Krzysztof Brożek: Kwaśniewski się spóźnia, Wałęsa podaje nogę

Debata startuje. Aleksander Kwaśniewski mówi, że chciałby być prezydentem, z którego Polacy będą dumni. A Lech Wałęsa komentuje, że to bolszewicko-komunistyczna szczerość. Po debacie Polacy wydają werdykt: 75 do 25 na korzyść postkomunisty.

Publikacja: 25.11.2022 17:00

Dopiero teraz Aleksander Kwaśniewski idzie do prezydenta RP i wyciąga dłoń, ale w ten sposób, żeby p

Dopiero teraz Aleksander Kwaśniewski idzie do prezydenta RP i wyciąga dłoń, ale w ten sposób, żeby prezydent RP musiał się wychylić albo wyjść zza swojego stolika. Tego już za wiele. Lech Wałęsa nie wytrzymuje, wybucha: – Panu to ja mogę nogę podać! – krzyczy. Debata przedwyborcza w studiu TVP, 12 listopada 1995 roku

Foto: Maciej B. Brzozowski/pap

Tak wygraną w 1990 roku, jak i przegraną w 1995 trafnie przepowiedziała Lechowi Wałęsie żona Danuta: „Jak wygrasz wybory, będziesz prezydentem. A jak przegrasz, to nie będziesz”. Jeśli chodzi o Lecha Wałęsę, sprawdziło się to co do joty w obu wypadkach, chociaż podejrzewam, że może to mieć zastosowanie i do innych polityków.

Pycha kroczy przed upadkiem, miał powiedzieć biblijny Salomon. Hasłem wyborczym Lecha Wałęsy było: „Kandydatów jest wielu, ale Lech Wałęsa tylko jeden”.

I trzeba przyznać, że to też prawda. Na tym jednak kończą się aktywa urzędującego prezydenta. Na początku roku 1995 roku „cieszył się” poparciem przekraczającym pięć procent, a kłopoty z zebraniem wymaganych 100 tysięcy podpisów jego sztab rozwiązał w ten sposób, że masowo mieli wpisywać się żołnierze. Mimo to większość konkurentów pewnie nie byłaby trudna do pokonania. Jacek Kuroń był zwalczany przez własną partię UD, ludowcy podzielili się na tych wspierających Waldemara Pawlaka oraz wspierających Jana Olszewskiego, z kolei Hanny Gronkiewicz-Waltz i Jana Pietrzaka nie wspierał nikt. A Janusz Korwin-Mikke, jak zwykle, szkodził sobie sam. Był jeszcze Leszek Bubel, o którym nic nie napiszę. Lech Wałęsa w takim towarzystwie mógłby myśleć o reelekcji, gdyby nie nabierający wiatru w żagle postkomuniści niedawno przemianowani na lewicę demokratyczną. Aleksander Kwaśniewski zbierał żniwo w postaci niezadowolenia zmęczonego reformami społeczeństwa, ale trzeba mu przyznać, że jednocześnie jako zdolny i nowoczesny polityk dużo dał od siebie: schudł, opalił się i tańczył w rytm muzyki disco polo.

Czytaj więcej

„Alicja w Krainie Snów”: Pudełko ciastek ze wspomnieniami

Wałęsa bez prądu

Aleksander Kwaśniewski startujący z wysokiego pułapu trzydziestu pięciu–czterdziestu procent sympatii (bo nie do końca poparcia) oraz Lech Wałęsa zaczęli wyjeżdżać w teren. Ale to Aleksander Kwaśniewski był aktywniejszy, łatwiej nawiązywał kontakt z tłumami, a znany dotąd z tego Lech Wałęsa zgasł. Nie jest wytłumaczeniem wiek, bo wprawdzie Kwaśniewski ma zaledwie czterdzieści jeden lat, ale pięćdziesięciodwuletni Wałęsa wciąż jest jak na polityka bardzo młody.

Kwaśniewski jeździ po mniejszych miastach, gdzie nie tylko tańczy i śpiewa, ale też wypowiada się na bardzo ważne tematy: dla gazet kobiecych opowiadał, jaką stosuje dietę (czyli autorską dietę MŻ WR – mniej żreć, więcej ruchu), a dla męskich, jakie uprawia sporty (tenis). A tymczasem Lech Wałęsa zachowuje się, jakby ktoś odciął mu prąd. Do tego te miejsca spotkań z wyborcami rodem z PRL-owskich aparatczyków: urzędy, zakłady pracy, hale sportowe.

Lech Wałęsa znów, jak w 1990 roku, rozpoczął kampanię od rodzinnych stron. W kawalkadzie samochodów ochrony zajechał też do Chalina, gdzie chodził do szkoły. Lech Wałęsa wysiadł z samochodu, przesiadł się na rower, w ten sposób chciał lepiej przyjrzeć się dawnym miejscom. Za nim, również na rowerach, jechali ochroniarze. Lech Wałęsa zatrzymał się przed dawną szkołą. Zobaczył siedzących przed nią kobietę i mężczyznę. Pani Władysława wspomina:

– Patrzył na ten budynek, pyta: „Kto tu mieszka?”. Ja mówię: „Ja”. Pytam go, czy może sobie ze mną zrobić zdjęcie. Zrobiliśmy sobie zdjęcie, z moim mężem Kazikiem też. Ja się go pytam: „Leszek, to mnie nie poznajesz?”. On tak patrzy i mówi: „A kto pani jest?”. To ja mu mówię, że znaliśmy się ze szkoły.

Leszek i Jagódka

Potem pojechał na spotkanie w nowej szkole, której budowę rozpoczęto w 1987 roku. Uczniowie zaczęli w niej naukę w 1992, ale w 1995 roku wciąż trwała jej rozbudowa.

Jagoda Jakubowska mówi:

– Dyrektor mówi do mnie: „Pani Jagódko, on zawsze tak ładnie do pani mówi: Jagoda, to może pani przyjdzie”.

Pani Jagoda wraz z koleżankami zobowiązała się przygotować poczęstunek, a właściwie duży obiad. Podzieliły się daniami, które każda z nich ugotuje.

Jagoda Jakubowska:

– Ja piekłam ciasto drożdżowe i gotowałam czerninę.

Lech Wałęsa, nazywany przez Jagodę Jakubowską Leszkiem, wypatrzył ją wśród witających go przed szkołą. Zawołał: „Jagódka!”. I serdecznie się przywitał.

Jagoda Jakubowska:

– Mówię mu: „Leszek, jak się tak w szkole spotykaliśmy od maleńkości, za rękę w parach chodziliśmy, mali byliśmy, to mam tu dla ciebie mały kwiatek. Dałam mu bukiecik kwiatków”.

Potem wszyscy poszli do sali gimnastycznej, gdzie stały zastawione stoły.

Lech Wałęsa usiadł między dyrektorem szkoły a panią Jagodą.

– Razem był z nim chyba Wachowski – przypomina sobie koleżanka z klasy.

Rozmawiali o starych czasach i o tym, jak się zmienił Chalin i okolica.

– Siedziałam koło niego i mówię mu: „Leszek, źle zrobiłeś, bo to ty powinieneś ten pałac w Chalinie wykupić, wyremontować sobie”.

Podczas tego spotkania najbardziej znany absolwent wsparł swoją dawną szkołę.

– On dał pieniądze panu dyrektorowi Kazimierczakowi. Nie żaden czek, tylko pieniądze w kopercie, to było dwadzieścia czy trzydzieści tysięcy złotych, na halę sportową. Bo on bardzo lubił sport, ale nie było warunków takich jak dziś – wspomina pani Jagoda.

Atmosfera jest radosna, tym bardziej że na stołach pojawiają się charakterystyczne dla tej okolicy, a ulubione Lecha Wałęsy, dania. Czernina z kaczki z kluskami ziemniaczanymi i kaczym mięsem. Czernina to zupa z krwi.

Czytaj więcej

Pustynna fortuna Kataru

Jagoda Jakubowska:

– Tutaj w Chalinie, jak przyszła niedziela, to w każdym domu była czernina, nie rosół. Można też zrobić czerninę z wieprzowiny. Ale u nas chowali ludzie dużo kaczek i taka moda była. Zupa szczawiowa na wiosnę, a w lecie czernina, bo to takie tutejsze, swojskie i on chciał. Śmiał się. „Jak jadą do Chalina, to u braci ciotecznych w Popowie, i tu jak przyjedzie, to zawsze na czerninę”. (…)

Panu to ja mogę nogę podać!

Przyjemności przyjemnościami, ale trzeba opuścić smak rodzinnych stron i wrócić do twardej rzeczywistości prezydenckiej kampanii. W jej trakcie również odbyła się debata, która zmieniła bieg wydarzeń, tyle że teraz w niekorzystny dla Lecha Wałęsy sposób. Kiedy w 1989 roku pokazał się na tle Alfreda Miodowicza, nabrał wiatru w żagle. Kiedy w 1995 roku spotkał się z Aleksandrem Kwaśniewskim, zgasł.

W dniu debaty stoi przy pulpicie w telewizyjnym studiu, pod oślepiającymi i grzejącymi lampami. A Aleksander Kwaśniewski się spóźnia. Będzie później zaprzeczał, zapewniał, że nie był to celowy fortel, ale faktem jest, że przed przyjazdem do telewizji został już wystylizowany i upudrowany w siedzibie SLD. Dlatego teraz mimo spóźnienia może wejść prosto do studia, wprost na zdenerwowanego Lecha Wałęsę.

Wchodzi wyluzowany, lekki ukłon i idzie się witać. Po kolei ze wszystkimi, dziennikarzami, operatorami kamer, dźwiękowcami, inspicjentkami, kierowniczkami planu, zdaje się, że szuka wzrokiem, czy nie ma jeszcze kogoś, z kim mógłby się przywitać. Grzecznie, z szacunkiem. A Lech Wałęsa bezradnie stoi, czeka i krew się w nim gotuje.

Dopiero teraz Kwaśniewski idzie do prezydenta RP i wyciąga dłoń, ale w ten sposób, żeby prezydent RP musiał się wychylić albo wyjść zza swojego stolika. Tego już za wiele. Lech Wałęsa nie wytrzymuje, wybucha:

– Panu to ja mogę nogę podać! – krzyczy.

Zawiedziony Aleksander Kwaśniewski stoi z miną niewiniątka, która mówi: sami widzicie, starałem się.

A Lech Wałęsa na wizji brnie dalej:

– Wszedł jak do obory, ani me, ani be, ani kukuryku!

0:1 jeszcze przed gwizdkiem.

Debata startuje. Aleksander Kwaśniewski mówi, że chciałby być prezydentem, z którego Polacy będą dumni. A Lech Wałęsa komentuje, że to bolszewicko-komunistyczna szczerość. Po debacie Polacy wydają werdykt: 75 do 25 na korzyść postkomunisty.

Odesłany do narożnika

Przegrana zabolała, ale nie dlatego, że mój mąż nie wygrał, lecz dlatego, że przegrał z postkomunistą. To mnie bolało! Porażka z inną osobą bolałaby mniej (…) dodatkowo tak nie fair, tak nieuczciwie postąpił z mężem (…). To nie była honorowa walka” – wspomina Danuta Wałęsa.

Zgadzam się, dobrze pamiętam tę kampanię i tę debatę. To było jak policzek, nie tylko dla Danuty: „Byłam zbulwersowana, a nawet wściekła”.

I stało się. W pierwszej rundzie Lech Wałęsa przegrywa z Aleksandrem Kwaśniewskim w stosunku trzydzieści trzy do trzydziestu pięciu procent. Niby tylko dwa punkty procentowe, ale jednak przegrana. Trudno odwrócić trend, tak jak trudno zawrócić przybierający na sile wiatr czy zatrzymać nadciągającą burzę. Lech Wałęsa nie leży na deskach, ale w boksie sędzia spojrzałby mu w oczy, czy jeszcze może walczyć. Może, w końcu to fighter.

W drugiej rundzie, 19 listopada 1995 roku, znowu tylko trzy punkty procentowe różnicy, czterdzieści osiem do niespełna pięćdziesięciu dwóch. I stało się, wciąż stoi na nogach, ale po raz drugi wyliczony i ostatecznie odesłany do narożnika.

The winner is…

Po raz pierwszy od 1980 roku, od przeszło piętnastu lat, zwycięzcą nie jest Lech Wałęsa.

Jak podsumowała jego żona: „Mąż pod koniec kadencji czuł, że nie ma wystarczającego poparcia, że może przegrać wybory. I przegrał je”.

Przegrywał już bitwy, ale wygrywał wojny. Teraz przegrał dwie bitwy i wojnę.

Wraca do Gdańska. (…)

Celebryta i inne kłopoty

Lech Wałęsa po prezydenturze częściej niż w rodzinne strony będzie wyjeżdżał za granicę. Jest znany na całym świecie jako były prezydent, jako przewodniczący Solidarności, a przede wszystkim jako po prostu Lech Wałęsa. Z tej racji, szczególnie tuż po prezydenturze, był zapraszany na sympozja, spotkania, wręcz rozchwytywany. Tak zwane wykłady to bardzo dobry zarobek. Przez dobrych kilka lat był w ścisłej czołówce, jeśli chodzi o stawki. Sam o tym nie raz pisał na blogu, wykopie.pl czy mówił w wywiadach. Kilkadziesiąt, a nawet 100 tysięcy dolarów za wyjazd, a w ramach wyjazdu wykład, spotkanie z organizatorami i uczestnikami, ściskanie dłoni i zdjęcia. Do tego wywiady dla mediów. Za tę stawkę organizatorzy mogą się pochwalić topowym gościem. Najwyższe stawki obowiązują w USA i krajach arabskich, w Europie są niższe. Z czasem jego stawka będzie maleć, a zaproszenia coraz rzadziej przychodzić. Dziś jego nazwisko już nie widnieje w najbardziej znanej agencji Celebrity Speakers, co jednak nie znaczy, że nie jest możliwe zaproszenie Lecha Wałęsy. Pozostaje czynnym prelegentem z grupy celebrity-politician, tyle że zapraszanym coraz rzadziej i za coraz mniejszą stawkę.

Inne zaproszenia przychodzą z okazji nadania honorowych doktoratów. W ten sposób uczelnie nieco oszczędzają na kosztach ściągnięcia polityków na organizowane przez nie konferencje, sympozja, jubileusze. Honory zamiast gotówki. I tak Lech Wałęsa ma doktoraty honoris causa uniwersytetów między innymi w Stanach Zjednoczonych, Meksyku, Korei, a nawet na Hawajach. Jednak o ile w latach osiemdziesiątych wśród nadających tytuł honoris causa były i te prestiżowe (Notre Dame, Harvard), o tyle po 1989 roku nie ma już żadnego ze znaną marką.

Jeszcze inny typ zaproszeń to czysta komercja. Takim medialnym przykładem jest jego obecność na dziesiątych urodzinach marki Carrefour w Polsce, w 2007 roku. Ma tam wygłosić wykład pod tytułem „Odpowiedzialność w biznesie”. Z jednej strony marketingowcy firmy budują wokół udziału byłego prezydenta ideową narrację (współpraca polsko-francuska, etyka biznesu, wspieranie przedsiębiorczości itd.), z drugiej media spekulują, ile kosztuje wizyta Lecha Wałęsy na komercyjnym show. Oburzony koncern już śle pełne oburzenia protesty, kiedy wszystkich godzi Lech Wałęsa, mówiąc: „Oczywiście, że mi zapłacili. Za taki występ dostaję od dziesięciu do stu tysięcy euro. Ja zarabiam po parę milionów w ten sposób. Myśli pani, że za trzy tysiące złotych ja bym był w stanie żyć?” („Rzeczpospolita”, 19 listopada 2007 r.).

Inne dochody to prezydencka emerytura, a także sprzedaż praw: do książki, wywiadu czy scenariusza. Hollywood jeszcze na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ponoć zapłaciło milion dolarów za wyłączne prawa do scenariusza o jego życiu. Film nigdy nie powstał, ale pieniądze – a potem kłopoty – zostały. Kiedy Lech Wałęsa przegrał wybory, władze skarbowe zaczęły go nękać z powodu nieodprowadzonego podatku. Historia się powtarza, znowu nagrody, znowu komuniści, znowu wizyty skarbówki.

„Bardzo się wówczas zdenerwowałam, gdyż przyszli przed samymi świętami. (…) Byłam tak zdenerwowana, że nie mogłam się powstrzymać i na nich nakrzyczałam”.

Déjà vu. Tym bardziej że znowu, jak w 1983 roku, nie chodzi o to, żeby złapać króliczka, ale by gonić go. Dokuczyć, trzymać w szachu.

Ostatecznie sąd sprawę oddalił.

Czytaj więcej

Gdzie ta miłość do Ukraińców

Jak kurtyzana

Nie bardzo mogę sobie wytłumaczyć, zresztą nie tylko ja, co powodowało Wałęsą, żeby w 2009 roku zaangażować się w kampanię wyborczą partii Libertas. Ba, wręcz stał się jej twarzą, najbardziej rozpoznawalną osobą w Europie wspierającą ten ruch. A był to ruch bardzo niebezpieczny, mający rozsadzić od środka Unię Europejską.

Jej przywódca, Irlandczyk Declan Ganley, rok wcześniej zaangażował się finansowo we wsparcie antyeuropejskiego referendum w Irlandii. Przegrał, ale w 2009 roku sfinansował podobne struktury w wyborach do europarlamentu we wszystkich krajach Unii. Z Polski skusił pojedynczych polityków LPR, PO, PiS i kilku drobnych partii. Ale jego największą zdobyczą, i to na skalę międzynarodową, nieoczekiwanie okazał się Lech Wałęsa.

Dlaczego? Spekulacji było dużo. Zadecydowało jego przekonanie (antyeuropejskie?), pieniądze (na pewno duże na struktury, ale czy dla Lecha Wałęsy również?), wpływy Rosji (przypominają się wizyty Wałęsy w Moskwie, Brukseli i Bonn, poza tym udział w Libertas działaczy proputinowskiego stowarzyszenia Zmiana i oskarżonego o szpiegostwo na rzecz Rosji Mateusza Piskorskiego) czy po prostu, nazwijmy to oględnie, jego przewrotny charakter?

Jakkolwiek by było, Lech Wałęsa odmawia Platformie Obywatelskiej i osobiście Donaldowi Tuskowi udziału w obchodach rocznicy 4 czerwca 2009 roku, a zamiast tego jedzie na europejski kongres partii Libertas, za co miał dostać od 50 do 100 tysięcy euro. I to chwilę po tym, jak Jarosław Wałęsa jako europoseł Platformy publicznie zapewnił, że jego ojciec na pewno nie popiera Libertas.

W Polsce działanie Lecha Wałęsy wywołuje powszechne oburzenie, a zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” Piotr Stasiński grzmi: „Lech Wałęsa oddaje się Declanowi Ganleyowi jak kurtyzana”.

Trzeba jednak przyznać, że podczas pobytu Ganleya w Polsce spotkał się on nie tylko z Wałęsą. Przyjął go między innymi kardynał Stanisław Dziwisz, a dla TVP kierowanej przez narodowca Piotra Farfała wywiad z nim przeprowadził Piotr Kraśko.

W każdym razie Lech Wałęsa nie wydaje się przejmować głosami oburzenia, w swoim życiu wysłuchał ich nieraz. On stosuje zasadę: „Ja demokratycznie, półdemokratycznie, a nawet niedemokratycznie buduję demokrację”. Albo, jak to mówi Krzysztof Pusz: „Z głupoty! Z czystej głupoty!”.

Fragment książki Krzysztofa Brożka „Wałęsa. Gra o wszystko”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Czarna Owca.

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Tak wygraną w 1990 roku, jak i przegraną w 1995 trafnie przepowiedziała Lechowi Wałęsie żona Danuta: „Jak wygrasz wybory, będziesz prezydentem. A jak przegrasz, to nie będziesz”. Jeśli chodzi o Lecha Wałęsę, sprawdziło się to co do joty w obu wypadkach, chociaż podejrzewam, że może to mieć zastosowanie i do innych polityków.

Pycha kroczy przed upadkiem, miał powiedzieć biblijny Salomon. Hasłem wyborczym Lecha Wałęsy było: „Kandydatów jest wielu, ale Lech Wałęsa tylko jeden”.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku