Robert Mazurek. Gdy ojcu wolno więcej

Zaiste, rację mieli, mówiąc, że dzieci to zakała ludzkości. Zwłaszcza dzieci dorosłe. Wykarmi to człowiek, wychowa, życie poświęci, urodzi osobiście, a to potem się takie obrazi, bo źle głosujesz.

Publikacja: 07.07.2023 17:00

Robert Mazurek. Gdy ojcu wolno więcej

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Przytrafiło się to Tamarze i pokrzywdzona jest podwójnie. Bo po pierwsze, w wyborach prezydenckich zagłosowała właściwie, no przecież prawicy nie poprze, prawda? Progenitura postępowa przyjęła to z uznaniem. A za co się córeczka obraziła? Za Senat. Wyobrażacie sobie państwo, Senat?! Wszystko było, jak należy, bo i parlamentarne, i lokalne, i prezydenckie, tylko raz na kobietę Tamara zagłosowała, a ta z niewłaściwej partii się okazała być. Nie pomogło przekonywanie, że bardzo oddana, że działaczka, no i wcale nie jest konserwatywna, taka lajtowa w zasadzie, ale nic to. Ponad rok się córka nie odzywała. A dlaczego Tamara jest pokrzywdzona podwójnie? Otóż na jej męża, Pawła, córki się nie obraziły, choć ten jest prawicowym zakapiorem. Cóż, widocznie ojcowi wolno więcej, przyznacie państwo, to niesprawiedliwe.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Czy najgorsze dopiero nadciąga?

Paweł, a właściwie Paul – bo to wszystko w Ameryce się dzieje – jest strażakiem w Maine, na północy Stanów, ale nie takim zwykłym sikawkowym, lecz wykształconym, dowódcą. Tamara, właściwie Tamy, pracuje jako nauczycielka niepełnosprawnych. Mieszkają sobie nad jeziorem, dobrze im tam bardzo i nawet o politykę się nie kłócą. Paul, twardy facet, który do wszystkiego doszedł własną ciężką pracą, na przekór wszystkim głosuje na Trumpa. On, bostończyk z pochodzenia! A Boston, musicie to państwo wiedzieć, to takie amerykańskie Miasteczko Wilanów, tam się zasadniczo republikanów nie wybiera.

Paulowi to nie przeszkadza, tym bardziej że sam nie jest konserwatywnym hardcorowcem, Tamy w najmniejszym stopniu nie czuje się dotknięta politycznymi sympatiami męża, zwłaszcza że sama jest nieco rozdarta. Co prawda głosowała na Bidena, lecz do Senatu właśnie na Susan Collins, formalnie republikankę, ale taką bardziej lajtową. No i nie czuje się dobrze ani w jednym, ani w drugim obozie, zupełnie jak mąż. Oboje są udanym małżeństwem od lat i przesympatycznymi ludźmi spotkanymi przy winie w Montalcino. Przypadliśmy sobie do gustu, a gdy zeszło na politykę (oni zaczęli!), to i podobieństw przybyło, bo to nie tylko rodzice mojej osoby są politycznie poróżnieni, ale i moja osoba dramatycznie nie ma na kogo głosować. Zupełnie jak oni w Maine.

Zaiste, rację mieli, mówiąc, że dzieci to zakała ludzkości. Zwłaszcza dzieci dorosłe. Wykarmi to człowiek, wychowa, życie poświęci, urodzi osobiście, a to potem się takie obrazi, bo źle głosujesz.

Jest w tej wakacyjnej opowieści, niedramatycznej przecież, happy end i nadzieja dla nas. Najpierw to pierwsze, bo w końcu córce, choć szczera demokratka, złość na matkę przeszła. W końcu ile można, prawda? No i wnuki tęsknią, bo choć Tamy i Paul nie mają nawet sześćdziesiątki, to doczekali się siedmiorga wnucząt. A nadzieja też wydaje się oczywista, wszak Amerykanie prócz Izraelczyków rywalizują z nami o tytuł najbardziej podzielonego, skłóconego narodu świata. Nienawidzą się wzajemnie hucznie i namiętnie, świat cały o swych sporach informując, szaty rozdzierając, histeryzując, że faszyzm i zdrada. I z niepotwierdzonych informacji wnoszę, że mimo to żyje im się całkiem dobrze. Więc może… Rozumieją państwo, prawda?

No bo skoro już inaczej nie potrafimy i musimy się obrażać, podejrzewać o najniższe instynkty, motywacje, skoro musimy walczyć ze sobą na śmierć i życie, to trudno. Ustalmy tylko – tak prywatnie, na użytek własny, a nie od razu całego narodu – że od czasu do czasu zrobimy sobie przerwę i pomyślimy, że rodzina ważniejsza jest niż Tusk, że szkoda czasu na kłótnię z matką, bo Kaczyński. A poza tym róbmy swoje, że od klasyka zapożyczę. Czyż wakacje, bez względu na to, czy na Malediwach, czy na działce, nie są wystarczającym powodem, by wyłączyć telewizor, nie zaglądać na krwiożercze portale, by odpuścić sobie kampanijne emocje? Zróbmy sobie jakieś dzieci albo i wnuki, zacznijmy zbierać znaczki (podobno strasznie staniały) tudzież inne dziadostwo, róbmy coś, byle się tym wariatom nie dać.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Sprawa Kamila i egzekucja w prime time

I żeby państwo nie myśleli, że mnie się ten homiletyczny ton włączył z troski o was. Ano nie, bądźmy szczerzy, ani trochę. Leżę sobie w pięknych okolicznościach upalnej, śródziemnomorskiej przyrody i krew mnie zalewa na myśl, że wrócę w sam środek dzikich awantur. Więc może byliby państwo tacy dobrzy i ogarnęli ich troszkę, co?

Przytrafiło się to Tamarze i pokrzywdzona jest podwójnie. Bo po pierwsze, w wyborach prezydenckich zagłosowała właściwie, no przecież prawicy nie poprze, prawda? Progenitura postępowa przyjęła to z uznaniem. A za co się córeczka obraziła? Za Senat. Wyobrażacie sobie państwo, Senat?! Wszystko było, jak należy, bo i parlamentarne, i lokalne, i prezydenckie, tylko raz na kobietę Tamara zagłosowała, a ta z niewłaściwej partii się okazała być. Nie pomogło przekonywanie, że bardzo oddana, że działaczka, no i wcale nie jest konserwatywna, taka lajtowa w zasadzie, ale nic to. Ponad rok się córka nie odzywała. A dlaczego Tamara jest pokrzywdzona podwójnie? Otóż na jej męża, Pawła, córki się nie obraziły, choć ten jest prawicowym zakapiorem. Cóż, widocznie ojcowi wolno więcej, przyznacie państwo, to niesprawiedliwe.

Pozostało 83% artykułu
Plus Minus
Grób Hubala w Inowłodzu? Hipoteza za hipotezą
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS