Politycy wreszcie zgodni. To człowiek zmienia klimat

Postępujące globalne ocieplenie przyniesie ze sobą nie tylko zmianę warunków klimatycznych, paradygmatów gospodarczych czy systemów energetycznych. Wysokie koszty z tym związane już dziś wykorzystywane są w brutalnej walce politycznej.

Aktualizacja: 04.09.2021 11:45 Publikacja: 06.08.2021 00:01

Politycy wreszcie zgodni. To człowiek zmienia klimat

Foto: AFP

Na Zachodzie, gdzie większość świątyń świeci pustkami, ludzie angażują się w ochronę klimatu z zapałem religijnych neofitów (...). Paranoja wokół zmian klimatycznych rodzi groźną tendencję. Rzeczowe dyskusje zastępuje nowe wyznanie – Kościół globalnego ocieplenia" – takimi słowami witał czytelnika artykuł Marka Rybarczyka opublikowany w polskim wydaniu tygodnika „Newsweek" w 2009 roku. Dziś podobne stwierdzenia znaleźć można jedynie w nielicznych prawicowych wydawnictwach, ale jeszcze kilkanaście lat temu takie głosy dochodziły także z medialnego mainstreamu. Dysonans, jaki wywołuje dziś ten cytat, to dowód na to, jak gwałtownie zmieniła się społeczna świadomość oraz wrażliwość klimatyczna w Polsce.

Marginalizowana przez lata sprawa globalnego ocieplenia oraz jego konsekwencji na stałe weszła do polskiej debaty publicznej. Z kwestii interesującej jedynie wąskie grono specjalistów i aktywistów stała się impulsem wyciągającym ludzi na ulice (np. w ramach Młodzieżowego Strajku Klimatycznego), ważnym tematem kampanii wyborczych (co pokazały ostatnie wybory prezydenckie i parlamentarne) oraz motorem transformacji społeczno-gospodarczej (czego najświeższym przykładem są propozycje zawarte w unijnym pakiecie Fit for 55).

Zainteresowanie Polaków sprawą zmiany klimatu można oczywiście zrzucić na karb skoncentrowanej na tej kwestii Unii Europejskiej oraz mediów, które zaczęły znacznie poważniej podchodzić do tego zagadnienia. Ale nie byłby to obraz kompletny. Mieszkańcy Polski na własnej skórze przekonują się już, z czym związane jest globalne ocieplenie. Zima 2019–2020 była najcieplejszą w historii polskich pomiarów. W styczniu ubiegłego roku średnia temperatura miesięczna była wyższa od normy o 3,7 st. C, w lutym – aż o 4,6 st. C. Wzrost średniej temperatury w Polsce w odniesieniu do okresów wieloletnich (tzw. trzydziestolatek, tj. 1951–1980 oraz 1991–2020) wyniósł 1,5 st. C. W 2020 r. mieliśmy najbardziej suchy kwiecień w XXI wieku i drugi pod tym względem w ciągu ostatnich 55 lat. „Nie wiem jak ludzie mający więcej niż 30 lat mogą nie dostrzegać (pomijając dowody pomiarowe) czegoś, co widać gołym okiem: że rozkład temperatur, opadów i innych zjawisk atmosferycznych zmienił się zauważalnie tylko za naszego życia" – pisał na Twitterze konserwatywny poseł Robert Winnicki, dając dowód na to, że nawet prawica, tradycyjnie oporna wobec takich tematów, jak globalne ocieplenie, zaczęła zmieniać swoje podejście.

Dostrojenie retoryki

Zmiana nastrojów wyborców w sprawie klimatu zaczyna się powoli przekładać na zmianę myślenia oraz zachowania polityków. Dla wielu z nich może to być jednak dość kłopotliwe wyzwanie – łatwo bowiem wyciągnąć pełne antynaukowych treści wypowiedzi sprzed lat niektórych z nich. Widać to dobrze choćby na amerykańskiej scenie politycznej.

W USA rolę klimatycznych kontestatorów grali od dawna republikanie. To właśnie ta partia, o silnych związkach z przemysłem, kwestionowała dorobek nauki w kwestii globalnego ocieplenia, promowała podważające fakty narracje oraz torpedowała politykę klimatyczną. Ale to się zmienia – i to zauważalnie. John Shimkus, członek amerykańskiej Izby Reprezentantów z ramienia Partii Republikańskiej, jeszcze w 2009 roku twierdził w kontekście zmiany klimatu, że „człowiek nie zniszczy Ziemi, nie zniszczy ją poprzez potop". Jednakże już w 2019 roku nawoływał do działań wyhamowujących globalne ocieplenie, apelując jednak, by były „realistyczne i pragmatyczne". Jego partyjny kolega z ław izby, David McKinley, w 2013 roku wyliczał, że „według ekspertów do 2023 roku korzyści ze zmiany klimatu wciąż będą górować nad jej kosztami". Sześć lat później krytykował spalanie paliw kopalnych, strasząc wzrostem poziomu mórz, zalaniem Miami oraz suszami. Prominentny republikanin Marco Rubio w 2014 roku wyznał, że nie wierzy, iż to ludzie odpowiadają za globalne ocieplenie. Zmienił zdanie już po czterech latach. Podobną drogę przeszedł Mitch McConnell, obecny lider republikańskiej mniejszości w Senacie USA.

