można się podśmiewać z coraz bardziej rozpaczliwych prób dyscyplinowania dziennikarzy przez dość jednak wąską grupkę osób, które same sobie wyznaczyły rolę strażników etosu, ale przecież każda partia woli medialnych klakierów od rzetelnych recenzentów, po wygranych więc przez opozycję wyborach to właśnie nimi Tusk obsadzi to, na obsadę czego będzie miał wpływ. Nikt nie lubi być rozliczany z rządzenia, a dziennikarze tak bardzo zaangażowani w kampanię wyborczą po jednej stronie nie będą mieć ani motywacji (nikt nie lubi się publicznie przyznawać do błędów w ocenie – coś o tym wiem), ani publiczności (bo nikt tego od nich nie będzie oczekiwał), o ile w ogóle będą umieli dostrzec jakieś wady nowej władzy, którą już teraz widzą jako „strażaków” ratujących Polskę. I coś mi mówi, że nawet po wygranych wyborach dużo łatwiej przyjdzie im uciszanie krytyki niż patrzenie władzy na ręce.