Dopytuję, czy jego zdaniem uchodźcy są roszczeniowi. – Nie mam takiego poczucia. Nie lubię zresztą tego terminu, przypomina mi neoliberalne pranie mózgu. Przecież każda grupa ma jakąś potrzebę, a nie roszczenie, co z gruntu brzmi źle. Pamiętajmy, że ukraińscy uchodźcy próbują sobie jakoś radzić. I radzą nad wyraz dobrze, zważywszy na piekło, z jakiego uciekli – mówi socjolog. – Większość badanych uważa, że uchodźcom należy pomagać i kropka. W mniejszości są ci, którzy uważają, że nie. Problem polega na tym, że większość maleje, a mniejszość rośnie. Na razie większość jest większością i to daje nadzieję, lecz na sondaże trzeba patrzeć w trendach, które są takie, że chęć pomocy spada. Ten kryzys jest narastający. Nie twierdzę, że za chwilę nastąpi wybuch antyukraińskich nastrojów, ale widać systematyczną zmianę emocji na gorsze.
Tymczasem Polacy odczuwają niechęć do nowo przyjezdnych, co jednocześnie nie przeszkadza im aktywnie sprzyjać Ukrainie. To ciekawy wątek raportu, że resentyment wobec uchodźców nie idzie w parze z niechęcią wobec sąsiada, któremu niezmiennie kibicujemy w wojnie z Rosją – zapewne mając świadomość, że jesteśmy zapleczem frontu, więc im lepiej wiedzie się Ukrainie, tym my śpimy spokojniej. Można to czytać jako de facto sprzyjanie samemu sobie, wszak my możemy być następni (parafrazując klasyka: „Dziś Ukraina, jutro może przyjść czas na Polskę”). I nawet po oddaleniu tych katastroficznych wizji narodowe wsparcie dla Ukrainy trwa – strach przed Rosją jest ogromny.
Niestety, jesteśmy także przekonani, że w razie konfliktu na terenie naszego kraju, uciekną z niego ludzie bogaci i – badani podkreślają to niezależnie od tego, czy biorą udział w wyborach i na kogo głosują – politycy z rządu i opozycji, w czym powtórzyłaby się sytuacja z września 1939 roku. Dopytywani, nikogo nie typują – ani odruchowo, ani po namyśle – na potencjalnego polskiego Wołodymyra Zełenskiego. I to najsmutniejsza myśl z raportu.
Jak wywołać bunt
Sadura w jednym z wywiadów (dla gazeta.pl) straszył, że „są już sondaże tak złe, że zleceniodawcy nie zdecydowali się na ich publikowanie. Pewna uznana instytucja zamówiła sondaż, zobaczyła wyniki – jak wielu Polaków ma już dość Ukraińców – i postanowiła ich nie publikować. Z dobrej woli, żeby nie szkodzić sprawie”. Dopytuję: dlaczego? – Takie wyniki mogą być niepublikowane ze względu na interes narodowy, poprawność polityczną albo obawę przed wypuszczeniem demonów. Mieliśmy ten sam dylemat ze Sławkiem Sierakowskim, czy mówić o wszystkich wnioskach, nie chcąc wywołać wilka z lasu. Kontaktowaliśmy się z uchodźczymi organizacjami ukraińskimi. Po czym zdecydowaliśmy się, żeby podać badania do publicznej wiadomości – mówi.
Rzeczywiście, istnieją raporty schowane, jednak nie w szufladzie, lecz dla masowego odbiorcy za paywallem – jak wrześniowa analiza platformy analitycznej Polityka Insight. Jej autorem jest Kastor Kużelewski, analityk do spraw politycznych. Rzecz bardzo krótka, bo dwustronicowa, odpowiada na pytanie: „Dlaczego pogarsza się stosunek Polaków do Ukraińców?”.
Oparciem są dane zebrane przez firmę Inquiry, która co tydzień bada postawy Polaków wobec Ukraińców. Wynika z nich, że od marca do września nie doszło do wyraźnego tąpnięcia: odsetek osób pozytywnie nastawionych do uchodźców spadł o 15 pkt proc. (do 55 proc.), a osób mających stosunek negatywny wzrósł o 5 pkt (do 13 proc.). Autor podsumowuje, że „spadek przychylności wobec uchodźców bierze się m.in. z pogarszającej się sytuacji gospodarczej i rywalizacji o usługi publiczne”, co rymuje się z raportem KP.
Podobnie jak kolejne zdania: „Polacy odczuwają wzrost cen najmu i konkurencji na rynku pracy. (…) Narasta frustracja związana z dostępem do usług publicznych. W obliczu rosnącej inflacji Polacy w coraz większym stopniu będą polegać na usługach dostarczanych przez państwo. Według naszych badań dostęp dla obywateli Ukrainy do programu 500+ popiera mniej niż 20 proc. badanych, dostęp do państwowej służby zdrowia – 41 proc., do zasiłku dla bezrobotnych – ok. 14 proc., a do szkół publicznych – ok. 54 proc. Złość za obniżanie się jakości usług publicznych, przejawiająca się np. w nietradycyjnych godzinach rozpoczęcia zajęć szkolnych lub dłuższych kolejkach do lekarza, może ogniskować się na Ukraińcach jako »obciążających system«. Zjawisko to potęguje przekonanie o priorytetowym traktowaniu uchodźców w dostępie do usług publicznych. W opinii ekspertów ta część klasy średniej, która dotąd niechętnie podchodziła do niepracujących osób pobierających 500+, dziś w podobny sposób myśli o ukraińskich uchodźcach”.
Kużelewski zwraca uwagę na zjawisko nieujęte przez Sadurę i Sierakowskiego: nasilającą się antyukraińską narrację w internecie. Nie chodzi o opowieści-chwasty, lecz jawne nawoływanie do buntu wobec uchodźców. „Pod koniec sierpnia na Twitterze popularność zdobył hasztag #stopukrainizacjipolski sprzeciwiający się widoczności Ukraińców w przestrzeni publicznej. Promował go m.in. poseł Konfederacji Grzegorz Braun. Działające przy think tanku Atlantic Council DFR Lab stwierdziło, że akcja ma charakter astroturfingu – sztucznie sterowanego działania, polegającego na symulowaniu oddolnego, powszechnego ruchu, w rzeczywistości tworzonego przez niewielką liczbę hiperaktywnych kont i botów. Innym przejawem antyukraińskiej propagandy, w tym wypadku skierowanej do kobiet, jest rozpowszechnianie informacji o masowej »kradzieży polskich mężczyzn« przez Ukrainki. Latem o dezinformacji w tym obszarze informował obecny pełnomocnik rządu ds. bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej Stanisław Żaryn”.
Gdy Polacy przywykli do wojny, zaczęła przeważać „troska o interes własny ponad poczuciem moralnej powinności wobec najechanych sąsiadów. Wskazuje na to fakt, że obecnie tylko 23,6 proc. badanych zdecydowanie zgadza się ze stwierdzeniem, że Ukraińcy zasługują na pomoc Polski (spadek o 15 pkt proc. względem początku konfliktu), a jedynie 8,8 proc. ze stwierdzeniem, że Polska powinna przyjąć wszystkich Ukraińców, którzy potrzebują pomocy, bez względu na koszty (spadek o 7 pkt proc.)”.
Polityka Insight wieszczy, że nadciągająca zima i kryzys energetyczny prawdopodobnie wzmocnią niechęć do uchodźców. „Dalsze wzrosty cen i kosztów utrzymania mieszkań sprawią, że poziom życia wielu Polaków pogorszy się, a dodatkowe obciążenie państwa wydatkami socjalnymi i wojskowymi doprowadzi do obniżenia jakości usług publicznych. W takiej sytuacji polscy obywatele zaczną szukać przyczyn problemów i część z nich odnajdzie je właśnie w Ukraińcach. Wzrost nastrojów antyukraińskich może wzmocnić radykalną prawicę, która wątki antyukraińskie promuje już od dawna. Istnieje też ryzyko, że w roku wyborczym zaczną się one pojawiać również w przekazie partii głównego nurtu, co jeszcze bardziej przyspieszy wzrost niechęci Polaków wobec uchodźców”.
Raport KP ujmował to mniej dosadnie: „Kontrola społeczna w sferze publicznej w tym wypadku pozostaje niemal żelazna i niechęć wobec uchodźców nie wypływa poza tradycyjne sytuacje, które jej sprzyjają, jak plotki i rozmowy przy stole. (…) Ani PiS, ani żadna inna partia – poza Konfederacją – nie rozgrywają narastających obaw związanych z pogarszającą się sytuacją ekonomiczną i napływem uchodźców z Ukrainy. Żadna główna siła polityczna nie stara się zbijać politycznego kapitału na tych nastrojach, ale też nie próbuje się nimi właściwie zająć. To się jednak może zmienić – emocje społeczne są silne, podobnie jak pokusa, by wskazać winnego obniżającego się poziomu życia. Szczęściem w nieszczęściu jest, że niechęć wobec uchodźców z Ukrainy nie ma charakteru dehumanizacyjnego ani nie spotyka ich mowa nienawiści. (…) Ukraińcom grozi realne niebezpieczeństwo szykan i poniżającego traktowania (szczególnie narażone są dzieci i młodzież szkolna). Jeśli tematu nie podejmie w przemyślany sposób opozycja, wykorzystają go populiści. Wcale niekoniecznie ci rządzący Polską, bo im wiąże ręce przyznany samym sobie tytuł do chwały za to, że Polska tak wspaniałomyślnie zachowała się wobec uchodźców z Ukrainy. Argument ten PiS wykorzystuje w polityce zagranicznej”.
Czapki z głów i dziękować
Polakom i Ukraińcom przygląda się także instytut IBRiS w kwartalnym badaniu „Światowid”, którego opracowania również nie są częścią domeny publicznej. Prezes Marcin Duma może jednak o nich opowiedzieć. Chodzi o dwie analizy z czerwca i września, co daje skalę porównawczą i pozwala wychwycić trend: – Nasze badanie ma charakter wywiadu swobodnego. Uczestnicy sami wylewają żale, interesujące kwestie są potem pogłębiane. Wątek dotyczący Ukraińców był dla nas zaskoczeniem. A wnioski spójne z tym, co ustalili Sadura z Sierakowskim: mamy rozdźwięk w stosunku do Ukrainy i Ukraińców w Polsce (bo nie do Ukraińców w ogóle), choć 70 proc. badanych deklarowało pomoc.
– Czerwcowe wyniki podzieliliśmy na trzy grupy. Pierwsza to odczucia żalu, zazdrości i niewdzięczności, bo wizerunek Ukraińca nie pokrył się z tym, jak go sobie wyobrażaliśmy. Trochę na wzór tego, co kiedyś Europa myślała o Polsce, że po ulicach chłopi jeżdżą furmankami. Okazało się, że nie tacy ci Ukraińcy biedni. Że wyglądają jak my albo lepiej. Że przyjechali luksusowymi autami, co wzbudziło negatywne odczucia, choć większość z nich dotarła do nas pociągiem lub autokarem – zauważa Duma. – Druga grupa to poczucie, że osiągnęliśmy już granicę wydolności w kwestii pomocy, w co zainwestowaliśmy ogromny kapitał emocjonalny i tym samym zużyliśmy nasze zasoby. I nie możemy zrobić więcej. A zresztą czemu w ogóle pomagać, skoro przyjechali do nas bogacze? I punkt trzeci – obarczyliśmy uchodźców winą za to, że zaczęło nam się żyć gorzej, a przeznaczone dla nich publiczne pieniądze powinny zostać wydane na walkę z inflacją i inne potrzeby. To była dojmująca i wszechogarniająca emocja.
Według Dumy oczekiwaliśmy, że uchodźcy zrobią to, co ich poprzednicy z emigracji zarobkowej, czyli wybiorą gorzej płatne prace. – Wyłoniła się tego spójna opowieść, żeby wysłać ich do zbierania truskawek w pełnym słońcu, po czym mieli pocałować w rękę łaskawego gospodarza, dostać skromną wypłatę i spróbować z tego wyżyć – mówi szef IBRiS. – Było to podszyte poczuciem wyższości kulturowej i historycznej, jakby przemówił polski kolonializm, choć kolonii nigdy nie mieliśmy, ale wszyscy wzrastaliśmy na Henryku Sienkiewiczu, który o Ukraińcach pisał z wyższością. Podmiotowi jesteśmy my, nie oni, więc to oni powinni zdjąć z głów czapki i w lekko przygiętej pozycji dziękować za nasze wsparcie – tłumaczy Duma i nie wygląda na to, żeby kpił.
Chłód po rakiecie
Czerwcowe badanie IBRiS powieliło też obawy opisane przez KP, że Ukraińcy ograniczą nam dostęp do edukacji, służby zdrowia i rynku pracy, choć – co stanowi różnicę – badani nie odnosili się do jakości usług publicznych w państwie: zwracali uwagę, że polski system jest uszyty na nasze potrzeby, więc uchodźcy go przeciążają, ale samego systemu nie oceniali. We wrześniu również pojawiły się wątki z raportu Sadury i Sierakowskiego, czyli narzekania, że w przychodni obowiązują godziny dla Ukraińców i komuś kazano fatygować się jeszcze raz; inny był zmuszony zabrać dziecko ze szkoły, bo nauczyciele folgowali młodym Ukraińcom i lekcje straciły na jakości; jeszcze inny chciał zatrudnić Ukraińca, ale ten zażądał takiej stawki, że lepiej wynająć Polaka.
– Takie historie usprawiedliwiają nasz gniew i irytację. To nagminny mechanizm: ha, ha, wiedziałem, że tak będzie. I nie ma znaczenia, czy sam usłyszałem tę opowieść, czy tylko wyczytałem i przekazuję dalej, bo rzeczywistość społeczna nie jest taka, jaka jest, lecz taka, jaką sobie wyobrażamy – mówi Duma. – Proszę zobaczyć, że Ukraińców nie jest aż tak wielu, nie różnimy się wyglądem, ale mówią inaczej, co wyraźnie słychać w galerii handlowej. I dziwimy się: oni tutaj w ciągu dnia?! Dlaczego nie pracują? Skąd mają pieniądze? Zapewne z moich podatków! Cóż, opowieść o uchodźcach, którzy wynajęli drogie apartamenty przy Elektrowni Powiśle, będzie atrakcyjniejsza od tej, że inni mieszkają kątem u polskiej rodziny, bo wtedy można na nich zrzucić rosnące ceny najmu.
Za to wsparcie dla Ukrainy trwa. We wrześniu 20 proc. badanych przez IBRiS stwierdziło, że powinna ona zakończyć wojnę nawet kosztem utraty części terytoriów, co jest wynikiem jednym z najniższych w Europie. 80 proc. badanych deklarowało zaś potrzebę utrzymania wsparcia, by Ukraina się broniła, co nie jest „czystym altruizmem, bo póki walczy z Rosją u siebie, trzyma Rosję daleko od nas”.
– Pomoc dla uchodźców stała się mitem: 93 proc. badanych było zadowolonych, że jesteśmy tacy wspaniali i daliśmy radę. Jednocześnie aż 62 proc. z nas uważa, że publiczne wsparcie dla Ukraińców jest zbyt kosztowne. Od czerwca zostało w nas poczucie uprzywilejowania uchodźców. Wciąż uważamy też, że powinni pójść do pracy, bo rynek ich potrzebuje, tak samo jak potrzebował Polaków w Wielkiej Brytanii, bo odniesienie do tej sytuacji jest częste. Ulotniła się jednak dostrzegalna latem złość. Zniknęło też przeświadczenie, że nie możemy dać więcej – komentuje Duma.
Pytam go o to samo, co Sadurę: czy powinniśmy się samoograniczać w opowieściach o negatywnych zachowaniach Ukraińców, gdy jesteśmy ich świadkami, żeby grać w rosyjskiej orkiestrze? – Trzeba raczej przeciwdziałać szerzeniu się niesprawdzonych historii. Mówić o faktach, że Ukraińcom oferujemy pomoc w dużym zakresie, że wielu z nich uczciwie pracuje, że trafili tu z powodu wojny. Pokażmy też, że wspierają nasze państwo, bo język ukraiński w szpitalu słychać od pacjentów, ale i lekarzy, którzy mogliby u nas zostać na stałe. Nie zwracałbym uwagi na słabość państwa, co sugeruje Krytyka Polityczna, bo to tylko doprowadzi do dalszej frustracji – mów prezes IBRiS.
Co będzie dalej? – Wszystko zależy od losów wojny. Albo się skończy i uchodźcy wrócą do siebie, a my zostaniemy z narodowym poczuciem dumy, że jesteśmy najlepsi i zapomnimy o niesnaskach. Albo Ukraińcy zostaną i niechęć również, choć nie będzie eskalować. Albo popsuje się coś między nami, gdy ktoś namiesza w tym kotle wrzącej materii, bo jak jest dobrze, to jest dobrze, ale jak jest źle… Przykładem może być wybuch rakiety w Przewodowie, po którym Zełenski kategorycznie powiedział, że nie jest ukraińska, i od razu powiało chłodem – wtedy sezonowane emocje mogą eskalować. Albo wojna będzie trwać i uchodźców przybędzie, nawet drugie tyle, co da już liczbę ponad 3 milionów, czyli 10 proc. społeczeństwa. To bardzo dużo. I z taką mieszanką wybuchową może być źle… – mówi Duma.
Jego zdaniem klucz do rozwiązania sytuacji dzierży Unia Europejska, która może uruchomić mechanizm relokacji uchodźców, żeby Polacy zobaczyli, jak Ukraińcy wyjeżdżają do Włoch czy Hiszpanii, co stonuje nastroje. UE może również uruchomić środki z Europejskiego Funduszu Odbudowy, zamrożone z powodu postawy PiS na unijnych salonach, co oznaczałoby, że rację w swojej upolitycznionej interpretacji mieli jednak Sadura z Sierakowskim, nie prawicowy publicysta.