Bogusław Chrabota: Cywilizacje rodzą się i umierają

Starzejemy się jako Europa. Jako cywilizacja. To oczywiście smutne, ale nic w tym dziwnego.

Publikacja: 24.03.2023 17:00

Bogusław Chrabota

Bogusław Chrabota

Foto: Fotorzepa, Maciej Zieniewicz MZi Maciej Zieniewicz

Cywilizacje się starzały, chyliły ku upadkowi, upadały, by się potem podnieść z kolan albo nie. Ludzkość była tyle razy świadkiem upadku kolejnych cywilizacji, że nic nie powinno jej już dziwić. Po niektórych zostały perły architektury, dorobek intelektualny, który przyjmujemy dziś za swój, fantastyczne tradycje, albo nic, popiół i pokiereszowane kamienie.

Niekiedy – poza wąskim kręgiem ekspertów – nic nie mówią nawet nazwy państw czy całych narodów. Kto dziś wie, czym była starożytna Kizzuwatna. Albo narodzone na brzegach Indusu wielkie miasta Mohendżo Daro i Harappa. Ktoś zgadnie, że w tych ośrodkach miejskich przed niemal 5 tys. lat całkiem sprawnie funkcjonował już rozwinięty system wodno-kanalizacyjny, a w większości domów były łazienki z bieżącą wodą i toalety? W dużej części sąsiedniej Rosji do dziś to wciąż abstrakcja. A jednak o Mohendżo Daro wiedzą nieliczni.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Kult Jana Pawła II obroni tylko prawda

A co wiemy o poprzednikach Rzymian – Etruskach? Nie znamy ani ich genezy, ani języka. Podziwiamy nieliczne rzeźby, jakieś potłuczone sarkofagi i wracamy do Tarkwiniuszy, których pamięć dość obraźliwie potraktowali zazdrośni Rzymianie. Nieco tylko pociesza fakt, że z tymi ostatnimi historia też obeszła się nie najlepiej. Najpierw wśród rzesz niewolników przyciągnęli do centrum swego imperium wyznawców pewnego zaborczego syryjskiego kultu, a potem nie potrafili go ani oswoić, ani wytrzebić. Ostatecznie Rzym zdradzili nawet jego ostatni cesarze, porzucając stare wyznanie i składając hołd Chrystusowi, co musiało się wiązać z ostatecznym upadkiem imperium.

Czy ktoś dziś żałuje Etrusków, Sabinów, jakąś cholernej azjatyckiej Kizzuwatny czy legendarne Mitanni? Przebrzmiał Rzym, przebrzmiało państwo faraonów, zapomniano o Hetytach. I dobrze. Na gruncie tej zgasłej starości wyrósł nowy świat. W cieniu krzyża wznoszono gotyckie katedry i palono heretyków. Potem zafundowaliśmy sobie rewolucje, których efektem nie było nic poza milionami ofiar. Ci, którzy przeżyli, budowali potem kapitalizm czy socjalizm w szczerym przekonaniu, że fundują nowy, szczęśliwy świat, a tworzyli tylko zręby dostatku, w którym dziś żyją nasze dzieci i nasi rówieśnicy.

Czy ktoś dziś żałuje Etrusków, Sabinów, jakąś cholernej azjatyckiej Kizzuwatny czy legendarne Mitanni? Przebrzmiał Rzym, przebrzmiało państwo faraonów, zapomniano o Hetytach. I dobrze. Na gruncie tej zgasłej starości wyrósł nowy świat. 

Żyją na tyle dostatnio i wygodnie, że nie bawi ich nawet prokreacja. Pracę uważają za bezsensowny wysiłek. Z rozdziawionymi gębami czekają na pomoc państwa, zapominając, że to oni są państwem, że nie ma takiego autonomicznego, wyabstrahowanego od ludzkiej treści bytu, jak państwo samo w sobie. Kwadratura koła, nieprawdaż? Ktoś oczekuje na zaspokojenie potrzeb, które zaspokoić może tylko sam. To nie może się skończyć dobrze. Tu nie ma dobrego rozwiązania. Potrzeby mnożone są ad infinitum. Rozwiązania znajdowane tylko czasami. W większości przypadków tylko po to, by natychmiast stawać przed ścianą kolejnych potrzeb. Czy przebije się do naszej świadomości prosta prawda, że to kompletny obłęd? Szczerze wątpię.

Jednym z dowodów naszej słabości jest niczym nieuzasadniona wiara w zasadę Opatrzności. Chcemy wierzyć, że ktoś nad nami czuwa i daje gwarancję, że cokolwiek zrobimy, albo – co bardziej prawdziwe – czego nie zrobimy, to nasza cywilizacja będzie bezpiecznie trwać dalej. A niby dlaczego? Zapytam. Czym jest lepsza od tamtych minionych? Tym, że osiągnęliśmy wyższy poziom techniczny? A czymże jest poziom techniczny, jeśli nie zespołem instrumentów, którym ktoś musi/powinien/chce zawiadować. A jeśli się do tego nie nadaje? Jeśli porzuca dostępny warsztat środków? To co? Nic nas nie nauczyła historia.

W 1917 r. carat miał cały arsenał środków dających szanse na przetrwanie. Tyle że z niego nie skorzystano. Na przełomie lat 90. poprzedniego stulecia to samo wydarzyło się z mocno sfatygowanym, ale wciąż działającym państwem bolszewików. Dziś na naszych oczach w spazmach dogorywa jego spadkobierczyni, Rosja. Trudno dostrzec jakieś perspektywy dla tego państwa. Nacjonalizm nie jest dobrym paliwem. Lepszym byłaby demokracja, ale ta w Rosji jest zakazana. Ktoś postawił przed jej bramą wejściową znak zakazu z napisem: dla wolności miejsca tu nie ma. Nigdy więc tam nie wjedzie.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Azja patrzy na Bidena w Kijowie

A u nas? Rządzący złożyli fałszywą obietnicę rozłożenia ochronnego parasola nad zabytkami języka, kultury, wiary i religii. Obiecali, że zachowają to, co najdroższe. Tylko czy oni naprawdę wiedzą, co w istocie jest w cenie? I skąd ta wiedza? Czy aby na pewno to się liczy, co oni uznają za ważne i warte zachodu? Kiedy myślę o chrześcijańskich barbarzyńcach wdzierających się na oczach kapłanów w IV w. po Chrystusie do świątyń Serapisa nad Nilem, kiedy pomyślę o ubranych w togi rzymskich obrońcach starego porządku, jestem pewny, że czuli to samo, co dziś czują obrońcy naszych ołtarzy. Strach i smutek. Niepokój i rozczarowanie. A przede wszystkim obawę, że upadek starego porządku będzie końcem świata.

I tu się nie mylą. Tyle że ów koniec świata będzie końcem ich świata. A po tym końcu przyjdzie, może we krwi i w bólach porodowych, jakiś początek czegoś nowego. Czegoś, czego jeszcze nie znamy i co pewnie zaskoczy nieraz nową formą, nowym językiem, nowymi wartościami. Cywilizacje są jak ludzie. Starzeją się i umierają, by dać przestrzeń nowym pokoleniom, nowym porządkom. Mam dziwne przeczucie, że na naszych oczach dzieje się właśnie to.

Cywilizacje się starzały, chyliły ku upadkowi, upadały, by się potem podnieść z kolan albo nie. Ludzkość była tyle razy świadkiem upadku kolejnych cywilizacji, że nic nie powinno jej już dziwić. Po niektórych zostały perły architektury, dorobek intelektualny, który przyjmujemy dziś za swój, fantastyczne tradycje, albo nic, popiół i pokiereszowane kamienie.

Niekiedy – poza wąskim kręgiem ekspertów – nic nie mówią nawet nazwy państw czy całych narodów. Kto dziś wie, czym była starożytna Kizzuwatna. Albo narodzone na brzegach Indusu wielkie miasta Mohendżo Daro i Harappa. Ktoś zgadnie, że w tych ośrodkach miejskich przed niemal 5 tys. lat całkiem sprawnie funkcjonował już rozwinięty system wodno-kanalizacyjny, a w większości domów były łazienki z bieżącą wodą i toalety? W dużej części sąsiedniej Rosji do dziś to wciąż abstrakcja. A jednak o Mohendżo Daro wiedzą nieliczni.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi