Jan Maciejewski: Chwila przed

Chrystus w Ogrójcu nie tylko płakał czy drżał, ale przede wszystkim porządnie się spocił. I tego samego chce od nas.

Publikacja: 07.04.2023 17:00

Jan Maciejewski: Chwila przed

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Na balkonie ustawmy wygodny fotel. Przyda się też koc, wieczory o tej porze roku bywają jeszcze chłodne. W dłoni – w zależności od nastroju i zapotrzebowania – lampka wina albo kubek z ciepłą herbatą. W słuchawkach niech popłynie nastrojowa muzyka, może nawet „Requiem” Mozarta, rzecz jasna w jakimś dobrym wykonaniu. Dopiero tak przygotowani możemy śledzić zmierzch. Wygasanie dnia, zachodzenie słońca czy każdej z tych rzeczy, z jakiej pochodzić mogą ciepło i światło. Z dystansu i z godnością.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Neutralność religijna nie istnieje

Albo inaczej. Ustawmy się w rogu ogrodu. Najlepiej boso i o tej porze, kiedy z ziemi dawno już wyparowało ciepło dnia. Nogi zaczynają drżeć z zimna, oczy przymykają się ze zmęczenia. Ale ta rola jest już obsadzona, inni śpią, więc nam nie wolno. Kątem oka widać kontury trzech, kołyszących się powoli w rytm oddechu sylwetek. A tuż obok, prawie u naszych stóp, ktoś inny leży twarzą ku ziemi. I nie śpi tak bardzo jak to tylko możliwe. Już nie zaśnie. Zamknie oczy dopiero, kiedy umrze. Odrą go zaraz z ubrań i godności. Nic tu nie wygasa, a wszystko płonie. A najbardziej spływające z czoła krople krwi. Z jednej strony obserwowane z zatroskaniem, ale też kojącym poczuciem nieuchronności wygasanie Kościoła. Z drugiej – jego agonia. Widownia i scena. Sprawozdawca i uczestnik. Sowa Minerwy wylatująca o zmierzchu czy – rozpoczynające się o tej samej porze – czuwanie. W nocy z czwartku na piątek, zgodnie z prośbą, jaką usłyszała w swoich objawieniach Małgorzata Maria Alacoque. Najniezwyklejszą z próśb – Zbawiciel chce, by towarzyszyć Mu podczas modlitwy w Ogrójcu. Chwili swej największej słabości. Za parę godzin krew będzie się lała strumieniami, ale jej pierwsze krople padną tutaj. Te są najcięższe.

Strach brał się nie tyle z myśli o nadchodzącym cierpieniu, co jego bezcelowości. Chrystus widział w Ogrójcu każdy z grzechów, za który odpowie własną krwią.

Strach brał się nie tyle z myśli o nadchodzącym cierpieniu, co jego bezcelowości. Chrystus widział w Ogrójcu każdy z grzechów, za który odpowie własną krwią. Każdy, nie tylko te, jakie zostały dotąd popełnione, ale też wszystkie, które dopiero się zdarzą. Każdy ból można wytrzymać, o ile tylko dokądś zmierza. W tamtej chwili, w godzinie, gdy trzej najbliżsi uczniowie smacznie spali, a kolejny dobijał właśnie targu z faryzeuszami, całe to nadchodzące cierpienie wydawało się nie mieć najmniejszego sensu. Zanim przyszła śmierć, a nawet jeszcze przed tym nim zaczęła się właściwa męka, przyszła agonia.

Nic nie jest straszniejsze niż chwila przed. Nie ta, gdy ostrze spada już z góry, ale kiedy powoli cofa się, biorąc rozmach, trzymająca je dłoń. Najtrudniejsze z mogących paść pytań nie może się równać z tymi minutami ścisku i strachu przed wejściem do sali egzaminacyjnej. Albo ten moment, w którym powiedziałeś jej już, co do niej czujesz, a ona dopiero otwiera usta, zabierając się powoli do udzielenia odpowiedzi. Krótka pauza przed ostatnim akordem – żaden dźwięk nie jest tak gęsty jak ten moment ciszy. Chwila przed, agonia. Męczeństwo jest łaską dla wybranych; na miejsce przed sanhedrynem albo na dziedzińcu Piłata trzeba sobie naprawdę zasłużyć. Ale bramy Ogrójca nie są zamykane na noc, wszyscy jesteśmy zaproszeni do agonii.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Piotruś Pan mniej groźny od Doriana Graya

Jeśli śmierć jest końcem ruchu, ostatecznym zatrzymaniem, to agonia jest jej absolutnym przeciwieństwem. „Agoniami” Grecy nazywali rozgrywane między sobą konkurencje atletyczne. Agonia jest największym, bo ostatecznym wysiłkiem. Chwilą, kiedy zmęczone mięśnie zdobywają się do jeszcze jednego, niespodziewanego dla samych siebie, szarpnięcia. Napięciem biorącym się ze starcia przeciwieństw, wyścigiem, skokiem, walką zapaśników. Najbardziej jaskrawym z kontrastów. Chrystus w Ogrójcu nie tylko płakał czy drżał, ale przede wszystkim porządnie się spocił. I tego samego chce od nas. Nie chce sprawozdawców wygasania, reportażystów zmierzchu, tylko uczestników agonii. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy św. Małgorzata otrzymywała swoje objawienia, jej rodak Blaise Pascal zanotował zdanie: „Jezus będzie konał aż do skończenia świata; nie wolno nam spać przez ten czas”. Oboje rozumieli, że zarówno życie, jak i świat są w istocie tym samym. Chwilą przed.

Na balkonie ustawmy wygodny fotel. Przyda się też koc, wieczory o tej porze roku bywają jeszcze chłodne. W dłoni – w zależności od nastroju i zapotrzebowania – lampka wina albo kubek z ciepłą herbatą. W słuchawkach niech popłynie nastrojowa muzyka, może nawet „Requiem” Mozarta, rzecz jasna w jakimś dobrym wykonaniu. Dopiero tak przygotowani możemy śledzić zmierzch. Wygasanie dnia, zachodzenie słońca czy każdej z tych rzeczy, z jakiej pochodzić mogą ciepło i światło. Z dystansu i z godnością.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS