Joanna Szczepkowska: Najtrudniejsze są dziecinne pytania

Co to są granice? – zapytało mnie dziecko znajomych, patrząc w oczy z ufnością pięciolatka.

Publikacja: 03.03.2023 17:00

Joanna Szczepkowska: Najtrudniejsze są dziecinne pytania

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Było to kolejne pytanie w trudnej rozmowie, która zaczęła się od podsłuchanej informacji, że coś niedobrego dzieje się za granicą. Dziecko wychowuje się w domu, gdzie telewizor jest włączony, więc wojny, trzęsienia ziemi są stale obecne i docierają do wszystkich zmysłów.

W czasie mojej ostatniej wizyty z telewizora napływały wiadomości o samobójczych myślach dzieci z podstawówki. Z jednej strony takie raporty są potrzebne, z drugiej obawiam się, że generują kolejne frustracje. Jak rozmawiać z dzieckiem, które od pierwszych lat życia styka się ze światem pełnym zagrożeń? Dzieciom trzeba mówić prostą prawdę, co nie jest takie łatwe, kiedy mowa dorosłych jest skażona zawiłościami, określeniami z nie do końca przemyślanym znaczeniem.

Czytaj więcej

Joanna Szczepkowska: Jest jeden wieszcz i jeden poemat

Pytania dzieci są dla dorosłych szokiem, działają jak prysznic, który zmywa przyschnięty brud. W zasadzie nie mamy przecież powodu, żeby zapytać samego siebie „co to są granice?”. Przyjmujemy je jako oczywisty podział krajobrazu, który bywa przedmiotem konfliktów i może zmieniać położenie. Najlepiej żeby granic nie było i przynajmniej na terenie Unii Europejskiej są otwarte. Nie jest najlepszym wyjściem tłumaczenie, że granice są złem, bo kiedy ma się pięć lat, trudno dźwigać świadomość, że wszystko jest fatalnie urządzone.

A więc próbowałam tłumaczyć dziecku i sobie, że państwa mają granice, tak jak każdy pokój ma ściany, żeby... – dziecko patrzyło na mnie cierpliwie i ufnie, a ja gubiłam się przy tłumaczeniu, dlaczego właściwie mieszkanie jest podzielone na pokoje. Dlaczego nie można mieszkać na otwartej przestrzeni, razem? Sprawy intymne musiałam odłożyć na czas, kiedy dziecko podrośnie, więc jedynym argumentem było to, że pokój osobny jest potrzebny, bo każdy czasem chce mieć spokój i robić to, co lubi. Dlaczego nie można robić tego w jednej wspólnej przestrzeni? To jest dobre pytanie.

Pytania dzieci są dla dorosłych szokiem, działają jak prysznic, który zmywa przyschnięty brud. W zasadzie nie mamy przecież powodu, żeby zapytać samego siebie „co to są granice?”. 

Człowiek chce się odgradzać. Potrzeba odgradzania się jest wpisana w naszą naturę. Dlaczego? Czy to jest tylko ludzkie? Stadne zwierzęta oznaczają swój teren i pilnują go w obawie przed atakiem innych zwierząt. No dobrze, ale zwierzęta to stworzenia dzikie, napadają na siebie, żeby przetrwać. Człowiek już dawno dziki nie jest, a żeby przetrwać, nie musi polować na drugiego człowieka.

Dlaczego się odgradzamy? Jak odpowiedzieć na to pytanie, unikając obrazu sąsiadów jako ludzi wrogich i agresorów bez uczuć? Dlaczego oni są źli, a my w obrębie swojej granicy dobrzy? Oczywiście można powiedzieć dziecku, że w jakimś sąsiednim kraju rządzi zły człowiek, ktoś w rodzaju smoka i ten smok chce mieć dla siebie cały świat. A wtedy jest wojna. Jednak smoki na ogół przegrywają, bo są głupsze od dzielnego rycerza. W każdej bajce widać, że zło jest prymitywne, a człowiek inteligentny. Dlaczego więc nie można przechytrzyć złego króla?

Jak odpowiedzieć na te pytania, unikając opowieści o mechanizmie strachu? Jak to zrobić, nie podważając ufności do dorosłych, bez której nie ma poczucia bezpieczeństwa?

Każde dziecko, a zatem każdy człowiek, przechodzi przez etap „to moje”, etap ściskania w ręku rzeczy swojej albo znalezionej, obrony i szarpaniny, płaczu i złości. Każdy przechodzi przez nauki dorosłego – podziel się, oddaj, pożycz. Od małego jesteśmy uczeni, że nie należy swoich rzeczy trzymać kurczowo dla siebie. Dlaczego więc bronimy kurczowo „swojego”, stawiając granice? Bo mamy prawo do swoich zwyczajów i nie chcemy, żeby ktoś nam je odbierał, wprowadzał swoje zwyczaje i uważał, że my jesteśmy gorsi?

Czytaj więcej

Joanna Szczepkowska: To był rok globalnego szoku

Dalej już nie brnęłam w tę rozmowę, bo granica między dorosłością i prymitywnym złem zaczęła się łamać w oczach tego dziecka. Opowiedziałam więc, jak w Turcji przekroczono granice, żeby ratować ludzi po trzęsieniu ziemi. Wtedy dziecko z błyskiem nadziei w oczach zapytało: to w czasie trzęsienia ziemi wszyscy się godzą? No… no tak – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. W czasie trzęsienia ziemi wszyscy się ratują. – I nie ma wojny? – Nie ma. Nie ma wojny w czasie trzęsienia ziemi. – A źli ludzie też ratują? Dobre pytanie. No tak… bo nie ma złych ludzi, są tylko bardzo złe sprawy. Zły człowiek w czasie trzęsienia ziemi może się okazać dobry.

– Więc jakby trzęsienie ziemi było na wojnie, to wszyscy by się pogodzili? Co odpowiedzieć? Pytanie z gatunku filozofii. Jesteśmy uwikłani w symbole, przebrani we wrogie mundury, a gdyby tak na terenie krwawego konfliktu nastąpił atak natury, taki jak trzęsienie ziemi, może ci, którzy teraz rozbijają ściany domów, odkopywaliby razem ofiary leżące pod gruzami. To trudne do wyobrażenia, ale niewykluczone. Wtedy granice się przesuwają . Dlaczego? Bo w obliczu globalnych zagrożeń stajemy się gatunkiem, a nie państwami, ludźmi, nie narodami. Bo nasze granice są, dziecko, tylko w głowie, ale jak mam ci to wytłumaczyć skoro to jest za trudne nawet dla dorosłych.

Było to kolejne pytanie w trudnej rozmowie, która zaczęła się od podsłuchanej informacji, że coś niedobrego dzieje się za granicą. Dziecko wychowuje się w domu, gdzie telewizor jest włączony, więc wojny, trzęsienia ziemi są stale obecne i docierają do wszystkich zmysłów.

W czasie mojej ostatniej wizyty z telewizora napływały wiadomości o samobójczych myślach dzieci z podstawówki. Z jednej strony takie raporty są potrzebne, z drugiej obawiam się, że generują kolejne frustracje. Jak rozmawiać z dzieckiem, które od pierwszych lat życia styka się ze światem pełnym zagrożeń? Dzieciom trzeba mówić prostą prawdę, co nie jest takie łatwe, kiedy mowa dorosłych jest skażona zawiłościami, określeniami z nie do końca przemyślanym znaczeniem.

Pozostało 86% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi