1
Co jest ważniejsze od życia? Trudno powiedzieć. To jedno z tych pytań fundamentalnych, na które odpowiedź zawsze jest trudna. I zawsze jest na nią za wcześnie. Jedno natomiast jest pewne: im bliżej starości, tym to pytanie wybrzmiewa dotkliwiej, tym bardziej boli, tym odpowiedź wydaje się okrutniejsza. Pojąłem to po raz pierwszy, kiedy koledzy z redakcji poprosili mnie o napisanie tego eseju. „Chodzi o tekst w opozycji do narracji o kulcie młodości – umownie, hasłowo – o sile starości” – napisał mi kolega, jeden z redaktorów „Plusa Minusa”.
Dlaczego ja? – pomyślałem. No tak, któżby inny? Wiek mówi sam za siebie. Ale PESEL wszystko tłumaczy tylko pozornie. Bo o ile, dajmy na to, w czasach krucjat mój wiek byłby uznawany za starczy (król francuski Ludwik IX, umierając w Tunisie w wieku lat 56, odchodził jak Matuzalem), o tyle w dzisiejszych czasach ludzie, którzy nie przekroczyli szóstego krzyżyka, są wciąż w wieku średnim. Bez wątpienia na przestrzeni stuleci pojmowanie starości zasadniczo się zmieniło. Przeciętny Grek w czasach starożytnych przeżywał 28 lat, życie Rzymianina zamykało się w przedziale 20–30 lat. Jeszcze na początku XX wieku mieszkaniec naszej planety żył przeciętnie 31 lat.
Rewolucja wydarzyła się później. Pod koniec XX wieku. To wtedy w bardziej higienicznych i zamożniejszych częściach świata zaczęliśmy dożywać lat 80 i więcej. Dość powiedzieć, że mój ojciec, w skądinąd niezłej formie, kończy w tym roku lat 89, a mama, nie tracąc ani fizycznej werwy, ani możliwości umysłowych, przekroczy 80. Ktoś powie – dobre geny. Odpowiem: tak i nie. Bo prócz dobrych genów w indywidualnych przypadkach, dobrej opieki medycznej, jakościowej żywności i świadomości tego, że pewna doza dyscypliny służy długowieczności, cała reszta jest niczym innym, tylko światową tendencją. W dzierżącym prymat w długości życia Monako kobiety żyją średnio 93,5 roku, mężczyźni 85,6. W Japonii kobiety 88,3, a mężczyźni 81,4 roku. Koszmar – ktoś powie. Koszmar?
Czytaj więcej
Jan Paweł II zasłużył na swoje „santo subito” tytaniczną pracą, wysiłkiem, cierpieniem. Zmienił świat, zwłaszcza naszą jego część, ale czy można mu przypisywać atrybuty bezgrzeszności czy nieomylności?
2
W jakimś sensie tak. Bo za taką średnią musi się ciągnąć przekonująca wizja zgrzybienia ludzkości. Świat jako permanentna geriatria. Wielomiliardowa społeczność marudzących, gubiących myśl, średnio orientujących się w czasie i przestrzeni stukaczy laską o chodnik. Gubiąca wigor i potrzebę zmiany społeczność ludzi popadających w stopniowy imbecylizm. Kilka miliardów domagających się obsługi z zewnątrz pasażerów wózków inwalidzkich i popychaczy balkoników. Tysiące milionów konsumentów różnokolorowych pigułek.