Przemiany zachodzące w amerykańskiej debacie politycznej na temat klimatu są o tyle ważne, że to właśnie ze Stanów Zjednoczonych przywędrowała większość argumentów strony podważającej przebieg i znaczenie globalnego ocieplenia. Dziś kwestionowanie zmiany klimatu zostało zepchnięte w mediach do rewirów zajmowanych przez prawicowe tygodniki. Spora część wydawnictw zaczęła tworzyć specjalne działy poświęcone ochronie klimatu, szeroką rozpoznawalność i uznanie zyskały osoby, które tłumaczą, na czym polegają zmiany zachodzące w atmosferze: m.in. prof. Szymon Malinowski czy dr Tomasz Rożek.

Prezydent Andrzej Duda, który osiem lat temu popełnił sławetnego tweeta na temat zmiany klimatu („Jak sobie pomyślę że płacimy za »globlane ocieplenie« i popatrzę za okno, to mnie trafia szlag") ostatnio wziął udział – jako jeden z 40 światowych przywódców – w konferencji klimatycznej Joe Bidena, gdzie postulował sprawiedliwą transformację w kierunku niskoemisyności. Jego wypowiedzi w obronie górnictwa węglowego, które wygłosił na szczycie COP24 w Katowicach ustąpiły miejsca promowaniu źródeł odnawialnych oraz atomu. Sam węgiel również stracił w Polsce na wizerunku – z czarnego złota stał się paliwem schyłkowym. Większość polskich kopalń tego surowca ma zostać zamknięta do 2049 roku.

Zjednoczona Prawica przechodzi na pozycje proklimatyczne, promując m.in. zielony konserwatyzm. Ale proces ten jest bardzo powolny. W Polskim Ładzie, będącym kluczowym zbiorem obietnic rządu Prawa i Sprawiedliwości, termin „neutralność klimatyczna" pada tylko raz – w kontekście energetyki jądrowej.

Z kolei opozycja spod sztandaru Koalicji Obywatelskiej, która – przy wsparciu Zielonych – z polityki proklimatycznej uczyniła sobie dogodną broń w walce z rządzącymi, zaliczyła ostatnio pewną wpadkę, gdy jej powracający z emigracji lider, Donald Tusk, rzucił na jednym ze swych wieców „niech się naukowcy spierają o konkretne przyczyny i konkretne sposoby zapobiegania" globalnemu ociepleniu. Takie słowa zamazują to, że nauka od dawna wie, co jest przyczyną wzrostu średnich globalnych temperatur. Jest to człowiek oraz jego działalność, prowadząca do zwiększenia emisji gazów cieplarnianych. Tusk najwyraźniej zwrócił uwagę na swój lapsus, gdyż nie powtórzył go podczas innych spotkań, choć mocno akcentował na nich tematy klimatyczne.

Zmiany nie ominęły również nieco bardziej radykalnej prawicy. Poseł Konfederacji Dobromir Sośnierz stwierdził, że „przyjmuje do wiadomości (...), że globalne ocieplenie nie jest ściemą, jest faktem (...), a jego przyczyną najprawdopodobniej jest człowiek". Tak samo mówił wiceprezes partii KORWiN Sławomir Mentzen. „Globalne ocieplenie jest faktem. W istotnej części jest spowodowane przyczynami antropogenicznymi" – stwierdzał. Choć te wypowiedzi to – nieprecyzyjne – potwierdzenia tego, co nauka wie już od kilku dekad, to jednak dla polskiej prawicy są one nową jakością.

Na straży starego, dobrego negowania przebiegu oraz skutków globalnego ocieplenia pozostali weterani tego tematu – postaci takie, jak Janusz Korwin-Mikke, Tomasz Teluk, Tomasz Sommer, Rafał Otoka-Frąckiewicz, Łukasz Warzecha czy Rafał Ziemkiewicz. Ich narracja wciąż trafia do – coraz mniej licznej, ale wciąż istniejącej – grupy, której dobrze siedzi się w platońskiej jaskini.

Denializm 2.0

Czy postępująca zmiana społecznej świadomości będzie oznaczała również koniec kwestionowania dorobku nauki w kwestii zmian klimatu oraz podważania sensu wysiłków zmierzających do wyhamowania globalnego ocieplenia? I tak, i nie. Najprawdopodobniej dotychczasowe, podważające fakty argumenty używane przez stronę kontestującą przejdą ostatecznie do lamusa. Opinia publiczna nie będzie już słuchać o tym, że wulkany emitują więcej dwutlenku węgla niż ludzie (wszystkie aktywne wulkany lądowe i podwodne świata emitują tyle CO2, co Polska), że za ocieplenie odpowiada Słońce (ilość energii słonecznej dochodzącej do Ziemi od lat się zmniejsza, a mimo to klimat się ociepla) czy też, że obecna zmiana to część naturalnego cyklu planety (według cyklu powinno teraz zachodzić globalne ochłodzenie). Jednakże zamiast tego pojawią się inne głosy – być może znacznie bardziej atrakcyjne dla typowego Kowalskiego. Przedsmak tej nowej narracji dała debata na temat „Polityki energetycznej Polski do 2040 roku" (PEP 2040) oraz pakietu Fit for 55 (więcej na jego temat na str. 6–7 – red.).

Powyższe dokumenty, będące mapami drogowymi dla transformacji polskiej oraz unijnej gospodarki w kierunku niskoemisyjności, mają jeden wspólny mianownik: zapowiadają niezwykle forsowne i bardzo kosztowne zmiany, które dotkną praktycznie każdego mieszkańca Europy. Sama realizacja założeń PEP 2040 została przez Polski Instytut Ekonomiczny wyceniona na 890 mld złotych. Biorąc pod uwagę dotychczasowy stan realizacji projektów przewidzianych w tym dokumencie (m.in. elektrowni jądrowej, która po siedmiu latach PiS u władzy pozostaje wciąż tylko na papierze) czy przesadną ostrożność twórców PEP w kwestii uwarunkowań makroekonomicznych (obecny poziom cen pozwoleń na emisję miał być według PEP osiągnięty dopiero w 2040 roku), można założyć, że koszt ten będzie jednak większy. A i tak polska strategia oraz jej skromne klimatyczne ambicje bledną przy tym, co zaprezentowała niedawno Komisja Europejska w swoim Fit for 55. Nowe podatki dla paliw kopalnych, kolejne systemy handlu emisjami, zakaz rejestracji samochodów z silnikiem spalinowym – to tylko niektóre z rygorystycznych postulatów pakietu. Walka z globalnym ociepleniem kosztuje. I to właśnie na tym najprawdopodobniej będzie oparta nowa narracja jej przeciwników, także w Polsce.

Partie takie, jak Konfederacja czy Solidarna Polska już teraz zaznaczają, że nie odpowiada im polityka energetyczna rządu oraz Unii Europejskiej. Coraz większy nacisk kładą na to, jak odbije się ona na kieszeni przeciętnego Kowalskiego. W miarę przyrostu kosztów przerzucanych na gospodarstwa domowe taka narracja będzie przyciągać dużo społecznej uwagi – już teraz co czwarty Polak dotknięty jest tzw. ubóstwem energetycznym, odsetek ten wzrośnie w miarę skoku rachunków za prąd czy ciepło. Dociskanie ekonomicznej śruby zrodzi opór – i to na energię tych emocji liczą wspomniane wyżej siły polityczne. Ludziom znacznie prościej przychodzi bowiem bronić tego, co już mają (czyli np. tanie usługi czy media), niż walczyć o to, czego nigdy nie posiadali (wolności od problemu zmiany klimatu). Dlatego już teraz politycy Konfederacji mówią, że Europejski Zielony Ład to „zbiorowe samobójstwo", a Solidarna Polska nawołuje do powrotu do węgla.

Tego typu stwierdzenia – choć z dużym potencjałem angażowania emocjonalnego – mają jedną, kardynalną wadę: nie proponują zwykle scenariusza alternatywnego, a jeśli już go zakładają, to jest to co najwyżej slogan w stylu „wyjdźmy z UE". Głoszący je politycy doskonale zdają sobie bowiem sprawę, że odrzucenie polityki klimatycznej w ramach Unii Europejskiej jest niemożliwe. UE patrzy na swój Zielony Ład jako na nowe spoiwo, tworzące wspólne ramy współpracy gospodarczej i społecznej, tak potrzebne po brexicie i kryzysach wewnętrznych. Żadne państwo członkowskie nie będzie w stanie ich odrzucić. A z kolei na wyjście Polski z UE nie ma wśród Polaków zgody – zresztą, taki ruch byłby gospodarczą i polityczną katastrofą. Innymi słowy: partie odrzucające politykę klimatyczną i nieproponujące żadnej alternatywy to forma (anty)klimatycznego populizmu.

Malowanie zieloną farbą

Warto jednak pamiętać, że klimatyczne populizmy nie są wyłączną domeną prawicy. Druga strona sceny politycznej także ma swoje za uszami – choć tam narracja posiada inny wektor. Takie ugrupowania jak istniejąca jeszcze do niedawna Wiosna zaczęły wykorzystywać wrażliwość klimatyczną Polaków do napędzania własnej popularności poprzez prześciganie się w niemożliwych do spełnienia obietnicach. W 2019 r. partia Roberta Biedronia startowała do Parlamentu Europejskiego z takimi hasłami, jak odejście od węgla do 2035 r. i równoległe utworzenie 200 tysięcy miejsc pracy w sektorze odnawialnych źródeł energii. Choć postulaty te są miłe dla ucha, to jednak – patrząc z perspektywy technicznej – trudno uznać je za realne do osiągnięcia w proponowanym czasie. 30 lat całkowitego zarzucenia transformacji energetycznej robi w końcu swoje – polska energetyka to dalej monokultura węglowa, jej gwałtowne zmiany muszą uwzględniać infrastrukturalne możliwości zastępowania bloków węglowych innymi jednostkami, przy jednoczesnym zachowaniu bezpieczeństwa energetycznego. Na takie niuanse Biedroń nie zwracał uwagi – zamiast tego podbijał wciąż stawkę, pozwalając jednocześnie na to, by ludzie z jego partii straszyli wyborców energetyką jądrową, która uznana jest przez naukowców pracujących dla PAN za narzędzie wręcz niezbędne do transformacji energetycznej Polski.

Ocieplenie po polsku

Kwestie globalnego ocieplenia oraz polityki klimatycznej będą pojawiać się w polskiej debacie publicznej coraz częściej. Przyczyni się do tego zarówno stały wzrost średnich temperatur, jak i zaciskająca się pętla regulacji oraz harmonogramów transformacji. Dla przeciętnego Polaka będzie to oznaczać przede wszystkim dodatkowe obciążenia finansowe – wynikające czy to z krajowych, czy unijnych działań. Dla członków elity politycznej to głównie kolejne pole do walki o emocje, która najczęściej polega na uderzeniu prętem w klatkę z przeciwnikami i ich elektoratem. Polityczny krajobraz nad Wisłą się zazieleni – ale nie ma się co cieszyć z tego powodu, gdyż czas na takie klimatyczne konwersje minął już dawno temu. Polska – jeśli chodzi o działania w sferze transformacji energetycznej – jest w ogonie Europy. Niestety, nasi politycy przespali szereg sygnałów (m.in. pakiet 20x20x20, cel redukcji unijnych emisji o 95 proc. do 2050, porozumienie paryskie), które jasno wskazywały, że gospodarka UE będzie szła w kierunku obniżania śladu węglowego towarów i usług.

Patrząc na skalę wyzwań, jakie krajom członkowskim chce narzucić Unia Europejska w kwestii dochodzenia do neutralności klimatycznej, można dojść do wniosku, że Polska znajduje się w bardzo złej sytuacji. Kraj, który ma najwyższy procentowy udział węgla w miksie energetycznym oraz intensywność emisji z energetyki w średniej wysokości 750 g CO2/kWh, bardzo ucierpi na regulacjach wrzucających szósty bieg na drodze do dekarbonizacji.

Problemy te wskazywałyby na pilną potrzebę wyjęcia transformacji energetycznej i gospodarczej poza nawias bieżącego sporu politycznego – po to, by minimalizować straty poprzez jak najszybsze nadrabianie zaległości. Na to jednak, niestety, się nie zanosi.

Jakub Wiech jest dziennikarzem gospodarczym, eseistą i poetą, redaktorem portali Defence24 i Energetyka24. Autorem książek „Energiewende.

Nowe niemieckie imperium" i „Globalne ocieplenie. Podręcznik dla Zielonej Prawicy"

Na Zachodzie, gdzie większość świątyń świeci pustkami, ludzie angażują się w ochronę klimatu z zapałem religijnych neofitów (...). Paranoja wokół zmian klimatycznych rodzi groźną tendencję. Rzeczowe dyskusje zastępuje nowe wyznanie – Kościół globalnego ocieplenia" – takimi słowami witał czytelnika artykuł Marka Rybarczyka opublikowany w polskim wydaniu tygodnika „Newsweek" w 2009 roku. Dziś podobne stwierdzenia znaleźć można jedynie w nielicznych prawicowych wydawnictwach, ale jeszcze kilkanaście lat temu takie głosy dochodziły także z medialnego mainstreamu. Dysonans, jaki wywołuje dziś ten cytat, to dowód na to, jak gwałtownie zmieniła się społeczna świadomość oraz wrażliwość klimatyczna w Polsce.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS